Bliski Wschód jest jak 1000 Hiroszim


Ghassan Charbel 2016-06-18


W artykule opublikowanym w wychodzącej w Londynie gazecie saudyjskiej “Al-Hayat”, redaktor naczelny, Ghassan Charbel, napisał gniewnie o trudnościach syryjskiego uchodźcy, którego poszukiwania miejsca pochówku swojej matki w kraju goszczącym ich na Bliskim Wschodzie spełzły na niczym. Ta historia jest dla  Charbela symbolem sytuacji Arabów dotkniętych wojną w regionie w świetle obojętności krajów arabskich i społeczności międzynarodowej. Arabskie “Hiroszimy”to fanatyzm, tyrania, zacofanie i nędza.  Ghassan Charbel  pisze, że liczba ofiar niekończących się wojen w Iraku i Syrii, upadek Libii i rozłam w Jemenie, Sudanie i Somalii równa się wielokrotności liczby ofiar w  Hiroszimie.

Poniżej podajemy fragmenty jego artykułu[1].

Hej ty, arabski dziennikarzu – nie pisz o wizycie Baracka Obamy w Hiroszimie – nie masz prawa tego robić. Masz więcej niż dosyć własnych Hiroszim: Hiroszimę tyranii, Hiroszimę takfir, Hiroszimę religijnych i etnicznych milicji… Hiroszimę mniejszości i Hiroszimę fanatyzmu, zacofania i nędzy.


Zapytam wprost: ilu Hiroszimom równa się niekończąca się wojna w Iraku? Jawna rzeź w Syrii? Całkowity upadek Libii? Rozłamy w Sudanie, Jemenie i Somalii?


Porzućmy Hiroszimę, oto historia syryjskiego uchodźcy, którego matka zmarła, a którą pozwolono mi opowiedzieć pod warunkiem, że nie zidentyfikuję miejsca, gdzie się to wszystko działo. Problemem nie było to, że jego matka umarła – nie chodzi mi o to, że nie był w żałobie, bo wiadomo, że miłość matki jest wszechogarniająca… Czuł się trochę winny, ponieważ, kiedy jego matka umarła, pomyślał: „Teraz wreszcie będzie mogła odpocząć”, bo śmierć jest czasami lepsza niż pewien rodzaj życia. Nie mówiąc o tym, że widział jak umierała wiele razy podczas ostatnich miesięcy, kiedy widział żal w jej oczach i pojawiające się na jej twarzy nowe zmarszczki  – jak gdyby rozumiała, że nie wróci do kraju, który ją wygnał. Ukrywał przed nią fakt, że klucz do domu, który nosiła ze sobą, pozostawał teraz kluczem bez domu… Wyczuwał jej frustrację. Spoglądała na niego, a potem na jego ręce, by upewnić się, że przyniósł coś dla zaspokojenia głodu jej wnuków.


Wielu uchodźców takich samych jak ona rozeszło się do Libanu, Jordanii i Turcji. Rozproszyli się na obrzeżach syryjskiej ojczyzny z nadzieją powrotu. Zmieniały się pory roku a ojczyzna oddalała się tylko coraz bardziej. Pytała go: Kiedy wrócimy? Kłamał jej i sobie.


Problemem nie było to, że jego matka umarła – było nim pytanie, co zrobić z ciałem matki. Natychmiast po jej śmierci jego brat poszedł znaleźć miejsce dla niej na cmentarzu we wsi, która gościła część uchodźców. Uprzejmie powiedziano mu „nie”. Cmentarze są zarezerwowane dla miejscowych i nie są otwarte dla cudzoziemców. Ponadto podobno mieszanie kości miejscowych i cudzoziemców stanowi wielki problem, bo to jest jak mieszanie historii.


Nie wini mieszkańców wsi, którzy w rzeczywistości mile powitali uchodźców. Sądzili, że ich męka nie potrwa długo i że wkrótce odejdą. Ta wojna, która składa się z wielu lokalnych, regionalnych i międzynarodowych wojen, wprowadziła ich w błąd. Być może miejscowi właściciele ziemi, obawiali się, że pogrzebane ciała cudzoziemców staną się ich korzeniami i że jeśli będzie zbyt wiele obcych kości, tożsamości mogą się pomieszać. Jest tak, ponieważ jesteśmy na Bliskim Wschodzie – w miejscu, które nienawidzi żywych i boi się martwych.


