Rozum i Wiara. Część IV.
Czyli takie sobie rozmowy o religijnych „prawdach” i problemach z nimi związanych.


Lucjan Ferus 2016-01-03


 

Wiara: Wybrałeś przypadkowo na to spotkanie okres po Świętach Bożego Narodzenia, czy  owe święta będą miały związek z tematem, jaki będziemy poruszali? A jeśli już o tym mowa: powiedz mi, czy przy okazji takich wyjątkowych dni w roku jak te minione święta, nie odnosisz wrażenia, że coś tracisz ważnego w życiu? Że omija cię jedyna w swoim rodzaju szansa przedłużenia swej krótkiej egzystencji i to dosłownie w nieskończoność? 


R: Może wyda ci się to dziwne, ale nie odnoszę takiego wrażenia i to dzięki uważnej lekturze samej Biblii, oraz dobrej znajomości historii religii. To tak dla ścisłości, bez wdawania się w szczegóły. A co do twojego pytania; czyżbyś miała na myśli zbawienie dusz ludzi, którzy  uwierzą w odkupicielską ofiarę złożoną  na krzyżu przez Jezusa Chrystusa?

W: Oczywiście! A co innego może zapewnić człowiekowi zbawienie i w rezultacie tego życie wieczne po śmierci biologicznej naszego ciała?

 

R: Czy możesz wyrażać się bardziej precyzyjnie? Po pierwsze nie zapewnić zbawienie, lecz je obiecać. Bo jak na razie są to tylko obietnice, których realności spełnienia i tak nie sposób zweryfikować z uwagi na to, że mają być zrealizowane dopiero po naszej śmierci, w odległej  przyszłości na końcu dziejów. Po drugie, to akurat do osoby Jezusa, który był propagatorem tej idei (chociaż nie jako pierwszy), i w imieniu którego te obietnice są głoszone, mam dość ograniczone zaufanie i wcale nie jestem pewien czy można wierzyć „jego” słowom.

 

W: Jak możesz tak mówić?! Dlaczego Jezus miałby nie dotrzymać obietnicy nie tylko zmartwychwstania dusz swoich wyznawców, ale też ich ciał? Możesz mi to wyjaśnić, bo nie pojmuję skąd się u ciebie bierze to niedowiarstwo i ten niezdrowy pesymizm w tej kwestii?

 

R: Nie domyślasz się? A nie słyszałaś powiedzenia, że pesymista to dawny optymista, tylko bardziej uświadomiony? W moim przypadku to by się zgadzało, ale do rzeczy. Odpowiem ci tak: stąd, że Jezus już kiedyś coś ludziom obiecał, prawda? Mianowicie, że jeszcze za życia jego uczniów miało nastąpić królestwo Boże na ziemi, czyż nie? I co?! Minęło już prawie dwadzieścia wieków od tego czasu, a królestwa Bożego na ziemi jak nie było, tak nie ma nadal! Czy to nie jest dostateczny powód, aby wątpić w spełnienie jego obietnic? Skoro nie dotrzymał słowa w tamtej sprawie, to gdzie jest pewność, że dotrzyma w tej?

 

W: A gdzie to wyczytałeś, że królestwo Boże miało nadejść za życia współczesnych mu ludzi?! Chyba musiało ci się coś pomylić; Jezus niczego takiego nie obiecywał, możesz mi wierzyć! Przecież kapłani nie okłamywaliby wiernych, to chyba oczywiste?!

 

R: Jak dla kogo. Chcesz więc powiedzieć, że Pismo Święte kłamie w tej kwestii? Czy po prostu jego znajomość jest ci obca, tak jak i znakomitej większości wiernych tej religii? Pozwól zatem, że zacytuję ci stosowne jego fragmenty, abyś mogła się przekonać po czyjej stronie jest racja i prawda w tym względzie:

„Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy” (Mt 10,23).

„Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim”  (Mt 16,27,28).

„Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale moje słowa nie przeminą” (Mt 24,34,35).

