Jak sprzedali nam umowę z Iranem


Seth J. Frantzman 2016-06-03

Minister spraw zagranicznych Iranu, Mohammad Dżavad Zarif, przemawia w Chatham House w Londynie. (zdjęcie: REUTERS)
Minister spraw zagranicznych Iranu, Mohammad Dżavad Zarif, przemawia w Chatham House w Londynie. (zdjęcie: REUTERS)

Osiemset jedenaście artykułów z komentarzami. Trzysta pięćdziesiąt dwa listy do redakcji. Dwieście dwadzieścia siedem artykułów redakcyjnych. To jest liczba artykułów kryjących się za “dyplomacją” Ploughshares Fund, funduszu, który przypisuje sobie zasługę udzielenia wsparcia dla zawartej w ubiegłym roku umowy z Iranem, przez aktywną kampanię na rzecz  jej akceptacji. Jak przechwala się strona internetowa tego Funduszu w swoim rocznym raporcie za 2015 r., zostały one „opublikowane w krytycznych momentach kampanii irańskiej”.

Rewelacje o ciężkiej pracy, jaką wykonał ten jeden fundusz, by wesprzeć umowę, są tylko częścią większej historii, która właśnie wychodzi na światło dzienne w USA, o tym, jak rząd pracował razem z NGO, by sprzedać społeczeństwu umowę irańską. Finansowanie kampanii za pośrednictwem NGO poszło do takich organizacji jak National Public Radio i J Street, lobby “za pokojem”.


Umowa z Iranem jest sprawą dokonaną. Zrozumienie jednak, jak zamydlono nam oczy, jest niezbędne, by można było przyszłym takim „umowom” stawiać wyzwania u samego źródła. Kiedy patrzy się wstecz na to, jak organizowano poparcie publiczne w USA, powinno to służyć zarówno jako lekcja o tym, jak działa rząd poprzez swoich sojuszników z sieci organizacji non-profit i jak można manipulować opinią publiczną i fabrykować przyzwolenie.

Pierwszą lekcją z tego, jak sprzedano publiczności umowę irańską, jest to, jak ważne jest prześledzenie dróg pieniędzy. Bradley Klapper z Associated Press pisze: „Zewnętrzne grupy wszystkich odcieni coraz częściej dają pieniądze na specjalne projekty organizacjom zajmujących się informacją… Poparcie Ploughshares jest bardziej niezwykłe z powodu ich czołowej roli w zajadłej debacie wokół umowy z Iranem”.

Ten fundusz dał pieniądze Arms Control Association, Brookings Institution, Atlantic Council, J Street, National Iranian American Council i Princeton University. Krótko mówiąc, jeśli popierałeś umowę z Iranem w 2015 r., to mógł być dobry biznes. Finansowanie kampanii reklamowej z tego jednego funduszu może być tylko czubkiem góry lodowej ogólnego finansowania, jakiego użyto do przepchnięcia tej umowy. Kate Gould z Friends Committee, lobbystycznego ramienia Kwakrów (którzy popierali umowę), mówi, że “kampania  Ploughshares była wspólnym wysiłkiem o największym wpływie, jaki kiedykolwiek widziałam w Waszyngtonie”.

Wszyscy powinni przeczytać cały doroczny raport Ploughshares za 2015 r., żeby uzyskać wgląd w sieć zaangażowaną do przepchnięcie agendy irańskiej. Symbolizuje to szersze zjawisko tego, jak rzekomo „pozarządowe” społeczeństwo obywatelskie w rzeczywistości działa na rzecz przepchnięcia polityki rządowej. Pokazuje także, jak dobrze finansowana sieć potężnych i wpływowych graczy działa w synergii z kręgami politycznymi Waszyngtonu i poprzez media, by przepchnąć rządowe plany.


Obywatele w krajach demokratycznych są pod pewnymi względami na łasce tych potężnych sieci i kiedy rząd oraz grupy pozarządowe i media działają wspólnie, by przepchnąć coś takiego jak umowa z Iranem, przeciętny obywatel ma bardzo niewiele do powiedzenia w tej sprawie. Obywatele dyktatur, takich jak Iran, mają tu jeszcze mniejsze możliwości.

Podczas gdy w demokracji może być sprzeciw i otwarta debata, w Iranie tego nie ma. To znaczy, że nie ma tam grup pozarządowych, które walczą o prawa mniejszości lub namawiają do pokoju, walczą z codzienną nietolerancją, szowinistycznym nacjonalizmem i religijnym ekstremizmem. Rząd nęka kobiety w Iranie za to, jak się ubierają, a mniejszości takie jak Beludżowie, Zaratusztrianie i Bahajowie spotykają się z brutalną dyskryminacją.

Niemniej Amerykanie przełknęli w zeszłym roku polukrowany obraz Iranu

W USA przeciwników umowy przedstawiano jako “podżegaczy wojennych”. Karykatura senatora Chucka Schumera zatytułowana „Hańba Schumerowi” przedstawiała go jako świstaka “odrzucającego umowę pokojową”. „Świstak” ma za sobą flagę izraelską, a w dymku pojawia się pytanie: “co mówi zdrajca?”. Marnie zamaskowana próba przedstawienia go jako „zdrajcę” o podwójnej lojalności za sprzeciwianie się umowie była tylko częścią narracji prezentowanej pod hasłem “umowa irańska albo wojna” propagowanej w zeszłym roku.



