Innowacja i jej wrogowie


Matt Ridley 2016-08-13

Luddysta, karykatura z początków XIX wieku.
Luddysta, karykatura z początków XIX wieku.

Pani premier ma ogłosić dzisiaj, że chce przekierować część przyszłych zysków z produkcji gazu łupkowego do gospodarstw domowych zamiast do władz lokalnych. Jest to nadzwyczaj sensowne. Daje miejscowej ludności udział w nowej technologii; jest wyrazem uznania, że innowacja będzie zaakceptowana w społeczeństwie tylko wtedy, kiedy efekty społeczne są korzystne; i odzwierciedla filozofię Theresy May, że całe społeczeństwo powinno mieć udział we wzroście.

Po wyjściu z Unii Europejskiej Wielka Brytania będzie musiała szybciej akceptować nowe technologie, by lepiej tworzyć dobrobyt w gospodarce opartej na wiedzy. Dla mnie jest to największa możliwość korzyści, jaką daje Brexit. Dla wykorzystania tej możliwości musimy jednak przekonać ludzi, by byli bardziej gotowi na akceptowanie innowacji i by zmniejszyli swoją podejrzliwość. Kraj, który potrafi wymyślić, jak to zrobić, wyprzedzi rywali.


Innowacje są głównym źródłem dobrobytu. Dzięki nim przeciętny człowiek żyje obecnie dłużej, odżywia się lepiej, podróżuje dalej, ma lepszą rozrywkę, a jego dzieci częściej przeżywają do dorosłości niż cztery stulecia temu zdarzało się to dzieciom monarchów. Spojrzenie wstecz na historię pokazuje, że innowacje niemal zawsze dokonywały więcej dobra niż zła.


Dlaczego więc istnieje tak zajadły opór przeciwko innowacjom? Sprzeciw wobec „szczelinowania” (nowością nie jest hydrauliczne szczelinowanie, które stosowano w Dorset od dziesięcioleci, ale wydobycie gazu łupkowego) jest w dużej mierze irracjonalny. Podobnie jak niegdyś twierdzenie, że kolej z Liverpoolu do Manczesteru spowoduje, że źrebne kobyły będą w szoku roniły, jest to oparte na micie, całkowicie sprzecznym z dowodami, które pokazują, że gaz łupkowy może dostarczyć energii czystszej niż węgiel, tańszej niż energia jądrowa i bardziej niezawodnej niż wiatr. Niemniej przeciwnicy, wsparci gigantycznymi budżetami i machiną PR wielkich środowiskowych grup nacisku, już oczernili reputację gazu łupkowego.


Nie jest to nic nowego. W 1679 r. William Petty pisał: „Kiedy innowacja zostaje zaproponowana, na początku każdy człowiek sprzeciwia się i biedny wynalazca musi znosić ciągłe ataki wszystkich marudnych mądrali”. Jak pisze Calestous Juma z Harvard Kennedy School w fascynującej książce Innovation and Its Enemies, także kawę i margarynę początkowo odrzucano z wielką zaciekłością.  


W XVI i XVII wieku kawa była wielokrotnie delegalizowana przez przywódców religijnych i politycznych w Kairze, Stambule i częściach Europy, kiedy rozprzestrzeniała się z Etiopii i Jemenu. Pozornie sprzeciwiali się jej „odurzającym” skutkom, albo podawali jakiś zmyślony powód religijny, ale prawdziwą motywacją zakazu było zazwyczaj niepokojące zjawisko  kawiarni, miejsca spotkań zachęcającego do swobodnej wymiany myśli. Król Karol II starał się o zamknięcie wszystkich kawiarni, mówiąc jasno, że nie podoba mu się to, że ludzie siedzą w nich przez „pół dnia” i „sączą w uszy innych ludzi przesądy” przeciwko władcom. Nienawidziłby Strabucks.


Margaryna, wynaleziona we Francji w 1869 r., była przedmiotem trwającej dziesięciolecia kampanii oszczerstw ze strony amerykańskiego przemysłu mleczarskiego. „Nigdy nie było… bardziej świadomego i skandalicznego oszustwa niż ten biznes fałszywego masła” – grzmiała komisja mleczarska Nowego Jorku. Nawet Mark Twain potępił margarynę, pokazując, że znakomitości były już wcześniej przeciwko postępowi.


