ISIS w Libii i innych afrykańskich krajach


Andrzej Koraszewski 2015-12-25

Defilada ISIS w Libii, w mieście Syrta.
Defilada ISIS w Libii, w mieście Syrta.

Gdzie będzie jutro stolica kalifatu? Możemy tylko zgadywać, ale zamieszczone powyżej zdjęcie nie pochodzi z Iraku ani Syrii, ale z Libii. Państwo Islamskie włada w Iraku i Syrii na obszarze większym niż Wielka Brytania i jak dotąd koalicja ponad 60 państw nie czyniła mu wielkiej krzywdy. Sytuacja zmieniła się wraz z włączeniem się do gry Rosji, której samoloty bombardują obiekty militarne, cysterny transportujące ropę naftową i ośrodki dowodzenia. To ostatnie może w końcu doprowadzić do przeniesienia stolicy kalifatu (czyli miejsca pobytu kalifa) do innego kraju.


Wielokrotnie większa od Polski Libia jest najbardziej prawdopodobnym kandydatem. ISIS panuje tam nad rozległymi obszarami od granicy z Egiptem na wschodzie kraju, aż po granicę z Tunezją na zachodzie.

 

Mające swoją bazę w Libii Państwo Islamskie jest zagrożeniem dla Egiptu, Tunezji i innych krajów Afryki północnej, ale również może stać się zagrożeniem dla żeglugi na Morzu Śródziemnym i dla leżących nad tym morzem krajów europejskich. Już dziś Libia jest miejscem koordynacji działań z komórkami ISIS w innych krajach afrykańskich oraz z będącą odłamem ISIS, Boko Haram. Ta ostatnia ma silne oddziały w Nigerii, Nigrze, Czadzie i Mali oraz dobrze zorganizowane komórki w kilku innych krajach.

 

Analitycy coraz częściej zgadzają się w jednym, że dotychczasowa strategia walki z globalnym islamskim dżihadem okazała się całkowicie nieskuteczna. Zachód nie ma najmniejszej ochoty na wojnę lądową i ogranicza swoje działania do bombardowań z powietrza, często (jak w Libii właśnie) potęgując chaos i przyczyniając się do tego, że ogromne ilości nowoczesnej broni wpadają w ręce islamistów. Wielu analityków twierdzi, że najpoważniejsze błędy popełnione zostały wcześniej, najpierw przez administrację prezydenta Busha, a następnie przez administrację prezydenta Obamy. Obalenie rządów talibów w Afganistanie i spektakularne zwycięstwo militarne w Iraku nie tylko nie zostały wykorzystane dla zmuszenia tych krajów do wprowadzenia reform społecznych, politycznych i ekonomicznych, ale w obydwu przypadkach zachodnie władze okupacyjne zrobiły wszystko co było w ich mocy, żeby wzmocnić konflikty religijne, oprzeć władzę na kompletnie skorumpowanych elitach, którym dano osłonę militarną na grabienie własnych społeczeństw i rozgrywanie swoich plemiennych sporów.

 

Stworzenie całkowitego chaosu w Libii poszło jeszcze sprawniej niż w Afganistanie i w Iraku. Zamiana zwycięstw militarnych w spektakularne klęski po tych zwycięstwach prowadziły prezydenta Obamę do strategii porozumienia z „umiarkowanymi fanatykami” i (jak się okazało fałszywej) obietnicy zakończenia wszystkich wojen. Oznaczało to najpierw poparcie dla Bractwa Muzułmańskiego (o którym prezydent Obama poinformował już podczas swojego wystąpienia w Kairze w pierwszych dniach swojej pierwszej kadencji), wsparcia dla dyktatorskich zapędów powiązanych z Bractwem Muzułmańskich rządów w Turcji, a wreszcie, desperackiego dążenia do ugody z islamistyczną dyktaturą w Iranie.

 

Nasilają się również głosy krytyki strategii walki z terroryzmem bez najmniejszej próby zaatakowania samej ideologii oraz infrastruktury pomagającej ją propagować. Przyzwolenie na propagowanie islamofaszyzmu w meczetach, w szkołach i w mediach oznacza zdaniem głównie muzułmańskich badaczy, że w miejsce każdego zabitego islamskiego terrorysty pojawia się dziesięciu następnych.

 

Ten problem chyba najwyraźniej i najbardziej zdecydowanie podjął prezydent Egiptu Sisi, który rozpoczął działania zmierzające do tego, aby instytucje religijne i system oświaty przestały być szkołami islamskiego terroryzmu. (Nie trzeba tu chyba dodawać, że te jego działania nie zyskały aprobaty ani administracji amerykańskiej, ani rządów europejskich.)

