ISIS jest tylko jedną częścią
globalnej rewolty dżihadystycznej


Maajid Nawaz 2015-12-06

Foto: Jacky Naegelen/Reuters
Foto: Jacky Naegelen/Reuters

Papież i król Abdullah z Jordanii nazwali napad ISIS na Paryż początkiem III wojny światowej.

Nie zgadzam się. Te dwie przerażające wojny światowe dotyczyły państw i armii konwencjonalnych. Do tej chwili – a nasza reakcja zdecyduje, czy tak pozostanie – jest to konflikt asymetryczny, w którym strona niepaństwowa czystą zuchwałością zmusza państwa do ponownego rozważenia chwiejnego status quo dzisiejszych stosunków międzynarodowych. Uważam, że jest bezpieczniejsze, bardziej ścisłe i bardziej produktywne nazwać to globalną rewoltą dżihadystyczną. A po ostatnich wydarzeniach w Paryżu pora uznać, że to rewolta wkroczyła na teren Europy.


 Chcecie walczyć z ISIS? Musicie zacząć od dostrzeżenia, czym rzeczywiście jest: częścią ogólnoświatowej kampanii narzucenia religii przy pomocy karabinu.


Pierwsza kobieta samobójczyni-zamachowiec, która wysadziła się powietrze na ziemi europejskiej, zrobiła to w tym tygodniu w St. Denis we Francji. Papież i król Abdullah z Jordanii nazwali napad ISIS na Paryż początkiem III wojny światowej.  


Nie zgadzam się. Te dwie przerażające wojny światowe dotyczyły państw i armii konwencjonalnych. Do tej chwili – a nasza reakcja zdecyduje, czy tak pozostanie – jest to konflikt asymetryczny, w którym strona niepaństwowa czystą zuchwałością zmusza państwa do ponownego rozważenia chwiejnego status quo dzisiejszych stosunków międzynarodowych. Uważam, że jest bezpieczniejsze, bardziej ścisłe i bardziej produktywne nazwać to globalną rewoltą dżihadystyczną. A po ostatnich wydarzeniach w Paryżu pora uznać, że to rewolta wkroczyła na teren Europy.


Zrozumienie, że jest to rewolta, wpływa na całą naszą reakcję. Nie możemy po prostu zbrojnie przebić drogi wyjścia z tego problemu, ani też załatwić sprawy przy pomocy prawodawstwa. W odróżnieniu od wojny tłumienie rewolty opiera się na założeniu, że wróg ma znaczny poziom poparcia w społecznościach, w których chce przetrwać. Rozpoznanie źródła tego poparcia oznacza unikanie apologetyki skrajnej lewicy i pogoni za sensacją skrajnej prawicy. Obie te reakcje oślepią nas na rzeczywiste źródło atrakcyjności tej rewolty: ideologię islamistyczną, jako różniącą się od religii islamu.


Prezydent Obama i wielu liberałów cofa się przed nazywaniem tej ideologii islamizmem. Obawiają się, że zarówno społeczności muzułmańskie, jak prawica polityczna po prostu usłyszą słowo „islam” i zaczną obwiniać wszystkich muzułmanów. Zamiast tego powtarzają mantrę: „ISIS nie ma nic wspólnego z islamem”.


Takie sformułowanie opiera się na dającym się zrozumieć niepokoju. Pogarsza jednak problem, któremu ma zaradzić. Od pewnego czasu dla wyjaśnienia tego używałem odnośnika z kultury popularnej, który – co stwierdzam z radością – dostał się teraz do Urban Dictionary. Nazywam to Efektem Voldemorta, od złoczyńcy z serii J.K. Rowling o Harrym Potterze.


W fikcyjnym świecie Rowling ludzie są tak przerażeni, skamieniali ze strachu przed tym złem, że robią jedną z dwóch rzeczy: odmawiają wymawiania jego imienia, mówiąc o nim zamiast tego „Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać”, a równocześnie z odmawianiem nazwania go, zaprzeczają w ogóle jego egzystencji. Oczywiści, to tylko wzmacnia strach i pogarsza panikę i histerię publiczną, jeszcze bardziej utrwalając mit wszechmocy Voldemorta. Odmowa nazwania i nieuznawanie problemu nigdy nie są dobrym sposobem na jego rozwiązanie. Wiemy to równie dobrze z czasów ugłaskiwania nazizmu w okresie weimarskim, jak byli alkoholicy wiedzą to ze swoich programów 12 stopni.


