Nie, nie trudź się rozmawianiem z ISIS


Michael J. Totten 2015-12-16


Jonathan Powell, były szef sztabu premiera brytyjskiego Tony’ego Blaira, dokonał rzeczy niemożliwej. Napisał artykuł dla „Guardiana”, który jest niemal w całości poprawny, równocześnie całkowicie błędny.


Artykuł nosi tytuł: Bombardowanie ISIS nie wystarcza – musimy także mówić z nimi.


Nie jest on jednak ani odrobinę tak naiwny, jak można by sądzić po tym tytule. Mniej więcej ma we wszystkim rację, ale dochodzi do twierdzenia, że w końcu będziemy musieli rozmawiać z ISIS.


Nie należy do tych typów, którzy sądzą, że wojny można doprowadzić do zakończenia podczas programu Dr Phil. Nie wierzy, że dyplomacja kiedykolwiek przekona ludobójczą armię terrorystyczną, która masakruje niewinnych ludzi na trzech kontynentach, by dołączyli do cywilizowanego głównego nurtu.


Rozumie, że bombardowanie ISIS jest koniecznością.


Zdaje sobie także sprawę z tego, że zniszczenie ISIS będzie wymagało obecności wojska w terenie. Ale jakiego wojska? Milicja kurdyjska bardzo dobrze walczy, ale Kurdowie ani nie są wyposażeni, ani chętni do podbijania lub wyzwalania olbrzymich przestrzeni terytorium arabskiego.


Powell rozumie również, że popierane przez Iran milicje szyickie, takie jak Hezbollah, nie wchodzą w rachubę z zupełnie innych przyczyn. W odróżnieniu od kurdyjskich Powszechnych Jednostek Ochrony, milicje irańskie same są organizacjami terrorystycznymi.


Tymczasem milicje sunnickie zupełnie nie mają ochoty na walkę z ISIS zanim nie uda im się wyrzucić Baszara al-Assada z jego pałacu.


Sądzi więc, że nie mamy wyboru i musimy w którymś momencie zacząć rozmawiać z ISIS.


Co, na boga, powiedzielibyśmy im?


No cóż, Powell przyznaje, że obecnie nie mamy nic do powiedzenia, ale sądzi, że w czasem coś wymyślimy, kiedy wszyscy zorientują się, że nie ma rozwiązania militarnego.


Jest w błędzie.


To prawda, że obecnie nie ma realnego rozwiązania militarnego. Teoretycznie Zachód mógłby wysłać dziesiątki tysięcy lub nawet setki tysięcy żołnierzy do Syrii i Iraku i błyskawicznie rozbić „kalifat” ISIS, ale nie zdarzy się to z prostego powodu:


Nie chcemy.


Na Zachodzie obecnie jest praktycznie zerowa wola rozpoczęcia kolejnej wojny w Iraku.


Kolejny zamach w stylu 9/11 mógłby oczywiście w jednej chwili zmienić opinię publiczną. Seria zamachów takich jak paryski w Nowym Jorku lub gdziekolwiek indziej w Ameryce mogłaby z czasem mieć podobny efekt. Tymczasem jednak jesteśmy w strefie oczekiwania. 


A lot w strefie oczekiwania ma to do siebie, że jest tymczasowy. W którymś momencie coś się zmieni, nawet jeśli zabierze to duuuużo czasu.


Być może Assad zostanie obalony i gniew sunnitów w Syrii odwróci się od stolicy ku obłąkanemu „kalifatowi” na pustyni. Być może cywilna populacja terenów pod panowaniem ISIS powie wreszcie dość i sama zacznie walczyć z tymi kanaliami. Może Rosja powie pieprzyć to i pójdzie na całego.


Może zdarzy się coś całkowicie nieprzewidywalnego. W końcu, mówimy tutaj o Bliskim Wschodzie.


Nawet jeśli ten lot w strefie oczekiwania potrwa lata, nadal nie będziemy  w stanie rozwiązać problemu przez rozmawianie z ISIS, bo wtedy nie będziemy mieli im więcej do powiedzenia niż mamy dzisiaj.


ISIS jest armią ludobójczą. Morduje Jazydów, szyitów, chrześcijan, alawitów i ludzi Zachodu nie z powodu tego, co zrobili, ale z powodu tego, kim są. Nie ma żadnego wyobrażalnego rozwiązania politycznego z tego rodzaju ludźmi. Będą zabijać, aż nie będę dłużej mogli zabijać.


Zawsze tak było z ludobójcami.


Powell pisze:

“Ważne jest zrozumienie, że rozmawianie z terrorystami nie jest tym samym, co zgadzanie się z nimi. Brytyjczycy nigdy nie dyskutowaliby o zjednoczonej Irlandii z pistoletem przystawionym do skroni wbrew życzeniu większości w Irlandii Północnej. Kiedy jednak usiedliśmy do rozmów z IRA, jej przywódcy chcieli mówić na prawomocne tematy, takie jak podział władzy i prawa człowieka. To samo będzie z ISIS. Nikt nie ma zamiaru rozmawiać z nimi o powszechnym kalifacie, ale możemy mówić o zażaleniach sunnitów i sposobie zakończenia przemocy”.

ISIS nie jest Irlandzką Armią Republikańską. Nie jest nawet Hezbollahem. Ma dużo więcej wspólnego z nazistami. A nie rozwiązaliśmy problemu nazizmu przez rozmowy.

IRA była przynajmniej trochę zainteresowana prawami człowieka. ISIS, w sposób oczywisty, nie jest. Ani jego przywódcy i wojownicy nie są zainteresowani „zakończeniem przemocy”.


Abu Bakr Nadżi, jeden z architektów intelektualnych ISIS, uczynił aż nazbyt jasnym, czym są zainteresowani, kiedy opublikował Zarządzanie barbarzyństwem. Napisał: „Dzihad jest tylko przemocą, grubiaństwem, terroryzmem i masakrowaniem”.


Tego chce ISIS. Nawet nie próbują tego ukryć.


Powell pisze:

“Nie twierdzę, że rozmowy są alternatywą do walki. Jeśli nie ma nacisku militarnego, grupa zbrojna nigdy nie będzie skłonna do rozmów. Sądząc jednak z przykładów historii, nie jest prawdopodobne, by sama walka dostarczyła odpowiedzi”.

Historia dowodzi raz za razem, że walka może całkowicie sama dostarczyć odpowiedzi. Nie zawsze. Ale czasami. I czasami nie ma innego wyboru.


Reżim nazistowski już nie istnieje. Imperium japońskie już nie istnieje. Reżim Moammara Kaddafiego już nie istnieje. Arabska Socjalistyczna Partia Baas Saddama Husajna już nie istnieje. Dzięki inwazji Wietnamu na Kambodżę w 1977 r. rząd Czerwonych Kmerów Pol Pota już nie istnieje.


W którymś momencie – nie wiadomo jeszcze kiedy – ISIS nie będzie już istniało. A nie zdarzy się to dlatego, że ktoś wyperswaduje im istnienie.

 

Don't bother talking to ISIS

1 grudnia 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Michael J. Totten

Amerykański dziennikarz i publicysta, wieloletni korespondent zagraniczny, znawca problemów Bliskiego Wschodu.  

Strona www autora