„Mówił także do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą królestwo Boże przychodzące w mocy” (Mk 9,1).

   

„Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie” (Łk 21,32). (To zdanie powtarzane jest parokrotnie w ewangeliach. Przypis L.F.).

„To bowiem, co się do Mnie odnosi, dochodzi kresu” (Łk 22,37).

„Oto ogłaszam wam tajemnicę: nie wszyscy pomrzemy, lecz wszyscy będziemy odmienieni. W jednym momencie, w mgnieniu oka, na dźwięk ostatniej trąby – zabrzmi bowiem trąba – umarli powstaną nienaruszeni, a my będziemy odmienieni”  (1Kor 15,51).

„To bowiem głosimy wam jako słowo Pańskie, że my, żywi, pozostawieni na przyjście Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy pomarli. Sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na głos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana i w ten sposób zawsze będziemy z Panem” (1Tes 4,15-18).

 

„Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,2).

„Trwajcie więc cierpliwie, bracia, aż do przyjścia Pana /../ bo przyjście Pana jest już bliskie” (Jk 5,7,8).

„On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na was” (P 1,20). „Dzieci, jest już ostatnia godzina, i tak, jak słyszeliście, Antychryst nadchodzi, bo oto teraz pojawiło się wielu Antychrystów; stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina” (P 2,18).

I co na to powiesz? Przychodzi ci na myśl jakieś sensowne wyjaśnienie powodów nie dotrzymania tej ważnej obietnicy, dawanej wielokrotnie bliźnim przez Jezusa, jak i jego apostołów? Znasz jakieś wytłumaczenie tego teologicznego fenomenu?

 

W: Chyba tylko takie, jakiego użył kiedyś pewien student teologii, komentujący któryś z twoich tekstów sprzed paru lat, a mianowicie:

„Ludzie nie są powołani do własnego interpretowania Pisma św., bo trzeba na nie patrzeć właśnie w Tradycji. /../ Zatem jeśli ktoś czyta dosłownie, a nie ma względu na komentarz do tekstów Pisma św., to będzie źle interpretował. /../ nie można interpretować według własnego widzi mi się. /../ Generalnie /../ trzeba odwołać się do metod badań starożytnych tekstów: do rozpoznania gatunku literackiego, do różnych form literackich, do historii redakcji ksiąg starożytnych. Ponadto trzeba uwzględnić kulturę w jakiej żył autor tekstów.

 

Ważne, aby uwzględnić kontekst całej Księgi, oraz Pięcioksiągu, a jeśli chodzi o rozumienie tego tekstu przez Kościół, trzeba także uwzględnić treść mów Jezusa /../ Należy też znać pouczenia sapiencjalne, odnoszące się do sfery duchowej, która wykracza poza historię, a jednocześnie jakoś jest w niej osadzona. Dlatego egzegeza starożytnych tekstów nie jest wystarczająca do zrozumienia przekazu. /../ W religiach poznanie musi iść według modelu historycznego. /../ Jeśli chodzi o duchowy aspekt prawdy, to w każdej epoce jawi się z różnych stron i każda z nich musi być brana pod uwagę”.

To tyle tamtej wypowiedzi.   


R:
A jak ten zagmatwany „teologiczny bełkot” wyraziłabyś swoimi słowami?

W: No, nie wiem,.. chyba chodzi o to, że prawidłowy sposób odczytania Biblii wiąże się z właściwym doborem metodologii poznawczej? Bez tego nie sposób dobrze interpretować  Pisma Świętego, a co za tym idzie, właściwie go zrozumieć,..tak, jak to jest w twoim przypadku: wydaje ci się, że rozumiesz o co w nim chodzi, ale to tylko pozory.

