O czym pisałem, czyli co piszą czytelnicy


Andrzej Koraszewski 2016-06-16


Taki los każdego autora. Najpierw człowiek coś pisze, walcząc ze słowem, próbując sformułować swoje myśli w sposób logiczny, ciekawy i przekonujący, potem szuka wydawcy, pracuje z redaktorem, a wreszcie jest fizyczny przedmiot, który ma kształt, wagę i zapach. Przygląda się człowiek okładce, jak będzie wyglądała wśród innych tytułów w księgarni, zastanawia się, czy wzbudzi zainteresowanie.

Na okładce Wszystkich win Izraela jest irański znaczek pocztowy, wydany na Dzień Dziecka, pokazujący kilkuletniego chłopca ciskającego kamieniem w okno z gwiazdą Dawida. Dla mnie ten znaczek jest symbolem kultury opartej na paranoicznej nienawiści. Czy jest równie silnym symbolem dla innych? Przez moment kusiła mnie okładka z mapą Bliskiego Wschodu, maleńki punkcik Izraela i ogrom otaczających go krajów, dla których los własnych społeczeństw jest znacznie mniej ważny niż nieustanne  podsycanie nienawiści do maleńkiego sąsiada.

 

Kilka razy pisałem, że nie jest to książka o Izraelu, jest to książka o stosunku  świata do Izraela i do Żydów. O tej utrzymującej się od dwóch tysiącleci nienawiści, która każe ludziom wierzyć, że Żydzi manipulują całym światem, że wywołują wojny, że bez nich byłby na świecie pokój i dobrobyt, że to oni w jakiś tajemniczy sposób powodują, iż muzułmanie nieustannie wzajemnie się mordują. Świat zajęty jest wyszukiwaniem win Izraela, żeby nie musieć patrzeć w lustro, bo wówczas zobaczyłby straszliwą prawdę o sobie, musiałby się przyznać do samobójczej polityki nieustannego odwracania oczu od rzeczywistości i szukania kozła ofiarnego, którego można obarczyć winą za wszystko co robimy.

 

Co mam na myśli? W egipskiej gazecie rządowej “Al-Ahram” w maju i na  początku czerwca br. znany dziennikarz, 'Ali Dżad, opublikował całą serię artykułów, które wszystkie brzmiały podobnie jak poniższy fragment:

„Dlaczego wszystkie wojny na świecie mają miejsce na Bliskim Wschodzie? Dlaczego nasze społeczeństwa konsumują więcej broni niż żywności? Dlaczego żyjemy w tej absurdalnej sytuacji, która ciąży nam na piersiach i w tym chaosie, który panuje w naszym życiu? Dlaczego Arabowie są najniższymi, najbiedniejszymi, najmniej bezpiecznymi i rozwiniętymi ludźmi? W próbie znalezienia przekonujących odpowiedzi na kilka z tych pytań odkryłem badania, które przedstawiają żydowski plan zdobycia dominacji nad światem. Stwierdzają one, że konflikty w Syrii, Iraku i Libanie, jak również ingerencja Iranu i Rosji podzieliły politycznie ten obszar i że Izrael wykorzystuje to do przeprowadzenia spisku dla zdobycia dominacji nad światem, spełniając w ten sposób dyktaty Talmudu.”

Brzmi znajomo? Czasem te same treści owinięte są w bawełnę salonowej retoryki i słyszymy je czy to w salach Organizacji Narodów Zjednoczonych, czy w parlamentach zachodnich krajów. Próbowałem w mojej książce pokazać, że stosunek świata do Izraela nie jest racjonalny, że opiera się na odwiecznych fobiach, na teoriach spiskowych, na głęboko wpojonych starych przesądach.


Książka poszła w świat, potem zaczęło się najtrudniejsze, czyli zderzenie z czytelnikami.  Uczciwie mówiąc trochę oczekiwałem, że posypią się na mnie gromy. Przyszło kilka gniewnych maili, oczywiście anonimowych, jakżeby inaczej, zaczęły pojawiać się głosy w sieci.


Bloger, Druh Boruch napisał recenzję pod tytułem „Państwo bez winy”. Nie wiem jak doszedł do wniosku, że moim zdaniem Izrael nie ma żadnych wad, zapewne tak właśnie chciał to odczytać. Idąc za Günterem Grassem powtarza niemądre pytanie „czy wolno krytykować Izrael”, jakby nie zauważył, mojej odpowiedzi w książce, że wolno również odpowiadać na kłamstwa o Izraelu, a tych jest zdecydowanie zbyt wiele. Kłamstwo, to nie krytyka, to utrwalanie odczłowieczającego zabobonu. Nie należy tego robić ani w imię ukochanego Kościoła (papież Franciszek przeciw temu protestuje), ani nie należy tego robić w imię nienawiści do Ameryki, kapitalizmu, kolonializmu udając, że broni się praw człowieka. Druh Boruch ma za złe przypominanie chrześcijańskiego antysemityzmu i przeciwstawianie mu humanizmu. Odpowiada gniewnie:

„Jeśli humanizm ten znaczy dla autora „Wszystkich win Izraela” prawo do mordowania dzieci nienarodzonych (zwane czasem aborcją), jeśli na okładce książki rekomendacji udziela Stanisław Obirek, natomiast autorytetami dla autora są Julian Tuwim (bynajmniej nie w dziedzinie poezji) i Tadeusz Kotarbiński, to nie mam więcej pytań.”

