Nie umiemy uczyć się na błędach


Amil Imani 2016-04-27


Czy jesteśmy skazani na taki los, czy “my, naród” jesteśmy zbyt tępi, by umieć uczyć się na błędach? Przeglądając historię ludzkości, na każdym kroku znajdujemy niezliczone i niezwykle kosztowne błędy popełniane, kiedy ludzie ignorują fakty i rozsądek i powierzają swoje życie „zbawcom”. Raz za razem kończyło się na tym, że płaciliśmy koszmarną cenę za naszą głupotę. Jeśli nie jest to genetyczne dziedzictwo skłonności do popełniania dramatycznych pomyłek, co mnie zupełnie nie przekonuje, to czy popełniamy je kierując się pobożnymi życzeniami, lenistwem lub desperacją, czy może połączeniem tego wszystkiego?

Historia ostrzega nas przed trzema rodzajami ludzi: przed szarlatanami, demagogami i politykami. Aż nazbyt często pojawia się ktoś, kto łączy w sobie te trzy cechy. Nasza wolność jest naszym najcenniejszym przywilejem. Wielu chciałoby nas jej pozbawić i wzmocnić swoją własną potęgę, próbując nas zmusić byśmy się stali ich robotami.       


Dramatyczne sytuacje wołają o dramatyczne środki. Nie pamiętając lekcji historii, wielu ludzi pokłada nadzieję w szarlatanach, demagogach i politykach, płacąc potem ogromną cenę. Spójrzmy na kilka bliższych i dalszych przypadków tragicznych pomyłek, które powinny nas ostrzec, przed wpadnięciem w łapy kolejnych oszustów.       


Ponad czternaście wieków temu, na pustynnej ziemi Półwyspu Arabskiego pojawił się Mahomet, analfabeta w służbie bogatej wdowy Chadidży, twierdzący, że zna receptę na idealne życie, którą w postaci Koranu otrzymał od Boga. Twierdził, że ludzkość zrobi najlepiej korzystając z tej recepty i naśladując życie Mahometa, co jest gwarancją błogosławieństwa i zbawienia. W zamian za to ludzie muszą przyjąć islam – poddać się przez oddanie swojej wolności Mahometowi.          


Do dziś dnia tam, gdzie rządzi islam, wiele książek jest zakazanych, gazety i periodyki są albo ostro cenzurowane, albo zamykane, a inne media są systematycznie kontrolowane. Wolność, tak ceniona w demokracjach, jest zastąpiona przez poddaństwo, bezwzględne posłuszeństwo i oddanie dyktatom i nakazom wszechwiedzącego Allaha.      


W krótkim czasie arabskie plemiona poszły na lep obietnic Mahometa. Zabijasz i masz łupy po twoich ofiarach, a jeśli ciebie zabiją, zdobywasz nieprawdopodobną chwałę i miejsce w raju Allaha – miecz w dłoń, podbijaj kraje dalekie i bliskie.     


W “cywilizowanej” krainie Niemców wyłonił się syfilityczny typ, który wezwał Niemców, by powierzyli mu swoją wolność w zamian za obietnicę rozwiązania ich problemów gospodarczych i społecznych. Bez trudu przekonał ich, że Żydzi są główną przyczyną narodowych nieszczęść. Wkrótce masy łatwowiernych poszukiwaczy prostych rozwiązań tłoczyły się w miastach i na wsiach, by pospiesznie powierzyć swoją wolność zbawicielowi,  Führerowi.


Niemiecki naród kupił w ciemno nazistowskie obietnice gospodarczego cudu, odbudowy niemieckiej dumy i supremacji aryjskiej rasy. W mgnieniu oka hordy wściekłych brunatnych koszul zaczęły się przewalać wzdłuż i wszerz kraju, polując na Żydów. Ogień nienawiści do Żydów szybko rozszerzył się na Cyganów, homoseksualistów, innowierców i innych. 


Ludobójczy Hitler uznał, że dobrze będzie przeoczyć niektórych “nikczemnych” semitów. Zrobił wyjątek dla Arabów i udzielił książęcego przyjęcia w Niemczech Wielkiemu Muftiemu Palestyny, Haj Aminowi al-Husseiniemu, równie żarliwie jak on nienawidzącemu Żydów. Oszukiwanie społeczeństwa przez dłuższy okres czasu przynosi katastrofalne skutki. Hitler potrzebował zaledwie kilku lat, by doprowadzić Niemcy do ruiny.    


Nie ma tu potrzeby dokumentowania koszmarów nazizmu, skutków ogłupienia narodu przez szarlatana, pozbawienia społeczeństwa wolności i masowej śmierci i zniszczenia.  


Trudno sobie wyobrazić, że starożytny naród Iranu, z jego wspaniałą historią pozwolił głupiemu demagogowi, ajatollahowi Chomeiniemu, na podburzenie się przeciwko szachowi obietnicami o rządach sprawiedliwości dla wszystkich. Doświadczeni uciskiem Irańczycy ze wszystkich grup społecznych radośnie oddali swoją wolność w ręce świętoszka w turbanie i jego morderczych popleczników.       


