"Usprawiedliwienia" dla terrorystów


Douglas Murray 2016-04-07

W dzień po atakach terrorystycznych w Brukseli budynki publiczne w Wielkiej Brytanii, takie jak National Gallery Londynie (po lewej) i ratusz miejski w Manchesterze (po prawej), oświetlono barwami flagi belgijskiej.

W dzień po atakach terrorystycznych w Brukseli budynki publiczne w Wielkiej Brytanii, takie jak National Gallery Londynie (po lewej) i ratusz miejski w Manchesterze (po prawej), oświetlono barwami flagi belgijskiej.




Dzień po ataku terrorystycznym w Brukseli słynne budynki w Wielkiej Brytanii oświetlono barwami flagi belgijskiej. Część prasy w Wielkiej Brytanii wystosowała ostrą krytykę. Wielu pytało, dlaczego kolorowe światła zapalono dopiero następnego dnia po atakach, a nie jeszcze tego samego wieczora w dniu, kiedy był atak? Dlaczego spóźniliśmy się o jeden dzień z naszymi światłami, podczas gdy inne miast potrafiły natychmiast wykonać ten gest „solidarności”? Takie są nasze czasy. I takie właśnie są nasze pytania.


Jeśli jestjakieś pytanie o ów ckliwy gest, to nie jest nim to, dlaczego biurokraci w Wielkiej Brytanii potrzebowali ponad 24 godziny, by znaleźć światła w kolorach flagi belgijskiej, ale dlaczego po 67 latach terroru, nadal nie znaleźliśmy prostych świateł niebieskich i białych, jakie byłyby potrzebne do wyświetlenia flagi Izraela na jakimkolwiek budynku publicznym.


Nie jest tak, że nie było wielu okazji. Wrogowie Izraela dostarczyli nam jeszcze więcej okazji do takich świateł niż sympatykom ckliwych gestów zafundowali terroryści z ISIS.


Można argumentować, że postawy społeczne zmieniły się w ciągu tych siedmiu dziesięcioleci; że dzisiejsze jałowe gesty „solidarności” są niesłychanie modne, ale nie nikt nie wpadł na ten pomysł w poprzednich pokoleniach. W latach 1948, 1956, 1967 lub 1973 mogło być nie do pomyślenia, by jakaś instytucja brytyjska wyświetlała kolory flagi izraelskiej na swoim budynku. Ale kiedy ten sentymentalizm dotarł do Wielkiej Brytanii, rozgościł się na całego. Jeśli nas jeszcze nie dopadł w czasach pierwszej intifady (1987-1993), z pewnością zrobił to w czasach drugiej (2000-2005).


W tym okresie terroryści palestyńscy zabili i ranili tysiące Izraelczyków. Ale nie było żadnych świetlnych pokazów izraelskiej flagi na budynkach publicznych. Nie było takich pomysłów także podczas wojny Hezbollahu w 2006 r. – tak samo po każdej salwie rakiet wystrzelonych na Izrael ze Strefy Gazy, świeżo ewakuowanej przez Izrael, by pozwolić tamtejszym Arabom na stworzenie Singapuru lub Côte d'Azure Bliskiego Wschodu.


Kiedy Izrael jest atakowany, schody ambasad izraelskich w Londynie i innych stolicach europejskich nie są zasypane kwiatami, pluszowymi misiami lub świeczkami, ani też karteluszkami z wyrazami sympatii i współczucia. A jednak, gdy tylko Izraelczycy są atakowani i mordowani, ludzie zbierają się przed ambasadami izraelskimi. Nie przynoszą pluszowych misiów, to głównie tłumy wyjących z wściekłości do Izraela żydożerców, które muszą być powstrzymywane przed rękoczynami przez lokalną policję.    


Być może, są jacyś ludzie uważający, że Izrael, jako leżący na innym kontynencie niż Europa (choć zasadniczo jest społeczeństwem zachodnim), nie jest nam wystarczająco bliski. Jednak, gdy tylko terroryści popełniają zbrodnię w którejś stolicy zachodniej, nieodmiennie pada pytanie, dlaczego żal z powodu ofiar w Paryżu lub Brukseli jest większy niż wtedy kiedy giną ludzie w Ankarze lub w Bejrutcie.


Ale rzadko (lub nigdy) nie ma tego pytania o ofiary w Jerozolimie. Można pójść najprostszą drogą i powiedzieć, że jest tak, ponieważ w Izraelu ofiarami są Żydzi. Ale jest jeszcze jedno wyjaśnienie, równie prawdziwe. A jest nim, że Izrael postrzega się jako coś innego, ponieważ kiedy atakują go terroryści, wielka liczba ludzi na Zachodzie nie widzi w nim niewinnej ofiary. Widzi w nim kraj, który mógł w jakiś sposób sam ściągnąć na siebie przemoc.