Mówię to jako liberał i jako muzułmanin. W istocie, mówię jako były kandydat partii liberalnych demokratów w ostatnich wyborach w Wielkiej Brytanii i jako człowiek, który był więźniem politycznym w Egipcie z powodu mojej ówczesnej wiary w islamizm. Mówię więc z pozycji troski i znajomości, nie zaś niechęci i wrogości wobec islamu i muzułmanów. W dyskusji telewizyjnej z Fareedem Zakarią z CNN mówiłem, że oczywiście ISIS nie jest islamem. Ja też nie jestem. Ani nikt inny. Bowiem islam jest tym, co robią z niego muzułmanie. Jest jednak równie zakłamane twierdzenie, że ISIS “nie ma nic wspólnego z islamem”, jak twierdzenie, że “oni są islamem”. ISIS ma coś wspólnego z islamem. Nie nic, nie wszystko, ale coś. Jeśli porozmawiasz z dżihadystą – a wierzcie mi, rozmawiałem z wieloma – nie będzie on dyskutował z tobą o Mein Kampf Hitlera. Będziecie dyskutowali teksty islamskie.


Ważne jest zdefiniowanie, co rozumiem przez islamizm: islam jest religią i jak każda inna religia jest wewnętrznie zróżnicowany. Islamizm jednak jest pragnieniem narzucenia społeczeństwu bardzo konkretnej wersji islamu. Tak więc islamizm jest teokracją muzułmańską. I podczas gdy dżihad jest tradycyjną ideą walki w islamie, dżihadyzm jest użyciem siły dla szerzenia islamizmu. Przy takiej definicji łatwiej zrozumieć, jak ta globalna rewolta dżihadystyczna stara się rekrutować islamistów, którzy z kolei działają w społecznościach muzułmańskich.


Niebezpieczeństwo nieuznawania tego związku między ideologią islamizmu i religią islamu jest podwójne. Po pierwsze, w kontekście muzułmańskim jest to natychmiastowa zdrada liberalnych reformatorów muzułmańskich, feministek muzułmańskich, gejów muzułmańskich, dysydentów muzułmańskich i sekt mniejszości – wszystkich tych różnych mniejszości w mniejszości społeczności muzułmańskiej. Przez nie nazwanie tej ideologii i izolowanie jej od codziennego islamu, odbieramy tym głosom reformatorskim leksykon, język, którego mogą używać przeciwko tym, którzy w ich społecznościach starają się uciszyć ich postępowe głosy. Nie dopuszczamy do dyskusji wokół zakończenia atrakcyjności islamizmu i równoczesnego zreformowania tradycyjnego islamu. Skoro „nie ma to nic wspólnego z islamem”, nie ma nic do dyskutowania wewnątrz społeczności islamskich. W ten sposób oddajemy pole debaty ekstremistom, którzy bez przeszkód dyskutują o islamie.


Obama wzywa społeczności muzułmańskie do walki z ekstremizmemITN 

Obama wzywa społeczności muzułmańskie do walki z ekstremizmem

ITN

 



Drugim niebezpieczeństwem jest kontekst niemuzułmański. Co dzieje się, jeśli nie nazywasz ideologii islamistycznej i nie rozróżniasz jej od islamu? W ostatnim wystąpieniu w ONZ prezydent Obama mówił o “trującej ideologii, ale jej nie nazwał. Większość ludzi, którzy – co zrozumiałe – potrzebują wskazówek w takich sprawach, mogło spokojnie założyć, że ideologia, której muszą sprzeciwić się, to islam i wszyscy muzułmanie, ergo wzrost obecnych populistycznych trendów ksenofobicznych w Europie i w Ameryce.


