Sens picia ateisty


Marcin Kruk 2016-04-11


Sprawa trafiła na wokandę podczas wiosennych ateistycznych rekolekcji z okazji imienin Dionizego, które wypadały 8 kwietnia, czyli w piątek. Z braku jakiegokolwiek Dionizego wybraliśmy się do pubu sami, bo przy takiej okazji, to nie solenizant jest ważny, a prawdę powiedziawszy, nieobecność solenizanta czyni taką uroczystość czymś bardziej podniosłym. Szybko zgodziliśmy się, że trudno lubić imieniny w rodzinie, imieniny dyrektora też okazały się mało popularne, natomiast pomysł uczczenia imienin Dionizego wszystkim wydał się nadzwyczaj interesujący.

Oczywiście słowo wszyscy jest w tym przypadku pojęciem wykluczającym, chodzi bowiem o wszystkich, z którymi sens picia jest głębszy, których towarzystwo nadaje sens piciu, jako, że picie jako takie samo w sobie sensu nie ma. To my nadajemy sens piciu, a towarzystwo, w którym podejmujemy taką próbę, jest warunkiem szczególnie ważnym, jeśli nie najważniejszym.  To od nas zależy, jaki sens będzie miało nasze picie.

 

Doszukiwanie się jakiegoś zewnętrznego sensu w piciu jest po prostu nonsensem.  Duchowy wymiar picia nie zależy od wiary lub niewiary, dlatego też pytanie o sens picia ateisty jest źle postawione. Duchowość wspomagana proboszcza i duchowość wspomagana ateisty są, a przynajmniej powinny być, odmienne. Ateista nie pije dlatego, że musi i nie po to, żeby być zbawionym, ateista pije, bo ma ochotę na relaks w dobrym towarzystwie. Samo pojęcie duchowości jest oczywiście obciążone religijną tradycją. Nic dziwnego, że toczą się spory, czy ateista powinien tego pojęcia używać. Duch z definicji jest niematerialny, a my ateiści, jesteśmy materialistami. Szukając sensu picia nie powinniśmy dać się nabierać na jakąś ezoteryczną lekkość duchowości.    

 

Jeśli picie nie ma sensu, czy warto pić? Uczciwie mówiąc, na to pytanie nie odpowie nam ani religia, ani ontologia, ani epistemologia. Dekonstrukcja religijnej narracji o piciu pokazuje, że alkohol faktycznie dostaje się do krwi, ale czy się w nią zmienia?  Nie ma powodu uciekać się do symbolizmu. Wystarczy chemia.

 

Tak czy inaczej poszliśmy się napić, żeby uczcić imieniny Dionizego i obgadać sprawy niecierpiące zwłoki. Były to sprawy związane z doczesnością i cierpieniami wcześnie poronionych.  Z jakiegoś powodu zaczęło się od trumien. Zaś temat trumien pojawił się w efekcie buntu przeciw stosunkowi księdza katechety do pisma, a raczej do dziennika.      

 

Obcując codziennie z nastolatkami zaraziliśmy się duchem młodzieńczego protestu i od dwóch miesięcy w pokoju nauczycielskim codziennie ląduje „Gazeta Wyborcza”. Wszystko przez księdza, który próbował nas przekonać, że to antypolska gazeta, więc Dominik rzucił pomysł, żebyśmy sobie zaprenumerowali w kiosku gazetę i teraz Beata idąc do szkoły zabiera z kiosku nasz egzemplarz i wykłada go w pokoju nauczycielskim.

 

Ksiądz katecheta nigdy więcej nie powrócił do tego tematu, ograniczając swój głęboki protest do mowy ciała, czyli codziennego spojrzenia ze wstrętem. Nas natomiast codzienna lektura troszkę ubogaca, dostarczając dodatkowych tematów do rozmów.          

 

W środę Teresa dostrzegła doniesienie o trumnach z Wągrowca i uznała, że musi się z nami podzielić tą strawą duchową.  Tę potrzebę mogła wywołać obecność katechety, ale niekoniecznie, przemijanie jest źródłem filozoficznej i moralnej refleksji, ale równie często, a może nawet częściej, jest źródłem utrzymania i kwitnącego biznesu. Trumny z Wągrowca są składane, przychodzą w paczkach jak z Ikei, równie eleganckie jak te tradycyjne, a nie zajmują tyle miejsca w przedsiębiorstwie pogrzebowym i są znacznie tańsze. Cena – jak podkreślała Teresa – jest ważna i to dzięki niej polski trumienny start-up wszedł na rynki europejskie, a teraz rozpoczął bój o rynek wewnętrzny. Tu jednak sprawa wywołała gwałtowną reakcję Polskiej Izby Pogrzebowej, która wzywa do bojkotu składanych trumien, powołując się na względy etyczne.