Inna blogerka, podpisująca się „chrześcijańska syjonistka” jakoś nie przejęła się przypomnianą w mojej książce historią chrześcijańskiego antyjudaizmu. Ta blogerka pisze to, o czym każdy autor trochę marzy:

„...zaczęłam czytać zostałam w niewygodnej stojącej pozycji między stołem a kuchnią na jakiś czas (ku szczeremu zadziwieniu mojego psa). Bo czytałam kolejne fragmenty, zachwycałam się, czytałam dalej...”

Pewnie nikt nie jest tak całkiem odporny na takie pochwały, więc pospiesznie przybrałem pozę człowieka skromnego i czytałem dalej: 

„Polecam wszystkim tę książkę, która próbuje pokazać jak w meandrach rozpowszechnianych kłamstw, starych uprzedzeń, wyłudzonych lojalności i niezmiernej czasem ignorancji podszytej krzykliwym i obłudnym "tak ma być", a czasem prostym "co mnie to obchodzi" współtworzymy (jako ludzkość, jako Europejczycy) podwaliny przyzwolenia na zbrodnie, przygotowanie nowego Holocaustu, jak tolerujemy podwójne standardy, łamanie praw, o których tak pięknie mówimy, jak godzimy się na kłamstwo. Jak w imię "solidarności" polityka europejska popiera terroryzm i ile w nas schadenfreude będącej wyrazem strachu i chwilową radością przestraszonego, że obrywa kto inny. Pokazującą jak głęboko tkwią pewne uprzedzenia i jak trudno je przezwyciężyć, pokonać lub choćby zauważyć.”

Bez wątpienia największe wrażenie zrobiła na mnie recenzja prywatna, w mailu, napisana przez bardzo młodego człowieka, z którym koresponduję od kilku lat, od czasu kiedy jeszcze przygotowywał się do matury w małym miasteczku na drugim końcu Polski. K. pisał wtedy, że wychował się w domu, w którym wychwalano Hitlera, a Żydzi uważani byli za wcielenie wszelkiego zła, że kiedy zaczął się zastanawiać, trafił na moje artykuły, które zmieniły jego poglądy na świat. Teraz, po lekturze Wszystkich win Izraela pisał:

„Skończyłem czytać i na drugi dzień przekazałem ją w ręce inteligentnego znajomego, który akurat ma dosyć antysemickie poglądy (oczywiście mówi, że nie jest antysemitą ale Ci żydzi to go wkurzają po prostu, bo są bucami).


Jeżeli chodzi o samą książkę -  Uważam, że to jedna z najważniejszych książek jakie przeczytałem w życiu. Miałem przy niej bardzo dużo dialogów wewnętrznych, dlatego tak długo zajęło mi jej czytanie. Dotyczyły nie tylko antysemityzmu ale bardzo wielu poważnych pytań - bierności ONZ  na różne konflikty i przesadne marnowanie ich czasu na Izrael, podejścia naszego narodu do Żydów (dopiero przy książce dowiedziałem się o pogromie kieleckim - i skojarzyłem reakcje po filmie "Pokłosie" jak Polacy się wkurzali na rozmawianie o Żydach), rozwoju gospodarczego, startupów (rozdział o cudach gospodarczych jest po prostu genialny) i wielu innych, ważniejszych.

Właściwie co kilkanaście stron musiałem zamykać książkę i miałem godzinę z głowy, bo musiałem przemyśleć wiele rzeczy. W przypadku "Wszystkich win Izraela" miałem mnóstwo pytań o człowieka i jego życie.

Bardzo ciężko mi teraz pisać o tej książce, bo moją recenzją są te wszystkie dialogi i rozterki, które miałem czytając tę książkę, myślenie o niej każdego dnia nawet gdy nie czytałem jej od kilku dni, wszystkie dyskusje rozpoczęte ze znajomymi - spisanie tego wszystkiego jest dla mnie niewykonalne i na pewno byłoby porażką.”

Chyba nie mniejszą przyjemność sprawił mi tegoroczny maturzysta z Gdańska. J. K. wybiera się na matematykę, pisał swój list na kilka dni przed egzaminem maturalnym:

Dokończyłem dzisiaj lekturę "Wszystkich win Izraela". Dziękuję Panu za znakomitą strawę dla umysłu. Nie wiem, od czego tu zacząć. Język tej książki sprawiał, że lektura mijała dość szybko. Bywały również fragmenty, które dawały do myślenia, co powodowało nieznaczne spowolnienie czytania.

