Antyaborcyjne paranoje, albo teoria krzyczącego zarodka


Stanisław Pietrzyk 2016-04-25


Kościół katolicki głosami swych dostojników upomina i wręcz wymusza  na władzach teoretycznie świeckiego państwa poszanowanie dla życia (ludzkiego) od jego poczęcia do naturalnej śmierci. Korzystając ze swego ciągle niekwestionowanego przez władzę autorytetu próbuje wszelkimi sposobami  doprowadzić do penalizacji aborcji w każdym przypadku, nie wyłączając nawet tych, które mają gwarancje  prawne i umocowanie w tak zwanym „kompromisie aborcyjnym” (obecna ustawa jest i tak najbardziej restrykcyjna w UE).

Czy instytucja, która przez niemalże dwa tysiąclecia jednoznacznie wykazała się kompletnym brakiem szacunku dla życia, która skazywała na śmierć swoich krytyków i tych, którzy nie dość ortodoksyjnie traktowali doktrynę i dogmaty ma moralne prawo wypowiadać się w tej materii? Zasłaniając się biblijnym podobno nakazem odwołują się do powszechnej niewiedzy, gdyż doskonale zdają sobie sprawę, że zdecydowana większość tych, do których przemawiają z pozycji autorytetu, nie ma bladego pojęcia co w tej kwestii mówi ta święta dla wyznawców księga. A co mówi?  Nic. Kompletnie nic na temat aborcji. Jednak na poparcie swych tez ludzie kościoła powołują się na odpowiednie fragmenty, jak choćby ten zawarty w Księdze Wyjścia w rozdziale 21 (wersety 22-25) czy Księdze Rodzaju (1:26-27 i 9:6). A co one zawierają? Darujmy sobie Księgę Rodzaju i wymienione rozdziały, bo mówią one tylko o stworzeniu człowieka na obraz boga i zakazie przelewania z tego względu ludzkiej krwi wobec czego konstruowanie na tej podstawie tezy o zakazie aborcji jest co najmniej karkołomne. Natomiast w  rozdziale 21 Księgi Wyjścia w przytoczonych wersetach (22 do 25) napisano:

22Gdyby mężczyźni bijąc się uderzyli kobietę brzemienną powodując poronienie, ale bez jakiejkolwiek szkody, to [winny] zostanie ukarany grzywną, jaką nałoży mąż tej kobiety, i wypłaci ją za pośrednictwem sędziów polubownych. 23Jeżeli zaś ona poniesie jakąś szkodę, wówczas on odda życie za życie, 24oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę, 25oparzenie za oparzenie, ranę za ranę, siniec za siniec.

Jest to więc niczym innym, jak  zwykłym prawem odwetu, wywodzącym się w całości z Kodeksu Hammurabiego i stosowanym  na całym Bliskim Wschodzie. Kodeks Hammurabiego był zbiorem praw zredagowanym i spisanym w XVIII w p.n.e., mającym swe źródło w sumeryjskim prawodawstwie, głównie z czasów panowania Urukaginy z Lagasz (XXIV w p.n.e.). Był to przede wszystkim kodeks cywilny, regulujący stosunki społeczne i prawo własności. Co istotne i warte uwagi kodeks, stanowiący pierwowzór dla K. Hammurabiego czyli Kodeks Ur-Nammu, nie zawierał zasady „oko za oko” , lecz zdecydowanie bardziej humanitarne formy zadośćuczynienia. Warto przy okazji zwrócić uwagę na zawarte w przytoczonym fragmencie sformułowanie bez jakiejkolwiek szkody, co przy podnoszonym nakazie poszanowania życia poczętego brzmi co najmniej kuriozalnie. Jak można bowiem rozumieć powodując poronienie, ale bez jakiejkolwiek szkody? Poronienie (abortus) jest przerwaniem ciąży (ze skutkiem śmiertelnym dla zarodka, embrionu) w stadium do 22 tygodnia wynikającym z wielu przyczyn. Zdecydowana większość zarodków obumiera z rozmaitych powodów,  a znaczną część wszystkich poronień stanowią poronienia samoistne, wśród których największy odsetek stanowią te wynikające z ciąż biochemicznych. Niezależnie jednak od przyczyny każde poronienie jest aborcją.