Kierowani pobożnymi życzeniami mieszkańcy Iranu dostrzegli w “świętym słudze Allaha” odpowiedź na swoje modły. Fanatyczni muzułmanie ujrzeli w nim tego, który wskrzesi chwałę wiary Mahometa i wytyczy drogę do tak oczekiwanego Saheb-ul-Zaman (Pana Wszechczasów.)


Łatwowierność nie ogranicza się do Irańczyków, którzy masowo połknęli oszustwo. Po drugiej stronie świata prezydent Stanów Zjednoczonych, Jimmy Carter dostrzegł w Chomeinim świętego i zbawiciela. Carter zapewnił poparcie dla człowieka, którego największym dokonaniem była długaśna dysertacja o stosunkach seksualnych ze zwierzętami.      


Gdy tylko ten oszukańczy sługa Allaha osiągnął władzę, wszyscy zapłacili karę – dziesiątki tysięcy ludzi zapłaciły własnym życiem za głupotę pozwolenia, by szarlatan i demagog podejmował decyzje za wszystkich.   


Od 38 lat naród irański płaci za tragedię, która ich dotknęła. Na tym się jednak nie kończy. Irańska rewolucja szerzy się jak ogień daleko poza granicami Iranu. Chomeinizm jest najnowszą wersją ekstremistycznego szyizmu.  Islam oznacza poddanie. Poddanie dyktatom Allaha objawionym przez Mahometa.     


W krainie wolności wyrósł Piękny Książę w postaci Baracka Obamy. Obiecał „zmianę, w którą wierzymy”. Tłumy skandowały „Tak, możemy”. Umiejętność rozbudzania uczuć nie oznacza automatycznie prawdziwego przywódcy, nie wolno również zakładać, że będzie on umiał zapewnić wolność, równość i dobrobyt.    


W 2007 roku, w atmosferze szaleństwa, mieszkańcy Ameryki dali się zwieść marksizującemu intelektualiście, który głosił, że będzie żywił i bronił. Wybrali łagodnie przemawiającego „proroka”, którego niektórzy nazywali “mesjaszem”. Wyłonił się z mgły, z nic nie mówiącym przesłaniem, pociągając ludzi obietnicą, że zbawi nas od nas samych.           


Wielu Amerykanów zapomniało, że ktokolwiek domaga się specjalnych prerogatyw, rozsiewając nierealne obietnice, grożąc, szczując jednych na drugich, jest szarlatanem i oszustem. Najbardziej niebezpieczni są ci, którzy przekonują cię, żebyś zrzekł się swojej wolności w zamian za bezpieczeństwo. Wszyscy słyszeliśmy banalną prawdę, że “ci, którzy wyrzekają się podstawowych wolności, żeby kupić chwilowe bezpieczeństwo, nie zasługują  ani na wolność, ani na bezpieczeństwo”.           


W roku 2016, miliarder, Donald Trump, który nagle zakochał się w Partii Republikańskiej, wyłonił się jako gwiazda zmierzająca do partyjnej nominacji w wyścigu o fotel prezydenta USA. Zdumiewający wyczyn człowieka obiecującego, że „przywróci Ameryce wielkość”  jeśli tylko wybierzecie go jako niekwestionowanego przywódcę. Wielu Amerykanów, którzy czują się oszukani przez układy w Waszyngtonie, przez lobbystów i republikański establishment, przyłączyło się do szeregów lojalnych i oddanych wielbicieli, wiwatując radośnie i nie zwracając uwagi na jego mroczną przeszłość. Trump nieuczciwie napadł na wielu ludzi, uciekając się do wściekłych, często absurdalnych, personalnych ataków.        


Trump do znudzenia opowiada jaki jest inteligentny. Lubi powtarzać, że uczył się Wharton School of Business, mówi o sobie z zadowoleniem, że jest naprawdę bystrym facetem.  


Odniósł sukces w świecie finansów i teraz sięga po najwyższą nagrodę – stanowisko prezydenta w najpotężniejszym kraju na świecie. Traktuje to jak zdobycie jeszcze jednego kontraktu. Używa nawet tej samej strategii finansowego łobuza, która zapewniła mu sukces w biznesie: obiecuj i nic nie dawaj. To działa.      


Poważni ludzie nie zachowują się w ten sposób. Czy naprawdę chcemy narazić Amerykę i cały świat na niebezpieczeństwo dając niestabilnemu, nadętemu typowi kody do naszej broni atomowej?  Ameryka jest twierdzą wolności. Pokój na świecie jest zależny od siły Ameryki, a jej słabość przyczynia się do sukcesu terrorystów i dyktatorów. Ameryka znajduje się w kluczowym momencie swojej historii. Trudno sobie wyobrazić większą tragedię jak powierzenie władzy w kraju mającym największą siłę militarną na świecie człowiekowi z problemami psychicznymi.  


Uczmy się na wcześniejszych błędach.


Failing to learn from history

American Thinker, 23 kwietnia 2016
Tłumaczenie: Andrzej Koraszewski



Amil Imani

Amerykański dziennikarz i publicysta urodzony w Iranie w rodzinie muzułmańskiej, ateista   działający na rzecz demokracji w Iranie oraz w innych krajach muzułmańskich.