Jak nie chronić traszki grzebieniastej


Matt Ridley 2016-04-08


Natural England, organ państwowy, którego zadaniem jest ochrona przyrody brytyjskiej, prowadzi obecnie konsultacje w sprawie zreformowania sposobu ratowania gatunków będących pod ochroną przed ich zagrożeniem ze strony buldożerów. Rewizja polityki skupia się na traszce grzebieniastej, zmorze deweloperów. Rozsądnie proponuje się zakładanie traszkom nowych stawów, żeby ich populacje mogły rosnąć, zamiast wykonywania daremnych gestów wyśledzenia, złapania, deportowania i eksmitowania ich z placów budowy jedną po drugiej.

Może się to wydawać zbyt trywialną sprawą na artykuł, ale nie dajcie się zwieść. Traszki to wielki biznes i bardzo, naprawdę bardzo kontrowersyjny. Rocznie wydaje się około 1,2 tysiąca licencji na odgrodzenie traszek na placach budowy, a następnie chwytanie tych, które są wewnątrz ogrodzenia i usunięcia ich w bezpieczne miejsce, chociaż nienawidzą przeprowadzek i często nie przeżywają ich. Takie odgradzanie i wyłapywanie kosztuje deweloperów w kosztach bezpośrednich około 60 milionów funtów rocznie. Rzeczywisty koszt jest znacznie wyższy, jeśli doda się opóźnienia powodowane przez traszki, ponieważ deweloperzy muszą łapać traszki na miejscu przyszłej budowy przez co najmniej 30 dni po postawieniu płotu uniemożliwiającego wędrówki traszkom, a następnie mieć pięć kolejnych dni, kiedy nie udaje się złapać ani jednej, co może w sumie zabrać tygodnie a nawet miesiące.


Niemniej Natural England bywa często pozywana do sądu przez ludzi z ruchu zielonych, którzy mają za dużo pieniędzy i zbyt mało do roboty, za to, że nie jest wystarczająco żarliwa w egzekwowaniu prawa o traszkach. Brytyjscy zieloni kochają traszki, właśnie dlatego, że występują tu powszechnie, i uważają je za użyteczną broń do utrudniania życia ludziom zajmującym się działalnością gospodarczą. Do niedawna sama Natural England była podzielana na pół między pragmatykami i dogmatykami. Pragmatycy, wsparci nową technologią DNA, która pozwala na testowanie traszek bez chwytania ich, mogą mieć obecnie przewagę.


Traszki grzebieniaste występują powszechnie. Możesz je znaleźć w każdej części Anglii, jak również w większości Walii i Szkocji. Zamieszkują Europę Północną aż po Ural, ale na kontynencie jest ich mniej, a tam podejmuje się decyzje. (Tak, raz jeszcze zostaliśmy ukarani za sukces.) W 1994 r. Wielka Brytania wprowadziła w życie dyrektywę europejską, definiując traszki grzebieniaste jako „europejski gatunek pod ochroną” (EPS), co znaczy, że za uszkodzenie takiej traszki możesz pójść do więzienia na sześć miesięcy. Oznacza to, ponieważ tak powszechnie u nas występują, że budowniczy domów i inni deweloperzy muszą wykonać niezmiernie dużo pracy, by zapewnić, że żadna traszka, która żyje na lub w pobliżu ich potencjalnej budowy, nie będzie miała do niej dostępu i nie przejedzie jej buldożer.


Deweloperzy żyją w strachu złamania tej reguły. W jednym przypadku w Milton Keynes, budowniczy domu miał dodatkowy koszt miliona funtów i roczne opóźnienie, bo musiał usunąć 150 traszek z miejsca budowy. Istnieje ożywiony przemysł, który sprzedaje deweloperom „rozwiązania”. Wśród nich są ogrodzenia wyłożone ciężkimi płytami plastikowymi wkopanymi w ziemię, żeby traszki nie mogły dostać się na plac budowy. Te ogrodzenia mogą ciągnąć się kilometrami i są często okrutnymi barierami dla dzikiej zwierzyny. Kiedy mama czajka wzywa żałośnie swoje dzieci, które utknęły po drugiej stronie ogrodzenia, zastanawiasz się, czy nie pomyliliśmy priorytetów. Czajki znacznie bardziej potrzebują ochrony niż traszki.


