Nagroda za najbardziej idiotyczny pomysł roku


Douglas Murray 2016-01-01


Znowu przyszła pora na przyznanie nagrody za najbardziej idiotyczny pomysł roku i wśród wielu wybitnych kandydatów jeden wyróżnia się szczególnie.

Jest konwenansem dyplomatycznym w Wielkiej Brytanii, że nowi ambasadorowie przedstawiają się na Dworze St James. Spotykają tam przedstawicieli monarchy i zostają oficjalnie uznani za reprezentantów swoich krajów w Zjednoczonym Królestwie. Byłoby więc interesujące spojrzenie na możliwe konsekwencje realizacji pomysłu autora artykułu w „Independent”, Vadima Nikitima. Jest to geniusz, który w zeszłym tygodniu pominął wszystkie nużące argumenty dotyczące tego, czy ISIS jest państwem, czy nie, i zaproponował nie tylko, byśmy traktowali je jak państwo, ale także stwierdził, że przyszła pora na dyplomatyczne uznanie ISIS.


Pan Nikitim argumentował, że państwa-pariasy można włączyć do systemu międzynarodowego takimi właśnie posunięciami, jak przypuszczalnie wyobraża sobie prezydent USA, Barack Obama, że to robi z Iranem. Nikitim prosi nas, byśmy rozważyli precedens ZSRR. I zamiast zrozumienia, że ZSRR padł, bo jego system ekonomiczny spowodował jego upadek, Nikitim wydaje się sądzić, że Związek Radziecki rozleciał się, bo kraje takie jak USA i Wielka Brytania uznały go dyplomatycznie – demonstrując, że nie ma lepszego sposobu na niezrozumienie teraźniejszości niż niezrozumienie przeszłości. Pisze on:

"Tylko przez uznanie ISIS i traktowanie go jako państwa bona fide, możemy mieć nadzieję na zrozumienie jego działania i motywacji… Tylko przez zaakceptowanie rzeczywistości i uznanie dyplomatyczne ISIS Zachód może mieć nadzieję na zdobycie wiarygodnych środków umiarkowania i ograniczenia jego dalszych podbojów. Scenariusz radziecki jest obecnie najlepszą ze złych opcji: pora na wykucie długotrwałego pokoju z wojującym islamem”.  


"Tylko tyle"? Ach, tak, jak wspaniale uznanie "umiarkowało" Trzecią Rzeszę, Koreę Północną i Sudan, to tylko jako przykład. Jak w pierwszą rocznicę uznania Kuby przez Stany Zjednoczone napisała w zeszłym tygodniu publicystka Mary Anastasia O'Grady: "Tysiące aresztów, migranci uciekają i Rosja chce wejść. Brzmi znajomo?"


Należy mieć nadzieję, że jeśli pójdzie się za radą Nikitima, na Dworze St James w momencie przybycia pierwszego emisariusza ISIS będą dziennikarze. Każdy szczegół tego spotkania będzie wart zapisania dla potomności.


Kogo ISIS mogłoby wysłać? Bliskowschodni protokół wymaga normalnie, by ambasadorem był bliski krewny władcy danego kraju. Czy kalif Al-Baghdadi ma pierwszego kuzyna, którego mógłby wyprawić w drogę? A co z użyciem takiej nominacji, by rozwiązać częsty problem, co zrobić z trzecim synem – tym, co trochę się wałęsa, okazuje zbyt dużo zainteresowania dziewczynom i zbyt mało interesom rodzinnym? Jakiś czas w Londynie może być rozwiązaniem.


