Leżące u podstaw przyczyny i zasłony dymne


Martin Sherman 2016-05-09

Karykatura w gazecie libańskiej z maja 1967
Karykatura w gazecie libańskiej z maja 1967

Ponad dwa lata przed jakąkolwiek obecnością Izraela w miejscu, które jest obecnie “terytoriami okupowanymi”, prezydent egipski, Gamal Abdel Naser wydał publiczne oświadczenie: “Nie wejdziemy do Palestyny po ziemi pokrytej piaskiem, wejdziemy z jej ziemią przesiąkniętą krwią” (8 marca 1965 r.).

Ta mrożąca krew w żyłach deklaracja zamierzonego ludobójstwa przez przywódcę największego narodu arabskiego nie była odizolowaną aberracją.


Wręcz przeciwnie, było to typowe dla wszechobecnego, judeofobicznego obłędu, jaki panował w całym świecie arabskim na długo zanim pojęcia „okupacji” i „osiedli” – obecne najmodniejsze słowa na wywoływanie nastrojów antyizraelskich – miały jakiekolwiek znaczenie praktyczne lub choćby pojęciowe.


18 maja 1967 r., po wycofaniu – na żądanie Egiptu - sił pokojowych z Synaju, kairska radiostacja Głos Arabów rozgłaszała: „Od dzisiaj nie istnieje już międzynarodowa siła, by chronić Izrael. Nie będziemy dłużej okazywać cierpliwości… Jedyną metodą, jaką zastosujemy wobec Izraela, jest wojna totalna, której wynikiem będzie eksterminacja syjonistycznego istnienia”.


Dwa dni później generał Hafez Assad, ojciec obecnego prezydenta Baszara Assada, ówczesny minister obrony Syrii i późniejszy prezydent, przechwalał się: “Nasze siły są całkowicie gotowe… Nadszedł czas, by rozpocząć bitwę anihilacji”.


27 maja Naser powtórzył słowa o swoim morderczym celu: “Naszym podstawowym celem będzie zniszczenie Izraela. Naród arabski chce walki”.


Cztery dni przed wybuchem wojny, 1 czerwca, prezydent Iraku, Abdul Rahman Ali – zamordowany później przez Saddama Husajna – groził: “Istnienie Izraela jest błędem, który musi zostać naprawiony. … Nasz cel jest jasny – wymazanie Izraela z mapy”.


Nastrój na froncie jordańskim i wśród Palestyńczyków, razem z ich arabskimi “patronami”, był uderzająco podobny.


18 listopada 1965 r. Naser powiedział: “Naszym celem jest pełne przywrócenie praw ludu palestyńskiego. Innymi słowy, naszym celem jest zniszczenie państwa Izrael. Najbliższym celem jest udoskonalenie arabskiej potęgi militarnej. Narodowy cel: wymazanie Izraela”.


Król Jordanii, Hussein, najwyraźniej pod wrażeniem tych przechwałek, zawarł pakt wojskowy z Egiptem 30 maja 1967 r., mimo zaciekłej niechęci między nim a Naserem. Oświadczył: “Wszystkie armie arabskie otaczają teraz Izrael. Egipt, Irak, Syria, Jordania, Jemen, Liban, Algieria, Sudan i Kuwejt… Nie ma różnicy między jednym ludem arabskim a drugim, nie ma różnicy między jedną armią arabską a drugą”.


W tym czasie cały Zachodni Brzeg i Gaza, terytoria żądane obecnie na założenie państwa palestyńskiego, były pod panowaniem arabskim. Naser rządził w Gazie, Hussein na Zachodnim Brzegu. Niemniej żaden nie podjął najmniejszej inicjatywy, by ustanowić na tych terytoriach jakikolwiek samorząd palestyński.


Nieco przedwczesne poczucie triumfu


Jeszcze bardziej zdumiewające jest to, że sami Palestyńczycy w praktyce wyrzekli się jakichkolwiek aspiracji do suwerenności na Zachodnim Brzegu i w Gazie, która to suwerenność wydawała się być całkowicie nieistotna dla „pełnego przywrócenia praw ludu palestyńskiego” tak w oczach samych Palestyńczyków, jak i całego świata arabskiego.


Retoryka przywódców palestyńskich była nie mniej wojownicza.


27 maja Ahmad Szukeiri, poprzednik Jasera Arafata na stanowisku przewodniczącego OWP, chełpił się: „Nadchodzi D-Day. Arabowie czekali na to 19 lat i nie zawahają się przed wojną o wyzwolenie”.


Kilka dni później, 1 czerwca, w nieco przedwczesnym poczuciu triumfu, piał z zachwytem: „To jest walka o ojczyznę. Albo my, albo Izraelczycy. Nie ma pośredniej drogi. Żydzi będą musieli opuścić Palestynę. Ułatwimy ich odejście do ich byłych domów. Każdy ze starej populacji żydowskiej Palestyny, kto przeżyje, może zostać, ale mam wrażenie, że nikt z nich nie przeżyje… Zniszczymy Izrael i jego mieszkańców, a jeśli idzie o tych, co przeżyją – jeśli jacyś będą – statki są gotowe do deportowania ich”.


