Czy dobry Bóg może latać z kałachem?


Andrzej Koraszewski 2016-01-08


Sądząc po różnych komentarzach, w Polsce zwyciężyła Partia Boga. Nie wszyscy wierni się z tym zgadzają, więc jeśli w kolejnych wyborach wyborcy odrzucą tę Partię Boga, pojawią się spory o to, czy dobry Bóg przegrał, czy wygrał. Chwilowo nie tylko ojciec Rydzyk, ale i większość biskupów zapewnia nas o demokratycznym zwycięstwie Pana Boga i jego drużyny. Dziesiątki tysięcy wiernych, ale również pojedynczy kapłani informują, że zgoła przeciwnie, że właśnie przegrywa nie tylko demokracja, ale i religia.

Tymczasem mamy mały skandal na wielkiej międzynarodowej arenie. Watykański dziennik „L'Osservatore Romano” wyraził swoje głębokie oburzenie z powodu nowej okładki satyrycznego tygodnika „Charlie Hebdo”. Na rysunku Bóg Ojciec z kałasznikowem na plecach i zakrwawionymi rękoma umyka w siną dal. Pod rysunkiem widnieje podpis: minął rok, a morderca jest ciągle na wolności.


Katolicki organ nie wzywa do boju w obronie dobrego imienia dobrego Boga, komentuje raczej ze smutkiem, że przecież tylu duchowych przywódców tak wiele razy potępiało mordowanie w imieniu Boga.


Albo udają, albo naprawdę nic nie rozumieją. Jak pisał Christopher Hitchens, Bóg nie jest wielki, ale daje poczucie wszechmocy, poczucie, że działam w jego imieniu i, że to co robię, jest nie tylko słuszne, jest święte. Partia Boga nie może się mylić.


Świątobliwy autor artykułu w świątobliwej watykańskiej gazecie wydał charakterystyczny werdykt:

„Pod fałszywą flagą bezkompromisowego sekularyzmu tygodnik raz jeszcze zapomina co religijni przywódcy wszystkich wiar nieustannie powtarzają, potępiając przemoc popełnianą w imieniu religii – wykorzystywanie Boga dla usprawiedliwiania nienawiści jest prawdziwym bluźnierstwem – jak powtarzał papież Franciszek wielokrotnie.”

Słowa papieża Franciszka chyba słabo docierają do wiernych, bo nienawiść aż sika z wszystkich ambon, a potępień konkretnych siewców nienawiści jakoś nie widać. Słyszymy piękne słówka o religiach pokoju, o miłości bliźniego, o tym, że Bóg jest samym dobrem, a wszystkie te zapewnienia wydają się wyłącznie upewniać przywódców różnych Partii Boga, że są posiadaczami prawdy i najbardziej moralnymi ludźmi pod słońcem. Czy ci duchowi przywódcy okłamują sami siebie nie zauważając, że duchowni wszystkich wyznań nieustannie szczują do nienawiści i do mordów i że w najlepszym przypadku o najgorszych mordercach ktoś mruknie, że to nie jest prawdziwy islam, czy prawdziwe chrześcijaństwo?


Znacznie bardziej przerażające w tym cytacie jest obłudne wykręcanie pojęcia sekularyzmu. Raz jeszcze wypada przypomnieć, że idea świeckiego państwa nie poczęła się w głowach ateistów i nie oznacza ateistycznego ustroju. Kiedy zaczęto szukać drogi do państwa gwarantującego pokój religijny, ateistów nie było. Państwo miało wyrzec się działań na rzecz jakiejkolwiek religii, miało gwarantować tolerancję, a przynajmniej strzec, żeby wierni różnych wyznań w drodze do świętości nie mordowali się wzajemnie. Państwo rezygnuje z pierwszego przykazania i to jest kamieniem węgielnym sekularyzmu. Ale tego właśnie nienawidzą najbardziej wszyscy przywódcy religijni, powtarzający jak katarynki, że ich religie są samym dobrem i wzywający swoich wiernych do obrony pierwszego przykazania.


Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną, to właśnie jest hasło pozwalające bez wyrzutów sumienia podrzynać gardła, strzelać do siedzących w kawiarni, czy na koncercie, uczyć dzieci, że mają złapać nóż i wbić go w przechodnia. Żadnego boga nie ma, a więc on sam oczywiście nie biega z kałasznikowem. Na wolności pozostaje jego sługa mówiący wiernym, czego chce Bóg. Bo on oczywiście wie, zna wszystkie myśli Boga i przysięga, że jeśli tylko wierni będą robili to, czego oczekują od nich kapłani, to czeka ich zabawienie.        


Spójrzmy na inny cytat z tego artykułu w świątobliwej watykańskiej gazecie:

“W poglądach “Charlie Hebdo” ukrywa się smutny paradoks świata, który jest do granic śmieszności coraz bardziej wrażliwy na poprawność polityczną, ale nie chce uznać ani okazać szacunku wierzącym w Boga, niezależnie od ich religii.”     

Chciałoby się powiedzieć: zatrzymaj się świątobliwy nauczycielu, pracowników redakcji „Charlie Hebdo” mordowano z okrzykiem „Bóg jest wielki”, ci mordercy byli ludźmi tak głęboko wierzącymi, iż gotowi byli umrzeć za swoją wiarę. Pisząc „niezależnie od ich religii” watykański dziennikarz daje do zrozumienie, że przecież są religie lepsze i gorsze. Tu jednak kryje się poważny problem – wszystkie uznają się za absolutnie najlepsze. To przekonanie o wspaniałości własnej religii uniemożliwia kompromisy, zwalnia od poczucia winy, popycha do czynów strasznych w imię dobra i miłości. Wierzący zwolennicy świeckiego, demokratycznego państwa są heretykami, to ludzie małowierni, nie dość mocno przekonani o wspaniałości swojej religii i o wszechwiedzy swoich kapłanów.


To właśnie polityczna poprawność nakazuje szanować wszystko, co ma stempelek religii. Szanuję wiernych nie mających aż tak głębokiego szacunku dla swojej religii. Mam wrażenie, że ta watykańska reakcja na rysunek satyryczny w piśmie ludzi, którzy przeżyli morderczy atak głęboko wierzących, raz jeszcze pokazuje, że dzisiejsi chrześcijanie idą śladami islamskich fundamentalistów i otwarcie walczą z świeckim państwem, które jest jedynym gwarantem, że religia nie będzie odwoływać się do przemocy. Kościół katolicki nigdy nie uznał demokracji, nigdy nie zaakceptował tego, że religia może być sprawą prywatną, a nie państwową. Nic dziwnego, że ilekroć nadarza się okazja, biskupi rzucają cały swój autorytet na poparcie takiej lub innej Partii Boga. (Jakże często mają one w swoich nazwach słowo „sprawiedliwość”.)   


Tak więc, Bóg nie lata po świecie z kałachem, robią to jednak głęboko wierzący i ufający przekazywanemu przez kapłanów słowu bożemu.