Walka o pokój trwa


Andrzej Koraszewski 2016-06-27

Mahmoud Abbas,  prezydent Autonomii Palestyńskiej witany przez przewodniczącego Rady Europejskiej, Donalda Tuska, przed wystąpieniem we wtorek 21 czerwca na forum PE w Brukseli. (Olivier Hoslet/European Pressphoto Agency)

Mahmoud Abbas,  prezydent Autonomii Palestyńskiej witany przez przewodniczącego Rady Europejskiej, Donalda Tuska, przed wystąpieniem we wtorek 21 czerwca na forum PE w Brukseli. (Olivier Hoslet/European Pressphoto Agency)



Prezydent-dyktator powiedział europarlamentarzystom, że wyciąga rękę do pokoju i prosi o pomoc w budowaniu demokracji. Dostał burzę oklasków na stojąco. Miłość do tego gołębia pokoju było widać na twarzach i w całym jestestwie słuchaczy. Europosłowie chcieli wysłuchać męża stanu i usłyszeli męża stanu. A mąż stanu mówił, że Izrael zmienił jego kraj w otwarte więzienie, że ma tendencję do przemocy i ekstremizmu, która się wyraża w terroryzmie osadników. Żeby nie być gołosłownym, mąż stanu opowiedział, że „zaledwie tydzień temu, grupa rabinów w Izraelu oświadczyła, w bardzo wyraźnym oświadczeniu, że żądają, aby ich rząd zatruł studnie, by zabić Palestyńczyków”.

Europosłowie klaskali jak szaleni, bo mąż stanu tak ładnie prosił, żeby Unia Europejska ochroniła jego lud przed izraelskimi prowokacjami, ponieważ Tel Awiw hoduje faszyzm, a izraelska armia przeprowadza bezprawne zabójstwa.


W kilka dni po powrocie prezydenta-dyktatora do jego pałacu, terrorystyczna organizacja, której przewodzi, wydała stanowcze oświadczenie, które stwierdzało:  

 

„Po tym jak się okazało, iż rzekome oświadczenie pewnego rabina o zatruwaniu palestyńskich studni, o którym donosiły różne media, nie ma potwierdzenia, Prezydent  Mahmoud Abbas oświadczył, że nie było jego intencją szkodzenie judaizmowi ani obrażanie żydowskiej społeczności na świecie.”

Europosłowie pozostali nieporuszeni. Ostatecznie prezydent-dyktator nie wysłał tego oświadczenia do Europejskiego Parlamentu, ani nawet do izraelskiego prezydenta. Ten absolwent moskiewskiego uniwersytetu uznał, że nic takiego się nie stało i że przecież świat nie przestanie go z powodu akurat tego małego kłamstwa kochać. Zapewne nie myli się w swoich przewidywaniach, bo chociaż tu i ówdzie zauważono, że z tym zatruwaniem studni to prezydent-dyktator przesadził, ale cała reszta jego przemówienia została połknięta bez zmrużenia oka.  

 

Zaraz do tej reszty wrócę, ale zatrzymajmy się przy zatruwaniu studni, bo prezydent-dyktator ma europejski doktorat i dobrze wie, że my, Europejczycy, mamy szlachetną tradycję głębokiej wiary w studnie zatruwane przez Żydów i chrześcijańskie dzieci porywane na macę i zawsze na te opowieści reagowaliśmy właściwie, łapiąc za siekiery, biegnąc podpalać żydowskie domy i mordować Żydów. W europejskim domu taka opowieść ma zawsze szanse na życzliwe przyjęcie.

