Tajemnica drugiej Rzeczpospolitej


Andrzej Koraszewski 2016-03-09

Stronnictwo Narodowe Poznań 1937
Stronnictwo Narodowe Poznań 1937

 

Plemię kainowe jest gdzie indziej. Chcemy wierzyć, że ofiary były bardziej winne niż mordercy, że nie było tych ofiar tak wiele, że ci, którzy o nich piszą, mają sami brudne ręce. Patriota o tym nie mówi.  Patriota kocha swoją ojczyznę.

 

Cisza nie jest pełna, czasem pojawia się jakaś książka, jest moment niepokoju (tylko w kilku miejscach) i powraca milczenie. Trzeba chronić młodzież, trzeba protestować przeciw chowaniu Miłosza na Wawelu, trzeba gwizdać na samo nazwisko Bartoszewskiego, trzeba znaleźć haka na autorkę szperającą w starych gazetach.


Co jest tajemnicą pana Cukra? Pan Cukier ma 80 lat, mieszka w innym kraju, też nie jest pewien czy chce pamiętać, czy trzeba o tym mówić. Też jest patriotą, to znaczy jest przywiązany do miejsca, w którym się urodził, do miejsca, które wyznacza początek pamięci. W rzeczywistości nie nazywa się Cukier (na wszelki wypadek, nie można go narażać na łajdactwo) i nie chce pamiętać wszystkiego.

 

Chciałbym, żeby książkę Tajemnica Pana Cukra przeczytał Krzyś, Krzyś nie jest już Krzysiem, jest księdzem Krzysztofem. Chciałbym, żeby tę książkę przeczytał, chciałbym z nim o tej książce porozmawiać. Dlaczego właśnie z nim?  Wrócę do tego później.

 

Co musi się stać, żeby młodzi Polacy w stołecznym parku oblali naftą wózek z żydowskim niemowlęciem i podpalili?  Co musi się stać, żeby grupa młodych mężczyzn wpadła do domu sąsiadów i drągami porozbijała głowy mężczyzn, kobiet, dzieci i starców? Co musi się stać, żeby wpaść na pomysł zadrutowania drzwi i okien i podpalenia domu? Co musi się stać, żeby adwokat, miejski radny, na wiadomość o zamordowaniu przypadkowego Żyda przez uderzenie łomem w głowę, zmartwił się, że tylko jednego?

 

Czy znamy odpowiedź dlaczego trzy pokolenia później mieszkańcy polskich miast i wsi wybrali milczenie? Anna K. Kłys przerywa to milczenie, albo tylko dorzuca swój głos do tych, którzy próbują krzyczeć, że nie wolno zapomnieć, bo przeszłość zmienia się w teraźniejszość, bo dziś jest brzemienne tym, co było wczoraj.

 

To nie będzie nawet recenzja, nie umiem napisać recenzji z tej książki. To raczej garść refleksji na marginesie lektury, którą trzeba odchorować. Rozmiary antysemityzmu w międzywojennej Polsce przekraczają nasze wyobrażenie. Również tych, którzy sięgali po książki, którzy nie godzili się na wykreślenie barbarzyństwa  z pamięci.

 

W naturze człowieka jest skłonność do okrucieństwa, do sadyzmu, mordu, rabunku, do poniżania drugiego człowieka. Religia Azteków nie potrzebowała Żydów, za chińskimi  torturami kryły się inne idee, Hutu zabijali Tutsi nie potrzebując idei  Żyda podczłowieka.  Przyzwolenie, usprawiedliwienie i uświęcenie morderczego sadyzmu znajdujemy we wszystkich kulturach. Powodem może być nacjonalizm, rasizm, religia, zemsta, chęć zysku. Ważne jest przyzwolenie, bo rygorystyczne prawo powstrzymuje przed wkroczeniem na drogę przemocy.   

