Ropa naftowa, religia, polityka, terroryzm


Andrzej Koraszewski 2016-01-20


Niemal wszystkie wojny od połowy ubiegłego wieku były w ten lub inny sposób kojarzone z walką o kontrolę nad zasobami ropy naftowej. Przemysłowa gospodarka jest tak bardzo zależna od tego źródła energii, że zbrojne konflikty nieodmiennie kojarzono z ropą.  Kolonializm się skończył, zależności przybrały inne formy. Czasem, w zapale przyporządkowania wszystkiego walce o źródła energii, przekłamywano charakter głównego konfliktu na osi Wschód-Zachód, który był konfliktem ideologicznym. Jeszcze ciekawsze jest to, że w zapale obrony słabych i uciemiężonych, aż nazbyt często pomijano problem transferu bogactwa. Zyski ze sprzedaży ropy naftowej w krajach rozwijających się trafiały do ludzi mających dalej idące ambicje niż tylko bogacenie się na wymyślaniu coraz to nowych produktów dla coraz większej liczby ludzi.

Bogactwo tryskające z ziemi dawało nadzieję na budowanie królestwa bożego na ziemi na coraz większych obszarach świata. Najbogatszą firmą w globalnej wiosce jest Saudi Aramco.   Firma szacowana jest na kilka bilionów dolarów. (Analitycy spierają się, czy jest to w granicach trzech bilionów, czy bliżej dziesięciu.) Historia tej firmy to ważny rozdział historii konfliktów na naszej planecie, ale i tak najważniejszy wpływ owego transferu bogactwa w postaci finansowania wahhabizmu, jak również islamskiego terroryzmu, pozostaje w sferze podbudowanych spekulacji, ale jednak spekulacji.


Łatwy pieniądz jest zawsze zdradliwy, ale łatwy pieniądz w rękach religijnych fanatyków już dziś okazuje się zmorą dla całego świata, a wiele wskazuje na to, że to dopiero niewinny początek. Nowy totalitaryzm wyrasta z naftowego bogactwa i jest dziedzicem tradycji religijnej i nazistowskiej (chociaż z komunistycznej tradycji czerpał również obficie.)


Chwilowo mamy orgię radości z powodu spadku cen ropy naftowej poniżej 30 dolarów za bryłkę. Ceny ropy naftowej nie są funkcją podaży i popytu. Ropa naftowa jest potężną bronią w konfliktach politycznych.


Obecny spadek cen ropy przypisywany jest głównie działaniom Arabii Saudyjskiej. Od dłuższego czasu Iran głośno mówi (i grozi odwetem), że Arabia Saudyjska celowo zalewa rynek swoją ropą naftową, żeby szkodzić Iranowi. Używanie ropy i gazu jako instrumentu politycznego nacisku znamy doskonale ze względu na naszą zależność od rosyjskich dostaw, jednak faktu, że tankując samochód finansujemy nie tylko politykę Putina, ale i islamski religijny imperializm, na ogół się nie zauważa.


W „Jerusalem Post” czytałem interesujący artykuł Davida Price’a pod znamiennym tytułem: „Pół wieku wojny Aramco z cywilizacją judeo-chrześcijańską”. Autor przypomina, że w ostatnich latach dyktat naftowego kartelu państw zrzeszonych w OPEC został poważnie nadwyrężony z powodu odkrycia i nowych technologii wydobycia gazu i ropy naftowej w USA. Wcześniejsze ograniczanie wydobycia ropy przez kraje OPEC doprowadziło do wywindowania ceny do prawie 150 dolarów za baryłkę. Autor zgadza się, że obecny spadek jest głównie dziełem Saudyjczyków, ale jego zdaniem atak skierowany jest bardziej przeciw krajom zachodnim niż przeciwko Iranowi. Zalanie rynku tanią ropą może doprowadzić do bankructwa firm handlujących ropą naftową wydobywaną z dna morskiego, której koszty produkcji są znacznie wyższe. Trudno powiedzieć na ile to rozumowanie jest poprawne, ponieważ kraje zachodnie zapewne mogą rozważać wsparcie rodzimej produkcji w obawie przed ponownym wzrostem uzależnienia. Chwilowo niskie ceny ropy mają dramatyczny wpływ głównie na gospodarkę rosyjską i na gospodarkę irańską, którą Zachód ratuje znosząc sankcje.


Arabia Saudyjska ma astronomiczne rezerwy finansowe i może sobie pozwolić na utrzymywanie przez pewien czas cen ropy niższych nawet niż ich koszty wydobycia. Rzeczywiste efekty tej wojny cen są jednak trudne do przewidzenia. Chwilowo nic nie wskazuje na to, żeby ta sprawa miała przeważyć wyniki wojny o Syrię. (Być może jest wręcz odwrotnie i że to ropa naftowa zadecydowała o większym zaangażowaniu Rosji w ten konflikt.)  