 

Izraelski dziennikarz, Ben Dror-Yemini, próbował ustalić jak też prezydent-dyktator na to wpadł. Okazuje się, że ślady prowadzą do suto zasilanej z kas europejskich rządów organizacji „Breaking the Silence”, która niedawno donosiła o wydarzeniu z 2004 roku, kiedy to podobno w jakiejś arabskiej wsi, ktoś wrzucił zdechłe kurczaki do studni. Ben Dror-Yemini spotkał się z aktywistą tej wspaniałej organizacji, który wyrażał zdumienie, „że mieszkańcy powrócili do wsi, bo osadnicy zatruli całą wodę we wsi”. (Sprawców chyba nie złapano, w każdym razie nic o tym nie wiemy. Prawdę mówiąc, żadnego faktu podanego przez Breaking the Silence nikomu nie udało się zweryfikować.) Aktywista przekonywał, że cała wioska była ewakuowana, na okres kilku lat. Nie ma tu niczego dziwnego, bo jak pisze Yemini, ten rodzaj wiadomości jest dla tej organizacji charakterystyczny, a inny jej aktywista pisał niedawno, że żołnierze izraelscy strzelają do niewinnych Palestyńczyków jak gdyby bawili się w gry komputerowe. (Wiele wskazuje na to, że Europejczycy bardzo chętnie płacą za takie właśnie informowanie o Izraelu.)    

 

Media palestyńskie poszły o krok dalej pisząc: „Stojący na czele Rady Rabinackiej Zachodniego Brzegu rabin Szlomo Melamed wydał osadnikom zezwolenie na zatruwanie palestyńskiej wody do picia.”

 

Yemini informuje, że nie ma nikogo takiego jak rabin Szlomo Melamed, nie ma również żadnej Rady Rabinackiej Zachodniego Brzegu. Oczywiście nikomu to nie przeszkadza. Na kolejnym etapie Ministerstwo Spraw Zagranicznych AP wydało komunikat o zatruwaniu studni na całym Zachodnim Brzegu, dodając że sprawa była ujawnione przez kanał 10 izraelskiej telewizji. Komunikat zawierał ostrzeżenie, że tysiącom Palestyńczyków grozi śmierć. Potępiono milczenie społeczności międzynarodowej.        


Istotnie, społeczność międzynarodowa milczała, nikt nie protestował, więc prezydent-dyktator miał podstawy do oczekiwania na zasłużone oklaski w europejskim domu.


Yemini przypomina kilka faktów, o których informacji próżno szukać w europejskiej prasie. W chwili zajęcia Judei i Samarii przez armię izraelską na 700 miast i wsi zaledwie 4 były skanalizowane, w 2004 roku 648 miejscowości miało wodę bieżącą. Wszystkie opowieści o odcinaniu Palestyńczykom wody na okres ramadanu są nieodmiennie zmyślone, Izrael dostarcza Palestyńczykom znacznie więcej wody niż zobowiązał się w umowie z Oslo i nieustannie zabiega o poprawę zarówno infrastruktury (palestyńskie wodociągi mają skandaliczny poziom wycieku wody), systemu nawadniania w rolnictwie (większość rolników stosuje starożytne metody wylewania hektolitrów wody na pola), budowę oczyszczalni i odzysk zużytej wody komunalnej. Tymczasem nie tylko dla palestyńskich władz, ale również dla organizacji w rodzaju Breaking the Silence znacznie ważniejsze od dobrostanu ludności palestyńskiej jest oczywiście demonizowanie państwa Izrael (za to dostają pieniądze, a władze Autonomii Palestyńskiej o wyborców dbać nie muszą, bo wyborów się nie organizują).


Powróćmy jednak do burzliwie oklaskiwanego wystąpienia palestyńskiego męża stanu w Europejskim Parlamencie.     


Co prawda prezydent-dyktator rozpoczynał swoją karierę terrorysty jako przysięgły komunista, teraz powitał dom europejski w imię miłosiernego Allaha, podziękował za zaproszenie do europejskiego domu i wyraził swój podziw i uwielbienie dla demokratycznego modelu i humanitarnych zasad reprezentowanych przez społeczeństwo Europy, dodając w tym samym akapicie wyrazy wdzięczności za położenie fundamentów dla prawdy, sprawiedliwości i pokoju w jego ojczystej Palestynie.  (Jak tego nie oklaskiwać?)