Perspektywa, że Libia zmieni się teraz nie tylko w bazę islamistycznego terroryzmu, ale w główną siedzibę Państwa Islamskiego budzi w Egipcie uzasadniony lęk.

 

Nie tylko Bractwo Muzułmańskie (terrorystyczna organizacja, która zrodziła zarówno Al-Kaidę, jak Hamas, Państwo Islamskie i Boko Haram) ma nadal silne poparcie części społeczeństwa egipskiego, ale na Synaju utworzono oddziały Państwa Islamskiego, są zwolennicy tej organizacji wśród duchowieństwa, są sympatie dla Państwa Islamskiego wśród młodzieży. Nic dziwnego, że pojawiają się głosy, że Egipt powinien zdecydować się na akcję prewencyjną i zaatakować Państwo Islamskie w Libii.

 

Podczas gdy Ameryka i Europa próbują od dłuższego czasu nakłonić zwalczające się w Libii ugrupowania do utworzenia rządu jedności narodowej, w Egipcie i w Tunezji narasta świadomość, że są to działania oparte na pobożnych życzeniach i heroicznej niekompetencji, które powodują wyłącznie to, że Państwo Islamskie i działające na tym terenie inne organizacje islamistyczne zyskują czas na wzmocnienie się organizacyjne i na powiększanie swojego stanu posiadania.

 

MEMRI w doniesieniu z 17 grudnia prezentuje w tłumaczeniu z arabskiego fragmenty dwóch artykułów publicystów egipskich wzywających do podjęcia szybkiej interwencji prewencyjnej, albo w koordynacji z sąsiednimi krajami afrykańskimi i zagrożonymi krajami europejskimi (chodzi tu głównie o Francję, Grecję, Włochy i Hiszpanię); albo tylko we współpracy z zagrożonymi krajami afrykańskimi, a jeśli to nie będzie możliwe, to nawet samodzielnie.

 

Jak pisze w artykule opublikowanym 9 grudnia 2015 Muhammad Mukarram Ahmad, Libia zmienia się w bazę wypadową terrorystów zagrażających bezpieczeństwu Egiptu, Tunezji, Algierii i Maroka. jest również centrum planowania operacji Boko Haram, może prowadzić z Libii operacje na terenie Europy. 

 

Egipski publicysta zwraca uwagę na fakt, że ISIS w Libii ma kadry, infrastrukturę militarną duże zasoby finansowe. Na wschodzie kraju osiągnęli pełną kontrolę nad strategicznym miastem Syrta i wzmocnili swoją obecność w leżącej o sto kilometrów od granicy z Egiptem Derną. Obecnie prowadzą ataki na Adżabiję, która łączy wschodnią i zachodnią Libię, najwyraźniej dążąc do zajęcia najważniejszych pół naftowych i portów eksportujących libijską ropę.     

 

W pobliżu granicy z Tunezją islamiści opanowali miasto Sabrata, z którego już dokonano kilku ataków terrorystycznych na Tunezję.      

 

Egipski publicysta pisze, że strona europejska, mimo licznych raportów o narastającym zagrożeniu, nie wykazuje zaniepokojenia i nie podejmuje żadnych działań. Armia libijska jest podzielona, a jedyne ugrupowanie, które prowadzi skuteczne operacje przeciw islamistom, oddziały generała Haftara, jest sekowane przez Zachód i nie otrzymuje żadnego wsparcia.   

 

Egipt – pisze Muhammad Mukarram Ahmad – nie powinien czekać aż jego bezpieczeństwo będzie zagrożone od wschodu i zachodu, z Synaju i z Libii.

„Jedyną opcją Egiptu jest przyjęcie nowej strategii, która nie wiąże się z czekaniem za jego liniami obrony, aż zaczynie się agresja ISIS. Raczej musi ... poprzez planowanie strategiczne, wykorzenić niebezpieczeństwo ISIS w jego mateczniku – albo jednostronnie, poprzez wspólny arabski wysiłek z Algierią, Tunezją i Marokiem, lub przez sojusz arabsko-zachodni, w którym kraje południowej Europy - Włochy, Francja, Hiszpania i Grecja - wzięłyby udział. Bez względu na proponowane opcje, prosta prawda, która nie może być ukrywana lub kwestionowana, jest taka, że Egipt nie może być wzięty przez ISIS w kleszcze z Synaju na wschodzie, a z Libii na zachodzie”. [1]

W dzień później, w tej samej gazecie egipskiej, inny publicysta Adil Nu'man pisał:

„Strzeżcie się, chyba, że czekacie, aż oni zewrą szeregi, wyposażą armię w sprzęt wojenny, i zjednoczą swoje frakcje. Wyprzedzający atak na nich w ich bazach w Dernie i Syrcie jest najlepszym środkiem obrony. To jest pierwsza sprawa.