David Price pisze, że Arabia Saudyjska używa cen ropy jako broni od dziesięcioleci. W 1967 roku obniżenie produkcji miało uderzyć w Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. Wojna sześciodniowa rozstrzygnęła się zbyt szybko. Kolejny atak nastąpił sześć lat później. Rok 1973 zmienił oblicze świata. Drastyczne obniżenie wydobycia ropy naftowej przez kraje zrzeszone w OPEC spowodowało trzęsienie ziemi w światowej gospodarce. Załamał się wówczas przemysł samochodowy, stoczniowy i wiele innych. (Dotknęło to również Polski ponieważ strategia Gierka obliczona była na rosnący i praktycznie rzecz biorąc nieograniczony popyt na stal i żywność, po 1973 roku reformy Gierka nie odzyskały już swojej dynamiki.) Tamten „kryzys naftowy”, ponownie powiązany z wojną państw arabskich z Izraelem, doprowadził do radykalnych zmian w strukturze światowego przemysłu, do gwałtownego rozwoju przemysłu samochodowego i stoczniowego w Azji, stał się również katalizatorem zmian politycznych w Wielkiej Brytanii i w USA. Price przypomina, że wówczas rozpoczęła się również nacjonalizacja Aramco ostatecznie dokończona w 1980 roku.


Pod pewnymi względami tamten wzrost cen ropy naftowej okazał się na długą metę dobrodziejstwem, ale Detroit do dziś jest miastem-widmem, zaś ukryty efekt ówczesnych zmian to przyspieszone tempo gromadzenia bogactwa przez kraje sponsorujące terroryzm.


Kiedy w 1973 roku kraje arabskie zaatakowały Izrael, AOPEC – czyli arabskie kraje OPEC – zapowiedziały całkowite wstrzymanie dostaw ropy naftowej do Stanów, jeśli Ameryka nie zmieni swojej polityki wobec Izraela. Szantaż nie powiódł się, ale zmieniło się podejście do poszukiwań nowych źródeł ropy nawet tam, gdzie dotychczas uznawano, że jest to nieopłacalne.             


Zarówno islamska rewolucja w Iranie, jak i eksport wahhabizmu finansowane były z zysków ze sprzedaży ropy naftowej. David Price, który jest belgijskim dziennikarzem i badaczem twierdzi, że pierwsza fala niewykwalifikowanych imigrantów z północnej Afryki została Unii Europejskiej narzucona przez naftowy szantaż. Nie podaje źródeł, ale faktem jest, że to w pierwszej połowie lat 80. ubiegłego wieku zaczynają w Europie powstawać całe muzułmańskie dzielnice nie tyle wykluczonych, co niechętnych integracji imigrantów, korzystających z opieki duchowej przysyłanych głównie z Arabii Saudyjskiej duchownych.


Czy był to element jakiegoś przemyślanego, długofalowego planu? Nie ma na to dowodów, prawdopodobnie mieliśmy do czynienia ze spontanicznymi ruchami i ustawicznym sprawdzaniem, jak daleko można się posunąć.


Przypuszczalnie podobnie było z finansowaniem takich organizacji jak al-Kaida. Ta akurat organizacja zrodzona w Pakistanie, w cieniu wojny w Afganistanie, była odpowiedzią na ideologię globalnego dżihadu. W jej arabskim, a właściwie głównie saudyjskim kierownictwie, było wielu ludzi wykształconych na zachodzie i powiązanych z saudyjskimi kołami rządowymi.


Jakkolwiek na to nie patrzeć, ani sieć meczetów w Europie, ani al-Kaida, ani Państwo Islamskie nie byłyby w jednej dziesiątej tak skuteczne, gdyby nie wsparcie górami pieniędzy z zysków za ropę naftową.


Trudno powiedzieć, czy obecna wojna cenowa ma przede wszystkim na celu doprowadzenie do bankructwa zachodnich producentów ropy i zwiększenia swoich udziałów w rynku, czy zdławienie gospodarki irańskiej, jedno jest pewne, tylko Aramco produkuje ponad 12 milionów baryłek ropy dziennie, co nawet przy niskich cenach przynosi miliard dolarów. Te góry pieniędzy idą na eksport najbardziej agresywnego rodzaju islamu, na wykupywanie zachodnich przedsiębiorstw, na finansowanie organizacji terrorystycznych.   


Kraje zachodnie nie zaczęły nawet poszukiwać strategii obrony przed inwazją, zgoła przeciwnie, zarówno polityka imigracyjna Unii Europejskiej, szaleńcze decyzje o wstrzymywaniu się z wykorzystaniem gazu z łupków, niechęć do głębokiej rewizji polityki integracyjnej i zwalczania wahhabistycznej ideologii wśród mieszkających w Europie muzułmanów oraz obłąkana polityka zagraniczna tak Stanów Zjednoczonych, jak i Europy wydają się wskazywać na to, że nieprawdopodobne bogactwo krajów produkujących ropę naftową posłuży im do zakupu u nas sznura, na którym nas powieszą.


Chwilowo mamy okazję do szaleńczej radości. Tak taniej ropy już dawno nie było, a martwienie się o jutro już dawno przestało być zajęciem elit politycznych.