Przekazał pozdrowienia od swojego ludu, który patrzy na ten parlament, „oczekując że pomoże mu odzyskać prawa, wolność i niepodległość, dodając, że Palestyńczycy doceniają poparcie im okazywane, w szczególności umożliwiając budowę niezależnych instytucji państwowych i gospodarczych oraz fundamentów demokratycznego systemu, który jest przejrzysty, odpowiedzialny i stosuje się do międzynarodowych standardów państwa prawa i poszanowania praw ludzkich.”


Gdyby jakiś aktor przebrany za Abbasa powtórzyłby te słowa w paryskim kabarecie większość tych europosłów zarykiwałaby się ze śmiechu. Tu jednak słuchano tego z podziwem i szacunkiem. Dalej pojawiła się prośba o uznanie państwa „Palestyna”, do której prezydent-dyktator dołączył krótkie uzasadnienie:

“Minęło sto lat od Deklaracji Balfoura z 1917 roku i 68 lat od Nakby, podczas której izraelskie siły popełniły mordy, masakry i obrzydliwe zbrodnie, które spowodowały pozbawienie domów setek tysięcy naszych ludzi i zmieniły ich w uchodźców, zniknęło 488 miast i wsi, w których ludzie żyli od tysięcy lat.”    

Europosłowie słuchali w nabożnej ciszy, a prezydent-dyktator kontynuował, mówiąc, że „Palestyna jest ojczyzną, a jej lud, historia, dziedzictwo, tożsamość i geopolityczna obecność stały się przedmiotem historycznej masakry, kradzieży, która nie miała sobie równej w dwudziestym wieku i trwa nadal w dwudziestym pierwszym wieku, na oczach międzynarodowej społeczności.”             


Europosłowie słuchali zachwyceni, tak pięknej i głęboko prawdziwej mowy nie było w tej sali od chwili jej oddania do użytku przez budowlańców. Oczekiwali jednak na więcej i ich oczekiwanie nie było daremne. Przepraszam, że nie cytuję całości, ale prezydent-dyktator mówił długo i kwieciście, wspominał nawet przemoc:

„...Izrael doświadcza w tych dniach najdzikszej i trwającej przemocy, znajdującej odbicie w osadnikach i ich praktyce terroru, jak to widzieliśmy ze spaleniem rodziny  Dawabszeh, jak i w brutalnych praktykach izraelskiej armii, zabójstwach popełnianych pozaprawnie i ten ekstremizm osiągnął takie rozmiary, że skłonił szereg izraelskich polityków do bezpośredniej krytyki swojego rządu.”

Prezydent nie dodał gdzie lądują jego krytycy i co ich spotyka. To, że nie wspomniał o palestyńskim terroryzmie to niemal naturalne, jednak to, że mógł przypisać oskarżenia izraelskiego rządu o faszyzm i rasizm niektórym izraelskim politykom, to akurat nie było jego winą.           


Jak się wydaje, nikt nie otworzył oczu szeroko ze zdumienia, kiedy prezydent-dyktator nawiązał do rezolucji nr 181, rezolucji ONZ, która w listopadzie 1947 roku zawierała propozycję wydzielenia trzech oddzielonych skrawków ziemi dla Żydów i oddanie reszty z reszty (wcześniej ponad 70 procent mandatu palestyńskiego, czyli geograficznej Palestyny, przeznaczono na Transjordanię) Arabom palestyńskim. Żydzi powiedzieli zgoda, Arabowie powiedzieli – nie, a następnie połączone armie arabskie napadły na Izrael w dniu ogłoszenia niepodległości.


W europejskim domu „prezydent” Abbas przedstawił to troszkę inaczej:

„Rezolucja 181 ONZ nakazywała podział ziemi historycznej Palestyny między dwie strony niemal równo, ale Izrael siłą militarną przejął kontrolę 78 procent historycznej Palestyny w 1948 roku, ale nie był tym zadowolony tylko okupował jej resztę w 1967.”

