Polska hybrydowa, czyli system parlamentarno-prezesowski


Marcin Kruk 2016-01-16


Ele, mele, dudki, gospodarz malutki...

Andżeliko nie mów tak, przecież komuś może być przykro...

A komu może być przykro, zapytała Andżelika, chowając do szafy misia, na którego wypadło.


No chociażby jakiemuś malutkiemu gospodarzowi, odpowiedziała babcia odrobinę niepewnie. Coś ją jednak zainteresowało, bo zapytała Andżelikę, jak właściwie brzmi w całości wyliczanka, której  nauczyła się w przedszkolu.


Wnuczka sięgnęła po tablet i włączyła film.


Hm, mruknęła babcia słuchając o tej radośniejszej gospodyni – ja się uczyłam tego troszkę inaczej. Andżelika chciała się dowiedzieć jak babcia mówiła ele, mele dudki kiedy była mała, ale babcia zaparła się i za nic nie dawało się z niej wydobyć prawdy. Mówiła, że troszkę inaczej, że właściwie nie pamięta, A Andżelika miała dziwne wrażenie, że babcia łże jak najęta.


Nie tylko babcie oszczędnie posługują się prawdą, garbaty świat, smarkate nadzieje. Pan Michał, inżynier budowlany w randze porzuconego męża i samotnego ojca powrócił do swojej młodzieńczej pasji obserwatora zdarzeń. Nie komentował ich jednak ani w Internecie, ani w realu, z przyczyn prozaicznych. Jak mówił, nie lubił bicia piany, a na studiach uczyli go, że jak człowiek coś robi, to powinien być z tego konkretny efekt, na przykład dom, albo most, a jaki most może być z komentarza w Internecie?


Na pytanie, po co w tej ponurej sytuacji poświęca czas na szukanie informacji, pan Michał odpowiadał, że chce wiedzieć swoje, a czasem mówił, że to pokuta, bo machnął ręką. Wielu machnęło ręką – dodaje – i teraz mamy co mamy.  


A co mamy – dopytywał podchwytliwie kolega z pracy, na marnie odśnieżonym parkingu.


- Anachryjnię, radiomaryjną anachryjnię w smoleńskiej mgle – odpowiedział pan Michał zbyt mocno zamykając drzwi samochodu.


Radiomaryjna anarchia już dawno zmieniła mu się w anachryjnię i patrzył teraz z zainteresowaniem na kogo wypadnie. Najbardziej drażniło go imię córki i zastanawiał się, dlaczego machnął ręką i ustąpił, czym jak sądził wyrządził dziecku niepowetowaną krzywdę. To nie jest tak, że to nie ma znaczenia, ma znaczenie, chociaż pewnie nie do końca umiemy powiedzieć jakie.


Na co dzień mówił do córki An i oboje bardzo to lubili. Podskakiwał jednak, kiedy pani w przedszkolu mówiła mu, że Andżelika to, czy Andżelika tamto. Załatwiła szanowna żona sprawę na wieki wieków, ale pretensje musiał mieć do siebie, bo machnął ręką, a machnięcia ręką są kosztowne.


W tej drugiej sprawie pocieszał się, że był tylko jednym z wielu milionów, jednak pociecha była marna, wina oczywista, a żal nieutulony.


Pomyślał nawet, że gdyby chodził do kościoła to powinien się wyspowiadać i pewnie by się okazało, że jego grzech jest kontrowersyjny. Ciekawa mogła by być taka spowiedź, w której strony mają odmienne poglądy na istotę grzechu, a przecież wszystko zaczęło się od machnięcia ręką. Bóg Ojciec coś mówił, a ludzie swoje. Gdyby Bóg Ojciec wyjaśnił, że to na przykład nowa odmiana jabłonki i chce zobaczyć jak owoce będą dojrzewać, albo gdyby dał jakieś inne rozsądne wyjaśnienie, to pewnie by go posłuchali, ale takie nie i koniec to nie tylko dziecko potrafi zirytować.


Po powrocie zapytał matki, czy wszystko w porządku i zdziwił się, że matka jest zaniepokojona, iż An ciągle powtarza wyliczankę ele, mele, dudki.


- No i co w tym złego – zapytał.


- Mogą pomyśleć, że ktoś dziecko do tego namawia, że to złośliwe, wiesz jacy oni są.


Pan Michał wiedział jacy oni są, ale nie podejrzewał, żeby byli do tego stopnia. Jego matka miała w tej sprawie odmienne zdanie.


- Pamiętasz awanturę o torebkę w Teletubisiach. Pan Michał nie pamiętał, to musiało być w czasach, kiedy machał ręką na wiadomości z kraju, koncentrując uwagę na reszcie świata.    


Matka pana Michała objaśniła, że Tinky Winky miał czerwoną torebkę i rzeczniczka praw dziecka doszła do wniosku, że to jakiś gej, a cały program to propaganda homoseksualizmu.


- A rzeczniczka była z PIS-u – upewniał się pan Michał.


- Z Ligi Polskich Rodzin, ale teraz to jeden nurt, lepiej, żeby mała nie mówiła ele, mele dudki, bo będzie nieszczęście.     


Wieczorem, kiedy już położył córkę spać, pan Michał zadzwonił do brata, który był zwolennikiem Dobrej Zmiany, żeby się dowiedzieć, czy ele, mele dudki mogą być przyczyną kłopotów.  Zdaniem brata pytanie było nieładną prowokacją w stylu „Gazety”.


Pan Michał zapewnił, że to nie prowokacja, że mama jest niespokojna, bo przypomniała
sobie czerwoną torebkę Tinky Winky, a przecież było to w czasach, kiedy władza miała słabą legitymację, a teraz legitymacja jest taka, że nie tylko rzeczniczka praw dziecka, ale i Trybunał Konstytucyjny zaraz będzie całkiem własny.           


Co ty opowiadasz – zdenerwował się brat pana Michała – to jest Dobra Zmiana i nic złego się nie dzieje.


A ja mam wrażenie, że codziennie budzę się w innym kraju.


- Niby dlaczego – zapytał brat.


Prezes zna dużo wyliczanek.


- Co ty wygadujesz?


- No wiesz, jedne wyliczanki mogą być lepsze od drugich. System parlamentarno-gabinetowy dożył swojego końca, prezydencki raczej się teraz nie przyjmie, w hybrydowym systemie prezesowsko-parlamentarnym ele, mele, dudki mogą okazać się wywrotowe.


Michał – w głosie brata słychać było wyrzut podbity grubym futrem moralnego oburzenia.



Marcin Kruk


Autor książki "Człowiek zajęty niesłychanie" (http://listyznaszegosadu.netgenes.pl/dl/Marcin_Kruk-Czlowiek_zajety_nieslychanie.pdf) i innych droibiazgów.