List pożegnalny ateistki z Wisconsin


Heather McManamy 2015-12-25


Na Facebooku Heather McManamy ukazał się jej ostatni post. Opublikował go jej mąż, Jeff, już po jej śmierci.  To jest list do jej przyjaciół, żeby nie mówili jej córce, że mama jest w niebie, żeby pamiętali, że miała wspaniałe życie i cieszyli się każdym dniem.  Heather pisała:


"Jeśli pójdziecie na mój pogrzeb, proszę, niech rachunek z baru będzie taki, żeby napełnił mnie dumą. Co tam! zagrajcie „Keg on My Coffin” i tańczcie dla mnie (bo w którymś momencie musicie zatańczyć). Uczcijcie piękno życia nadzwyczajną imprezą, bo wiecie, że tego chcą i wierzę, że w jakiś dziwaczny sposób znajdę drogę, by także tam być. (Wiecie jak nienawidzę, kiedy omija mnie zabawa.)"


***

A więc … Mam dobre wiadomości i mam złe wiadomości. Złą wiadomością jest to, że             jestem nieżywa. Dobrą wiadomością jest to, że jeśli to czytacie, wy jak najbardziej jesteście żywi (chyba, że w zaświatach mają Wi-Fi). Tak, to jest do kitu. Brak słów na to, jak bardzo to jest do kitu, ale jestem tak piekielnie szczęśliwa, że żyłam życiem pełnym miłości, radości i wyjątkowych przyjaciół. Mam szczęście, że mogę uczciwie powiedzieć, że nie żałuję niczego i że każdą odrobinę energii, jaką miałam, zużyłam na życie pełnym życiem. Kocham was wszystkich i dziękuję za to fantastyczne życie.

Jakakolwiek religia przynosi wam pociechę – jestem szczęśliwa, że ją macie. Uszanujcie jednak to, że my nie jesteśmy religijni. Proszę, bardzo proszę, nie mówcie Briannie, że jestem w niebie. Dla niej znaczy to, że wybrałam bycie gdzie indziej i że ją porzuciłam. W rzeczywistości zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby być tutaj z nią, bo nigdzie, NIGDZIE, nie chciałabym być bardziej niż z nią i z Jeffem. Proszę, nie mieszajcie jej w głowie i nie pozwólcie, by choć przez sekundę myślała, że to nieprawda. Bo ja nie jestem w niebie. Jestem tutaj. Ale już dłużej nie w tym gównianym ciele, które zwróciło się przeciwko mnie. Moja energia, moja miłość, mój śmiech, te wspaniałe wspomnienia, to wszystko jest tutaj z wami.

Proszę, nie myślcie o mnie z litością i smutkiem. Uśmiechajcie się, wiedząc, że razem mieliśmy ubaw i że ten czas był FANTASTYCZNY. Ja cholernie nie lubię zasmucać ludzi. Bardziej niż cokolwiek uwielbiam rozśmieszać, powodować, że się uśmiechają, więc proszę, zamiast rozwodzić się nad tragicznym końcem mojej historii, śmiejcie się przypominając sobie wspólne zabawy. Proszę, opowiadajcie Briannie o mnie, żeby wiedziała, jak bardzo ją kocham i jaka zawsze będę z niej dumna (i pokazujcie mnie jeszcze bardziej super niż jestem). Bo niczego nie kocham bardziej niż być jej mamą. Niczego. Każdy moment z nią razem był szczęściem, jakiego nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić zanim wdarła się do naszego świata.

I nie mówcie, że przegrałam z rakiem. Bo rak mógł mi odebrać niemal wszystko, ale nigdy nie zabrał mi miłości, nadziei i radości. To nie była „bitwa”, to było po prostu życie, które jest często brutalne, przypadkowe i niesprawiedliwe, i zwyczajnie tak się czasami dzieje. Nie przegrałam, do cholery. Sposób, w jaki przez lata żyłam z rakiem, jest czymś, co uważam za całkiem duże zwycięstwo. Proszę, pamiętajcie o tym.



Co najważniejsze, miałam niewiarygodne szczęście spędzenia ponad dziesięciu lat z miłością mojego życia i moim najlepszym przyjacielem, Jeffem. Istnieje prawdziwa miłość i bratnie dusze. Z Jeffem obok mnie każdy dzień pełen był radości i miłości. Autentycznie jest on najlepszym mężem we wszechświecie. Przez cały zasrany czas raka nigdy się nie zachwiał, podczas gdy tak wielu ludzi chciałoby uciec. Nawet w najgorsze dni, jakie możecie sobie wyobrazić, znajdowaliśmy powód, żeby śmiać się razem. Kocham go bardziej niż samo życie i naprawdę wierzę, że taka miłość jest tak specjalna, że będzie zawsze żywa. Czas jest najcenniejszą rzeczą na świecie i to, że tak długo dzieliłam moje życie z Jeffem, jest czymś, za co jestem niesłychanie wdzięczna. Kocham cię, Jeff. Wierzę, że cudo jakim jest Brianna, to nasza trwająca nadal miłość, to jest piękne.


Konieczność pożegnania się łamie mi serce. Jeśli dla ciebie jest to w połowie tak smutne jak dla mnie, jest jeszcze gorzej, bo ostatnią rzeczą, jaką chciałabym, jest wywoływanie smutku. Mam nadzieję, że z czasem potrafisz myśleć o mnie i uśmiechać się, i śmiać, bo mieliśmy zapierające dech w piersiach życie. Znajdź w Google „Physicist’s Eulogy” i wiedz, że jest faktem naukowym to, że zawsze w jakiś sposób będę z wami obojgiem. Wiem, że jeśli zatrzymasz się i będziesz przypatrywał wystarczająco uważnie, będę tam (w tak nieprzyprawiający o gęsią skórkę sposób, jak to możliwe). Jesteś moim światem i kochałam każdą sekundę, jaką mieliśmy razem.

Przyjaciele, kocham was wszystkich i dziękuję za to najcudowniejsze życie. I dziękuję wszystkim moim wspaniałym lekarzom i pielęgniarkom, którzy w tak niewiarygodny sposób opiekowali się mną. Nie wątpię, że mój zespół dał mi każdy możliwy dobry dzień, jaki tylko mógł. Z głębi serca życzę wszystkim moim przyjaciołom długiego, zdrowego życia i mam nadzieję, że potraficie doświadczyć tej samej wdzięczności za dar każdego dnia, jak ja. 


Jeśli pójdziecie na mój pogrzeb, proszę, niech rachunek z baru będzie taki, żeby napełnił mnie dumą. Co tam! zagrajcie „Keg on My Coffin” i tańczcie dla mnie (bo w którymś momencie musicie zatańczyć). Uczcijcie piękno życia nadzwyczajną imprezą, bo wiecie, że tego chcę i wierzę, że w jakiś dziwaczny sposób znajdę drogę, by także tam być. (Wiecie jak nienawidzę, kiedy omija mnie zabawa.) 

Spodziewam się, że będę nawiedzać każdego z was, więc nie jest to tak bardzo „żegnajcie”, jak „do zobaczenia”. Proszę, zróbcie mi przysługę i poświęćcie kilka minut każdego dnia na dostrzeżenie kruchości przygody, jaką jest to zwariowane życie. Nigdy nie zapominajcie: każdy dzień liczy się.



Atheist dies, asking people not to tell her child that Mom’s in Heaven

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Why Evolution Is True, 19 grudnia 2015