 

R: Czyli te fragmenty z Nowego Testamentu nie mówią o tym, co narzuca się nam w czasie ich lektury, bo należy mieć skończone studia teologiczne, aby prawidłowo odczytać sens Biblii, tak? To powiedz mi wobec tego, jak można tłumaczyć często ponawiane przez wielu różnych kapłanów zachęty do tego, aby rodzice czytali swym dzieciom Biblię?  Przecież oni nie mają żadnych studiów teologicznych za sobą, a zatem nie są przygotowani do tego, by we właściwy sposób przekazywać swym dzieciom Słowo Boże, prawda?

 

W: Dzieci nie muszą rozumieć Biblii w taki sposób, jak dorośli. Później przyjdzie czas na właściwe jej zrozumienie, ważne, aby były wychowywane w duchu religijnym.

 

R: I nie zastanawiałaś się nigdy nad kwestią: dlaczego Bóg Jahwe (czyli późniejsza Trójca Święta) tak bardzo zagmatwał swój przekaz do człowieka, że aby go właściwie zrozumieć, należy mieć co najmniej skończone studia teologiczne i parę innych dziedzin wiedzy? I po co uczynił ten istotny przecież aspekt relacji ze swym stworzeniem tak zagmatwany? A nie przyszło ci do głowy, że to sami kapłani celowo tak komplikują ten problem, aby podnieść swoje znaczenie i „wybić z głowy” owieczkom dosłowne odczytywanie i rozumienie Biblii?

 

W: Ale po co mieliby się tak dziwnie zachowywać kapłani? Nie pojmuję tego…

 

R: Daleko nie trzeba szukać: chociażby ten teologiczny problem, o którym rozmawiamy.Czy można wyrazić bardziej jednoznacznie, że oczekiwano wtedy nadejścia królestwa Bożego na ziemi w najbliższej przyszłości, nawet nie liczonej w latach, ale w miesiącach, a być może nawet wcześniej, co niedwuznacznie sugeruje ostatni cytat? Zwróć uwagę na te zwroty: „nie zdążycie obejść miast Izraela”, „nie przeminie to pokolenie, nim to się stanie”, „my żywi pozostawieni na przyjście Pana”, „to co się do Mnie odnosi dochodzi kresu”, „w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna”, „w ostatnich czasach się objawił”, „stąd poznajemy, że już jest ostatnia godzina”. Czyż to nie jest jednoznaczne?

 

Wygląda więc na to, że albo Syn Boży pomylił się w swoich prognozach (czy to możliwe u Boga?), co do rychłego nadejścia królestwa Bożego na ziemi, albo świadomie okłamał swych bliźnich w tej kwestii (Bóg, który jest samą prawdą?), albo Bóg Ojciec zmienił plany, nie uprzedziwszy o tym swego Syna (z racji na jedność w Trójcy, chyba niemożliwe). Dlatego, kiedy czas mijał nieubłaganie, a obiecane królestwo Boże na ziemi nie następowało, inicjatywę przejął św. Paweł, zamieniając oczekiwanie na nadejście owego królestwa na ziemi, na wędrówkę do nieba zbawionych dusz ludzkich po śmierci ciała.  

 

I to on był prawdziwym „założycielem” Kościoła chrześcijan, który po edykcie Konstantyna Wielkiego w 313 r. stał się Kościołem katolickim. Chociaż mniej zorientowani w historii religii nazywają go „Kościołem Jezusowym”, tak, jakby Jezus obiecujący rychłe nadejście swego królestwa na ziemi, miał jakikolwiek sensowny powód, aby „zakładać” instytucjonalny Kościół i to na dodatek ze swym „zastępcą”; namiestnikiem Boga na ziemi, papieżem (co jest wbrew jego naukom zapisanym w ewangeliach). Tak wygląda ten problem, jeśli spojrzeć na niego z mojej perspektywy.

 

W: No cóż, mogłam się tego spodziewać. Ty zawsze każdą prawdę religijną widzisz z innej strony niż ja. Jednak musisz wziąć pod uwagę, iż perspektywa zbawienia naszych duszjest tak ważna i tak potrzebna dla ludzi, iż mimo wszystko warto wierzyć w tę ideę, obojętnie ile kłamstw i kalumnii zostanie wypowiedzianych na ten temat!

