Kolejny powrót brunatnej fali


Andrzej Koraszewski 2016-04-28

Źródło: wordpress.     

Źródło: wordpress.     



 

Pożar w globalnej wiosce. Giną ludzie, zmieniają się granice. Rośnie niepokój. Nasza chata z kraja, mógłby ktoś sądzić, że żyjemy swoimi sprawami. Na nasze sprawy reagujemy jednak zgodnie z modą panującą w świecie. Znużenie demokracją, parlamentaryzmem i przyziemnym pragmatyzmem widać niemal wszędzie. Szary człowiek szuka przywódcy, który zrobi porządek. Narzekamy wszyscy, bo wszyscy mamy wrażenie bałaganu. Pomieszanie pojęć, ucieczka od racjonalizmu, rosnące poczucie zagrożenia.


Irański dysydent mieszkający w Stanach Zjednoczonych ostrzega przed ucieczką od wolności  i przed radosnym zawierzaniem naszego życia demagogom i szarlatanom. Przypomina Mahometa, Hitlera i Chomeiniego. O Hitlerze pisze:

W “cywilizowanej” krainie Niemców wyłonił się syfilityczny typ, który wezwał Niemców, by powierzyli mu swoją wolność w zamian za obietnicę rozwiązania ich problemów gospodarczych i społecznych. Bez trudu przekonał ich, że Żydzi są główną przyczyną narodowych nieszczęść. Wkrótce masy łatwowiernych poszukiwaczy prostych rozwiązań tłoczyły się w miastach i na wsiach, by pospiesznie powierzyć swoją wolność zbawicielowi - Führerowi.


Niemiecki naród kupił w ciemno nazistowskie obietnice gospodarczego cudu, odbudowy niemieckiej dumy i supremacji aryjskiej rasy. W mgnieniu oka hordy wściekłych brunatnych koszul zaczęły się przewalać wzdłuż i wszerz kraju, polując na Żydów. Ogień  nienawiści do Żydów szybko rozszerzył się na Cyganów, homoseksualistów, innowierców i innych. 


Ludobójczy Hitler uznał, że dobrze będzie przeoczyć niektórych “nikczemnych” semitów. Zrobił wyjątek dla Arabów i udzielił książęcego przyjęcia w Niemczech Wielkiemu Muftiemu Palestyny, Haj Aminowi al-Husseiniemu, równie żarliwie jak on nienawidzącemu Żydów. Oszukiwanie społeczeństwa przez dłuższy okres czasu przynosi katastrofalne skutki. Hitler potrzebował zaledwie kilku lat by doprowadzić Niemcy do ruiny.    

Ulubione pismo Hitlera, „Der Stürmer” miało stałe motto: „Die Juden sind unser Unglück” – Żydzi są naszym nieszczęściem. Chora obsesja doskonale blokująca zdolność analizy i rozwiązywania rzeczywistych problemów.



Wielu dysydentów muzułmańskiego świata od dawna twierdzi, że obłęd antyjudaistycznej obsesji jest najcięższą kulą u nogi w kulturze ich społeczeństw. Antyjudaizm jest detonatorem nienawiści, centralnym filarem polityki budowanej na ciągłym poszukiwaniu wroga. Twierdzą również, że antyjudaizm jest poza ropą naftową jedynym towarem, który świat muzułmański masowo eksportuje na Zachód.     


Antyjudaizm ma w islamie korzenie tak stare jak ta religia, jego nowoczesna wersja jest jednak sprzężona z europejskim nazizmem. Dysydenci muzułmańskiego świata nie wahają się przed używaniem pojęcia „islamofaszyzm” jako terminu najlepiej opisującego polityczny islam. Sami przedstawiciele politycznego islamu również nie ukrywają swoich związków z europejskim nazizmem, Mein Kampf  jest w muzułmańskim świecie najbardziej popularną książką z kultury zachodniej, rzymski salut jest popularnym gestem w Gazie, w Libanie, w Syrii, w Iranie, w Autonomii Palestyńskiej i w innych miejscach gdzie operują formacje politycznego islamu. 


W muzułmańskim świecie brunatna fala nasiliła się natychmiast po europejskim zwycięstwie nad nazizmem. Bractwo Muzułmańskie zupełnie otwarcie głosiło kontynuację programu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Ta brunatna fala zmieniała się w tsunami w latach 60. i 70. ubiegłego wieku, by stać się centralnym elementem islamskiego dżihadu w ostatnich dziesięcioleciach.


Od zwycięstwa nad nazizmem minęły trzy pokolenia, odchodzą ostatni uczestnicy tamtych walk. Młode pokolenie Europejczyków sięga do odzyskanej (częściowo okrężną drogą przez arabski świat) tradycji pradziadów.


