O porażkach wolności i lęku przed nauką


Daniel C. Dennett 2016-05-20


Kiedy psycholog pokazuje naszą niedoskonałą racjonalność, naszą podatność na działanie w sferze rozumu pod wpływem czegoś innego niż świadomie rozważone racje, obawiamy się, że w ogóle nie jesteśmy wolni. Być może oszukujemy się. Być może nasze wyobrażenie doskonałego Kantowskiego rozumu praktycznego jest tak odległe od rzeczywistości, że nasza dumna samoidentyfikacja jako podmiotów moralnych jest manią wielkości.

Allen Funt był jednym z wielkich psychologów XX wieku. Jego nieformalne pokazy na Candid Camera powiedziały nam równie dużo o psychice ludzkiej i jej zaskakujących ograniczeniach jak prace uniwersyteckich psychologów. A oto jeden z najlepszych pokazów (jak go pamiętam po latach): na rzucającym się w oczy miejscu w domu towarowym umieścił stojak na parasole i zapełnił go błyszczącymi, nowymi rączkami do wózków golfowych. Były to kawałki mocnych, lśniących, nowych rurek ze stali nierdzewnej, długości nieco ponad pół metra, z łagodnym wygięciem w środku, nagwintowane z jednej strony (żeby móc wkręcić w nagwintowany otwór w wózku golfowym) i z eleganckim, kulistym uchwytem plastikowym z drugiego końca. Innymi słowy, tak bezużyteczny kawałek stalowej rurki, jak to sobie można wyobrazić, chyba, że masz wózek golfowy z brakującą rączką. Nad stojakiem był napis nie identyfikujący zawartości, a tylko stwierdzający: „50% obniżki. Tylko dzisiaj! 5,95 dolarów.” Kilkoro ludzi kupiło je, a zapytani, po co, szybko wymyślali taką czy inną odpowiedź. Nie mieli pojęcia co to było, ale to takie ładne i na dodatek taka okazja! Ci ludzie nie mieli uszkodzonych mózgów ani nie byli pijani; to byli normalni dorośli, nasi bliźni, my sami.


Śmiejemy się nerwowo, kiedy patrzymy w przepaść, jaką otwierają takie pokazy. Może jesteśmy sprytni, ale nikt z nas nie jest doskonały i choć może ty i ja nie dalibyśmy się nabrać na starą sztuczkę z rączkami do wózków golfowych, wiemy z całą pewnością, że istnieją odmiany tej sztuczki, na które daliśmy się nabrać i niewątpliwie powtórzymy to w przyszłości. Kiedy psycholog pokazuje naszą niedoskonałą racjonalność, naszą podatność na działanie w sferze rozumu pod wpływem czegoś innego niż świadomie rozważone racje, obawiamy się, że w ogóle nie jesteśmy wolni. Być może oszukujemy się. Być może nasze wyobrażenie doskonałego Kantowskiego rozumu praktycznego jest tak odległe od rzeczywistości, że nasza dumna samoidentyfikacja jako podmiotów moralnych jest manią wielkości. 


Nasze porażki w takich przypadkach są w istocie porażkami wolności, niezdolnością reakcji takich, jakie chcielibyśmy mieć wobec możliwości i kryzysów życia. Są one złowieszcze, ponieważ zdolność do działania pod wpływem świadomie rozważonych racji jest istotnie jedną z odmian wolnej woli, którą chcielibyśmy posiadać. Zauważmy, że nie zaimponowałby nam pokaz Funta, gdyby dotyczył nie ludzie, ale zwierząt: psów, wilków, delfinów lub małp. Nie jest żadną nowością, że zwierzę można oszukać tak, by wybrało coś błyszczącego i kuszącego, zamiast tego, czego zwierzę naprawdę chce – lub powinno chcieć. Spodziewamy się, że „niższe” zwierzęta żyją w świecie pozorów, są beneficjentami „instynktów” i mają zdolności percepcyjne, wspaniale skuteczne we właściwym kontekście, ale łatwo dające się oszukać w niezwykłych okolicznościach. My aspirujemy do wyższego ideału.


