Czy ewolucja człowieka była nieunikniona?


Jerry A. Coyne 2016-03-08


Gdyby nauka potrafiła przedstawić przekonujący argument, że naturalistyczna ewolucja człowieka lub stworzenia o podobnych zdolnościach umysłowych była nieunikniona, to ewolucjoniści teistyczni otrzymaliby wielkie wsparcie. W takim wypadku nie trzeba byłoby dłużej powoływać się na nadnaturalną interwencję, by powstał nasz gatunek, bowiem ludzie, lub coś do nich podobnego, zawsze pojawialiby się po wystarczająco długim czasie ewolucyjnym. Dałoby to, dzięki czysto materialnemu procesowi, to właśnie, co potrzebne jest teistom: złożoną i racjonalną istotę, która docenia i czci Boga. (Nazwijmy takie istoty „humanoidami”.) Pozostawia to naturalizm w biologii, ale nadal daje wynik, jakiego chcą teiści. Ważne więc jest zobaczenie, do jakiego stopnia nauka popiera koncepcję nieuniknioności człowieka. Istotnie, jeśli nie możemy pokazać, że ewolucja humanoidów była nieunikniona, to załamuje się pogodzenie ewolucji z chrześcijaństwem, bo gdybyśmy naprawdę byli specjalnymi obiektami Bożego stworzenia, to nasze pojawienie musiałoby być gwarantowane albo przez Boga, albo przez naturę.

Jak może nauka zająć się pytaniem, czy naturalistyczna ewolucja zawsze prowadziłaby do stworzenia takiego gatunku jak nasz? Jednym sposobem jest założenie, że istniała już niezapełniona nisza ekologiczna dla istoty humanoidalnej i że ewolucja w końcu dotarła do zapełnienia tej luki. Naukowcy jednak zupełnie nie są pewni, czy „puste nisze” wyprzedzają ewolucję organizmów, które je z czasem zapełniają. Niektóre organizmy tworzą własne nisze poprzez ewolucję swojego zachowania, a więc nisze ewoluują razem z organizmem. Klasycznym przykładem jest bóbr, który po wyewoluowaniu zdolności podgryzania drzew i budowania z nich tamy, tworzył własny habitat i rezerwuar pokarmu wraz z własnym domem. Ta nisza nie istniała przed bobrami, ale stworzyli ją ich przodkowie i wpłynęła na dalszy ciąg ich ewolucji.


Biorąc pod uwagę ekscentryczną naturę życia, niemożliwe jest przewidzenie, jakie nowe stworzenia wyewoluują. Na przykład, kto mógłby przewidzieć, że dwie grupy ptaków, jedna w Nowym Świecie a druga w Afryce i Azji (odpowiednio kolibry i nektarniki) niezależnie wyewoluują zdolność unoszenia się w powietrzu nad kwiatami jak helikoptery, spijając nektar długimi dziobami i językami? A nawet gdybyśmy potrafili zidentyfikować to, co wygląda na puste nisze, nie wiemy, czy organizmy mają wyposażenie fizjologiczne lub odpowiednie mutacje, by wyewoluować sposób życia, który wydaje się dostępny i adaptacyjny.  Na przykład, nie ma węży, które jedzą roślinność, niemniej jest wiele węży i mnóstwo trawy i liści. Czy możemy twierdzić, że jeśli poczekamy wystarczająco długo, ewolucja żywiących się trawą węży będzie nieunikniona?


Niemniej w wielu wypadkach organizmy muszą zaadaptować się do stosunkowo stałego środowiska, a więc możemy mówić sensownie przynajmniej o pewnych aspektach niszy lub sposobie życia, do których zwierzęta i rośliny muszą się zaadaptować. Na przykład, ruchome organizmy, które żyją w morzu, muszą wyewoluować sposoby pływania i pobierania tlenu w wodzie. Najsilniejszym dowodem na takie istniejące wcześniej nisze jest zjawisko „konwergencji ewolucyjnej”, często przywoływane na poparcie nieuniknioności ewolucji człowieka.


Koncepcja jest prosta: gatunki często adaptują się do podobnych środowisk przez niezależne ewoluowanie podobnych cech. Ichtiozaury (pradawne gady morskie), morświny i ryby wyewoluowały niezależnie w wodzie i przez dobór naturalny wszystkie nabyły uderzająco podobnych, opływowych kształtów. Ten sam rodzaj skomplikowanego oka wyewoluował i u kręgowców, i u kałamarnic. Zwierzęta polarne, takie jak niedźwiedzie polarne, zające polarne i sowy śnieżne są albo zawsze białe, albo bieleją na zimę, co ukrywa je przed drapieżnikami lub zwierzyną łowną. Także ten kamuflaż wyewoluował niezależnie w każdej linii rodowej.


