Dlaczego eugenika nie wróci


Matt Ridley 2016-05-24


Tego lata mamy 50. rocznicę pełnego rozszyfrowania kodu genetycznego – liczącego cztery miliardy lat szyfru, według którego tłumaczona jest i wyrażana informacja DNA – oraz stulecie urodzin Francisa Cricka, który był zarówno współodkrywcą tego kodu, jak dominował następujące po tym 13-letnie starania o jego zrozumienie. Największe biomedyczne laboratorium Europy, nazwane jego imieniem, otwiera się tego lata w Londynie naprzeciwko stacji St Pancras.

Dzisiaj, na seminarium dla uczczenia stulecia Cricka, które odbywa się w Cold Spring Harbor Laboratory w Nowym Jorku, gdzie gospodarzem jest jego słynny współpracownik, Jim Watson, będę mówił o tym, że kod genetyczny był największym ze wszystkich odkryć naukowych XX wieku. Przyszło nagle i dokonało wiele dobrego. Rozwiązało tajemnicę życia,  stanowiącą wcześniej zagadkę: żywe rzeczy są definiowane jako wieczne replikatory liniowej informacji cyfrowej. Ujawniło, że wszelkie życie podziela ten sam arbitralny kod genetyczny, a więc i wspólnego przodka, potwierdzając słuszność rozumowania Charlesa Darwina.


Od momentu, kiedy Crick po raz pierwszy pokazał diagram kodu genetycznego, 5 maja 1966 r. w Royal Society w Londynie, rozpoczęły się spekulacje o niebezpieczeństwie używania tej wiedzy do eugenicznego ulepszania istot ludzkich lub do tworzenia broni biologicznej. Odkrycie przed trzema laty narzędzia do precyzyjnego redagowania genów (znanego jako CRISPR-Cas9) raz jeszcze wskrzesiło tę debatę, również z powodu jego pierwszego zastosowania przez Kathy Niakan z instytutu Cricka, do eksperymentalnego (nie zaś terapeutycznego) użycia na bardzo wczesnych zarodkach ludzkich. 

Niemniej w rzeczywistości groźba eugeniki jest niklejsza niż kiedykolwiek. A to z trzech powodów. Po pierwsze, istotą eugeniki był przymus: państwo decydowało, kto dostanie pozwolenie na rozmnażanie się lub przeżycie dla rzekomego dobra rasy. Jak długo zapobiegniemy przymusowi, tak długo nie będziemy mieć eugeniki. Nasza polityka będzie musiała zmienić się znacznie bardziej drastycznie niż nasza nauka.


Należy pamiętać, że wielu najbardziej entuzjastycznych orędowników eugeniki było socjalistami. Ludzie tacy jak Sidney i Beatrice Webb, George Bernard Shaw, HG Wells, Karl Pearson i Harold Laski widzieli w eugenice niezbędny początek nacjonalizacji małżeństwa i rozmnażania – przekazując państwu władztwo nad sypialnią. W Revolutionist’s Handbook and Pocket Companion, dodatku do sztuki Shawa Człowiek i nadczłowiek, jedna z postaci pisze: „Jedynym podstawowym i możliwym socjalizmem jest socjalizm selektywnego rozmnażania Człowieka”. Virginia Woolf uważała, że imbecyle „z pewnością powinni zostać zabici”.


Niespodziewanie to Kalifornia była pionierem w eugenicznej sterylizacji ludzi niepełnosprawnych i “imbecylów” w latach 1920; Ernst Rüdin z Niemieckiego Towarzystwa Higieny Rasowej przejął model działania od Kalifornii, kiedy został mianowany jako Reichskommissar ds. eugeniki przez rząd narodowo-socjalistyczny w 1933 r. Kalifornijski działacz ochrony środowiska, Charles Goethe rozradowany wrócił z wizyty w Niemczech, bo eksperyment kalifornijski „skłonił do działania wielki rząd 60 milionów ludzi”.