W wielu stanach uchwalono prawa paraliżujące przemysł margaryny zakazami, podatkami i wymaganiami licencyjnymi. Na początku lat 1940. dwie trzecie stanów całkowicie zakazało żółtej margaryny ze zmyślonych powodów zdrowotnych. Przypomina to dzisiejsze reakcje na papierosy elektroniczne: zakazane w jednych krajach, takich jak Brazylia i Zjednoczone Emiraty Arabskie, i zwalczane w większości innych.


Horse Association of America zaciekle broniło się kiedyś przeciwko traktorom. Amerykańskiemu stowarzyszeniu muzyków udało się na moment zakazanie nadawania przez radio wszelkiej nagranej muzyki. Podobnie jak odnosząca początkowo sukcesy opozycja właścicieli kanałów wobec kolei stulecia temu w Wielkiej Brytanii, istniejące przemysły zrobią wszystko, by powstrzymać nowych rywali.  


Kolejną lekcję daje odrzucenie na cztery stulecia druku przez świat islamski, w odróżnieniu od Chin i Europy. Profesor Juma uważa, że powodem, dla którego druk tak szybko przyjął się w Europie – i wywołał Reformację – jest fakt, że europejscy skrybowie, jako mnisi, nie tracili środków utrzymania, jak to ryzykowali niegdzie nie przynależący kaligrafowie ze Stambułu. Dołożyły się także zastrzeżenia religijne. Co dziwaczne, Imperium Osmańskie pozwalało cudzoziemcom na zakładanie drukarni używających obcych języków i łacińskiego alfabetu, ale kiedy węgierski konwertyta, Ibrahim Muteferrika, dostał pozwolenie od sułtana na założenie drukarni w Stambule w 1726 r. na drukowanie wyłącznie książek niereligijnych, wywołało to zamieszki.


Pokazuje to, że nie sama technologia, ale środowisko społeczne determinuje, czy zostanie ona zaakceptowana. Tej samej właściwie lekcji dostarcza nieprzejednany i irracjonalny opór wobec genetycznie modyfikowanej żywności w Europie w odróżnieniu od stosunkowo szybkiego przyjęcia się tej technologii w Stanach Zjednoczonych. Europejscy konsumenci, bombardowani zieloną propagandą, w znacznej mierze widzą technologie genetyczne jako zagrożenia zamiast jako możliwości. Genetycznie modyfikowane bakterie, które produkują insulinę dla chorych na cukrzycę, nie napotkały na taki opór.


Ani też telefony komórkowe, wprowadzone mniej więcej w tym samym czasie i dość szybko zaakceptowane w Europie i w Ameryce, mimo najlepszych wysiłków aktywistów, by przestraszyć nas skutkami fal radiowych na nasze mózgi lub złym wpływem mediów społecznościowych na nasze życie towarzyskie. Nie jest więc pewnikiem, że Europa musi wolniej przyjmować nową technologię niż Ameryka. Gaz łupkowy i Uber wydają się iść w ślady roślin GMO: szybko zaakceptowane w większości stanów Ameryki, ale traktowane z luddystowską podejrzliwością w Europie.


Profesor Juma pisze, że “raz za razem polityków zaskakuje pojawienie się kontrowersji technologicznych”.  Niemniej są one straszliwie przewidywalne. Jeśli mamy mieć politykę przemysłową, proszę, czy mogłaby ona skupić się na tym problemie? Musi ona dostrzegać zakłócające spokój innowacje, które przyniosą wielu olbrzymie korzyści, ale napotkają na sprzeciw hałaśliwej mniejszości. Na przykład, samochody bez kierowców, edytowanie genów, e-papierosy i małe reaktory modułowe. Stratedzy muszą wypracować sposób, by wszyscy mieli poczucie, że mają coś do zyskania na danej nowości. I powiedzieć ludziom, którzy próbują zarobić na życie przez straszenie nas, kiedy nie ma do tego powodu, by poszli do diabła. To mógłby być punkt w programie dla George’a Freemana, byłego ministra nauk przyrodniczych, a obecnie kierującego jednostką strategiczną pani premier, który dobrze zna ten problem.

 

Pierwsza publikacja Times.

From coffee and printing to GMOs and shale gas, we're too anti-new

Rational Optimist, 9 sierpnia 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.