Najbardziej być może zdumiewającym przykładem konwergencji jest podobieństwo między niektórymi ssakami torbaczami w Australii a niespokrewnionymi ssakami łożyskowymi, które żyją gdzie indziej. Torbacz lotopałanka wygląda i zachowuje się tak samo jak wiewiórka latająca z Nowego Świata. Krety torbacze, z ich malutkimi oczkami i dużymi grzebiącymi szponami są sobowtórami naszych kretów łożyskowych. Aż do czasu wymarcia w 1936 r. niezwykły wilkowór tasmański wyglądał i polował jak zwyczajny wilk łożyskowy.


Konwergencja mówi nam coś istotnego o ewolucji. Muszą wcześniej istnieć przynajmniej pewne „nisze”, czyli nadające się do zamieszkania środowiska, które skłaniają do podobnych zmian ewolucyjnych u niespokrewnionych gatunków. To jest, zaczynając od różnych przodków i napędzany różnymi mutacjami, dobór naturalny może, jak długo te zmiany poprawiają przetrwanie i rozmnażanie się, ukształtować niespokrewnione stworzenia w podobny sposób. W morzu były nisze dla ssaków i dla gadów, więc morświny i ichtiozaury stały się opływowe. Zwierzęta na Arktyce poprawiają swoje szanse przeżycia, jeśli są białe zimą. I musiały również istnieć nisze dla małych, wszystkożernych ssaków, które przemieszczają się lotem ślizgowym z drzewa na drzewo.


Konwergencja jest jedną z najbardziej imponujących cech ewolucji i jest częsta; są setki przypadków, starannie udokumentowanych w książce paleontologa Simona Conwaya Morrisa Life’s Solution: Inevitable Humans in a Lonely Universe. Ale podtytuł daje klucz do jej tezy: Conway Morris jest pobożnym chrześcijaninem, który widzi humanoidy jako coś, co ewolucja wytworzyłaby w sposób nieunikniony:

Wbrew popularnemu przekonaniu nauka ewolucji nie umniejsza nas. Twierdzę, że coś takiego jak my jest ewolucyjnie nieuniknione i nasze istnienie potwierdza naszą jedność z resztą Stworzenia.

Temu poglądowi wtóruje Kenneth Miller:

Gdyby jednak życie ponownie badało przestrzenie adaptacyjne, czy możemy być pewni, że nasza nisza nie zostałaby zajęta? Twierdzę, że możemy być niemal pewni, iż byłaby – że z czasem ewolucja stworzyłaby inteligentne, świadome, myślące stworzenie, obdarzony układem nerwowym wystarczająco dużym, by szukać odpowiedzi na te same pytania, jakie my mamy, i zdolne do odkrycia procesu, który je stworzył, procesu ewolucji… Wszystko, co wiemy o ewolucji, sugeruje, że prędzej lub później zajęłoby ono tę niszę.

Moje rozumienie ewolucji sugeruje jednak coś innego. Dla mnie poprawna odpowiedź na pytanie „Czy ewolucja humanoidów była nieunikniona?” brzmi: „Nie wiemy, ale jest to wątpliwe”. W rzeczywistości istnieją dobre powody, by sądzić, że ewolucja humanoidów nie tylko nie była nieunikniona, ale była a priori mało prawdopodobna. Powód jest następujący: chociaż konwergencja jest częstą cechą ewolucji, jest przynajmniej równie wiele niepowodzeń konwergencji. Te niepowodzenia nie są imponujące po prostu dlatego, że brakuje gatunków, których dotyczy. Spójrzmy znowu na Australię. Chociaż jest wiele przypadków konwergencji między ssakami łożyskowymi i australijskimi torbaczami, jest także wiele rodzajów ssaków, które wyewoluowały gdzie indziej, ale nie mają odpowiedników wśród torbaczy. Nie ma odpowiednika nietoperza (tj. latającego ssaka torbacza), ani żyraf i słoni (dużych ssaków torbaczy z długimi szyjami lub nosami, które mogą żerować na liściach z drzew). A najwięcej mówi to, że w Australii nie wyewoluowały żadne odpowiedniki naczelnych lub jakiekolwiek stworzenie z inteligencją przypominającą naczelne. W rzeczywistości Australia ma wiele niezapełnionych nisz – a więc wiele niespełnionych konwergencji, włącznie z niszą „humanoida”. Jeśli wysoka inteligencja jest przewidywalnym rezultatem ewolucji, to dlaczego nie wyewoluowała ona w Australii? Dlaczego powstała tylko raz – w Afryce?


Nasuwa to kolejne pytanie. Poznajemy konwergencje, ponieważ niespokrewnione gatunki ewoluują podobne cechy. Innymi słowy, cechy konwergentne pojawiają się u dwóch lub więcej gatunków. Ale wyrafinowana, samoświadoma inteligencja jest przypadkiem wyjątkowym; wyewoluowała tylko raz u przodków człowieka. (Ośmiornice i delfiny także są bystre, ale nie mają tego, co potrzeba, by rozmyślać o swoim pochodzeniu.) W odróżnieniu od tego oczy wyewoluowały niezależnie czterdzieści razy, a biały kolor u zwierząt arktycznych kilkanaście razy.


