Władcy much w dostojnych szatach sędziów


Andrzej Koraszewski 2016-07-04

Anders Kompass
Anders Kompass

Szukałem i nie znalazłem. Może źle szukałem, a może mam inną hierarchię ważności i rzeczy nieważne uważam za ważne. Anders Kompass, jeden z dyrektorów w Biurze Wysokiego Komisarza d/s Praw Człowieka (OHCHR) złożył 8 czerwca 2016 roku rezygnację, w związku, jak stwierdził w swoim oświadczeniu, „z całkowitą bezkarnością osób, które zostały złapane na nadużywaniu władzy, jak również ze względu na niechęć przełożonych do okazania jakiejkolwiek skruchy za sposób, w jaki mnie potraktowano.”


Ponad rok temu, w kwietniu 2015 roku w światowej prasie było trochę doniesień o ukaraniu Andersa Kompassa za ujawnienie seksualnego wykorzystywania dzieci przez żołnierzy francuskiej jednostki sił pokojowych ONZ rozmieszczonych w Republice Afryki Środkowej. (Z polskich mediów „Gazeta Prawna”, TVN24 i „Fronda” uznały tę wiadomość za dostatecznie ważną, żeby wówczas dać o niej wzmiankę.) Anders Kompass jeszcze w 2014 roku złożył raport o nadużyciach do władz francuskich, które podjęły dochodzenie (będące nadal w toku) przeciw 14 żołnierzom. Stojący na czele Biura ONZ d/s Praw Człowieka książę Zeid bin Ra’ad, uznał że Anders Kompass naruszył procedury i zawiesił go w czynnościach służbowych. Wywołało to jednak jakąś niemrawą krytykę ze strony Stanów Zjednoczonych i pomruki, że to raczej kierownictwo tej organizacji powinno być pociągnięte do odpowiedzialności za ukrywanie przestępstw kryminalnych. (O jakichkolwiek protestach wobec działania OHCHR ze strony krajów takich jak Polska oczywiście nie było mowy.)  

 

Teraz jednak Anders Kompass doszedł do wniosku, że dalsze próby naprawiania tej organizacji od środka nie mają większych szans powodzenia i złożył rezygnację. 

 

W oświadczeniu z 17 czerwca 2016 roku Anders Kompass pisze:

Do momentu, kiedy złożyłem mój raport o seksualnym wykorzystywaniu dzieci przez żołnierzy sił pokojowych w Republice Afryki Środkowej, pracowałem dla ONZ przez prawie 20 lat.

 

Trudno nadać jakąś hierarchię koszmarom i brutalnym scenom, jakich byłem świadkiem przez te dwie dekady – masakry, tortury, mordy, całe społeczności zmienione w uchodźców; jednak ośmioletni chłopiec opisujący szczegółowo seksualne znęcanie się nad nim przez strażników pokoju, którzy mieli go chronić, to jedno z zeznań, których wolałbym nigdy nie czytać.

 

Widziałem również przez te lata wiele nieprawidłowości w ONZ, ale nie byłem przygotowany na to, jak organizacja bada tego rodzaju sprawy, jak reaguje na skandal, ani jak postąpi ze mną.

Cholera na Haiti, korupcja w Kosowie, mordy w Ruandzie, ukrywanie zbrodni wojennych w Darfurze: zbyt często ONZ nie umiała przestrzegać swoich zasad i standardów zdefiniowanych w Karcie Narodów Zjednoczonych. Niestety, jak się wydaje, obserwujemy coraz więcej pracowników ONZ mniej przejmujących się przestrzeganiem standardów etycznych międzynarodowej służby cywilnej, aniżeli robieniem tylko tego, co jest wygodne, a przynajmniej tego, co nie spowoduje jakichś problemów dla nich samych, czy dla państw członkowskich.       


Przyczyną jest, zdaniem Andersa Kompassa, oportunizm, uczciwość jest oceniana jako zbyt kosztowna, a zamykanie oczu na zło po prostu się opłaca.


Pracownicy ONZ boją się, a ich strach jest oparty na doświadczeniach. Ludzka przyzwoitość jest karana, ujawnienie łajdactwa kończy się przesunięciem na inne stanowisko, szykanami, złą oceną, zerwaniem kontraktu. System w żaden sposób nie chroni pracownika, który ujawnia nadużycia. ONZ niesłychanie rzadko pociąga personel do odpowiedzialności za naruszenie etyki pracowniczej, a jeśli idzie o kierownictwo, to praktycznie rzecz biorąc nigdy.              