Powinniśmy być w stanie odróżnić islamistyczny ekstremizm od islamu przez wyjaśnienie, że islam jest po prostu religią, a islamizm jest teokratycznym pragnieniem narzucenia jednej wersji tej religii całemu społeczeństwu. A kiedy to zrobimy, będziemy w stanie wyraźniej zidentyfikować ideologię rewolty, którą musimy zrozumieć, izolować, podważyć, obalić i dostarczyć alternatywy do niej. Spędziłem ostatnich kilka lat doradzając premierowi brytyjskiemu, Cameronowi, w sprawie tego rozróżnienia i chciałbym myśleć, że to dlatego Cameron poprawił Obamę w tej kwestii na forum ONZ.


Wielu niemuzułmanów twierdzi, że nie mogą zajmować się islamem, nie mówiąc już o obalaniu go, ponieważ są z zewnątrz. Tak jednak jak nie trzeba być czarnym, by walczyć przeciwko rasizmowi, nie trzeba być muzułmaninem, by występować przeciwko teokracji. W końcu jest to przede wszystkim obrona muzułmanów. Europa i Europejczycy mają szczególną pozycję, z której mogą mówić, dlaczego teokracje nigdy nie były dobre dla ludzkości. (Spójrzcie tylko na Inkwizycję.)


Jeśli chodzi o moich współwyznawców muzułmanów, wielu przeciwstawia się wezwaniu do stanowczego odrzucenia islamizmu, pytając, dlaczego mieliby przepraszać za coś, z czym mają niewiele lub nie mają nic wspólnego. Jest to niesłychanie bezużyteczna i niekonsekwentna reakcja na to, co jest obowiązkiem społecznym każdego. Tak jak my, muzułmanie, oczekujemy, że inni wystąpią i będą nas bronić przed antymuzułmańską bigoterią – także, a nawet szczególnie, jeśli nie są muzułmanami – tak samo my musimy występować przeciwko islamistycznej teokracji. Jest to nie tylko nasz obowiązek, ale najmniejsze, co możemy zrobić, żeby odwzajemnić solidarność, jakiej słusznie oczekujemy od naszych współobywateli.


Nasi przywódcy polityczni zawężali definicję tego problemu do każdej grupy dżihadystycznej, która właśnie przyprawiała ich o największy ból głowy, ignorując fakt, że wszystkie zrodziły się z tej samej ideologii islamistycznej. Przed pojawieniem się ISIS departament stanu USA dziwacznie nazywał problem „zainspirowany przez Al-Kaidę ekstremizm”, chociaż nie Al-Kaida inspirowała radykalizm. To raczej islamistyczny ekstremizm inspirował Al-Kaidę. Również ISIS nie zradykalizowała tych 6 tysięcy europejskich muzułmanów, którzy pojechali dołączyć do ISIS, ani tysięcy ich stronników, których według własnych słów władz francuskich, muszą teraz monitorować.


To nie zdarzyło się z dnia na dzień i nie mogło pojawić w próżni. Propaganda ISIS jest dobra, ale nie aż tak dobra. Dziesięciolecia propagandy islamistycznej w społecznościach muzułmańskich już przygotowały młodych muzułmanów do tęsknoty za teokratycznym kalifatem. W sondażu, 33 procent muzułmanów brytyjskich wyraziło pragnienie wskrzeszenia kalifatu. ISIS po prostu zerwało nisko wiszący owoc, z drzewa zasadzonego dawno temu przez rozmaite grupy islamistyczne. Mamy problem, który będzie teraz wymagał dziesięcioleci odpierania przez społeczność. Nie możemy jednak nawet zacząć tego robić, jeśli nie uznamy tego problemu za to, czym w rzeczywistości jest. Witajcie w czasach globalnej rewolty dżihadystycznej na pełną skalę.


ISIS is just one of a full blown global jihadist insurgency

Daily Beast, 19 listopada 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Maajid Usman Nawaz

Urodzony w 1978 roku brytyjski działacz, autor, publicysta  i polityk. Jest muzułmaninem, doradcą premiera Camerona (w wyborach parlamentarnych w 2015 kandydował jednak z ramienia Partii Liberalnej). Nawez był członkiem islamistycznej grupy Hizb ut-Tahrir, został w 2001 roku aresztowany i skazany. Spędził pięć lat w egipskim więzieniu, gdzie pod wpływem lektur zmienił poglądy. Jest założycielem i przewodniczącym fundacji Quilliam, zwalczającej islamski ekstremizm i skupiającej analityków poszukujących ideologicznej alternatywy dla islamizmu.