Ostatnio opinia publiczna w Polsce była poruszona marszem ONR w Białymstoku. Szczególne wzburzenie wywołało wystąpienie w białostockiej katedrze Piotra Skargi polskiego nacjonalizmu, księdza Jacka Międlara. Potężne nagłośnienie tej sprawy skłoniło kurię do napiętnowania tego wystąpienia i a zakon, do którego już wcześniej ten ksiądz został zesłany, wydał mu zakaz publicznych wystąpień.


Napisałem w tej sprawie list otwarty do Prymasa Polski i nawet dostałem odpowiedź od jego sekretarza, który pisał:

W imieniu Księdza Arcybiskupa Wojciecha Polaka, Prymasa Polski,
potwierdzam odbiór listu i uprzejmie informuję, że Ksiądz Prymas w pełni
popiera oświadczenie wydane w poruszanej sprawie przez Przewodniczącego
Konferencji Episkopatu Polski:


"Jako przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski i gospodarz
niedawnych obchodów rocznicy Chrztu Polski wyrażam zdecydowaną
dezaprobatę dla wykorzystywania świątyni do głoszenia poglądów obcych
wierze chrześcijańskiej. Każdy może wyrażać swoje osobiste poglądy, lecz
w swoim własnym imieniu i na własną odpowiedzialność. W Kościele zaś
jest miejsce dla przepowiadania Ewangelii zachęcającej do miłości
każdego człowieka".

Abp Stanisław Gądecki, Metropolita Poznański, Przewodniczący
Konferencji Episkopatu Polski

W tym samym dniu (na marginesie mojego listu do Prymasa) czytelnik przesłał mi link do wystąpienia Stanisława Michalkiewicza w kościele św. Urbana w Zielonej Górze. Stanisław Michalkiewicz, publicystyczny filar partii KORWiN, mówił w świątyni, że Żydzi szykują kolejny rozbiór Polski i że przez nich czeka nas kolejna wojna. Krotko mówiąc powtarzał stare hasło: „Die Juden sind unser Unglück”. Mój czytelnik nie zauważył, że to kościelne wystąpienie Michalkiewicza, znanego i popularnego popularyzatora starej tradycji, było z listopada 2012 roku, ale list od sekretarza Prymasa Polski skłonił mnie do sprawdzenia, jak często ten apostoł nacjonalizmu nie tylko występuje w Radiu Maryja, ale również jak często naucza w kościołach. Media przypominają inne jego wystąpienie podczas „Nocy kościołów” we Wrocławiu w czerwcu 2015. Temat nieodmiennie ten sam  „Czy chrześcijaństwo może uratować Europę” (od Żydów). Zaglądam do terminarza tego znanego publicysty i dowiaduję się, że 12 maja w Turku, w auli domu parafialnego przy kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa będzie mówił o przyczynach i skutkach wojny polsko-polskiej, a 14 maja wystąpi w Łodzi w Rzymskokatolickiej Parafii pw. Matki Boskiej Bolesnej.



Ani wcześniejsze, ani planowane wykorzystywania świątyni do głoszenia poglądów (chyba) „obcych wierze chrześcijańskiej” przez tego kaznodzieję nienawiści nie budziły zdecydowanej, a nawet umiarkowanej dezaprobaty hierarchii kościelnej. 


W listopadzie 2012 minister Michał Boni zwrócił się do członków Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu o podjęcie działań na rzecz wygaszenia agresji. W swoim liście przekazanym na ręce Arcybiskupa Głódzia pisał: 

„Ostatnie dni szczególnie mocno pokazują problem mowy nienawiści w życiu społecznym w naszym kraju. W tej kwestii nigdy dosyć przezorności, bo gdy do debaty wkracza przemoc, może dojść do nieszczęścia. Mowa nienawiści najpierw przejawia się w opiniach, potem w języku opisującym świat, w końcu zaś w działaniach ludzi. Nie możemy być wobec tego obojętni, dlatego zwracam się z apelem o pomoc w przeciwstawianiu się mowie nienawiści i jej wszelkim objawom.”

Minister nie wymieniał konkretnych przykładów, otrzymał odpowiedź w równie enigmatycznym stylu:

Potrzeba języka przebaczenia i miłości. Obecnie więzy między obywatelami a państwem są potargane – odpowiedział arcybiskup.

Po trzech latach przyszła „dobra zmiana”. Pisarz, Tomasz Piątek zebrał garść głosów  przedstawicieli „dobrej zmiany”. W tych głosach bulgoczącej nienawiści słychać bardzo wyraźny ton narodowej dumy, antysemickich werbli i rasizmu. Charakterystyczna mieszanka dla polityki opartej na nieustannym poszukiwaniu wrogów. Po bez mała pół wieku trudno się pozbyć wrażenia, że powróciła moczarowska czarna sotnia.