Bodźce, jakie tworzy ta polityka, są perwersyjne. Pewna firma kanalizacyjna wydała tysiące funtów na ogrodzenie, które nie dopuszczało traszek do ich naturalnego środowiska. Nic dziwnego, że podobna ustawa znana jest w Stanach Zjednoczonych jako „zabij, zakop i siedź cicho”. Nie można było zrobić więcej, żeby zniechęcić ludzi biznesu do dzikiej przyrody niż ten obłąkany „traszkizm”.


Przypuśćmy, że jakaś firma chce rozszerzyć kamieniołom na ziemię, która obecnie jest ziemią uprawną, ale rozciągnięcie dochodzi na odległość 200 metrów od zamieszkałego przez traszki stawu. Nie wpłynie to na staw, a ziemia obecnie jest bezużyteczna dla traszek, gdzie więc jest problem? Właściwie rozszerzenie kamieniołomu zamieni ziemię uprawną w coś znacznie atrakcyjniejszego dla traszek: z rozrzuconymi małymi stawkami, w których będą się  rozmnażać. Populacja traszek mogłaby powiększyć się mimo sporadycznych wypadków z buldożerami. Niemniej, jeśli wprowadzą się traszki, właściciel kamieniołomu ma do wyboru bankructwo lub więzienie. Więc ich nie wpuszcza.


Cztery nowe propozycje Natural England, przedstawione w obecnych konsultacjach, są następujące: zredukowanie potrzeby ogradzania terenu i przemieszczania traszek, jak długo gdzie indziej dostarczony jest habitat rekompensujący; pozwolenie, by ten habitat był budowany poza miejscem budowy, nie zaś w bezpośrednim pobliżu; pozwolenie traszkom na używanie tymczasowych habitatów w miejscach, które będą zabudowywane później; i zredukowanie kosztów – i potrzeby – inspekcji i poszukiwania traszek i innych EPS. Wszystko bardzo rozsądne.


Traszki mają być pionierami. Natural England ma nadzieję, że te kroki pomogą także w przypadku innych ESP. W kwestii inspekcji Natural England daje przykład kogoś, kto chce rozbudować swój dom. Żeby otrzymać pozwolenie na dobudówkę, właściciel musi wykonać inspekcję na obecność nietoperzy. Inspekcje nietoperzy są kosztowne i można je robić tylko w pewnych określonych miesiącach w roku. Jeśli taka inspekcja nie daje jednoznacznych wyników, trzeba czasami czekać kolejny rok i ponownie ją przeprowadzić. Prowadzący taką inspekcję ma silną motywację, żeby dać do zrozumienia, że jak się da to się zrobi. Wystarczy, żeby powiedział pod nosem: „ Hm, to wygląda jak odchody karlika drobnego. Może być, że używają tego tylko we dnie, ale nie mogę wykluczyć, że także zapadają tu w sen zimowy. Do zobaczenia za rok”.


Natural England  proponuje, żeby właściciel domu otrzymał pozwolenie na zbudowanie tej przybudówki, pod warunkiem, że wykona rzeczy potrzebne nietoperzom, które mogą, ale nie muszą powrócić na zimę: przygotuje skrzynie dla nietoperzy i nie zacznie pracy w porze zimowania. Innymi słowy, proponują zdrowy rozsądek.


Ale zdrowy rozsądek nie zawsze przeważa. Zielone grupy nacisku, przemysł ogrodzeń dla traszek i dogmatycy w biurokracji, wszyscy oni mają własne interesy w zachowaniu obecnego system. Departament Środowiska stworzył nawet dla traszek grzebieniastych “oddział specjalny”, chlubiący się (i to już wykracza poza parodię), “kilkoma równoległymi grupami roboczymi, z których każda ma komisję do rozważania i oceniania postępowych aspektów tej strategii i jej możliwości”.   


Tymczasem przemysł brytyjski jest obciążony zupełnie niepotrzebnym źródłem kosztów, opóźnień i niepewności – małą traszką z żółtą kamizelką, wyszczerbionym grzebieniem i ostro zakończonym ogonem.


How Not to Protect Great Crested Newts

Rational Optimist, 3 kwietnia 2016

Pierwsza publikacja w Times.
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.