Administracja Obamy powiedziała Amerykanom, że “bez umowy będzie wojna”. Lawrence Wilkerson napisał w US News and World Report, że “jeśli USA odrzucą umowę z Iranem, pozostaną z bombardowaniem lub inwazją”.

Dlaczego przedstawiano wojnę jako jedyną alternatywę? Co przekonało najsilniejszy naród na świecie, że jeśli nie będzie porozumienia z Iranem, będzie “zmuszony” iść na wojnę? W 2015 r. już miały miejsce nieco cieplejsze stosunki z powodu podobnych poglądów na groźbę Państwa Islamskiego. Nie było mowy o wojnie dopóki ci, którzy dążyli do umowy, nie powiedzieli ludziom, że brak umowy będzie oznaczał wojnę. Prawdziwymi podżegaczami wojennymi byli ci, którzy pchali tę umowę przy pomocy starannie skonstruowanej narracji, żeby przerazić Amerykanów.

To jest trochę jak mafijne wymuszanie pieniędzy w zamian za ochronę. Ci sami ludzie, którzy straszyli Amerykanów groźbą wojny, próbowali sprzedać im umowę “pokojową”, kiedy w rzeczywistości Iran stanowił niewielkie zagrożenie wojną i administracja USA nigdy nie uważała wojny za alternatywę.

Ogłoszenie J Street w “New York Times” stwierdzało, że umowa “czyni USA i Izrael bezpieczniejszymi”. Decyzja J Street dołączenia do programu popierania umowy wydaje się z perspektywy czasu starannie zaaranżowana przez administrację.

BBC cytowała słowa Obamy: “wszystkie kraje na świecie poza Izraelem” popierają umowę. Ponieważ Izrael i grupy proizraelskie były przeciwko umowie, jaki był lepszy sposób na zneutralizowanie ich niż użycie innej „proizraelskiej” grupy przeciwko nim? I zadziałało to fenomenalnie: wysiłki lobby proizraelskiego przeciwko umowie były sromotną porażką.

Łatwo jest popierać drogę dyplomatyczną. Ale kto korzysta w tym przypadku? Iran potencjalnie dostaje miliardy dolarów, wznowiony handel i legitymację oraz możliwość dalszego finansowania wojen per procura. Pamiętacie, jak wychwalano decyzję o „inspekcji” broni chemicznej Syrii jako „przełomowe zwycięstwo dyplomatyczne”? Zwycięstwo syryjskiego prezydenta Baszara Assada, mimo że USA sobie przypisały zasługę? 17 maja Syria znowu użyła gazu sarin „po raz pierwszy od 2013 r.”

Ale czy ta umowa nie miała doprowadzić do zlikwidowania broni chemicznej Syrii? Narracja o „zwycięstwie dyplomacji” zawsze oznacza zwycięstwo dla reżimu. Kiedy chodzi o sprawy takie jak broń chemiczna lub jądrowa, albo gwałcenie praw człowieka, dyplomacja wspiera agresora. Jeśli twój sąsiad buduje płot na twoim trawniku, im dłużej posługujesz się “dyplomacją”, tym dłużej płot pozostaje.

Iran zbudował program nuklearny, który wystraszył wszystkich i skłonił do negocjacji z nim, żeby nie “stał się nuklearny”, i osiągnął wszystko, co chciał przez ten dziwaczny szantaż „wojną”, mimo że nadal budował swoją potęgę. Jedyną lekcją dla Assada z 2013 r. było, że może robić, co chce, i ujdzie mu to na sucho.

Jeśli nadal uważasz, że umowa z Iranem była jakimś wielkim przełomem dyplomatycznym, pozwalającym na uniknięcie wojny, to poczytaj w tajnych depeszach dyplomatycznych USA, ujawnionych przez Wikileaks, co mówili sami Irańczycy.

Depesza z 2006 r. z Zjednoczonych Emiratów Arabskich notuje, że konserwatywni przywódcy w Teheranie, sfabrykowali „kryzys” nuklearny, żeby zdobyć punkty polityczne. Według innej depeszy Iran nie miał „niezbędnych umiejętności”, żeby zbudować bombę. Inny raport dla CIA z 2009 r. notuje: „[Prezydent irański Mahmoud] Ahmadineżad postanowił z rozmaitych powodów zredukować napięcia z Zachodem i starać się o jakiś rodzaj porozumienia nuklearnego”.

No to chwileczkę – Iran nie chciał wojny, chciał porozumienia. A USA pracowały, by je dostarczyć.

Być może w przyszłości społeczeństwa i media będą stawiać trudniejsze pytania zamiast pozwolić na łatwe manipulowanie sobą i na tak łatwo sfabrykowaną zgodę.


How do they sold us the Iran deal

Jerusalem Post, 23 maja 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Seth J. Frantzman


Publicysta “Jerusalem Post”. Zajmował się badaniami nad historią ziemi świętej, historią Beduinów i arabskich chrześcijan, historią Jerozolimy, prowadził również wykłady w zakresie kultury amerykańskiej. Urodzony w Stanach Zjednoczonych w rodzinie farmerskiej, studiował w USA i we Włoszech, zajmował się handlem nieruchomościami, doktoryzował się na  Hebrew University w Jerozolimie.