Najlepszy sojusznik Hitlera wczoraj i dziś


Andrzej Koraszewski 2016-07-07


W połowie lat siedemdziesiątych jechałem z Szwecji do Polski. W walizce miałem dwie koszule i bieliznę, a resztę miejsca zajmowały książki wydane na emigracji. W Świnoujściu celnik zapytał mnie, czy mam coś do oclenia. Zaprzeczyłem, ale kazał mi otworzyć walizkę. Odsunął koszule i uśmiechnął się obleśnie na widok zakazanych książek. Spojrzał na kolegę zajętego sprawdzaniem walizki innego pasażera, sięgnął po Najlepszego sojusznika Hitlera, schował książkę pod gazetę, zamknął moją walizkę i powiedział ściszonym głosem – To dla mnie, a resztę może pan zabrać.  


Aleksander Bregman był znakomitym przedwojennym dziennikarzem, który po wojnie mieszkał i pracował w Londynie. Najlepszy sojusznik Hitlerato to do dziś jedna z najlepszych pozycji dokumentujących współdziałanie Stalina i Hitlera oraz konsekwencje tej współpracy. Książka wydana po raz pierwszy w 1958 roku była w Polsce bardzo poszukiwana. Celnik najwyraźniej wiele o niej słyszał.


Po upadku komunizmu wydało tę książkę w Polsce Literackie Towarzystwo Wydawnicze oraz „Fronda”. Była również stosunkowo niedawno wznowiona przez londyńskie wydawnictwo „Orbis”. Jest dostępna w sprzedaży, ciekaw jestem, kto po nią dziś sięga. Jest to książka niezwykle pouczająca, nie tylko ze względu na przeszłość.


Stalin miał bezgraniczne zaufanie do Hitlera, któremu pakt Ribbentrop-Mołotow umożliwił spokojny atak na Polskę i Europę Zachodnią, wcześniej atak na Czechosłowację umożliwił brytyjski premier, a Polska dzielnie Hitlerowi pomogła. Stalinowi nie tylko nie przychodziło do głowy, że Hitler może okazać nielojalność, ale surowo karał agentów swojego wywiadu, którzy informowali, że Niemcy przygotowują się do ataku na ZSRR. Zbrodniczą głupotę Neville’a Chamberlaina uzupełniał zachwyt Stalina dla koncepcji podboju świata wspólnie z nazistami.


Wróciłem myślami do książki Bregmana czytając doniesienie o irańskiej rezolucji deklarującej eliminację Izraela. (O tej rezolucji możemy dowiedzieć się tylko z źródeł żydowskich, irańskich i arabskich.)  


Rezolucja opublikowana pierwotnie przez agencję prasową Fars, została przyjęta przez „masy Irańczyków” które demonstrowały w Dniu Al-Kuds  (Jerozolimy) na znak swojej solidarności z Palestyńczykami oraz przeciw Izraelowi i USA. Ludzie, którzy żyli w systemach totalitarnych doskonale wiedzą, co oznaczają rezolucje ogłaszane przez „masy”. Irańskie „masy” domagały się eliminacji „Izraela, który jest „rakowatym guzem” i żądały, aby ten cel stał się „szlachetną sprawą” jednoczącą cały świat muzułmański.


Antyżydowska paranoja Hitlera znajduje tu swoją kontynuację w Iranie. Hitler jest w tym, kraju otwarcie wielbiony, nazistowska ideologia rasy jest zastąpiona bożymi nakazami nienawiści, ale cała reszta się zgadza. Celem jest ostateczne rozwiązanie. Ten cel powinien jednoczyć wszystkich wiernych.

„My, Irańczycy, jesteśmy zjednoczeni [w dążeniu] do zobaczenia wyzwolonej, Świętej Al-Kuds (Jerozolimy) uratowania uciśnionego i bezbronnego palestyńskiego narodu od dominacji przez fałszywy syjonistyczny reżim i w wysiłkach by eliminacja Izraela, który jest rakowatym guzem, była szlachetnym celem Islamskiej Rewolucji.”