Rzekome usprawiedliwienia tego poglądu mogą różnić się od sprzeciwu wobec farm na Wzgórzach Golan do odmowy Izraela na pozwolenie, by broń, która ma na celu jego unicestwienie, wlewała się swobodnie do Strefy Gazy. Inni mówią o „osiedlach” izraelskich na Zachodnim Brzegu, równocześnie ignorując to, że dla większości Palestyńczyków cały Izrael „od rzeki [Jordan] do morza [Śródziemnego]”, jest ich zdaniem jednym wielkim „osiedlem” – które ma być eksterminowane, jak to otwarcie stanowią Karty zarówno Hamasu, jak OWP. Nigdy nie wyrzekli się żadnej z tych Kart. Jeśli spojrzysz na mapę „Palestyny”, to jest to w rzeczywistości mapa Izraela, ale z „Al-Kuds” zamiast Jerozolimy i „Jaffa” zamiast Tel Awiwu. Dla tych Palestyńczyków istnieje tylko jedno, leżące u podstaw przestępstwo: samo istnienie państwa Izrael.


Ten kawałek ziemi jako Kanaan, Żyzny Półksiężyc i Judea i Samaria, był domem Żydów przez niemal 4 tysiące lat – mimo Rzymian, Saladyna, Imperium Osmańskiego i Mandatu Brytyjskiego.


Pozostają fakty. A fakty pokazują, że wszystkie te “usprawiedliwienia” terroryzmu są niepoprawne. Izrael, na przykład, nie dokonuje „zbrodni wojennych”, „apartheidu” ani „ludobójstwa”, o czym propagandyści przekonują Europejczyków, że tym właśnie zajmuje się Izrael. Jest całkowicie odwrotnie: Izrael walczy z wrogiem, który łamie wszystkie reguły konfliktu zbrojnego i odpowiada w sposób tak ukierunkowany i tak moralny (jak to oceniała Grupa Wojskowych Wysokiego Szczebla po zbadaniu konfliktu w Gazie w 2014 r.), że narody alianckie niepokoją się obecnie, że nie będą w stanie dotrzymać wysokich standardów moralnych armii izraelskiej następnym razem, kiedy pójdą na wojnę.


Izrael, podobnie jak reszta Zachodu, próbuje znaleźć legalny i przyzwoity sposób reagowania na nielegalny i nieprzyzwoity zespół taktyk terrorystycznych. Nie jest też prawdą, że wrogowie Izraela mają jakieś sprawiedliwe roszczenia terytorialne. Już mają całą Strefę Gazy i, gdyby chcieli, większość Zachodniego Brzegu. Mogli to również mieć niemal w każdym momencie od 1948 r., włącznie z Camp David w 2000 r. Przy każdej okazji Palestyńczycy odrzucili wszystkie oferty – nawet bez proponowania kontroferty.


Mimo tego wielu Europejczyków uważa, że Izrael zrobił coś, co powoduje, że terroryzm jest zrozumiałą reakcją. Niezależnie od tego, czy zostaje to wyraźnie powiedziane, czy nie, to jest powód, dla którego terror przeciwko Izraelowi uważa się za mniejsze przestępstwo niż terror gdziekolwiek indziej.


No cóż, któregoś dnia reszta świata będzie musiała przeżyć niemały szok. Jeśli bowiem dopuścisz jako „usprawiedliwienie” jedną fałszywą narrację ekstremistów islamskich, będziesz musiał dopuści to i dla innych. Będziesz, na przykład, musiał zaakceptować narrację ISIS, że Belgia jest narodem „krzyżowców”, zasługującym na atak, bo bierze udział w „krucjacie” przeciwko Państwu Islamskiemu w Iraku i Syrii (ISIS). Będziesz musiał zaakceptować, że z powodu przeciwstawienia się ekstremistom islamskim w Mali i w Syrii, ci ekstremiści islamscy mają prawo atakować ludzi w Belgii, Francji, Sierra Leone, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Australii.


Będziesz musiał zaakceptować, że Europejczyków można zabić za opublikowanie karykatury, po prostu dlatego, że zagraniczna grupa terrorystyczna tak mówi, a potem zaakceptować, że karykaturzyści sami to na siebie ściągnęli.


Istnieją niewielkie różnice między wrogami Izraela a wrogami reszty cywilizowanego świata, ale mają oni dużo więcej wspólnego. Jednych i drugich napędzają nie tylko te same ideologie dżihadystyczne, ale twierdzenie, że ich światopogląd polityczny i religijny jest obowiązujący nie tylko dla nich i musi być narzucony nam wszystkim.


Zrozumienie tego może zabrać jakiś czas, ale wszyscy siedzimy w tej samej łodzi. Może także zabrać miastom europejskim trochę czasu, zanim sięgną po niebieskie i białe szkła reflektorów; jeśli jednak zaczniemy pytać, gdzie podziały się te reflektory, możemy zbliżyć się  do zrozumienia nie tylko trudnej sytuacji Izraela, ale do zrozumienia trudnej sytuacji, w jakiej teraz sami jesteśmy.


”Excuses” for terrorists

Gatestone Institute, 30 marca 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Douglas Kear Murray

Brytyjski autor, dziennikarz i komentator telewizyjny. Występuje często w brytyjskich i amerykańskich mediach, jest autorem książek: Neoconservatism: Why We Need It (2005) and Bloody Sunday: Truths, Lies and the Saville Inquiry (2011).