W miarę jak dowiadujemy się coraz więcej o ludzkich słabościach i o sposobach, jakimi techniki perswazji potrafią je wykorzystywać, może się wydawać, że nasza szczytna autonomia jest nie dającym się utrzymać mitem. „Wybierz dowolną kartę” – mówi magik i zręcznie powoduje, że wybierasz kartę, którą on wybrał dla ciebie. Sprzedawcy znają setki sposobów na przekonanie cię, byś kupił ten właśnie samochód, tę sukienkę. Okazuje się, że ściszenie głosu działa znakomicie: „Widzę panią w zielonym ”. (Może warto to pamiętać następnym razem, kiedy sprzedawca szepcze ci do ucha.)


Zauważmy, że jest tu wyścig zbrojeń, ze sztuczką i kontr-sztuczką równoważącymi się wzajemnie. Właśnie zdemaskowałem trik polegający na ściszaniu głosu, nieco zmniejszając skuteczność jego oddziaływania na czytelników tych słów. Jest dość łatwo dostrzec ideał racjonalności, który służy jako tło w tej bitwie: Caveat emptor , oznajmiamy, niech kupujący się strzeże. Jest to strategia, która zakłada, że kupujący jest wystarczająco racjonalny, by przejrzeć pochlebstwa sprzedawcy, ale ponieważ wiemy zbyt dużo, by wierzyć w ten mit, lansujemy politykę świadomej zgody , nakazując przedstawienie jasnym językiem wszystkich warunków takiej czy innej umowy. Następnie widzimy, że takie strategie mogą spowodować nowe uniki – sztuczka drobnego druku, imponująco brzmiący bełkot – więc możemy zalecać dalsze wysiłki podawania nieszczęsnemu klientowi informacji po łyżeczce.


W którym momencie w tej „infantylizacji” obywateli porzuciliśmy mit „świadomych dorosłych”? Kiedy dowiadujemy się o propozycjach przystosowania informacji do konkretnych grup lub konkretnych jednostek, gdzie do każdej grupy kieruje się specyficzne obrazy, historie, pomoce i ostrzeżenia, może nas kusić potępienie tych propozycji jako paternalistycznych i podważających ideał wolnej woli, według którego wszyscy jesteśmy Kantowskimi podmiotami racjonalnymi, odpowiedzialnymi za własny los. Równocześnie jednak powinniśmy przyznać, że środowisko, w którym żyjemy, zostało od czasów początku cywilizacji zmodernizowane, starannie przygotowane, uczynione łatwiejszym do życia, z wieloma oznakowaniami i ostrzeżeniami po drodze, by złagodzić ciężary, jakie ponosimy jako niedoskonali decydenci. Podpieramy się protezami, które są dla nas cenne – to jest piękno cywilizowanego życia – ale mamy tendencję do niechęci wobec tych protez, których potrzebują inni.


W rzeczywistości jesteśmy cudownie racjonalni. Na przykład jesteśmy wystarczająco racjonalni, by naprawdę dobrze wymyślać gierki umysłowe, jakie rozgrywamy wzajemnie ze sobą, szukając coraz subtelniejszych szpar w naszym racjonalnym murze obronnym, taka gra w chowanego bez przerw i bez ograniczeń czasowych. Jesteśmy cudownie racjonalni. Kiedy już rozpoznajemy, że jest to wyścig zbrojeń, możemy odeprzeć absolutyzm, który widzi tylko dwie możliwości: albo jesteśmy doskonale racjonalni, albo w ogóle nie jesteśmy racjonalni. Ten absolutyzm rozbudza paranoiczny lęk, że nauka może za chwilę wykazać, że nasza racjonalność jest iluzją, nawet gdyby ta wiedza była z pewnej perspektywy pożyteczna.  Ten strach z kolei nadaje nieuzasadnioną atrakcyjność każdej doktrynie obiecującej zahamowanie nauki i zapewnienie, że nasze umysły pozostaną nienaruszalną i tajemniczą świętością.