Choć argument o konwergencji może wspierać pogląd, że pewne szlaki ewolucyjne są bardziej prawdopodobne niż inne, opiera się on na istnieniu podobnych cech, które wyewoluowały niezależnie w więcej niż jednej grupie. Nie można go więc używać do twierdzenia, że cecha, która wyewoluowała tylko raz (tj. nasz złożony umysł) była nieunikniona. Trąba słonia jest wyrafinowaną adaptacją – ma ponad czterdzieści tysięcy mięśni – i także jest przypadkiem wyjątkowym w ewolucji, tym samym są pióra. Niemniej nie słyszysz naukowców twierdzących, że ewolucja w sposób nieunikniony wypełniła „niszę długiego narządu powonienia” lub „niszę zwierząt upierzonych”. Conway Morris, Miller i inni głoszą nieuniknioność humanoidów z jednego tylko powodu: wymaga tego ich religia.


Najsłynniejszym rzecznikiem poglądu, że ewolucja człowieka nie była nieunikniona, był Stephen Jay Gould. W książce Wonderful Life: The Burgess Shale and the Nature of History Gould argumentował, że jedynym rzeczywistym sposobem sprawdzenia, czy ewolucja jakiegokolwiek gatunku była nieunikniona, byłoby rozpocząć ewolucję od nowa, ponownie odgrywając “film życia”, żeby zobaczyć, czy ludzie zawsze się pojawią. Oczywiście, jest to niemożliwe, bo jesteśmy skazani na jedno tylko urzeczywistnienie procesu ewolucyjnego.


Istnieją jednak inne sposoby osądzania, czy ewolucja da się powtórzyć w ten sposób. Jednym sposobem jest zrozumienie, jak działa ten proces, które to zrozumienie w połączeniu z wiedzą o fizyce sugeruje, że film życia rozwijałby się inaczej za każdym razem, nawet gdyby zaczął się w identycznych warunkach.


Podobnie jak wielu biologów Gould twierdzi, że ewolucja jest „procesem przypadkowym”. Sposób, w jaki dobór naturalny kształtuje gatunek, zależy od nieprzewidywalnych zmian klimatu, od losowych wydarzeń fizycznych, takich jak uderzenie meteoru lub wybuch wulkanu, od pojawienia się rzadkich i losowych mutacji i od tego, który gatunek będzie miał wystarczająco dużo szczęścia, by przeżyć masowe wymieranie. Gdyby, na przykład, duży meteor nie uderzył w Ziemię sześćdziesiąt pięć milionów lat temu, przyczyniając się do wymarcia dinozaurów – i rozkwitu ssaków, na którymi poprzednio dominowały dinozaury – wszystkie ssaki mogłyby nadal być małymi, nocnymi zwierzętami, pałaszującymi świerszcze o świcie. I nie byłoby ludzi. W oparciu o te zależności Gould doszedł do wniosku, że ewolucja człowieka była „szalenie mało prawdopodobnym zdarzeniem ewolucyjnym” oraz „kosmicznym przypadkiem”.


Ale czy ewolucja rzeczywiście jest „przypadkowa”? To zależy od tego, co rozumie się przez to słowo. Ewolucja jest z pewnością nieprzewidywalna, bo nie wiemy dokładnie jak zmieni się środowisko lub jakie pojawią się mutacje. Ale „nieprzewidywalna” nie znaczy „nie predeterminowana”. Większość naukowców jest deterministami fizycznymi, akceptującymi to, że zachowanie materii, przynajmniej na poziomie makro (to, co mogą postrzegać ludzie), jest absolutnie zdeterminowane przez konfiguracje i prawa wszechświata.


[…]


Zestawiając to razem: jeśli ponownie odegramy film albo kosmicznej, albo biologicznej ewolucji, po prostu nie możemy przedstawić racjonalnego i logicznego argumentu, że pojawienie się humanoidów było nieuniknione – a możemy przedstawić podbudowany argument, że nie było. Każda inna odpowiedź wymaga pobożnych życzeń  lub twierdzeń nienaukowych, które są zakorzenione w teologii, jak na przykład kierowane przez Boga mutacje.


W ostatecznym rachunku ewolucja teistyczna nie jest dobrym kompromisem między nauką a religią. Jej dające się przetestować przewidywania zostały sfalsyfikowane, a jej twierdzenia, których nie da się przetestować, można zignorować.


Faith Versus Fact
, Viking 2015, s. 140-147

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jerry A. Coyne


Profesor na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji.  Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków.  Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.