 

R: A gdzie ty tu widzisz kłamstwa i kalumnie?  Chyba nie bierzesz za nie świadectw historycznych, popartych na dodatek wiedzą religioznawczą? Masz natomiast rację w innej kwestii: to prawda, że bardzo wielu ludziom potrzebna jest świadomość perspektywy wiecznego życia. Chcą wierzyć, że ich życie nie skończy się wraz z ich śmiercią biologiczną, lecz – po spełnieniu określonych warunków – będzie trwało w nieskończoność. Dlatego religia ma taką przemożną władzę nad ludzkimi umysłami i nad całym życiem wiernych.

 

W: Naprawdę zgadzasz się ze mną w tej kwestii?

 

R: Jak najbardziej! Nigdy nie twierdziłem, że wiara w życie pozagrobowe jest dla ludzi nieważna i niepotrzebna. Inna rzecz, że kapłani w trosce o własne „być albo nie być” robią wszystko, aby religia była ludziom potrzebna, a wręcz konieczna (np. wczesna indoktrynacja religijna małych dzieci, jak i odwieczny sojusz „ołtarza z tronem”). Zwróć jednak uwagę na jedno: to, że ludziom potrzebna jest wiara religijna, jak i same religie ze swymi rytuałami i obrzędami, nie oznacza wcale, że reprezentują one prawdę, a nawet jak się przyjęło pisać: Prawdę, mając na myśli księgi „natchnione” przez Boga, lub tzw. prawdy objawione.

 

Skoro we wszystkich ludzkich kulturach (a religie są ich częścią) powstała i wyewoluowała idea bogów/Boga, to znaczy, iż napędzała ją głęboka potrzeba wypływająca z naszej natury, naszego człowieczeństwa. W przeciwnym wypadku religie nie miałyby szansy na przetrwanie i opanowanie całego „środowiska ludzkiego”. Ale potrzeba wiary w prawdę nadprzyrodzoną – nawet ta najmocniejsza i najżarliwsza – nie czyni ją przez to bardziej realną. Pamiętaj o tym podczas naszych rozmów, a łatwiej ci będzie pojąć i zaakceptować religijne paradoksy.

 

W: Czy ty zawsze musisz szukać „dziury w całym”?! Niepotrzebnie komplikujesz ten prosty w istocie problem: skoro także podzielasz mój pogląd, że wiara w zbawienie dusz ludzkich, przez ofiarę odkupicielską złożoną na krzyżu przez Syna Bożego, Jezusa Chrystusa jest dla ludzi ważna i potrzebna,to znaczy, że mamy tym samym wspólne podłoże do konstruktywnej rozmowy na ten temat, nie uważasz?

 

R: Nie jest to takie proste, jak ci się może wydawać. Powiedziałem tylko, iż rozumiem ludzi, dla których wiara w życie pozagrobowe jest ważna i potrzebna. A ty od razu uznajesz to jako moją aprobatę dla religijnej idei zbawienia dusz ludzkich przez odkupicielską ofiarę Jezusa Chrystusa. Dla mnie są to dwa różne problemy, z których pierwszy łatwo zweryfikować, bo bardzo wielu ludzi potwierdzi ten pogląd, natomiast co do drugiego mam wiele zastrzeżeń i wątpliwości, ponieważ widzę w tej idei sporo wewnętrznych sprzeczności i brak logiki w wielu jej aspektach. Zastanów się więc dobrze, czy chcesz ze mną o tym rozmawiać?

 

W: Oczywiście, że chcę! Obawiasz się, że nie sprostasz temu tematowi? Wolisz inny?

R: Nie, dlaczego? Jak dla mnie może być. Tylko nie miej do mnie pretensji, jeśli znów ta rozmowa nie pójdzie po twojej myśli. Zatem do następnego spotkania.

 

Styczeń  2016 r.                                 ----- cdn.-----