Na przykład, jak dotarliśmy tu (racjonalny, moralny podmiot) stamtąd (amoralność, brak wolności niemowlęcia)? Rozsądna odpowiedź nie będzie postulowała cudownego, nagłego samo-stworzenia; zamiast tego przywoła darwinowskie wątki przypadku, rusztowania środowiskowego i gradualizmu. Przy odrobinie szczęścia i niewielkiej pomocy przyjaciół, uruchamiasz swój znaczny, wrodzony talent i o własnych siłach podciągasz się do poziomu moralnego podmiotu, cal po calu. Prawdziwe ludzkie „ja” jest w dużej mierze mimowolnym tworem interpersonalnego procesu projektowania, w którym zachęcamy małe dzieci do komunikowania się, a w szczególności do naśladowania naszej praktyki pytania o przyczyny i podawania ich, a następnie rozumowania co zrobić i dlaczego.


Aby to działało, musimy zacząć z właściwymi surowcami. Nie uda ci się, jeśli spróbujesz tego z psem czy też z szympansem, jak wiemy z szeregu długich i entuzjastycznych prób na przestrzeni lat. Także niektóre ludzkie niemowlęta nie potrafią stanąć na wysokości zadania. Pierwszym progiem na ścieżce do osobowości jest więc po prostu to, czy opiekun potrafi rozbudzić komunikację. Ci, w których światło rozumu z takiego czy innego powodu nie chce się zapalić, niekwestionowanie zostają relegowani do niższego statusu. Nie jest to ich winą, po prostu jest ich pechem.


Jednak jak mówimy o pechu czy szczęściu, spróbujmy najpierw wykalibrować nasze skale. Każdy żywy organizm ma – z kosmicznej perspektywy – niesłychane szczęście, po prostu dlatego, że żyje. Większość, ponad 90 procent, wszystkich organizmów, które żyły, zmarły bez zdolnego do życia potomstwa, ale ani jednego z twoich przodków, idąc wstecz aż do początków życia na Ziemi, nie spotkało to normalne nieszczęście. Pochodzisz z nieprzerwanej linii zwycięzców, która ciągnie się przez miliardy pokoleń, i ci zwycięzcy w każdym pokoleniu byli największymi szczęściarzami, jednymi z setek, tysięcy czy nawet milionów. Niezależnie od tego jak pechowy możesz być dzisiaj, twoja obecność na tej planecie zaświadcza o roli, jaką szczęście odgrywało w twojej przeszłości.


Powyżej tego pierwszego progu ludzie wykazują wielką różnorodność talentów do myślenia, mówienia i samokontroli. Niektóre z tych różnic są „genetyczne” – spowodowane głównie różnicami w zestawie genów składających się na ich genomy – a niektóre są wrodzone, ale nie bezpośrednio genetyczne (spowodowane na przykład niedożywieniem matki, płodowym zespołem alkoholowym lub narkomanią), a inne nie mają w ogóle żadnej przyczyny; jest to wynik przypadku. Oczywiście, żadna z tych różnic w twoim dziedzictwie nie jest czynnikiem podlegającym twojej kontroli, ponieważ istniały przed narodzinami. Prawdą jest też, że w dającej się przewidzieć przyszłości skutki niektórych z nich są nieuniknione, ale nie wszystkich – i coraz mniejszej ich liczby z upływem każdego roku.


W żaden sposób nie jest również twoją winą lub zasługą urodzenie się w danym środowisku, biednym lub bogatym, rozpieszczającym lub maltretującym, z przewagą lub obciążeniami. Te zaś różnice, które są uderzające, mają także rozmaite skutki; jedne nieuniknione, inne dające się uniknąć; jedne pozostawiające blizny na całe życie, inne przemijające. Wiele z tych różnic, które są trwałe, mają tak czy inaczej minimalne znaczenie dla tego, co nas tutaj zajmuje: drugi próg, próg moralnej odpowiedzialności – w odróżnieniu od, powiedzmy, geniuszu artystycznego. Nie każdy może być Szekspirem lub Bachem, ale niemal każdy może nauczyć się czytać i pisać w wystarczającym stopniu, by zostać dobrze zorientowanym obywatelem.