 

Steven Pinker dokumentuje trend tłumienia przemocy w dziejach ludzkości. Wydaje się to nieprawdopodobne, jednak jego dowody  są bardzo silne.  Przez tysiąclecia władze świeckie i religijne starały się tłumić przemoc, zazwyczaj próbując odstraszyć od przemocy okrucieństwem kar. Ząb za ząb, oko za oko, z dokładką, żeby odstraszyć.  Mimo światowych wojen, mimo coraz to nowych technik zabijania liczba mordów w stosunku do wielkości populacji maleje. Dzieci wolą się przechwalać kupionym przez ojca samochodem niż liczbą sąsiadów, których tatuś zabił. Nie zawsze i nie wszędzie.  

 

Człowieczeństwo definiujemy najczęściej przez zdolność współczucia, przez empatię, przez zdolność opanowania morderczych instynktów, skłonności do sadyzmu, zaślepiającej rozum nienawiści. To jest również samą podstawą naszej moralności. Humanizacji towarzyszą jednak trendy odwrotne, odczłowieczające idee, które budzą uśpiony sadyzm, zmieniają pozornie spokojnych ludzi w morderców.

 

W okresie międzywojennym, w latach trzydziestych zamordowano w Polsce setki obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, zniszczono tysiące sklepów i straganów, podpalono setki domów, wybito dziesiątki tysięcy szyb, pobito, często okaleczając, dziesiątki tysięcy osób, bo ci ludzie trochę inaczej wyglądali, bo inaczej wierzyli, bo sadyści od dziecka słyszeli, że wolno, a nawet należy, że to nic złego.                     

 

Antysemityzm odczłowiecza, inne idee również, ale antysemityzm ma długą tradycję, jest potworem szczególnie łatwym do rozbudzenia. Po antysemityzmie religijnym, który antysemityzmem z natury rzeczy nie był, bo  to pojęcie jeszcze nie istniało, który był „tylko” chrześcijańskim antyjudaizmem (miał również swój odpowiednik w islamie), przyszedł antysemityzm oświeceniowy, nacjonalistyczny i rasistowski, ale odwołujący się do wcześniejszej tradycji. W nazistowskich Niemczech w miastach, w których w średniowieczu miały miejsce masakry Żydów, były statystycznie znaczące większe sympatie do NSDAP.  (Nienawiść do ofiar utrzymuje się przez dziesiątki pokoleń.) 

 

W procesie o odczłowieczanie mojego narodu na ławie oskarżonych siedzi wielu. Czy głównym oskarżonym powinien być Kościół katolicki?

 

Lawinowe nasilenie się morderczego antysemityzmu zaczyna się w Polsce międzywojennej wraz z śmiercią marszałka Piłsudskiego. Ta śmierć była zaledwie dodatkowym katalizatorem przyspieszającym już wcześniej gwałtownie narastającą zmianę postaw. Wpływ włoskiego faszyzmu i niemieckiego nazizmu był tu bezsporny, a przecież i u nas oświeceniowy, rasistowski antysemityzm wzrasta w siłę już w ostatnich dekadach XIX wieku. „Przegląd Wszechpolski” wychodzi od 1895 roku i dominująca nuta jest w nim niezmienna - wzmacnianie ducha narodowego przez nienawiść do Żydów. Antyjudaizm stanowił główny mechanizm integracyjny chrześcijaństwa. Stanisław Obirek, w swojej książce Polak katolik? pisze:

Jak się wydaje, metafora „Żyda jako diabła i psa” była obecna we wszystkich denominacjach chrześcijańskich. Wyobrażenie Żyda jako wroga par excellance, obok wiary w boskość Jezusa, stanowiło element wspólny  i poniekąd wyróżnik tej religii.

Starszy od Obirka brytyjski pisarz i historyk religii (również były jezuita, który porzucił sutannę w 1970 roku, po ogłoszeniu encykliki Humanae vitae, a wcześniej był dziekanem wydziału teologicznego Corpus Christi College w Londynie) ujmuje to nieco  inaczej:

"Haniebna nauka katolicka przygotowała grunt pod hitleryzm i tak zwane
ostateczne rozwiązanie. Kościół katolicki w ciągu wielu stuleci swego
istnienia opublikował ponad sto antysemickich dokumentów. W ani jednym
dekrecie synodalnym lub soborowym, w ani jednej encyklice lub bulli
papieskiej, w ani jednym liście pasterskim nie znalazła się wzmianka
sugerująca, iż ewangeliczne przykazanie ‘kochaj bliźniego swego jak siebie
samego’ odnosi się także do Żydów."