W starożytności nikt nie zawracał sobie głowy życiem poczętym i nienarodzonym. Nikt nie roztrząsał cyklu rozwojowego zarodka ani okresu prenatalnego. Dopiero od momentu, kiedy ciąża była wyraźnie widoczna i fizycznie odczuwalna, zaczynała nabierać wartości. Wartości materialnej oczywiście, bo strona etyczna i moralna nie miała większego znaczenia w czasach, kiedy życie ludzkie nie przedstawiało wartości uniwersalnej. Wystarczy pobieżna analiza rozmaitych kodeksów starożytnych jak i świętych ksiąg, by pozbyć sie złudzeń, jakoby życie w starożytności  przedstawiało wyjątkową wartość. Oczywiście jak w każdej innej kwestii i w tej istniała gradacja na mniej lub bardziej wartościowe istnienia. Wszystko zawsze zależało od warstwy społecznej, z jakiej owo życie pochodziło. Ci wszyscy obrońcy i gorący orędownicy tak zwanej „cywilizacji życia” (będącej w opozycji do „cywilizacji śmierci”, a oba te terminy używane nader często przez J.P. II) powinni poddać weryfikacji swoje uwielbienie dla „drogowskazu moralnego”, jakim w ich przekonaniu jest Biblia. Dekalog, zawarty w 20 rozdziale Księgi Wyjścia stanowi:  „Nie będziesz zabijał” (werset 13), jednak już w następnym, 21 rozdziale ten „przewodnik moralności” nakazuje zabijać co wyraźnie pokazuje, jaką wartość przedstawia życie ludzkie. Werset 12 tego rozdziału (21) brzmi: Jeśli kto tak uderzy kogoś, że uderzony umrze, winien sam być śmiercią ukarany (zgodnie z zasadą „oko za oko”).  


Dalej wygląda jeszcze groźniej:

15Kto by uderzył swego ojca albo matkę, winien być ukarany śmiercią. 16Kto by porwał człowieka i sprzedał go, albo znaleziono by go jeszcze w jego ręku, winien być ukarany śmiercią. 17Kto by złorzeczył ojcu albo matce, winien być ukarany śmiercią.

W kolejnym, 22 rozdziale w Prawie moralnym napisano:  17Nie pozwolisz żyć czarownicy, co dało powód do wielowiekowego polowania na czarownice. Dominikanin Heinrich Kramer (być może przy współpracy Jacoba Sprengera, również członka tego zakonu) spłodził Malleus maleficarum (Młot na czarownice), podręcznik instruujący jak rozpoznać, przesłuchać i zmusić do przyznania się do winy podejrzanych o czary.         


Traktat ten był odpowiedzią na bullę Summis desiderantes affectibus papieża Innocentego VIII. Imię to (Innocenty) tłumaczy się jako „Niewinny” choć z pewnością w przypadku głowy przywódcy zbrodniczej instytucji było niezbyt trafne, a w przypadku papieża, który do Watykanu wprowadził się  z dwójką swoich dzieci zakrawa na ironię.


Proceder palenia czarownic ruszył z kopyta szczególnie wtedy, kiedy ustanowiono konkretną zapłatę za denuncjację.  Trudno więc dziwić się, że każdy łasy na wartości doczesne donosił na każdego, kto je posiadał w odpowiedniej ilości. I tak zaczęło się to szaleństwo. Dzieci oskarżały o czary rodziców, rodzice dzieci, brat brata, sąsiad sąsiada i tak dalej. Najbardziej łatwopalne i godne spopielenia były oczywiście kobiety. Szczególnie te, które zajmowały się zbieraniem ziół. Zresztą powszechnie wiadomo, co wielokrotnie podkreślali tak zwani „Ojcowie Kościoła”, że kobieta jest istotą drugiego sortu, swoistym wytworem gorszej jakości by nie powiedzieć odpadem produkcyjnym, wobec czego traktowana była (i często jest nadal) w sposób szczególny lub nawet nieszczególny.


Kościelne „oświecenie” ruszyło pełną parą, bo ogień stosów coraz bardziej oświetlał bliższe i dalsze okolice, wobec czego teza o tak zwanych „wiekach ciemnych” przestała mieć rację bytu.  