Przytaczam tu tylko kilka cytatów wypowiedzi przedstawicieli „dobrej zmiany”:

"Potomkowie Kominternu - obrońcami demokracji (...) Najwyższy czas, żeby odpruć żydowski łeb obcej hydry od polskiego tułowia i nałożyć na inne miejsce - np. zad, najlepiej świński" - Krzysztof Baliński, "Gazeta Warszawska".


"Kim są KOD-omici? (...) Piotr Bratkowski - żydowski komunista (...) Piotr Rachtan - pochodzenie żydowskie (...) Walter Chełstowski jest bliskim współpracownikiem naczelnego deprawatora młodzieży polskiej, Jerzego Owsiaka" - forum Kurnik Narodowy, portal Piens oraz portal Wolna Polska.


"Wasz milion dostanie ciężki uliczny łomot od przyzwoitszych milionów i będziecie zbierać z asfaltu własne uzębienie" - pisarz Waldemar Łysiak, "Do Rzeczy".

 

"W Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej (...) to jest jakby w genach niektórych ludzi, no tego najgorszego sortu Polaków i ten najgorszy sort jest w tej chwili niesłychanie aktywny". "Panie redaktorze, niech pan będzie poważny. Czy według pana akowcy i współpracownicy gestapo to ten sam sort ludzi?" - Jarosław Kaczyński.

Brunatna fala? A może tylko parlamentarna zmiana władzy, która w żaden sposób nie zagraża demokracji? Polska specyfika, czy drobny fragment szerszego obrazu?

 

W dziesiątkach miast europejskich, australijskich, amerykańskich widzimy demonstracje poparcia solidarności z Palestyną.  Kłamliwym oskarżeniom Żydów o ludobójstwo, o apartheid, o zabijanie palestyńskich dzieci, o pozasądowe egzekucje, towarzyszą nieskrywane wyrazy poparcia dla Hamasu, Hezbollahu, Fatahu, Iranu i każdego, kto zgłasza ochotę mordowania Żydów. Ta brunatna fala ma ogromne poparcie dużego segmentu ateistycznej lewicy, zrównującej syjonizm z rasizmem i przysięgającej na wszystkie świętości, że Izrael jest mocarstwem kolonialnym. Tym demonstracjom towarzyszą coraz częściej wystąpienia polityków najwyższego kalibru i poparcie ze strony dziennikarzy szacownych pism. Żyjemy w osobliwym świecie, w którym dziennikarze tak renomowanych mediów jak BBC potrafią rozsyłać zdjęcia dzieci zabitych w Syrii jako zdjęcia ofiar izraelskiej armii podczas operacji pacyfikowania Hamasu, a podając informację o zabitym w trakcie zbrojnego napadu terroryście informują, że właśnie Izraelici zabili Palestyńczyka.

 

Brunatna fala ma czasem szlachetną twarz cywilizowanego intelektualisty, nobliwego dyplomaty, szlachetnego pisarza. Nieodmiennie żyje obsesją, która dziś, podobnie jak w przeszłości pozwala nienawidzić, szukać wszędzie wrogów, znajdować proste rozwiązania i poszukiwać szarlatanów, którzy poprowadzą nas do dobrej zmiany i zwycięstwa.

 

Eksporter starej, dobrej tradycji niczego nie ukrywa, modli się głośno i wyraźnie:

Allahu ukarz twoich wrogów, wrogów religii, policz ich i zabij do ostatniego, sprowadź na nich czarną godzinę. Alahu ukarz złych Żydów i tych spośród ateistów, którzy im pomagają. Allahu błagamy cię, byś przywrócił nam godność i honor i umożliwił ich odparcie i prosimy cię byś ocalił nas od ich zła.

Słyszałem tę modlitwę wiele razy, tym razem to słowa duchownego w palestyńskiej telewizji, wygłoszone 24 kwietnia 2016. Palestyński dysydent Khaled Abu Toameh niezmordowanie dokumentuje aktywne zaangażowanie palestyńskich przywódców w podżeganie do nienawiści do Żydów. Ktoś zapytał mnie dlaczego na Zachodzie jego teksty ukazują się na niszowych stronach internetowych. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Przypominam sobie fragment artykułu Jacka Pałasińskiego, w którym pisze o złodziejach etosu:

Czy zauważyli państwo, że nikt nie wyskakuje przed szereg i publicznie się nie chwali, że był szmalcownikiem? Nikt z dumą nie opowiada, że zatłukł kijem brodatego Żyda, a potem jego żonę, która wcześniej zgwałcił, a potem jego dzieci? Nikt nie szczyci się, że doniósł Niemcom, gdzie się rodziny żydowskie ukrywają? Że cicho o grabieniu pożydowskiego mienia, o mieszkaniach, zajmowanych po zamordowanych Żydach? A przecież byli, to były powszechne praktyki, mieszkania po trzech milionach zabitych Żydów nie wyparowały!


