Jak się kler z szatanem mocuje
Jak działa umysł? Skąd się biorą ci wszyscy egzorcyści, jakim cudem w XXI wieku występy afrykańskiego oszusta ściągają dziesiątki tysięcy podnieconych do białej gorączki fanów wściekłego zabobonu? Ojciec Bashobora, cudotwórca z Ugandy, pojawia się w filmie Szołajskiego przelotnie. Ten świątobliwy cudak miał pełne poparcie biskupów, występował nie tylko w Warszawie na Stadionie Narodowym, ale i na Jasnej Górze i w wielu miastach Polski, a wszędzie nasi światli biskupi witali go z w przysiadach. (Szołajski pokazuje tylko migawki z rozhisteryzowanym tłumem na stadionie.) W tym filmie spotykamy również protestanckiego nawiedzonego, który zarabia na chleb wypędzaniem diabła z opętanych. Przez większość czasu jesteśmy jednak zanurzeni w naszym polsko-katolickim obłędzie.
Ten film trzeba koniecznie zobaczyć. Oglądającym polecam bardzo uważne przyglądanie się postaci, która może wam przypominać profesora Wolanda z „Mistrza i Małgorzaty”. Tak, to jest katolicki ksiądz oraz psycholog bez żadnego przymiotnika. Stanisław Radoń, obserwator (jak się dowiemy na końcu również główny konsultant reżysera) i, w pewnym sensie, nasz sceptyczny przewodnik.
Wpychanie ludzi z zaburzeniami psychicznymi w łapy księży egzorcystów to niedźwiedzia przysługa. Dlaczego jednak ludzie w XXI wieku dają sobie wmówić jakieś opętanie? Prawie trzy lata temu na Richarda Dawkinsa posypały się gromy, za stwierdzenie, że „tortury umysłowe zadawane przez uczących religii są długofalowo gorsze niż księżowskie seksualne wykorzystywanie". Zdaniem Dawkinsa indoktrynacja religijna jest równie szkodliwa jak molestowanie seksualne. Łącząc się z nerwicami i zaburzeniami osobowości, powoduje spustoszenia w życiu milionów ludzi, wpędza w lęki, natręctwa stany schizofreniczne. Wiele z tych problemów nie pojawiłoby się nigdy, albo bez wzmocnienia przez religijną „pomoc” i „diagnozę” opętania byłyby to problemy względnie łagodne, a tam gdzie wymagają pomocy psychologicznej czy psychiatrycznej, łatwiej byłoby do tej pomocy dotrzeć.
W filmie Szołajskiego bodaj najbardziej wstrząsającą sceną jest katecheza małych dzieci. Ksiądz-katecheta opowiadający obleśnym tonem o strasznym, syczącym wężu, przejęte twarze małych słuchaczy. Widz zdaje sobie sprawę z tego, że większość tych dzieci z pomocą rodziców i kolegów jakoś to sobie w głowach poukłada, część tych nonsensów ignorując, inne akceptując na pół gwizdka. Jednak daleko nie wszystkie, dla części będzie to blokada rozumienia nauki, dla niektórych źródło obsesyjnych lęków, które mogą zmienić życie w pasmo nieustającej udręki. Nerwice eklezjogenne są doskonale psychologom znane i wszechstronnie opisane.
Możemy się zastanawiać kto w rzeczywistości jest opętany, ci kapłani, czy te młode kobiety? Religia katolicka (podobnie jak islam) bazuje na zakazach i wbijaniu do głowy poczucia winy. Setki razy spotykałem się z opisami tego strachu przed piekłem, ataków paniki z powodu grzesznych myśli, autodeprecjacji. Szczególnie wrażliwym problemem jest seks. Obsesyjny stosunek katolicyzmu do seksu związany jest zarówno z chorą na tym punkcie katolicką doktryną, jak i z celibatem katolickich kapłanów, którzy sami często cierpią na silne nerwice na tym tle.
Te pokazane w filmie Szołajskiego kobiety zostały poddane torturom i nie ma tu innego określenia. Przyzwolenie na tego typu praktyki jest przyzwoleniem na działalność przestępczą, która, gdyby nie religijny stempelek, byłaby ścigana przez prawo.
Powraca pytanie, czy mamy do czynienia z trendem powrotu do fanatycznej, pełnej zabobonów religijności, czy jest to kompletnie marginalna patologia życia społecznego? Statystyki pokazują przyspieszony proces laicyzacji. Lawinowo zmniejsza się liczba praktykujących. Księża przyznają, że jest coraz więcej ludzi zaglądających do kościoła tylko z okazji chrztów, pierwszej komunii, ślubów i pogrzebów. Coraz więcej jest również ludzi otwarcie deklarujących zerwanie z religią. Równocześnie rosną szeregi ludzi, dla których tożsamość religijna jest ważniejsza niż wszystko inne i którzy uzurpują sobie prawo do narzucania swoich wartości innym.
Czasem słyszymy, że jest to reakcja na postępy nauki i napór racjonalistycznego światopoglądu. Prawdopodobnie jest w tym wiele racji. Pokusa irracjonalizmu ma jednak wiele ofert, nie tylko samą religię. Osobiście mam wrażenie, że najbardziej uderzająca jest w różnego rodzaju reklamach cudownych diet, cudownych metod nauczenia się obcego języka w tydzień, wspaniałych leków, które uleczą nas z wszystkich możliwych chorób. W naszym nowym wspaniałym świecie prorocy spiskowych teorii próbują nas przekonać, że szczepionki wywołują autyzm, produkty nowoczesnego rolnictwa to żywność Frankensteina, politycy nas oszukują, banki okradają, a za każdym, drzewem czai się straszny Żyd.
W okresie dojrzewania nie trzeba tych niezliczonych powodów, żeby wpaść w psychiczny korkociąg, wystarcza burza hormonów i zwyczajny lęk przed odrzuceniem. Nowoczesność wciąga nas w irracjonalizm nowymi środkami, odwołując się jednak do starych jak świat technik, do grupowej więzi i grupowej lojalności. Ucieczka od swoich jest najtrudniejsza, a swoi zapewniają komfortową dostawę na kolejny seans tortur i ściskają z miłością, oddając w ręce kata.
Marzenie o racjonalnym społeczeństwie jest utopią, można jednak próbować ograniczać rozmiary barbarzyństwa. Na tym polu filmy takie jak „Walka z szatanem” Konrada Szołajskiego są niezwykle cenne. Prawdopodobnie jednak ten film będzie głównie ostrzeżeniem dla tych, których nie trzeba ostrzegać i nie dotrze do tych, którzy tego ostrzeżenia potrzebują najbardziej. Obym się choć troszkę mylił.