Siedem rzeczy, których Izrael nie potrzebuje


Vic Rosenthal 2016-08-25

Izraelska minister sprawiedliwości, Ayelet Shaked, stanowczo domaga się przejrzystości w finansowaniu NGO. (Zdjęcie: Noam Moscowitz)

Izraelska minister sprawiedliwości, Ayelet Shaked, stanowczo domaga się przejrzystości w finansowaniu NGO. 

(Zdjęcie: Noam Moscowitz)



Na Zachodzie popularna jest teza, że konflikty rozwiązuje się przez zaspokojenie potrzeb ludzi. Jeśli będziemy umieli odpowiedzieć na pytanie, jak zaspokoić potrzeby wszystkich, będzie powszechny pokój i harmonia. Administracja amerykańska i europejska chcą pomóc reszcie świata – a szczególnie Izraelowi – w zaspokojeniu tych potrzeb.


Jest to trochę postawione na głowie. Problemem dzisiaj jest to, że Bliski Wschód otrzymuje za dużo pomocy. Izrael, na przykład, otrzymuje wiele darów, bez których byłoby mu dużo lepiej. A ponieważ wiele z nich dostarczają nasi przyjaciele w USA i Europie, proszę ich, by przestali dawać nam to wszystko. A więc, drodzy przyjaciele, tutaj jest siedem rzeczy, których naprawdę nie potrzebujemy, i chciałbym, byście przestali nam je dostarczać:


Nie potrzebujemy milionów dolarów i euro, które idą do wywrotowych organizacji pozarządowych w Izraelu. Mamy ich dziesiątki, pracujących rzekomo na rzecz praw człowieka, ale w rzeczywistości demonizujących Izrael w oczach świata, osłabiających naszą zdolność samoobrony, wzmacniających naszych wrogów, tworzących i podtrzymujących konflikt między Żydami i Arabami, i ingerujących w nasze procesy polityczne. Nasza kadra antypaństwowych aktywistów nie dostaje wsparcia od Izraelczyków. Czy bylibyście tak dobrzy i przestali im płacić?

Nie potrzebujemy waszej pomocy w czynieniu naszego społeczeństwa bardziej sprawiedliwym. Rozumiemy, że macie obsesję na punkcie kwestii rasowych, religijnych i płci i żywimy do tego sympatię. Ale zupełnie nie rozumiecie naszego społeczeństwa i kiedy  przysyłacie tutaj swoją delegację, by brała udział w demonstracjach (czasami z udziałem przemocy) przy barierze bezpieczeństwa lub wyrażacie groźby o tym, co stanie się, jeśli nie będziemy bardziej przyjaźni wobec nieortodoksyjnego judaizmu, możliwe, że stajecie po złej stronie, a z pewnością nie polepszacie sytuacji.   

Nie potrzebujemy porad od absurdalnie niepoinformowanych lub błędnie poinformowanych Żydów amerykańskich, którzy otrzymują swoje informacje od organizacji antysyjonistycznych, takich jak J Street i wydają się wierzyć, że ich żydowskie pochodzenie uprawnia ich do udziału w rządzeniu państwem Izrael. Jeśli chcecie pomóc w określeniu losu tego kraju, możecie tu przyjechać, posłać wasze dzieci do wojska, płacić podatki, niepokoić się o rakiety i terroryzm i głosować. W innym wypadku, nie mówcie nam, co mamy robić.  

 

Ameryka ma u siebie mnóstwo przemocy rasowej, a Europa doświadcza dziś epidemii gwałtów i molestowania seksualnego. Czy mogę zasugerować, byście zajęli się tymi problemami zanim zaczniecie dawać nam rady? Dziękuję.

Nie potrzebujemy was w charakterze naszego ministerstwa budownictwa. Mamy skomplikowane prawo o własności ziemi, datujące się od okresu osmańskiego i mamy staranny proces udzielania pozwoleń na budowę. Mamy sądy, które rozstrzygają kwestie sporne i są one bardzo uczciwe i sprawiedliwe również w stosunku do Palestyńczyków. Możemy i powinniśmy być w stanie egzekwować nasze reguły planowania zabudowy bez ingerencji. Obecnie mamy sytuację, w której antyizraelskie NGO, wspierane pieniędzmi z Europy i Ameryki, donoszą Departamentowi Stanu USA o tym, co uważają za działania dyskryminacyjne, po czym Department Stanu składa protest do rządu izraelskiego. 