Rezolucja wzywa muzułmanów całego świata, aby nie pozwolili wrogom islamu odwracać swojej uwagi od sprawy Świętej Al-Kuds i Palestyny.       


Brytyjski premier oferował Hitlerowi Czechosłowację, kierując się wiedzą o głębokim pragnieniu pokoju przez narody europejskie. Stalin, widząc jak to gładko poszło, chciał pomóc połknąć resztę świata, licząc na uczciwy podział łupów. Chamberlain był zawiedziony, że Hitler nie zachował się jak dżentelmen i go oszukał, Stalin też poczuł się oszukany przez przyjaciela, któremu zaufał.                  


Ciekawym przyczynkiem do współczesnej historii są zeznania dowódcy amerykańskiej łodzi patrolowej zatrzymanej przez Irańską Gwardię Rewolucyjną w styczniu 2016 roku. Incydent miał miejsce w chwili, gdy prezydent Obama przygotowywał orędzie do narodu o przyjaźni i współpracy z Islamską Republiką Iranu. Jak czytamy w doniesieniu Washington Times z 30 czerwca br. dowódca, którego nazwisko zostało w raporcie utajnione, zeznawał:

„Stawiałem na to, że nas nie zabiją, nie myślałem, że będą nas pokazywać jak jeńców wojennych, ponieważ tak bardzo chcieli, żeby doszło do porozumienia nuklearnego.    


Pan Obama – mówił dalej – nie chciałby, abym rozpoczął wojnę z powodu pomyłki, z powodu nieporozumienia”. 

Ciężko upokorzeni marynarze amerykańscy zostali w końcu zwolnieni po 15 godzinach, a świat zobaczył Amerykę na kolanach. Jeden z marynarzy publicznie przepraszał przed kamerami irańskiej telewizji, drugi ujawnił tajemnice wojskowe, trzeci przekazał hasło do swojego służbowego laptopa. 


Ten z pozoru drobny incydent, w którym amerykański dowódca jednostek patrolowych zawinił, zmieniając planowany kurs i naruszając irańskie wody terytorialne, pokazał z całą mocą rozmiary wrogości Iranu wobec Ameryki. W amerykańskiej marynarce poleciały głowy, prezydent nie zmienił jednak ani jednego słowa w swoim orędziu do narodu (mimo, iż w chwili, kiedy je wygłaszał, amerykańscy marynarze byli poniżani i pokazywani w upokorzeniu przez jego irańskich przyjaciół). Deklaracje o przyjaźni i współpracy pozostały niezłomne.


Zapewne rację mają ci analitycy, którzy porównują politykę obecnej administracji amerykańskiej wobec Iranu raczej do pokojowych zabiegów premiera Neville’a Chamberlaina niż do zabiegów Józefa Stalina o przyjaźń Adolfa Hitlera, i trudno o wątpliwości, że tak w Ameryce, jak i (w jeszcze większym stopniu) w Europie te zabiegi o pokój wymagają stanowczej odmowy widzenia rozmiarów pogardy i nienawiści do Zachodu u tego partnera rozmów pokojowych, jak i (w szczególności) jego głośno i często deklarowanych zamiarów wobec Izraela.