Od Jana Pawła II obserwujemy tu istotną zmianę, trudno powiedzieć czy i  kiedy dotrze ona do seminariów dla duchownych i zacznie oddziaływać na kształcenie sług Kościoła.

 

To co wiemy, to że oświeceniowy nacjonalistyczno-rasistowski antysemityzm zlał się z głęboko zakorzenionym chrześcijańskim antyjudaizmem, nie był potępiany przez hierarchię, a dziesiątki księży znajdowało się w pierwszych szeregach podżegających do bestialstwa. Potępienia tych praktyk ze strony hierarchii kościelnej nie było, wszędzie gdzie dochodziło do przemocy wobec ludności żydowskiej, miała ona bądź otwarte poparcie kleru bądź tylko milczące przyzwolenie. Przypadki potępień ani tym bardziej wezwań wiernych do obrony sąsiadów przed motłochem nie zostały udokumentowane.

 

Książka  Anny K. Kłos jest rozmową z panem Cukrem z Kałuszyna. Początkowo odbywa się w jego mieszkaniu w Izraelu, kręci się wokół jego życia, najpierw w Kałuszynie, potem w Kazachstanie, mamy tu opowieści o ojcu pana Cukra z blizną na twarzy po uderzeniu nożem przez bandytę, o jego śmierci z wycieńczenia w radzieckim więzieniu, o matce walczącej o przetrwanie rodziny, o głodzie, śmierci młodszego brata i powrocie do Polski na Ziemie Odzyskane, bo powrót do miejsc, w których ludzie żyli wcześniej, nieodmiennie groził śmiercią, wreszcie o wyjeździe do Izraela i nowym życiu. Potem pan Cukier pomaga tłumaczyć z jidisz ocalałe zapiski żydowskich Polaków z Kałuszyna. 

 

Druga część książki jest nadal rozmową z panem Cukrem, albo raczej własnym poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, jak to było, jakie miało rozmiary, jakie formy. Autorka przedziera się przez ówczesną prasę, dokumenty sądowe, książki innych. Chce wiedzieć kto bił, kto rabował, niszczył, palił, mordował, kto podżegał, kto dawał tylko ciche przyzwolenie.

 

Politycy nie po raz pierwszy dążyli do władzy wchodząc w sojusz z motłochem, podżegając do nienawiści, świadomie wyzwalając sadyzm, księża rozgrzeszali mordy, policja nie chroniła życia ani mienia, sądy znajdowały okoliczności łagodzące. Istniejące w latach 1928-1947 Stronnictwo Narodowe budowało  „katolickie państwo narodu polskiego”. Tak piękna idea nie mogła budzić oporów Kościoła, zgoła przeciwnie, miała jego pełne wsparcie, Kościół pomagał zmieniać naród w patologicznych morderców.

 

Był tu Kościół tylko jednym z aktorów, ale był najważniejszy, bo jako strażnik moralności przyzwalał  i zachęcał do zła.

 

Anna K. Kłys nie koncentruje się na Kościele, dokumentuje wydarzenia nazywane antyżydowskimi ‘hecami” bądź (gdy przybierały formę pogromu) antyżydowskimi zajściami. Pobicia, gwałty, rabunki, przewracanie straganów, oblewanie naftą towarów, wybijanie szyb, blokowanie wejść do sklepów, to były zaledwie antyżydowskie hece. Zajścia wymagały trupów. Kościół pojawia się marginalnie. Jest biskup odmawiający podjęcia próby uspokojenia rozszalałej morderczej tłuszczy, jest ksiądz Trzeciak szacowny wykładowca nienawiści, powoływany jako rzeczoznawca w sądzie, jest zaledwie wzmianka o zlotach morderców na Jasnej Górze, której czytelnik nieznający książki Miłosza o międzywojniu, czy innych dokumentów z tamtej epoki, może nawet nie zauważyć.