Otworzył mi Pan oczy w kwestii rozmiarów kłamstw rozpowszechnianych nt. konfliktu arabsko-izraelskiego. Tzn. już wcześniej zdawałem sobie sprawę z tego, że sposób, w jaki relacjonowany jest owy konflikt w prasie zachodniej głównego nurtu, nie zasługuje na miano rzetelności; jednak nadal zdumiały mnie liczby podane w kontekście omyłek "New York Times", albo rezolucji ONZ potępiających Izrael i inne państwa.

Nie wiedziałem wcześniej o sympatii Chomsky'ego dla Hezbollahu. Być może dlatego, że jego działalność polityczna wydaje mi się na wskroś podyktowana ideologią, a więc daleka od racjonalnej i niewarta mojej uwagi. Przeczytałem w Internecie relację ze spotkania Chomsky'ego z Nasrallahem. Przypomniało mi się wtedy zdjęcie Sartre'a, Beauvoir i Che Guevara'y oraz publicystyka Sartre'a dotyczące zbrodni Związku Radzieckiego. Dawne czasy nie tak dawne...

Uważam również, że Pańskie wspomnienia z młodości są niezwykle cennym elementem książki. [...]

Strony mojego egzemplarza "Wszystkich stron Izraela" są pokryte podkreśleniami i krótkimi zdaniami. Niewątpliwie, wrócę jeszcze do tej książki, choćby dla Pańskich wspomnień. Zachęcił mnie Pan do lektury książki Stanisława Obirka "Polak katolik?", którą już zamówiłem.

Skoro jestem już przy innych książkach, na str. 134 [WWI czytamy]:

Czasem nie mogę wyjść ze zdumienia, że "Dżuma" Alberta Camusa nie robi dziś na młodych ludziach wrażenia, że książki Kafki i Orwella to starocie, a oni sami to pisarze, którzy weszli do języka, ale wspomina się o nich przymiotnikowo, z mglistą zaledwie świadomością, co znaczy kafkowska sytuacja czy orwellowski język.

Może Pana zaskoczę; kiedy czytałem trzecią część "Roku 1984" Orwella, w oczach miałem łzy. Nigdy wcześniej i nigdy później nie było książki, która zrobiłaby na mnie tak ogromne wrażenie. Z kolei "Dżuma" należy do moich ulubionych książek. Kafki (jeszcze) nie czytałem.

No i jest Kotarbiński. Przedtem przeczytałem jego "Medytacje o życiu godziwym". Po przeczytaniu Pańskiego artykułu "Dlaczego nie chcę być polskim inteligentem" poszedłem do biblioteki i przeczytałem jeszcze "Żyć zacnie". Po przeczytaniu "Wszystkich win Izraela" zamówiłem "Pisma etyczne" Kotarbińskiego i "Kotarbiński" Woleńskiego. Jako że wcześnie w dzieciństwie straciłem wiarę w Boga chrześcijańskiego, to wcześnie załamała mi się również wiara w nieomylność ojca. Kwestie faktualne nie stanowiły problemu, to pole nauki. Ale skąd brać etykę... Długi upłynął czas, aż odkryłem Kotarbińskiego. Ale jakie było to odkrycie! Ten opiekun spolegliwy stał się moim przewodnikiem w budowaniu światopoglądu i uratował mnie od nihilizmu. [...]

Obirek i Kotarbiński będą musieli na razie poczekać do czasu po mojej, zbliżającej się nieuchronnie, maturze, jednak na pewno będą przeczytani. „

Taki list daje niesamowite poczucie, nie tyle sukcesu, co raczej ciągłości, międzypokoleniowej wspólnoty, ratuje przed zwątpieniem.

 

Cieszyły pochwały, ze strony ludzi, których nazwiska spotykam w mediach. Piotr Rachtan pisał:

Panie Andrzeju, tę książkę powinni czytać dziennikarze, politycy - i kler także - oraz nauczyciele. Jest świetna. Jeszcze raz dziękuję, przeczytałem prawie jednym tchem, choć nie jest łatwo ten bezmiar wrogości wobec Izraela, złej woli, głupoty i krótkowzroczności przyjąć za jednym zamachem i gratuluję tak pomysłu, jak wykonania.

Nie wiem do ilu i do kogo ta książka dotrze, dotychczasowe uwagi krytyczne są raczej obronne, niechęć do przypominania win Kościoła katolickiego, niechęć lewicowych krytyków do przypominania, że obecny „antysyjonizm” był stworzony jako element radzieckiej propagandy, obawy, czy aby obnażanie kłamstw o Izraelu nie  jest przejawem jakiejś islamofobii. Ciekawe, ale jak dotąd nie było dyskusji merytorycznej, jest to również dziwne, bo wiem, że tę książkę czytali już dostawcy codziennych informacji o wszystkich winach Izraela przesłaniających wszystkie winy świata.