Wracając do tematu aborcji warto o powyższym pamiętać. Skoro tak traktowano kobiety, to z jakiego powodu miałyby być lepiej traktowane owoce ich łon? W 38 rozdziale Księgi Rodzaju Juda, jeden z 12 synów Jakuba (Jakub to syn Izaaka i brat Ezawa), od którego pochodził król Dawid, Salomon i Jezus według genealogii przedstawionej w ewangelii  Mateusza, na wieść o tym, że jego synowa Tamar z powodu czynów nierządnych stała się brzemienną nakazuje wyprowadzić ją i spalić. Wprawdzie do spalenia nie dochodzi,  bo sprawcą ciąży okazuje się sam Juda, lecz fragment ten pokazuje ile warte było życie kobiety nawet brzemiennej.  


Jeśli chodzi o sam rodowód, to jest z nim poważny problem, albowiem podobno jest to rodowód podobno, męża Maryi, która jak wiemy poczęła z Ducha Świętego. Jeśli więc Józef nie był biologicznym ojcem Jezusa, to powoływanie się na jego rodowód jest bezsensowne.  


Jak wiadomo natura w sposób sobie właściwy czyli naturalny dokonuje aborcji w skali przewyższającej każdą inną. Natomiast te sztuczne aborcje powinny być wykonywane w odpowiednich warunkach, przy zachowaniu najwyższych standardów medycznych.  


Sprowadzanie kobiety do roli inkubatora czy samicy rozpłodowej i odbieranie jej możliwości decydowania w kwestii własnej płodności jest łamaniem praw człowieka i w cywilizowanym świecie nie powinno mieć miejsca. Natomiast penalizacja innych decyzji kobiet, niż narzucane przez towarzystwo starych kawalerów o wyjątkowo zszarganej reputacji,  jest już zwykłą bezczelnością.   


Niezrozumiałym jest, przynajmniej dla mnie, jak w ogóle można brać pod uwagę opinie tego zdemoralizowanego gremium, tych urzędników instytucji odpowiedzialnej za masakry, czystki etniczne, palenie żywcem, ćwiartowanie, łamanie kołem i zadawanie cierpień na tysiące najbardziej wyrafinowanych sposobów, za morze krwi i stosy trupów, na których zbudowano to nieludzkie imperium. Jego członkowie  przez wieki unicestwiali wszystkich tych, którzy nie utożsamiali się z ich logo, będącym w istocie narzędziem zbrodni i przedmiotem godnym najwyższej pogardy.   


Jak można brać pod uwagę opinie kogoś, kto jeszcze do niedawna twierdził,  że Słońce krąży wokół Ziemi, która stanowi centrum Wszechświata stworzonego w 6 dni zaledwie kilka tysięcy lat temu?  


Czy chcąc uchodzić za człowieka rozumnego można polegać na opinii tych, którzy potępiają badania prenatalne, in vitro, badania nad komórkami macierzystymi, a do niedawna zakazywali szczepień, transplantacji, implantacji i wielu innych działań medycznych uważając je za nieuprawnioną ingerencję w boskie plany?  


Czy można polegać na opinii tych, dla których środki antykoncepcyjne i sztuczne metody zapobiegania ciąży są szatańskim wymysłem, a aborcję można porównać do wojny atomowej, jak to sugerował J.P. II w kanadyjskim Vancouver 18 września 1984 roku? Którzy twierdzą, że prawo do miłości i radości erotyzmu mają tylko małżonkowie pobłogosławieni przez urzędników rzymskiego biskupa? I że jedynym celem miłości małżeńskiej jest prokreacja? Że „akt małżeński przestaje być aktem miłości, jeśli zostaje sztucznie pozbawiony swej siły prokreacyjnej”. Tak właśnie prawił papież Wojtyła na audiencji 22 sierpnia 1984 roku?