 

Co do drugiej, uważajcie, chyba, że czekacie na nich na granicach naszego kraju: są zdrajcy w naszych szeregach i wśród nas, którzy sprzedają ojczyznę za złudzenia ich tzw. Kalifatu, i dołączą do nich i będą walczyć w ich szeregach...

 

Po trzecie: uważajcie, żeby nie przypisywać wagi do opinii świata w tej sprawie. Nie tak dawno, Ameryka poszła okupować Afganistan i Irak w obronie swojego bezpieczeństwa narodowego, a dziś Francja zamierza prowadzić wojnę z ISIS w Syrii i Libii. Podobnie, to naszym obowiązkiem jest walka z agentami ISIS w Libii, żeby bronić naszego życia i naszego bezpieczeństwa.

 

Po czwarte: nie może być łagodności wobec tych, którzy wyłamują się z szeregów, lub którzy nakłaniają, zachęcają, wspierają lub torują drogę dla terroryzmu...”[2]

Egipt prowadzi bardzo intensywną i (jak twierdzi) dość skuteczną rozprawę z ISIS na Synaju. Panuje tu jednak pełna świadomość, że tej walki nie można wygrać tylko na polu militarnym, że kluczem jest walka z ideologią. Dlatego Egipt wprowadził kontrolę nauczania w meczetach, zamyka meczety nielegalne, które prowadzą nauczanie uciekając od państwowego nadzoru. Powoli próbuje się usuwać islamistyczną ideologią z nauczania.

 

Jest to wyścig z czasem, ponieważ organizacje islamistyczne nieustannie rosną w siłę. Walki z tą ideologią nie da się również wygrać tylko w jednym kraju. Łby tej hydry odrastają w coraz to nowych miejscach na świecie.  Coraz częściej słyszymy rozpaczliwe błagania muzułmanów, żeby Zachód przestał flirtować z „umiarkowanymi fanatykami”, żeby przestał się bać islamofobii i zaczął rozmawiać z cywilizowanymi muzułmanami. Wielu przestaje wierzyć, że będzie to w przewidywalnym czasie możliwe. A czasu na czekanie nie ma.

 

Muzułmańscy liberałowie powoli zwierają szeregi, liczą się jednak struktury władzy. Zdecydowanie władz widać tylko w Egipcie i w Tunezji. Trudno powiedzieć jak się rozwinie sytuacja w Arabii Saudyjskiej i w Jordanii.  W Pakistanie i Turcji, Katarze widzimy zmiany na gorsze. Trwa wojna o umysły. Zbrojne sukcesy Państwa Islamskiego mają nieprawdopodobny efekt psychologiczny i przyciągają dziesiątki tysięcy nowych amatorów podbijania świata.

 

Libia jest dziś tak samo ważnym frontem, jak Irak i Syria. Uspokajanie się, że świat walczy z garstką oszalałych terrorystów jest groźnym samooszukiwaniem się. Jest to walka z faszystowską ideologią zaprawioną religijnym sosem. Złudzeniem jest pyszałkowate poczucie siły Zachodu, jak również przekonanie, że to nie nasza sprawa, że wystarczy zamknąć granice i czekać aż oni się tam wytłuką.

 

Pora powiedzieć otwarcie, że wcześniejsze strategie walki z islamskim terroryzmem nie tylko zawiodły, ale zdecydowanie wzmocniły ideologię islamofaszyzmu.

 

Czy Egipt zdecyduje się na wojnę prewencyjną z ISIS w Libii? Jest to prawdopodobne. Czy Unia Europejska wyciągnie wnioski z wcześniejszych błędów Zachodu? To akurat jest bardzo mało prawdopodobne.     
                  

[1] Elwatannews.com (Egipt), 9 grudnia 2015.

[2] Elwatannews.com (Egipt), 10 grudnia 2015.


Korzystałem ze Specjalnego Komunikatu MEMRI, Nr 6239, z 17 grudnia 2015

P.S. Wczorajsze wigilijne przesłanie prezydenta Sisi jest bardzo wyraźną informacją ku czemu ten polityk zmierza. Czy mu się to uda? Czy ma szansę na zwycięstwo w walce z religijnym fanatyzmem? Na to pytanie nie ma i długo jeszcze nie będzie odpowiedzi. Warto go jednak uważnie obserwować.