Czy ktoś tupał, gwizdał, wychodził, słysząc to bezczelne kłamstwo, ależ nie, słuchano z nabożeństwem z jakim nie słuchano w tej sali nikogo. Najważniejsze miało jednak dopiero przyjść. Prezydent-dyktator nabrał tchu i opowiedział o swojej wielkoduszności. Bowiem – jak mówił – „w imię pokoju i dla pokoju, po dziesięcioleciach konfliktu, po życiu na wygnaniu, nasz lud zaakceptował ustanowienie niepodległego państwa Palestyna, na mniej niż jedna czwarta historycznej Palestyny. [...] I mimo wielkich poświęceń jesteśmy uwikłani we wściekłym cyklu negocjacji za negocjacjami, a Izrael bawi się w grę faktów dokonanych, budują osiedla i stawiają ścianę segregacji.”      


Kiedy wreszcie prezydent dotarł do oskarżenia o zatruwanie studni, pokazując całą prawdę o strasznych Żydach, natychmiast po niej przeszedł do swojej najpiękniejszej wizji:

„Panie przewodniczący, Panie i Panowie,


Zapewniam was, że jeśli Palestyna (jeśli zakończy się izraelska okupacja i osiedla), uzyska niepodległość i suwerenność, co powinno stać się szybko, może stanowić cywilizowany i jakościowy element w naszym regionie i być oazą stabilności i będzie wysoką kulturą i cywilizacją. Stolicą będzie Wschodnia Jerozolima, z jej drzwiami otwartymi dla kwiatów wszystkich trzech monoteistycznych religii, bez dyskryminacji.”

Nie mamy informacji dla ilu europosłów słowa o Żydach zatruwających studnie były miłym, przypomnieniem nauk rodziców i dziadków, a dla ilu były czymś odrobinę wątpliwym, ale szybko przytłumionym oszałamiającą wizją państwa Palestyna, będącego oazą stabilności, kultury i tolerancji?          


Abbas zapewnił, Europejczyków, że Palestyńczycy są razem z Europejczykami w tym samym okopie na wojnie z terroryzmem i ekstremizmem. Ale pokonanie terroryzmu i ekstremizmu będzie możliwe tylko przez zakończenie izraelskiej okupacji i ustanowienie niepodległego państwa Palestyna w granicach 1967 roku i ze stolicą we Wschodniej Jerozolimie, które będzie żyło w pokoju i bezpieczeństwie obok Izraela.


To zapewnienie o wspólnej walce z terroryzmem stało się dla Russia Today okazją do pięknego tytułu doniesienia o wystąpieniu Abbasa w europejskim domu.  ‘Z chwilą gdy okupacja się skończy, zniknie terroryzm.’ Przemówienie Abbasa w Europejskim Parlamencie rozwścieczyło Izrael. W niektórych mediach zachodnich tytuły były tak bardzo podobne, że istnieje podejrzenie o plagiat.


Prezydent-dyktator zakończył swój występ okrzykiem:

„Niech żyje Palestyna, europejska przyjaźń niech uczyni Palestynę, Ziemię Świętą, oazą pokoju i bezpieczeństwa dla jej ludu i jej sąsiadów i świata.

Niech pokój będzie z wami.”

Oklaski trwały długo, a na twarzach europejskich polityków malowało się prawdziwe szczęście. Wszyscy wiedzieli o co mu chodzi. Oczywiście chodziło mu o pokój. (Europejscy politycy byli trochę zdziwieni, że przy tak wielkim pragnieniu pokoju prezydent-dyktator odmówił spotkania się w Brukseli z prezydentem Izraela. Mogli jednak czegoś nie zrozumieć, albo doskonale rozumieli, ale nie chcieli tego tak wyraźnie okazywać.)           


P.S Logo Organizacji Wyzwolenia Palestyny to mapa zachodniej Palestyny bez Izraela, zaś godło przyszłego państwa Palestyna dziwnie niektórym Europejczykom coś przypomina.