Pozostańmy przy drobnych,  ale charakterystycznych przyczynkach mogących wskazywać na siłę poparcia społecznego dla tych pokojowych wysiłków zachodnich mężów stanu.  Drobna sprawa z Holandii. Czy symptomatyczna? To zależy od przekonań. W Amsterdamie, jak donosi źródło izraelskie, sąd skazał na eksmisję lokatorkę apartamentowca, która od pięciu lat była w sporze z sąsiadem. Ona oskarżała go o hałasy, on poszukiwał na Facebooku kogoś, kto chciałby ją zabić, oferując nagrodę w wysokości 10 tysięcy euro. Podobno nie ukrywał, że chodzi o Żydówkę, a jego czytelnicy zgłaszali gotowość pomocy w „ostatecznym rozwiązaniu”. Sąd uznał, że osobą, którą należy z budynku usunąć, jest lokatorka niewłaściwej rasy. Jak się wydaje, sąd nie brał pod uwagę problemu gróźb karalnych. Ale ponieważ wiemy zbyt mało, możemy sprawę uznać za symptomatyczną lub wręcz przeciwnie.


Być może ciekawszą sprawą było wystąpienie palestyńskiego „prezydenta” w Europejskim Parlamencie. O tej sprawie pisano sporo (również głównie w mediach żydowskich), jako, że „prezydent” Abbas posłużył się tradycyjnym, znanym z czasów średniowiecza oszczerstwem krwi, co powinno u ludzi z minimalnym chociażby poziomem odruchów moralnych wywołać zdecydowany sprzeciw. Wśród wielu kłamstw o Izraelu „poinformował” europosłów, że grupa rabinów wezwała rząd Izraela, by zatruwał wodę w studniach, co może doprowadzić do śmierci tysięcy Palestyńczyków. Po kilku dniach wycofał się z tego zarzutu, ale w Europie nikt nie protestował. Trudno się dziwić, Europa jest kolebką oszczerstwa krwi przeciw Żydom, setki tysięcy Żydów zginęło podczas pogromów w średniowieczu, które nieodmiennie były wywoływane pogłoskami o zatruwaniu studni, powodowaniu zarazy, porywaniu chrześcijańskich dzieci na macę. O ile mi wiadomo żaden z europosłów nie wstał i nie opuścił sali, wszyscy byli zachwyceni. Teraz izraelski dziennikarz próbował się dowiedzieć, co o tym sądzi ambasador Unii Europejskiej w Izraelu. Ambasadorem UE w Jerozolimie jest Lars Faaborg-Andersen, doświadczony dyplomata duński, wykształcony w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie z długim doświadczeniem w duńskiej służbie dyplomatycznej, więc nie miał najmniejszych kłopotów z odpowiedzią na pytanie, dlaczego oszczerstwo krwi otrzymało w Europejskim Parlamencie stojącą owację – taki jest obyczaj, że oklaskuje się mówców.    


Oczywiście pytanie wytrawnych duńskich dyplomatów, czy oklaskiwanie każdego, nawet najbardziej gangsterskiego, kłamstwa jest najlepszą drogą, by osiągnąć upragniony pokój, mogłoby wyłącznie przedłużać czas przeznaczony na rozmowę. A jednak byłoby ciekawe dowiedzenie się, co zachodni dyplomaci sądzą o kłamstwach palestyńskiego „prezydenta”, co sądzą o jego polityce oświatowej, mającej tak wiele punktów stycznych z polityką oświatową Adolfa Hitlera, co sądzą o karcie Hamasu, która jednoznacznie stwierdza, że celem tej organizacji jest likwidacja Izraela i jego mieszkańców, co sądzą o 100 tysiącach rakiet rozmieszczonych tylko na granicy Libanu z Izraelem, o bardzo dokładnie opisanych planach „wyzwolenia” Palestyny, które wprowadzone w życie oznaczałyby śmierć nie tylko izraelskich Żydów, ale i śmierć większości mieszkających tam Arabów.


Zarówno wytrawni dyplomaci, jak i ich przełożeni doskonale o tym wszystkim wiedzą. Pytani machają lekceważąco ręką, mówią, że to taka retoryka na użytek wewnętrzny.


Zainteresowanym, co o tym naprawdę sądzić, gorąco polecam lekturę Najlepszego sojusznika Hitlera, celnik wiedział, co bierze, mam nadzieję, że przekazał zdobycz swoim dzieciom.