Książę Świebodzina i okolic


Marcin Kruk 2016-02-19


Siostra wpada z Anglii jak po ogień, zalicza wizyty u krewnych i przyjaciół obiecuje, że następnym razem przyjedzie na dłużej, ale widać, że ciągnie ją do tego jej laboratorium. Aż wstyd się przyznać, że zajmuje się tam genetycznym modyfikowaniem roślin i wbrew naszym ministrom twierdzi, że to przyszłość ludzkości. Pytałem nawet, czy jest już piwo na genetycznie modyfikowanych surowcach. Odpowiedziała mi z tajemniczą miną, że bym się zdziwił. Nie chciałem się dopytywać, bo to pewnie tajemnica służbowa.


Jak już byliśmy przy tak ważnym temacie opowiedziała, że w pubie ludzie dopytują się, co też się w tej Polsce dzieje. Rozumiem, że nie jest jej łatwo, bo jak wyjaśnić zaciemnione. Sam się zastanawiam, jak bym komuś z Marsa o tym wszystkim opowiedział.

 

Nie zdawałem sobie jednak sprawy z rozmiarów trudności. Hanka opowiadała, że ostatnim razem zaczęło się niewinnie. Kolega, który się interesuje, zapytał, kim jest prezydent Kiejdżynsky. Domyśliła się kogo pytający mógł mieć na myśli i powiedziała, że ten to nie prezydent, że za prezydenta robi inny, a ten tylko mówi co ma robić.

 

Moja siostra zanim została biologiem marzyła o teatrze i chyba jej to trochę zaszkodziło, bo zbyt łatwo wchodzi w rolę. Twarz jej się zmienia, głos również, opowieść nieuchronnie zamienia się w występ.

 

Jej rozmówca, który jak zaznaczyła, był już po drugim kuflu piwa, był spragniony wiedzy o tym co nad Wisłą. Uczepił się tego Kejdżysky’ego jak rzep psiego ogona. Bo jeśli nie prezydent, to kto i dlaczego pisali, że prezydent?

 

Opowiedziałam mu, że to taki jeden, chociaż było ich dwóch, ale jego brat zginął w katastrofie lotniczej, chociaż on jest przekonany, że to nie była katastrofa tylko zamach, bo gdyby ludzie myśleli, że to była katastrofa, to mogliby sądzić, że jego brat....

 

- A brat był pilotem – zapytał Anglik.

- Nie prezydentem – powiedziała Hania, że odpowiedziała – ale była gęsta mgła.

 

Dowiedziałem się następnie, że skupiona twarz jej angielskiego kolegi, który jak się okazało na co dzień modyfikuje ziemniaki, rozjaśniła się, bo zaczął coś kojarzyć. To ten, wykrzyknął i zamówił kolejne piwo, a Hania zastanawiała się, co obcy krajowiec może wiedzieć.

 

Anglik, jak relacjonowała dalej moja siostra, pamiętał, że polski prezydent nakazał lądowanie w gęstej mgle.

 

Wyjaśniłam mu – powiedziała – że tego nie wiemy, ale mamy poważne powody, żeby tak mniemać, a jego brat chciałby, żebyśmy mniemali inaczej, chociaż nie ma po temu powodów i teraz naród jest podzielony, jedni mniemają tak, a inni, że to Rosjanie coś zrobili celowo i że to nie była zwykła katastrofa.

 

Anglik zgodził się, że katastrofa nie była zwykła, więc moja siostra zaczęła się zastanawiać, czy nie jest przypadkiem do Polaków uprzedzony, to znaczy, zapewniła mnie, że jako  kolega zachowywał się normalnie, ale mógł być uprzedzony w jakiś szczególny sposób. Hania przyznała, że ona nawet rozumie, że sama ma trochę uprzedzeń i musi się z nimi ukrywać, żeby nie robić ludziom przykrości. Próbowała przekonać obcego krajowca, że u nas część społeczeństwa próbuje przekonać drugą część społeczeństwa, że to była zwykła katastrofa, ale w to, to naprawdę nikt nie uwierzy, więc chociaż nie była niezwykła, to wypada się zgodzić, że zwykła nie była.

 

Zacząłem się trochę litować nad losem mojej siostry, bo zaspokojenie ciekawości tubylców w jej kraju zamieszkania na temat zawiłości życia społecznego w kraju jej pochodzenia wyglądało na zadanie przekraczające ludzkie możliwości. Okazało się jednak, że jej kolega, który na co dzień modyfikuje ziemniaki, posiadał wiedzę idącą znacznie głębiej. Wyobraź sobie – powiedziała z oburzeniem w głosie, że on zapytał o koronację.

 

Domyśliła się, że chodzi o koronację Chrystusa i próbowała się wykręcić, twierdząc, że właściwie mało o tym wie. Okazało się, że obcy krajowiec był obkuty na cztery nogi, bo zapytał, czy to znaczy, że królowa matka abdykuje.

 

Wyśmiałam go – powiedziała Hania, wyjaśniając, że oczyma duszy zobaczyła jak nasz naród reaguje na abdykację Matki Boskiej. Okazało się, że Anglik chciał się koniecznie dowiedzieć jaki status w Polsce ma w takim razie Chrystus, czy jest kimś w rodzaju księcia Walii, czyli prawowitego następcy tronu oczekującego na sukcesję?

 

Moja siostra popełniła błąd taktyczny i powiedziała, że Walii to może nie, ale książę Świebodzina i okolic.

Obcy krajowiec postanowił, że musi się nauczyć poprawnego wymawiania tytułu polskiego następcy tronu po polsku, a ponieważ mężczyźni mają mniejszy talent do języków niż kobiety, a Anglicy mają go tylko w ilościach śladowych, więc praktykowanie zajęło mu resztę wieczoru. Nie byłoby to jeszcze najgorsze, gdyby nie fakt, że jak się okazało barman był też z Polski, ale z innej parafii.


Nie dowiedziałem się, czym się to wszystko skończyło, bo Hania spojrzała na komórkę i przerażona poinformowała mnie, że pół godziny temu miała być pół godziny jazdy samochodem stąd. Pocałowała mnie w policzek i uciekła.


Zostałem sam, z moimi myślami, a nie były to myśli pogodne.