Śmierć jest wpisana w życie od poczęcia. Pierwszy dzień życia jest pierwszym dniem cyklu kończącego się śmiercią. Życie, jak ktoś trafnie i dosadnie określił, jest śmiertelną chorobą przenoszoną drogą płciową. Wszystko co żyje, każda komórka zwierzęca czy roślinna musi umrzeć, bo tak jest zaprogramowany cykl biologiczny. Z milionów męskich komórek płciowych (gamet)  tylko jedna przeżywa łącząc się z żeńską komórką (gametą) dając poprzez szereg podziałów i skomplikowanych procesów biochemicznych możliwość powstania istoty dziedziczącej równo po połowie materiału genetycznego rodziców. Mówiąc o tym, że od momentu połączenia gamet zaczyna się życie ignoruje się fakt, że niepołączone komórki również są żywe,   wobec czego mogłyby być z nich dzieci.   Należałoby więc prawnie zabronić  naturze uśmiercania i masowej redukcji „nadmiaru” genetycznego materiału czyli żywych męskich komórek, którym nie powiodło się w wyścigu do celu, jakim była komórka jajowa.  Comiesięczne wydalanie niezapłodnionych jaj powinno również być przez prawo traktowane z całą surowością.


Jeszcze stosunkowo nie tak dawno, bo niemalże do połowy XIX wieku głoszono teorię preformacji, wywodzącą się jeszcze od  starożytnych atomistów z jońskiej filozofii przyrody i podobno potwierdzoną  podczas obserwacji pod mikroskopem na przełomie XVII i XVIII stulecia, według której w plemniku ( wersja animakulistów) lub w jaju (wersja owulistów) jest w pełni ukształtowany człowiek. Ta maleńka istota, nazwana Homunkulusem  (z łac. człowieczek) w łonie matki jedynie miała wzrastać.


Dopiero Caspar Friedrich Wolff (1734 – 1794), niemiecki lekarz, anatom, fizjolog i embriolog obalił teorię preformacji przeciwstawiając jej epigenezę. Kilkadziesiąt lat później Karl Ernst von Baer ,twórca Prawa rozwojowego (1828 rok) i Prawa rekapitulacji (biologiczne prawo z 1866 roku) a także jeden z prekursorów  współczesnej embriologii , w naukowy sposób odniósł się do teorii o krasnoludkach.   


Jednak pomimo współczesnej wiedzy naukowej nadal wielu jest święcie przekonanych, że zygota to maleńki człowieczek. Trudno więc się dziwić, że tyle słyszy się o krzyczących zarodkach. Wprawdzie jeszcze nikt przy zdrowych zmysłach osobiście tego krzyku nie słyszał, ale podobno są tacy, co słyszeli.


Według badań statystycznych około 50 – 60 % ciąż kończy się wczesnym poronieniem z wielu rozmaitych powodów. Znaczna część  ze względu na złe zagnieżdżenie zarodka lub wady genetyczne. Wiele jest też ciąż biochemicznych, polegających na tym, że zapłodnione jaja nie zagnieżdżają się w ogóle w jamie macicy ani poza nią i wraz z krwią zostają wydalane z organizmu, o czym większość niedoszłych matek nawet nie wie.


Przyczyn poronień samoistnych jest bardzo wiele, które można podzielić na zależne lub niezależne od matki. Do zależnych należą wady macicy, urazy i wstrząsy psychiczne, zaburzenia czynności tarczycy, cukrzyca, choroby nerek, czynniki autoimmunologiczne czy choroby zakaźne. Wiele  ma podłoże endokrynologiczne, niemało wynika z czynników środowiskowych, a znaczna część jest w ogóle trudna do ustalenia.      


Całkowita penalizacja aborcji, o co zabiega Kościół i przykościelna, konserwatywna prawica, doprowadzi do powstania nielegalnego przemysłu aborcyjnego. Na to jednoznacznie wskazuje historia i tylko wyjątkowo naiwni i oderwani od rzeczywistości mogą twierdzić inaczej.  


Obrońcy „życia nienarodzonego” i ci wszyscy, którzy głośno i na wszelkie możliwe sposoby demonstrują przywiązanie do „cywilizacji życia” nie zdają sobie zapewne sprawy, że ten katolicki termin propagandowy, wynikający z tak zwanej teologii moralnej wymyślono dla zatarcia faktów.  Fakty zaś nie pozostawiają cienia wątpliwości, że Kościół nigdy nie miał szacunku dla życia.