A budowanie czegokolwiek w naszym kraju bez pozwolenia, a potem powoływanie się na “immunitet dyplomatyczny” (mówię to do przyjaciół z Unii Europejskiej) oznacza, że wasze twierdzenie, że nie potrzebowaliście pozwolenia na budowę, nie trzyma się kupy. Nie skarżcie się, kiedy je burzymy.

Nie potrzebujemy, byście nam mówili, gdzie Żydzi mogą żyć. Także – szczególnie – w naszej stolicy, Jerozolimie. USA i UE systematycznie protestują, kiedy Żydzi wprowadzają sie do dzielnicy, którą “Palestyńczycy chcieliby by była stolicą ich planowanego państwa”.  Czy Izrael protestuje, kiedy chrześcijańska rodzina wprowadza się do żydowskiej dzielnicy w Silver Spring, Maryland? Jak o tym trochę pomyśleć, fakt, że Zachód tak gorąco popiera rasistowski plan arabski stworzenia państwa wolnego od Żydów, dążąc do czystki etnicznej w XXI wieku, przyprawia o zawrót głowy. 

Nie potrzebujemy was do definiowania naszych granic. Nasze granice są tam, gdzie są, tak samo jak wszędzie gdzie indziej na świecie, w rezultacie wojen i dwustronnych porozumień. Rozumiemy, że nasi wrogowie chcieliby, by się skurczyły, żeby łatwiej im było nas zetrzeć z powierzchni ziemi, ale potrafimy i będziemy bronić tych granic, które mamy. Nie jest nam potrzebny nacisk skorumpowanej Organizacji „Narodów Zjednoczonych” ani wrogiej administracji Obamy, by odwrócić wynik wojny obronnej i byśmy znowu byli tak narażeni jak przed 1967 r. Niech USA najpierw oddadzą większość swojego południowego zachodu Meksykowi.

Nie potrzebujemy waszej interwencji w nasze demokratyczne wybory. Izrael ma chyba najbardziej demokratyczny (i bardzo frustrujący) system wyborczy na świecie. Jak już, to jest on zbyt demokratyczny, z małymi partiami mającymi za duże wpływy. Nie potrzebujemy zagranicznych mocarstw i ich najemników wstrzykujących pieniądze w nasze kampanie  wyborcze lub dostarczających konsultantów takiej lub innej partii. Wiem, że nie lubicie Netanjahu, ale Izraelczycy go wybierają, więc po prostu zaakceptujcie to. To nazywa się „demokracja”. My też niezbyt lubimy Obamę.

Nie potrzebujemy waszej pomocy militarnej. Tutaj mówię do Amerykanów. Pomoc militarna szkodzi naszemu przemysłowi, zmusza nas do kupowania rzeczy, których nie potrzebujemy, wypacza proces decyzyjny naszych wojskowych planistów i daje wam zdecydowanie zbyt wiele możliwości skutecznego wpływania na naszą politykę. Możemy kupować to, co potrzebujemy, za własne pieniądze i byłoby to dobre dla Izraela i dobre dla Ameryki.

 

Wszystko powyższe to aspekty jednego, podstawowego problemu: USA i Europa nie traktują Izraela jak niezależnego, suwerennego państwa. Nieingerowanie w sprawy wewnętrzne innych narodów jest podstawową zasadą stosunków międzynarodowych, niemniej w naszym wypadku jest to lekceważone.

Po trochu, za każdym razem, kiedy ustępujemy przed zagraniczną presją, stajemy się coraz mniej niezależni.  To jest nasz kraj, nasza stolica, nasze wybory, nasze granice, nasze ulice i nasze budynki, i nasza armia. Nic z tego nie należy do Waszyngtonu ani do Brukseli. Rządzi tym nasz Kneset według praw interpretowanych przez nasze sądy i egzekwowanych przez naszą policję.

Izrael ma pewne problemy, których zmiana nie leży w naszej mocy. Nie będzie pokoju z Arabami, dopóki nie zaakceptują istnienia państwa żydowskiego, a to oni muszą do tego dojrzeć. Choć jednak skierowałem powyższe zażalenia do USA i do Europy, możemy sami rozwiązać niemal wszystkie z nich tylko decydując się na większą stanowczość. Oto niektóre sposoby, na jakie próbujemy lub powinniśmy próbować to zrobić:


Izrael stał się suwerennym państwem w 1948 r., ale wygląda, jakbyśmy o tym zapomnieli. Suwerenność wymaga używania, podobnie jak mięśnie: używaj jej, albo ją stracisz.


Seven things Israel doesn’t need

18 sierpnia 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 



Vic Rosenthal

Emeryt. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Mieszka w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza również świetny amerykański bloger Elder of Ziyon.