Rozważmy na przykład dolegliwość znaną jako nie rozumienie ani słowa po chińsku . Cierpię na nią wyłącznie z powodu wpływów środowiskowych w moim wczesnym dzieciństwie (moje geny nie mają z tym nic wspólnego, przynajmniej bezpośrednio). Gdybym jednak przeprowadził się do Chin, mógłbym wkrótce zostać „wyleczony”, przy niejakim wysiłku z mojej strony, chociaż niewątpliwie przez resztę życia będę miał głębokie i nie dające się zmienić oznaki mojej deprywacji, łatwo wykrywane przez każdego Chińczyka. Z pewnością jednak mógłbym stać się wystarczająco dobry w chińskim języku, by odpowiadać za swoje czyny, jakie mógłbym popełnić pod wpływem spotkanych ludzi mówiących po chińsku.


Kiedy W. T. Greenough i F. R. Volkmar w klasycznym artykule w “Science” w 1972 roku pokazali, że szczury w środowisku bogatym w zabawki i przyrządy do ćwiczeń oraz możliwości energicznego badania tego środowiska miały więcej połączeń neuronowych i większe mózgi niż szczury wychowane w nagim, ograniczającym środowisku, niektórzy rodzice i nauczyciele przesadzili w zapale prób praktycznego wykorzystania tego ważnego odkrycia i sami zaczęli się zamartwiać czy junior ma wystarczającą ilość i właściwy rodzaj zabawek w kołysce. W rzeczywistości zawsze wiedzieliśmy, że dziecko wychowane samo w ogołoconym pokoju i bez żadnych zabawek będzie opóźnione w rozwoju, a nikt jeszcze nie pokazał, że różnica między posiadaniem dwóch zabawek, a dwudziestu czy dwustu, prowadzi do zauważalnych, długoterminowych różnic w rozwoju mózgu niemowlęcia. Wykazanie tego byłoby niesłychanie trudne z powodu tak wielu interweniujących, mylących wpływów, jednych planowanych a innych przypadkowych, które podczas dorastania dziecka setki razy rocznie wzmacniają i osłabiają pożądany rezultat. 


Niemniej powinniśmy wykonywać trudne badania najlepiej jak potrafimy, ponieważ jest możliwe , że taki czy inny czynnik odgrywa większą rolę  niż podejrzewaliśmy – a więc jest właściwszym celem naszych wysiłków. Możemy jednak już być całkiem pewni, że w miarę upływu czasu większość (jeśli nie wszystkie) tych różnic w warunkach wyjściowych znika w mgle statystycznej. Jak przy rzutach monetą — w wynikach może nie być żadnej istotnej przyczynowości. Kiedy już rozplączemy te czynniki na tyle, na ile jest to możliwe w starannych badaniach naukowych, będziemy mogli powiedzieć z pewną dozą zasłużonej pewności, które interwencje mogą być potrzebne, by przeciwdziałać pewnym brakom, i dopiero wówczas będziemy w stanie czynić wartościujące osądy, które wszyscy pragną czynić.


W niedawno wydanej książce Hooking Up Tom Wolfe ubolewa nad używaniem ritalinu (methylophenidate) i innych metamfetamin w przeciwdziałaniu nadpobudliwości psychoruchowej u dzieci. Robi to bez zastanowienia się nad masą dowodów wskazujących, że niektóre dzieci mają łatwo dające się poprawić – dające się uniknąć – zakłócenie równowagi dopaminy w mózgu, co powoduje upośledzenie samokontroli, tak samo jak czyni to krótkowzroczność.