Przychodzili Niemcy, zabijali Żydów (a zdarzało się, że ich przedtem Polacy wyręczyli), zabierali tylko złoto i kosztowności. Potem przychodzili sąsiedzi Polacy: czyścili mieszkanie ze wszystkich przedmiotów, chyba, że się do niego postanowili wprowadzić, czemu Niemcy sprzyjali. OK, to wszystko wiadomo, to można wyczytać w każdej książce, w każdym pamiętniku, w każdej kronice.


To, czego przeczytać nie można, że oni wszyscy: mordercy, szmalcownicy, szabrownicy, okupujący pożydowskie mieszkania NIGDY SIĘ DO TEGO NIE PRZYZNAJĄ Właśnie oni protestują przeciwko „Idzie” i „Pokłosiu”, oni krzyczą o „antypolskiej propagandzie”. Oni najgłośniej krzyczą, że Polacy ratowali Żydów. Owszem, ratowali, ale TO NIE BYLI ONI! To inni, którzy do dzisiaj boją się sąsiadom przyznać, że ratowali Żydów, bo spotka ich za to moherowe potępienie. Oni, mordercy, szmalcownicy i szabrownicy za wszelką cenę chcą podłączyć się do etosu, który do nich nie przynależy, ba!, który oni pierwsi podeptali.


A zatem panowie i panie: NIE! To nie wasz etos, trzymajcie się odeń z daleka, spowiadajcie się, jeśli macie sumienie z własnych grzechów, ale cudzych zasług sobie nie przypisujcie.

Apele do sumienia hord patologicznych jednostek mają niewielką skuteczność. Te jednostki istnieją zawsze i wszędzie, w każdym społeczeństwie. Mają dobry słuch, doskonale słyszą głosy przyzwolenia. Zdaniem historyka belgijskiego, Joela Koteka:

"...istnieją dowody, że przez całe spectrum, od skrajnej prawicy do skrajnej lewicy, są ludzie, którzy korzystają z ‘okazji’ oferowanej przez konflikt izraelsko-palestyński, by dać upust antysemityzmowi, tak długo tłumionemu właśnie z powodu ludobójstwa. Tak więc, wydaje nam się, że antysyjonizm stał się środkiem pozbywania się niewyraźnego poczucia winy Zachodu wobec Żydów, porzuconych nie tak dawno temu na pastwę barbarzyństwa, wygodnym sposobem kompensowania za własne tchórzostwo i opuszczenie ich przez zajęcie jednoznacznego i cnotliwego stanowiska na rzecz ofiar wielkiej niesprawiedliwości współczesnej".

Na naszym domowym podwórku to przyzwolenie płynie z różnych stron, Kościół i polityczni szarlatani szukają wsparcia i patrzą z pożądaniem na zwarte szeregi idących pod hasłem „My, nowe pokolenie”. Nic dziwnego, że radni PiS w Białymstoku odmówili potępienia marszu ONR, trudno również oczekiwać aby Jasna Góra nagle przestała być celem pielgrzymek budowniczych Polski katolickiej.


Katoliccy intelektualiści zwrócili się do Arcybiskupa Gądeckiego z apelem o położenie kresu publicznemu demonstrowaniu łączenia nacjonalizmu z wiarą katolicką.        

W swoim liście otwartym piszą:

Jesteśmy tymi faktami zasmuceni i oburzeni - jako katolicy i jako Polacy. Zwracamy się więc do Księdza Arcybiskupa w formie listu otwartego, kierowani troską o dobro naszego Kościoła. Za absolutnie niedopuszczalne uważamy czynienie sanktuarium na Jasnej Górze miejscem modlitwy narodowców, którzy następnie skandują pod murami klasztoru: "Śmierć wrogom Ojczyzny". Skandalem jest przekształcenie Mszy świętej w polityczną demonstrację skrajnej organizacji nacjonalistycznej - z czym mieliśmy do czynienia w Białymstoku, i to w kościele katedralnym. Tego typu nadużywanie Imienia Bożego w celach ideologicznych odbierane jest przez wielu jako profanacja, a nawet bluźnierstwo - tym bardziej bolesne, gdy dokonywane pod "Bramą Miłosierdzia".

Podejrzewam, że sprawy zaszły już zbyt daleko, hordy zostały spuszczone ze smyczy i zwęszyły krew, tu, w naszym kraju i w wielu innych miejscach na świecie. Skradający się nocą wandale niszczący cmentarze i pomniki, pacykujący swoje hasła na murach, dostają mundury i broń. Dumne „nowe pokolenie" staje się zbrojnym ramieniem oszalałych demagogów i szarlatanów.