Coraz głębszy upadek Turcji


Burak Bekdil 2016-03-05

10 października 2015 r. dżihadysta zamachowiec samobójca zamordował ponad 100 działaczy pokojowych w sercu Ankary w najgorszym akcie terroru w historii Turcji. Powyżej: jedna z bomb eksploduje w tle.
10 października 2015 r. dżihadysta zamachowiec samobójca zamordował ponad 100 działaczy pokojowych w sercu Ankary w najgorszym akcie terroru w historii Turcji. Powyżej: jedna z bomb eksploduje w tle.

Mniej niż dziesięć lat temu wielu polityków i mędrców zachodnich na wyścigi wychwalało islamistyczne kierownictwo Turcji jako “islamistów ponowoczesnych, demokratycznych, reformatorskich i prounijnych”,  którzy mogą odegrać rolę modelu dla mniej demokratycznych narodów na Bliskim Wschodzie. Był to "The Rise and Rise of Turkey", jak napisał Patrick Seale w “New York Times” w 2009 r..


W rzeczywistości "ponowocześni islamiści" byli po prostu islamistami ozdobnie opakowanymi w przyjemniejsze opakowanie. Dzisiaj Turcja płaci ciężką cenę za neoosmańską, rewizjonistyczną, błędną wizję strategiczną swoich przywódców.


W lipcu turecko-kurdyjski zamachowiec samobójca zamordował ponad 30 działaczy prokurdyjskich w małym mieści przy granicy Turcji z Syrią. Trzy miesiące później dżihadysta zamachowiec samobójca zamordował ponad 100 działaczy pokojowych w sercu Ankary w najgorszym akcie terroru w historii Turcji. Rząd turecki – manipulując – obwinił “koktajl” grup terrorystycznych włącznie z Kurdami. W styczniu dżihadyści zamordowali 10 turystów niemieckich w Stambule w kolejnym zamachu samobójczym.  


Ostatnio, 17 lutego, kurdyjski bojownik zamordował blisko 30 ludzi, włącznie z personelem wojskowym, zaledwie o kilka metrów od parlamentu tureckiego w Ankarze.


W ciągu zaledwie siedmiu miesięcy ponad 170 ludzi straciło życie w zamachach bombowych. Ta liczba nie obejmuje ponad 300 funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa zabitych przez bojowników kurdyjskich i ponad tysiąc bojowników kurdyjskich zabitych przez siły bezpieczeństwa od końca zawieszenia broni między Turcją a Kurdami w lipcu zeszłego roku.


Również poza swoimi granicami Turcja pływa w morzu chaosu. Jest coraz bardziej zaangażowana w zastępczą wojnę przeciwko blokowi szyickiemu i zdominowanym przez szyitów rządom w Damaszku, Bagdadzie i Teheranie oraz ich rosyjskim pomocnikom. W dodatku, dla neoosmanów tureckich Liban, Libia, Izrael i Egipt są „krajami wrogimi”.


Funkcjonariusze rządowi twierdzą prywatnie, że wrogowie Turcji używają grup terrorystycznych, by atakować cele tureckie. „To jest pewna wiedza, kto stoi za atakami i niemożność udowodnienia tego… Organizatorami może być jeden lub więcej krajów, z którymi starliśmy się” – powiedział mi niedawno wysoki rangą funkcjonariusz sił bezpieczeństwa. Niezbyt miłe uczucie być wspólnym celem wielu łajdackich państw ze zdolnością do manipulowania terrorystami.


Gracze w teatrze wschodniego basenu Morza Śródziemnego, włącznie z Turcja, gonią większy kawałek małego tortu. Sekciarskie ambicje Turcji nie są sekretem. Ani ambicje Iranu. Dzisiaj niemal 50 tysięcy bojowników szyickich walczy w Syrii, gdzie większość populacji jest sunnitami (podobnie jak w Turcji).


Z drugiej strony Rosja od 30 września bombarduje cele wrogie wobec reżimu prezydenta syryjskiego Baszara Al-Assada. Samoloty rosyjskie przeprowadziły około 7,5 tysiąca nalotów, z których 89% uderzyło w przeciwników Assada z innych grup niż Państwo Islamskie (IS). Tylko 11% celowało w IS, które jest wspólnym wrogiem wszystkich.


Rosja zgromadziła także bardzo poważny arsenał wokół Morza Kaspijskiego i na wschodzie Morza Śródziemnego. Rosja jest w trakcie otaczania Turcji militarnie – w Syrii, na Krymie, Ukrainie i Armenii. Ostatnio Moskwa oznajmiła o rozlokowaniu nowej grupy myśliwców wojskowych i helikopterów bojowych w bazie w pobliżu stolicy Armenii, Erywania, 25 kilometrów od granicy tureckiej.


Turcja przygląda się bezradnie. Także jej sojusznicy z  NATO wyglądają na bardzo powściągliwych w sprawie jakiejkolwiek pomocy, jakiej byliby gotowi udzielić Ankarze na wypadek konfliktu z Rosją. Niedawno minister spraw zagranicznych Luxemburga, Jean Asselborn, ostrzegł rząd turecki, że nie może liczyć na poparcie NATO, jeśli napięcia z Rosją rozwiną się w konflikt zbrojny.  


W walce Rosji nie chodzi o pokonanie Państwa Islamskiego, ale o rozszerzenie jej sfery wpływów na wschodzie Morza Śródziemnego, włącznie z wejściem do Kanału Sueskiego. W ten sposób Rosja stawia wyzwanie NATO przez Syrię – w ten sam sposób, w jaki Turcja stawia wyzwanie szyitom przez Syrię lub Iran stawia wyzwanie sunnitom przez Syrię.


Jest wiele pytań dotyczących możliwości powrotu pokoju do tej części świata.

  1. Czy muzułmanie przestaną kiedyś nienawidzić i zabijać się wzajemnie, włącznie z wysadzaniem w powietrze meczetów, i zakończą swoją trwającą czternaście stuleci wojnę?
  2. Czy powstaną wkrótce funkcjonalne rządy w Damaszku i Bagdadzie?
  3. Czy świat sunnicki kiedykolwiek przestanie radykalizować się bez pokoju narzuconego mu z zewnątrz przez świat niemuzułmański?
  4. Czy świat szyicki opanuje kiedykolwiek własne ambicje ekspansjonizmu sekciarskiego?
  5. Czy światy sunnicki i szyicki przestaną kiedykolwiek nienawidzić Żydów i zobowiązywać się do anihilacji państwa Izrael?
  6. Czy islamiści tureccy kiedykolwiek zrozumieją, że ich neoosmańskie ambicje są zbyt nieproporcjonalne do ich siły i znaczenia w regionie?
  7. Czy świat zachodni będzie gotowy do postawienia wyzwania Rosji, temu nowemu zabijace na podwórku zwanym wschodnim basenem Morza Śródziemnego? Jeśli tak, to jak?
  8. Czy gracze na obszarze wschodniego basenu Morza Śródziemnego zadowolą się kiedykolwiek tortem, a ich kawałki niekoniecznie zmniejszą się?  


Na te pytania odpowiedzi autora niniejszego tekstu są negatywne.


Turkey’s “Fall and Fall”

Gatestone Institute, 28 lutego 2016

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Burak Bekdil


Popularny publicysta wychodzącej w języku angielskim gazety tureckiej "Hurriyet Daily News".