Kiedy więc armie arabskie gromadziły się na granicach Izraela, Izrael zaczął przygotowywać się do nadchodzącej wojny, kopiąc masowe groby w Tel Awiwie i innych miastach w oczekiwaniu na ciężkie straty cywilne.


“Wyzwolenie” równa się “unicestwieniu”


Użycie przez Szukeiriego słów “wyzwolenie” i “ojczyzna” wiele mówi. Wyraźnie nie odnoszą się one do Zachodniego Brzegu ani Strefy Gazy, ponieważ oba te tereny były pod rządami arabskimi i nie były uważane za „ojczyznę”, ku której kierowały się palestyńskie wysiłki „wyzwolenia”. 


Prawdziwe znaczenie tych słów wyłania się z wielką ostrością z tekstu oryginalnej wersji Palestyńskiej Karty Narodowej  – sformułowanej w 1964 r. – trzy lata przed jakąkolwiek okupacją po wojnie 1967 r.


Artykuł 16 stanowi: “Wyzwolenie Palestyny … [jest] koniecznością [opartą] na żądaniach samoobrony” i „naród palestyński spodziewa się [międzynarodowego] poparcia… w przywróceniu legalnej sytuacji w Palestynie … i umożliwieniu jej ludności korzystania z narodowej suwerenności i wolności”.


Artykuł 24 określa dokładnie, co nie jest włączone do “ojczyzny” „Palestyny” i gdzie suwerenność nie ma być sprawowana. Artykuł ten jednoznacznie wyrzeka się „jakiejkolwiek suwerenności terytorialnej nad Zachodnim Brzegiem w Haszymidzkim Królestwie Jordanii i nad Gazą”.


Trudno wyobrazić sobie bardziej autorytatywne źródło zdemaskowania palestyńskiego twierdzenia, że Zachodni Brzeg i Gaza stanowią ich „starożytną ojczyznę”.


Jeszcze w ramach linii przed 1967 r., na długo zanim rzekome „leżące u podstaw przyczyny konfliktu” – „okupacja” i „osiedla” – stały się częścią dyskursu, potępiano Izrael jako mocarstwo kolonialne, faszystowskie, ekspansjonistyczne.


Według Artykułu 19: “Syjonizm jest ruchem kolonialnym w swym powstaniu, agresywnym i ekspansjonistycznym w swym celu, rasistowskim w swojej konfiguracji i faszystowskim w swoich środkach i zamiarach. Izrael w roli szpicy tego destrukcyjnego ruchu i jako filar kolonializmu jest trwałym źródłem napięć i wrzenia na Bliskim Wschodzie”.


Implikacja jest jasna. Dla usunięcia nieustannych “napięć i wrzenia” w regionie, ich “źródło” – Izrael – musi zostać usunięte.


Tak więc musimy wyciągnąć wniosek, że jedynym możliwym przekładem “wyzwolenia ojczyzny” na zwykły język jest “unicestwienie Izraela”.


Nienawiść zamrożona w czasie


Palestyńska Karta Narodowa z 1964 r. została zastąpiona przez nowszą wersję z 1968 r., która pod pozorem „wyzwolenia Palestyny” kontynuowała orędowanie zniszczenia Izraela jako niezbędnego prekursora pokoju na Bliskim Wschodzie, w krzycząco oczywistych słowach.


Artykuł 22 stanowi, że “wyzwolenie Palestyny zniszczy obecność syjonistyczną i imperialistyczną i przyczyni się do ustanowienia pokoju na Bliskim Wschodzie”.


Jakąkolwiek myśl, że chodzi tutaj o „okupowane terytoria” po 1967 r. szybko rozwiewa Artykuł 19, który oznajmia: „Podział Palestyny w 1947 r. i założenie państwa Izrael są całkowicie bezprawne, niezależnie od upływu czasu”.


Artykuł 20 cofa się jeszcze dalej wstecz, do 1917 r., by zaprzeczyć prawomocności państwa żydowskiego w jakiejkolwiek części Ziemi Świętej: „Deklaracja Balfoura, Palestyński System Mandatowy i wszystko, co zostało na nich oparte, uważane jest za nieposiadające mocy prawnej. Twierdzenia o historycznych i duchowych związkach między Żydami a Palestyną nie zgadzają się z faktami historycznymi i pojęciem tego, co stanowi państwowość”.


Tego nieprzejednanego odrzucenia nie można przypisać gniewowi wywołanemu okupacją izraelską po 1967 r. Powtarza to, niemal słowo w słowo, Artykuły 17 i 18 Karty z 1964 r., sprzed okupacji, podkreślając nieustanne trwanie wrogości Palestyńczyków wobec Izraela, niezależnie od jakichkolwiek parametrów czasowych lub terytorialnych.


Od Szukeiriego do Abbasa


Dostarcza to kontekstu pojęciowego dla nieustępliwej odmowy rzekomo umiarkowanego przywódcy Fatahu, prezydenta Autonomii Palestyńskiej, Mahmouda Abbasa, by uznać Izrael za państwo narodowe Żydów. Ostatecznie, dotrzymuje on tylko wierności swojej Karcie Narodowej (zarówno oryginalnej, jak bieżącej), według której „Żydzi nie stanowią jednego narodu z własną tożsamością”, a założenie Izraela jest „złamaniem podstawowych zasad ucieleśnionych w Karcie Narodów Zjednoczonych”.