 

Głośne trzaśnięcie drzwiami przerwało jej relację, po którym nastąpiła cisza a następnie wybuch śmiechu. Przerwa się kończyła. Beata, która zawsze obserwuje pojawiające się w kalendarzu imiona świętych, zaproponowała ciąg dalszy tej relacji na imieninach Dionizego. Rozpierzchliśmy się po klasach z poczuciem wiosennego oczekiwania na piątek.

 

Wcześniej musieliśmy rozwiązać problemy logistyczne. Etyka picia związana jest licznymi nićmi z etyką zawodową. Ksiądz udaje, że pije tylko przy ołtarzu, nie szukając w piciu podniety innej jak integracja wspólnoty. Sięgając po butelkę w innych celach, unika oczu wiernych i jest zazwyczaj skazany na samotność. Nauczyciel, który ma ochotę się napić, też musi stronić od oczu swoich wychowanków, więc ta grupa zawodowa skazana jest na mieszkania prywatne lub lokale oddalone od miejsc, gdzie kręcą się uczniowie. Motoryzacja ułatwiła korzystanie z takich oddalonych lokali, ale wyłoniła kolejny problem z losowaniem, kto będzie okolicznościowym abstynentem i kierowcą. Moja Ania zgłosiła się na ochotnika, Damian padł ofiarą losowania i w piątek wieczorem wylądowaliśmy w odległym o trzydzieści kilometrów od naszych sadyb pubie.          

 

Ania zamówiła sok z aronii, Damian stwierdził, że ma status pokrzywdzonego i zamówił bezalkoholowe piwo, chociaż gdyby mnie ktoś pytał, to powiedziałbym, że picie piwa bezalkoholowego w pubie jest świętokradztwem i że w takiej sytuacji lepsza już woda sodowa. Tak czy inaczej, wypiliśmy za zdrowie Dionizego, próbując ustalić, którego to Dionizego będziemy mieli za patrona wieczoru. Ścięty na Montmartre pierwszy biskup Paryża nie wydawał się  dobrym kandydatem, pozostawał Dionizy nieznany, albo, co w tej sytuacji wydawało się najbardziej właściwe, sam Dionizos, bóg grecki, którego ateizm nie zabrania honorować, a modlitw od swoich wyznawców nie wymagał nigdy.


Ania zaprotestowała, że Dionizos to jednak wino, a nie piwo, po czym dodała cicho, że w domu mamy jeszcze pół butelki czerwonego wina, które sobie wypijemy razem jak wrócimy.

 

Oczywiście Teresa powróciła do Polskiej Izby Pogrzebowej, którą podejrzewa o to, że albo jest przybudówką rządzącej partii, albo jeszcze gorzej, czego ja osobiście nie umiałem sobie wyobrazić. Właściciel trumiennego start-upu zorganizował produkcję przemysłową i zalewa rynek swoimi trumnami. Ponieważ liczba zmarłych jest wielkością o małych wahaniach, więc ta trumienna prężność grozi konkurencji. W liście do swoich członków Izba stwierdzała:

 

"Traktowanie trumny jak zwykłego mebla lub szafy ze sklepu budowlanego dehumanizuje ceremonię pogrzebu i godzi w szacunek do osoby zmarłej"

 

Teresa zadumała się nad pytaniem, czy ten styl jest episkopalny, czy pontyfikalny dodając, że Polska Izba Pogrzebowa jest przeciwna dystrybucji składanych trumien  przede wszystkim ze względów etycznych i ekologicznych.

 

Te względy ekologiczne wprawiły nas w dobry humor, bo o etyce Polskiej Izby Pogrzebowej woleliśmy nie dyskutować, żeby nie wejść na pole minowe przykościelnej moralności.

 

Beata rozmarzyła się o pięknie trumien wiklinowych, którymi również nasz przemysł podbija Europę, tworząc nową jakość podróży do nicości, zaś Damian przypomniał sobie, że ten producent składanych trumien nie pierwszy raz wywołuje niepokoje, bo ponad rok temu wypuścił kalendarz z gołymi paniami w trumnach i na trumnach, co oczywiście wywołało porcję narodowego oburzenia i cichej radości.  

 

Chwaliliśmy Dionizosa za jego imprezowe podejście do świętości, co siedzącego przy bezalkoholowym piwie Dominika skłoniło do refleksji na temat ateisty i sensu picia. Zgodziliśmy się, że jest to kwestia, którą trzeba będzie jeszcze przedyskutować przy okazji kolejnych imienin.