Całe pokolenie amerykańskich chłopców, od tych z najlepszych szkół prywatnych z północnego wschodu do tych z najgorszych szkół publicznych z Los Angeles i San Diego, jest teraz na methylephenidate, sumiennie wydzielanej im codziennie przez szkolną pielęgniarkę. Ameryka to cudowny kraj! Naprawdę! Żaden uczciwy pisarz nie kwestionowałby tego twierdzenia! Ludzkiej komedii nigdy nie brakuje materiału! Nigdy cię nie rozczaruje!


Tymczasem koncepcja „ja” – „ja”, które ćwiczy samodyscyplinę, odsuwa na później zaspokojenie, hamuje apetyt seksualny, powstrzymuje się przed agresją i zachowaniem kryminalnym – „ja”, które może stać się inteligentniejsze i wznieść się o własnych siłach na sam szczyt życia przez naukę, praktykę, wytrwałość i odmowę poddania się w obliczu wielkich przeciwieństw – to staromodne pojęcie sukcesu przez rzutkość i prawdziwy charakter już znika, znika… znika…

Zastanawiam się czy Wolfe zalecałby wzmacniającą praktykę ćwiczenia oczu i kursów „Uczenie się życia z krótkowzrocznością” zamiast okularów dla krótkowidzów. Na koniec deklamuje wersję na XXI wiek starego dowcipu z brodą: gdyby Bóg chciał, żebyśmy latali, dałby nam skrzydła. Jest tak zdenerwowany wyimaginowanym straszydłem genetycznego determinizmu, że nie widzi, iż „wyciąganie się o własnych siłach”, które chce chronić, to co jest samym uosobieniem naszej wolności, zostaje wzmocnione przez demitologizowanie „ja”, nie zaś zagrożone.


Wiedza naukowa jest królewskim traktem – jedynym traktem – do „uniknioności”. Być może tutaj widzimy zarysy tajemnych lęków leżących u podstaw nawoływań do zahamowania nauki: nie chodzi o to, że nauka odbierze nam wolność, ale że da nam zbyt wiele wolności. Jeśli twoje dziecko nie ma równie wiele „prawdziwego charakteru” jak dziecko twojego sąsiada, być może da się kupić mu trochę sztucznego charakteru. Czemu nie? To jest wolny kraj i samodoskonalenie się jest jednym z naszych najwyższych ideałów. Dlaczego ma być takie ważne, by samodoskonalenie miało się odbywać w staromodny sposób?


To są bardzo ważne pytania i odpowiedzi nie są oczywiste. Powinniśmy zajmować się nimi bezpośrednio, nie zaś zniekształcać przez nierozsądne próby uciszenia ich.


On failures of freedom and the fear od science

Tufts University, 4 grudnia 2002

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Polskie tłumaczenie ukazało się pierwotnie w dawnym „Racjonaliście” (styczeń 2009)  



Daniel C. Dennett

Ur. 1942, jeden z czołowych filozofów nauki, badacz świadomości, filozofii umysłu oraz sztucznej inteligencji; dyrektor Center for Cognitive Studies na Uniwersytecie Tufts. Absolwent Harvardu i Oxfordu. Członek m.in. Amerykańskiej Akademii Nauk i Sztuk, Academia Scientiarum et Artum Europaea, American Association for Artificial Intelligence, American Philosophical Association (przewodniczący w latach 1999-2000). Ważniejsze książki: "Content and Consciousness" (1969), "Brainstorms" (1978), "Elbow Room: The Varieties of Free Will Worth Wanting" (1984), "The Intentional Stance" (1985), "The Intentional Stance" (1987), "Consciousness Explained" (1991), "Darwin's Dangerous Idea. Evolution and the Meanings of Life" (1995), "Kinds of Minds: Towards to Understanding of Consciousness" (1996; wyd. pol. "Natura umysłów", przeł. W. Turopolski, Warszawa 1997), "Brainchildren: Essays on Designing Minds (Representation and Mind)" (1998), "Freedom Evolves" (2003), antologia filozoficzno-literacka "The Mind's I: Fantasies and Reflections on Self and Soul" (1981, wraz z D. Hofstadterem), Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne (2006).