 

Jest tu również żądanie apartheidu,  zamknięcia Żydów w gettach rozdzielenia szkół, odebrania obywatelstwa:

(...) Bojkot musi być dwojakiego rodzaju, niczego nie powinniśmy Żydom sprzedawać, ani niczego od nich kupować. W ten sposób najprędzej zmusimy Żydów do emigracji. Przykład najlepszy nieugiętości tych środków dali chłopi w Przytyku. (...)

(...) należy również zniszczyć wpływ bezpośredni na rządy drogą pozbawienia Żydów obywatelstwa. Żyd nie może być obywatelem państwa polskiego, może być tylko przynależnym (...) nie może swoich dzieci posyłać do szkół polskich, nie może służyć w armii (...) należy również zabronić Żydom używania polskich nazwisk.

- „Polska Narodowa” Tygodnik społeczno-polityczny, 12 VII 1936.

To są dopiero plany, tymczasem, bez koniecznych ustaw, samą siłą terroru wprowadza się segregację rasową na uczelniach:

Żydzi siedzą osobno – po lewej stronie. Żaden student Polak nie utrzymuje z nimi stosunków towarzyskich. Nie chcemy mieć z Żydami nic wspólnego Oto postulaty, o które walczy od lat uporczywie cała polska młodzież akademicka (...) Żądań naszych nie dyktuje nam jeno szowinizm.

To nie jest tylko publicystyka. Coraz więcej władz uniwersyteckich ulega żądaniom studenckiego motłochu, zezwala na segregację, wprowadza ograniczenia naboru studentów pochodzenia żydowskiego.    

 

Dziś liczni dziedzice tamtych idei rozpisują się z orgazmem o rzekomym izraelskim apartheidzie. Kler na górze i na dole po dawnemu opowiada się za Polską katolicko-narodową i poszukuje  Żydów, na których można skierować nienawiść wiernego ludu. Znów widoczny jest zamiar odczłowieczania narodu polskiego, pozbawiania go zdolności normalnego odczuwania, wyzwalania sadyzmu.

 

Nie zamierzam tu przywoływać niedawnego wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego. No tak, on tylko o Komitecie Obrony Demokracji. Uzupełnieniem może być doniesienie Klubu Współczesnych Narodowców informujące, że KOD to sami Żydzi. Żydów już w Polsce nie ma, ale są bardzo potrzebni, potrzebni są Kościołowi, potrzebni są nowej władzy, proboszcz, którzy uczy szacunku dla bliźniego i pamięci o tych, którzy tworzyli Polskę razem z nami, nie może pozostać w Kościele, nie może odprawiać mszy i gorszyć wiernych.

 

Chciałbym, żeby tę książkę przeczytał Krzyś, ksiądz Krzysztof, chciałbym, żeby wśród młodego pokolenia polskiego kleru, wbrew nauczaniu polskich biskupów, zaczęły zmieniać się proporcje, żeby tajemnica drugiej Rzeczpospolitej nie zaczęła przeradzać się w tajemnicę czwartej. To się jednak dzieje już dziś, mimo głosu Jana Pawła II, czy obecnego papieża Franciszka, stara tradycja „Żyda jako diabła i psa” wydaje się być silniejsza. Część ludzi odchodzi z Kościoła, część zostaje i słucha nawoływania do nieludzkich odruchów.

 

Czasem otwarci, liberalni katolicy, obawiając się prawdy, wolą ją przemilczać lub umniejszać. Protestują przeciwko działaniom władz świeckich, ale nie mogą się pogodzić z faktem, że ich Kościół działa na rzecz odczłowieczenia społeczeństwa. że podburza i wspiera się coraz mocniej na „zdrowej”, sadystycznej, morderczej tkance. Tajemnica pana Cukra nie jest tajemnicą pana Cukra, jest naszą tajemnicą, o której wolimy milczeć i którą w ten sposób przekazujemy kolejnemu pokoleniu.