Co istotne, mimo obietnicy złożonej byłemu prezydentowi USA, Billowi Clintonowi, oraz wbrew temu, co napisano w niejasno sformułowanym liście, że pewne – niewymienione – artykuły będą uchylone, Karta nie została formalnie zmieniona ani przepisana. W rzeczywistości, by spełnić obietnicę daną Clintonowi, trzeba by było anulować lub zmienić 28 z 33 artykułów.


Izrael zaniedbałby swoich obowiązków, gdyby nie przedstawiał publicznie Abbasa, obecnego przewodniczącego OWP, jako człowieka trzymającego się zasad ustanowionych przez Szukeiriego, pierwszego przewodniczącego OWP, który napisał oryginalną Kartę Narodową.


To zostało ostro zilustrowane podczas sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ we wrześniu 2011 r., kiedy Abbas zakrzyknął teatralnie: „Po 63 latach cierpienia: dość, dość, dość”.


Jakże podobne to było do oświadczenia Szukeiriego z 1964 r., 47 lat wcześniej, na pierwszej sesji Palestyńskiej Rady Narodowej: „Palestyńczycy doświadczyli 16 lat nieszczęścia”.


Wyraźnie więc zarówno były, jak obecny przewodniczący OWP, nieustępliwie potępia narodzenie Izraela – nie zaś “okupację” – jako “grzech pierworodny”, który jest wyłącznie odpowiedzialny za cierpienia i nieszczęścia palestyńskie.


Z pewnością nie można ich oskarżać o niekonsekwencję.


„Arabowie są tymi samymi Arabami”


Można zatem wybaczyć tym, którzy przyznają, że nieżyjący były premier Izraela, Icchak Szamir, mógł mieć rację, kiedy ostrzegał, że „Arabowie są tymi samymi Arabami, a morze jest tym samym morzem”.


Potwierdzenie tej uszczypliwej oceny można by także zobaczyć w fakcie, że rzekomo “pragmatyczny” ruch Fatahu (założony w 1959 r.) nie znalazł potrzeby podczas zjazdu w Betlejem w 2009 r., by wnieść poprawki do swojej konstytucji (także sformułowanej w 1964 r., której nie należy mylić z Palestyńską Kartą Narodową).


Ta konstytucja jako “cel” organizacji stawia: “Całkowite wyzwolenie Palestyny i wymazanie syjonistycznego istnienia ekonomicznego, politycznego, militarnego i kulturalnego”.


Przechodzi następnie do określenia “metody”, jaką to “wymazanie” będzie dokonane, tj. „walka zbrojna” i podkreśla, że jest to :strategia, nie zaś taktyka. Zbrojna rewolucja ludu Arabów palestyńskich jest decydującym czynnikiem w walce wyzwoleńczej i w wykorzenieniu egzystencji syjonistycznej, a ta walka nie ustanie, aż państwo syjonistyczne zostanie zniszczone i Palestyna będzie całkowicie wyzwolona”.


Co istotne, godło Fatahu pokazuje “Palestynę” od rzeki Jordan do Morza Śródziemnego.


Oddzielenie “zasłon dymnych” od “leżących u podstaw przyczyn”


Przez ostatnich dwadzieścia lat Izrael pozwolił wmanipulować się w niebezpieczną i potencjalnie tragiczną sytuację. By mieć jakąkolwiek nadzieję na wyplątanie się z tej nie do pozazdroszczenia sytuacji, Izrael musi widzieć bardzo wyraźnie, o co naprawdę toczy się ten konflikt – a o co się on nie toczy.


Musi oddzielić “leżące u podstaw przyczyny” od “zasłon dymnych”. Błędna diagnoza da w wyniku błędne wybory polityczne, które przyspieszą „śmiertelne” konsekwencje.


Pora uznać trudny do przełknięcia fakt, że we wrogości Arabów wobec Żydów i państwa żydowskiego chodzi:


Nie o granice, ale o istnienie.


Nie o to, co Żydzi robią, ale o to, kim Żydzi są.


Nie o politykę państwa żydowskiego, ale o państwo żydowskie per se.


I nie o wojskową „okupację” ziemi arabskiej, ale o żydowskie istnienie polityczne na jakiejkolwiek ziemi.


Izrael musi przyswoić sobie te prawdy i przekazywać je z przekonaniem i stanowczością światu. Inaczej może się zdarzyć, że Izrael zostanie „wyzwolony”.  


Root causes and red herrings

Israelhayom, 22 kwietnia 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Martin Sherman

Przez wiele lat był w armii. Pracował nastepnie jako doradca Yitzhaka Shamira, od ponad 20 lat jest wykładowcą na wydziale nauk politycznych i stosunków międzynarodowych na uniwersytecie w Tel Awiwie, jest stałym współpracownikiem "Jerusalem Post".