Drugim powodem, dla którego nie musimy obawiać się powrotu eugeniki, jest to, że wiemy już z czterdziestoletniego doświadczenia, że bez przymusu jest mały lub żaden popyt na genetyczne ulepszenie. Ludzie na ogół nie chcą żadnych idealnych niemowląt; chcą zdrowych niemowląt, które są podobne do nich. Kiedy powstały pierwsze „dzieci z probówki” w latach 1970., wielu ludzi obawiało się, że zapłodnienie in vitro doprowadzi do tego, że ludzie będą kupowali plemniki i jajeczka celebrytów, geniuszów, modelek i sportowców. W rzeczywistości popyt na coś takiego jest nieznaczny; ludzie chcieli użyć ten nowej technologii do wyleczenia bezpłodności – do posiadania własnych dzieci, nie zaś dzieci innych ludzi.  Jest to uparcie utrzymujące się błędne wyobrażenie podzielane przez inteligentnych ludzi, że wszyscy chcą mieć superinteligentne dzieci.


Po trzecie, eugenika w żadnym razie nie była zainspirowana wiedzą genetyczną, została przez nią zdyskredytowana. Każdy postęp w genetyce przez ostatnich 116 lat pokazuje, że jest trudniej ulepszać istoty ludzkie niż sobie wyobrażano, ale łatwiej leczyć choroby. Odkrycie genów – praktycznie w 1900 r., kiedy odgrzebano pracę Gregora Mendla – uczyniło selektywną hodowlę ludzi dużo trudniejszą niż sądził Francis Galton, założyciel eugeniki. Jest tak, ponieważ „niepożądane” cechy mogą ukrywać się w zdrowych ludziach (geny „recesywne”) przez pokolenia. Zabrałoby więc stulecia pozbycie się każdej cechy uznawanej przez państwo za niepożądaną.


Bliższe nam odkrycie, że cechy takie jak inteligencja są wynikiem skomplikowanej interakcji wielu genów o niewielkich efektach, oznacza, że jest praktycznie niemożliwe zdecydowanie, jaki przepis genetyczny polecać komuś, kto chce mieć inteligentne dziecko, albo urodziwe, albo atletyczne. W odróżnieniu od tego zmiany genetyczne, które powodują straszliwe problemy, takie jak choroba Huntingtona lub mukowiscydoza, są pojedyncze i oczywiste. Wybieranie zarodków, którym brak takiej zmiany lub redagowanie genów ludzi, żeby rodzili się bez takich chorób, zawsze będzie łatwiejsze niż dobieranie kombinacji genów, które mogą – we właściwych okolicznościach i przy właściwym wychowaniu – prowadzić do nieco wyższego IQ. Kuracja będzie zawsze łatwiejsza od ulepszenia.


Przez pięćdziesiąt lat odkrycie kodu genetycznego dało róg obfitości dobra i bardzo mało szkód. Na olbrzymią skalę skazało winnych i uniewinniło niewinnych w sądach dzięki „genetycznym odciskom palców”. Umożliwiło ludziom unikniecie przekazania swoim dzieciom straszliwych chorób. Doprowadziło do powstania nowych leków, nowych terapii i nowych diagnoz. Zwróciło częściowo wzrok niewidomemu dzięki terapii genowej. Podniosło plony, redukując użycie pestycydów. Odkryło nowe gatunki zwierząt. Rzuciło światło na historię starożytną i ustaliło ojcostwo arcybiskupa.


A co przeciwko temu? Jeden okropny błąd we wczesnej historii terapii genowej, który doprowadził do jednego zgonu. Pewna dyskryminacja przy ubezpieczeniach zdrowia i życia, której udało się zapobiec. Poza tym nie mogę uświadomić sobie innych złych skutków odkrycia DNA. Niemniej ciągle jesteśmy bombardowani histerycznym straszeniem żywnością Frankensteina, wojną biologiczną, dziećmi zaprogramowanymi genetycznie, dyskryminacją genetyczną i powrotem eugeniki. Mamy, praktycznie, zakaz upraw GM i olbrzymie przeszkody dla szczepionek GM. Na miłość Cricka, zgódźmy się, że genetyka jest olbrzymią siłą na rzecz dobra.


Pierwsza publikacja w Times.

Why eugenics won't come back

Rational Optimist, 18 maja 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.