Kompass przywołuje swoje własne doświadczenie, kiedy w reakcji na ujawnienie pedofilii w jednostce sił pokojowych, poproszony został o rezygnację ze stanowiska, kiedy odmówił, przesunięto go na inne stanowisko, udzielono nagany i rozpoczęto dochodzenie w związku z „ujawnieniem tajnych informacji”.       


Zapewne – pisze dalej Anders Kompass – więcej ludzi gotowych byłoby do podjęcia ryzyka, gdyby końcowym rezultatem było rzetelne dochodzenie i ukaranie winnych, ale tym złem przeżarta jest cała organizacja aż do jej najwyższego kierownictwa. Kompass przywołuje najnowszy przykład decyzji podjętej przez samego Ban Ki-moona o usunięciu Arabii Saudyjskiej z listy krajów, które zabijają i kaleczą dzieci, ponieważ Arabia Saudyjska zagroziła wycofaniem wpłat dla ONZ.     


Kiedy pod presją Stanów Zjednoczonych Sekretarz Generalny był zmuszony do powołania niezależnej komisji badającej sprawę Andersa Kompassa, uznano że w tej sprawie popełniono błędy i wykroczenia, ale odpowiedzialni za nie (włącznie ze zignorowaniem przerażającego raportu o seksualnym wykorzystywaniu dzieci) nigdy nie zostali ukarani.  


Efekt jest oczywisty, ta sprawa, podobnie jak wiele innych, jest wyraźnym przesłaniem dla personelu ONZ – ujawnianie nadużyć popełnianych przez pracowników organizacji jest karane.


Jedyną szansą bezkarnego ujawniania tych nadużyć są przecieki do prasy i to zazwyczaj tą drogą dowiadywaliśmy się o skandalach.       


Anders Kompass został po blisko dwóch latach oczyszczony z zarzutów, ale ONZ nie zamierza niczego naprawiać w swoim systemie. W efekcie, jak pisze Anders Kompass:

Mógłbym zwrócić się do Trybunału Arbitrażowego NZ o zadośćuczynienie. Gdybym wygrał, oznaczałoby to wyłącznie finansową rekompensatę z pieniędzy pochodzących z budżetu ONZ – szczodrze dostarczonych przez podatników z całego świata, a nie z wynagrodzeń tych, którzy popełnili te przestępstwa.

W zakończeniu swojego oświadczenia Kompass pisze, że ponieważ nie może dalej kontynuować walki o to, co uznaje za słuszne, nadszedł czas, by odejść z ONZ po 21 latach pracy.  

Nadal wierzę w obronę praw człowieka. Nadal wierze, że światowa organizacja jest potrzebna, by poprawiać szansę na pokój i na rozwój. Jednak jestem również przekonany, że bez głębokich zmian zmierzających do wskrzeszenia zasad etycznych Organizacji Narodów Zjednoczonych, ta organizacja nie będzie zdolna do skutecznego przeciwstawienia się wyzwaniom dnia dzisiejszego i jutra.

W tej sprawie jednak moje doświadczenia skłaniają mnie do sceptycyzmu.

Człowiek skłonny do akademickich rozważań mógłby zastanawiać się nad pytaniem, jak takie głębokie zmiany mogłyby się zacząć, czy jest szansa, że na przykład mój kraj przestałby być statystą, który w tym cyrku wyłącznie posłusznie przyklepuje każde łajdactwo, razem z dziesiątkami innych obrońców status quo? Moje doświadczenia skłaniają mnie do sceptycyzmu. Czy jest może szansa, że Ameryka raz jeszcze wycofa się z różnych Rad Praw Człowieka ONZ i przestanie zarówno finansować, jak i podpierać agendy działające całkowicie sprzecznie z ideami, które przyświecały ich utworzeniu? Moje doświadczenia skłaniają mnie do sceptycyzmu. A może pojawi się nowa tendencja, że prasa głównego nurtu zacznie pełnić swoją rolę i systematycznie piętnować nieetyczne zachowania tych, którzy ukradli szaty obrońców praw człowieka, by pod szlachetnymi nazwami załatwiać swoje mafijne interesy?


No cóż, już sam fakt, że sprawa rezygnacji Andersa Kompassa nie stała się krzyczącą wiadomością dla światowych mediów, może wskazywać na to, że takie nadzieje są całkowicie płonne.        


Kiedy władcy much paradują w togach sędziów, protestują tylko szaleńcy.