Ceremonia recepcji może być przydatnym momentem na wyjaśnienie pewnych „reguł poruszania się” w Wielkiej Brytanii. Choć sprawa jest delikatna, lata dworskiego doświadczenia powinny to nieco ułatwić. Jest, na przykład, całkowicie możliwe, że ambasador ISIS będzie uważał, że w Zjednoczonym Królestwie absolutnie wszystko ujdzie mu na sucho. Każdy, kto pamięta sprawę księcia saudyjskiego, Sauda bin Abdulaziza Bin Nasira, mógłby mieć wrażenie, że możesz gwałcić i bić swojego lokaja, traktować go jak zwierzę, zmuszać do spania na podłodze, a nawet zabić go w 5-gwiazdkowym hotelu londyńskim i umknąć z najlżejszą z możliwych kar. Trzeba by było wytłumaczyć ambasadorowi ISIS, że takie zachowanie może ujść w Londynie na sucho, tylko jeśli jesteś wnukiem króla saudyjskiego lub pochodzisz z kraju o równie długiej i godnej historii dyplomacji. Z drugiej strony, ambasadorowie z ISIS będą musieli jakoś się wykazać i najpierw podsunąć nam lukratywne kontrakty, zanim takie zachowanie stanie się akceptowalne.


Jeśli w tym momencie ambasador ISIS poczuje się swobodnie, może sam zadać kilka pytań. Ile nie-muzułmańskich kobiet wolno mu wziąć do niewoli podczas pobytu tutaj? Jak duże są populacje Kurdów i Jazydów w Zjednoczonym Królestwie? Czy kiedy ludzie w dzisiejszym Londynie używają określeń „nawalony” i „stracił głowę”, znaczy to to właśnie, co on myśli, że znaczy? W tym momencie nieco chytry i krętacki wyraz twarzy nowego ambasadora z powodzeniem mógłby przekształcić się w bardziej ufny i rozpoczęłyby się nowe „specjalne stosunki”.


Między systemem, który pozwala gejom na zawieranie małżeństw, a systemem, który zrzuca ich z budynków, musi istnieć jakiś kompromis. Między grupą, która niszczy kulturę Bliskiego Wschodu, a taką, która starannie dba o nią w muzeach w swoich miastach, z pewnością istnieje jakiś wspólny grunt.


Oczywiście, koszmarna przeszkoda protokołu przy oficjalnych obiadach wydawanych przez państwo, nadal jeszcze leży przed nami. Jest wystarczająco trudno trzymać irańskiego ambasadora z dala od izraelskiego ambasadora, kiedy obowiązuje porządek alfabetyczny (Bogu dzięki za Irlandię).  Może być jednak niezbędne trzymanie ambasadora ISIS w innym pokoju, jeśli odkryje, że obecny jest jakiś Żyd. Nieustanne żądania nowego ambasadora wobec wszystkich innych, by „nawrócili się lub umierali”, mogą być załagodzone przez interwencję królewskich lokajów, którzy są mistrzami delikatnego zwracania uwagi gościom, jeśli używają niewłaściwego noża do ryby. Żądanie ambasadora ISIS, by mógł przynieść własny nóż na bankiety państwowe, musi – oczywiście – być potraktowane ostrożnie, jak również kwestia tego, gdzie ukryć psy królowej, kiedy ambasador ISIS jest w pałacu.


Oczywiście, zawsze pozostaje uprzykrzony, zwariowany problem: a co, jeśli wojowniczy islam (lub Iran) nie chce “wykuć długotrwałego (lub krótkotrwałego) pokoju” z nami? Czy istnieje plan B?


Kiedy jednak przezwycięży się te nieistotne dyplomatyczne wyboje, nie ma powodu, dlaczego publicysta „Independenta” nie miałby mieć racji i „długi pokój z wojowniczym islamem” nie mógłby wreszcie zapanować.


Dumb Idea of The Year Award

Gatestone Institute, 28 grudnia

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Douglas Kear Murray


Brytyjski autor, dziennikarz i komentator telewizyjny. Występuje często w brytyjskich i amerykańskich mediach, jest autorem książek: Neoconservatism: Why We Need It (2005) and Bloody Sunday: Truths, Lies and the Saville Inquiry (2011).