Jego brat próbował znaleźć rozwiązanie, takie jak wykopanie niewielkiego grobu w izolowanym miejscu. Ale grób jest uważany za zły omen dla środowiska i obniża wartość ziemi. Jedyna osoba, która okazała elastyczność, zaoferowała przetrzymanie ciała przez ograniczoną liczbę dni w zamian za pewną sumę dolarów. Brat niemal roześmiał się, bo szukał dołu do pochowania kości swojej matki, a nie hotelu ani domu dla niej – i gdzie uchodźca zdobyłby dolary? Co stałoby się, kiedy umowa z właścicielem ziemi wygaśnie? Co za straszliwa rzecz, że uchodźca jest bezradny i nie może zrobić niczego z ciałem swojej matki.


Dziwne myśli przychodziły mu do głowy: a co byłoby, gdyby umieścił jej ciało na stercie suchych gałęzi i podpalił je? Natychmiast przegnał tę myśl, bo zabrania tego jego religia. A gdyby pozwolić na rozkład ciała otwarcie, w proteście przeciwko brutalności świata? Tę myśl także przegnał. Rozważał wstanie o świcie, zaniesienie ciała na plecach i przebicie się przez granicę syryjską. Ale gdyby jego kraj miał litość dla martwych ciał, to miałby również litość dla żywych. Nie ma prawa powrotu, także dla martwych.


Jeszcze dziwniejsze myśli przychodziły mu do głowy. Nie ma sensu wysyłanie ciała do Białego Domu, bo Obama w żaden sposób nie może panować nad stabilnością na Bliskim Wschodzie. Nie mógł go także wysłać na Kreml, bo car Putin nie dba o to i sam produkuje  martwe ciała nie mrugnąwszy nawet okiem. Kto wie, może rosyjski minister spraw zagranicznych, Ławrow, oskarżyłby zmarłą o spiskowanie?


Jak straszne jest pozostawić uchodźcę bezradnego ze zwłokami jego matki!


Miał dalsze halucynacje: może wyśle ciało do eleganckiego i niezmiernie uprzejmego specjalnego wysłannika ONZ, Staffana de Mistury, z rekomendacją, że powinien włączyć do swoich dokumentów plan bezpiecznego przejścia dla martwych ciał wracających z Jordanii, Turcji, Libanu i Iraku. Ale biedny de Mistura jest całkiem zagubiony między grzęzawiskiem Kerry’ego a kłamstwami Ławrowa – to martwe ciało jest arabskie i Liga Arabska, która umiera z nudów, powinna pilnie załatwić sprawę grobów dla wielu Arabów.   


Zazdrościł uchodźcom, którzy przepłynęli morze, bo gdyby jego matka umarła w Niemczech, znaleźliby dla niej dół – i tak samo byłoby w Szwecji. Te kraje są dużo bardziej miłosierne niż nasze nieuczciwe ojczyzny, które żałują nam wolności, honoru i bezpieczeństwa, kiedy jesteśmy żywi, a potem grobów, kiedy jesteśmy już martwi.


Nie wyśle nigdzie jej ciała, w żadnych okolicznościach. Kiedy zapadnie noc, zaniesie ją daleko i poszuka opuszczonej studni i tam ją ukryje. Takie są nasze kraje – tracimy tam życie, a nasze ciała zostają zgubione na marginesie historii.


Straszliwy Bliski Wschód jest jak 1000 Hiroszim.

 

Przypis:

 

[1] „Al-Hayat” (Londyn), 30 maja 2016.

Źródło: MEMRI, Specjalny komunikat Nr 6479, z 16 czerwca 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska   

 

Czytaj polską stronę MEMRI: http://www2.memri.org/polish/



Ghassan Charbel

Redaktor naczelny wychodzącej w Londynie gazety “Al-Hayat”