Uchodźcy żydowscy nigdy nie byli tak popularni jak obecnie


Petra Marquardt-Bigman 2015-12-01

Uchodźcy z Syrii przy granicy tureckiej.
Uchodźcy z Syrii przy granicy tureckiej.

Nie ulega wątpliwości, że jest wielu ludzi, którzy, dyskutując o dzisiejszych uchodźcach, w dobrej wierze przedstawiają argument, iż powinniśmy wyciągnąć „lekcję”, jaka płynie z bezdusznego odrzucenia uchodźców żydowskich w latach 1930. i 1940. Weźmy na przykład właśnie opublikowany artykuł Jonathana A. Greenblatta, dyrektora krajowego Anti-Defamation League, który pisze, że “ksenofobia, bigoteria religijna i nienawiść zatrzasnęły drzwi przed tymi, którzy uciekali z Niemiec nazistowskich. Świata nie stać na powtórzenie tego błędu”.

Aczkolwiek zgadzam się, że faktycznie w debacie o dzisiejszych uchodźcach znowu jest mnóstwo ksenofobii, bigoterii religijnej i nienawiści, obawiam się, że jest również mnóstwo hipokryzji i bigoterii wśród tych, którzy obecnie entuzjastycznie wygłaszają kazania na temat  tej aż nazbyt wygodnej „lekcji historii”. Prawdę mówiąc, o niezwykłej popularności tego porównania dowiedziałam się monitorując aktywność na Twitterze notorycznie nienawidzących Izraela Ali Abunimaha, Maxa Blumenthala i im podobnych.


Kiedy więc toczy się debata o tym, jak reagować na setki tysięcy – a prawdopodobnie z czasem wręcz miliony – w większości muzułmańskich uchodźców i migrantów, uciekających przed wojną i biedą we własnych krajach, Abunimah i Blumenthal odkrywają w sobie sympatię dla żydowskich uchodźców, rozpaczliwie starających się uciec przed nazistami w latach 1930. i 1940. Problem polega na tym, że normalnie zarówno Abunimah, jak Blumethal są zajęci promowaniem nowej wersji nazistowskiego hasła, które brzmiało „Żydzi są naszym nieszczęściem”.


Oczywiście, gdyby Izrael został założony chociażby o dziesięć lat wcześniej, wielu Żydów, na próżno starających się znaleźć schronienia przed nazistami, miałoby dokąd pojechać.


Jednak Abunimah twierdził, że syjonizm jest “jedną z najgorszych form antysemityzmu, jaka istnieje dzisiaj” i że “popieranie syjonizmu nie jest pokutą za Holocaust, ale kontynuacją jego ducha”. Na podstawie tych budzących mdłości poglądów sformułował prawdziwie orwellowską definicję antysemityzmu, którą z entuzjazmem przyjęło wielu znanych aktywistów antyizraelskich.


Max Blumenthal jest dumnym autorem książki, przedstawiającej Izrael jako w najwyższym stopniu nikczemne państwo, które można porównywać wyłącznie z Niemcami nazistowskimi i tak też jego zdaniem należy je traktować. Jak pisałam wcześniej, pisma i filmy wideo Blumenthala o Izraelu “nie tylko przemawiają do aktywistów kampanii delegitymizacji i wyeliminowania Izraela jako państwa żydowskiego, ale były także promowane na wszystkich głównych witrynach internetowych, które są popularne wśród wyznawców teorii spiskowych, nienawidzących Żydów, rasistów i neonazistów: od Stormfront do witryny Davida Duke’a, Rense i Veterans Today.”


Nic dziwnego, że Blumenthal i inni antyizraelscy aktywiści propagują także groteskowe i niedorzeczne zrównanie Izraela z organizacją terrorystyczną Państwa Islamskiego. Zarówno Blumenthal, jak Abunimah są także żarliwymi apologetami – jeśli nie po prostu stronnikami –Hamasu i innych organizacji islamistycznych, których jedynym celem jest mordowanie Żydów izraelskich. Obaj też są znanymi orędownikami ruchu BDS, który próbuje uczynić z Izraela pariasa, zasługującego na bojkot, dywestycje i sankcje i który ostatnio zorganizował “falę solidarności”, wybielając obecną falę zamachów terrorystycznych na Izraelczyków.  


Oczywiście, porównania między losem uchodźców żydowskich w latach 1930. i 1940 a dzisiejszymi uchodźcami nie unieważnia sam fakt, że prezentują je ludzie, którzy niczego nie nienawidzą tak bardzo jak państwa żydowskiego – państwa, którego założyciele próbowali wszystkiego, co mogli, by uratować tych uchodźców żydowskich. Warte jest jednak zauważenia, że Ishaan Tharoor z „Washington Post” – którego artykuły na ten temat bardzo pomogły w błyskawicznym rozszerzeniu się tego porównania – napisał teraz jeszcze jeden artykuł o tym porównaniu bez wspomnienia faktu, że żydowscy uchodźcy, których nie przyjęto gdzie indziej, mogliby znaleźć schronienie, gdyby władze Mandatu Brytyjskiego nie ugięły się pod presją arabską i poważniej potraktowały obietnicę ponownego ustanowienia ojczyzny żydowskiej.


Zauważenie tego faktu podkreśliłoby pewne zasadnicze różnice miedzy dzisiejszymi uchodźcami muzułmańskimi i żydowskimi uchodźcami z przeszłości. Mimo nieustannego mówienia na zachodzie o antymuzułmańskiej bigoterii i “islamofobii”, dzisiejsi uchodźcy muzułmańscy zdecydowanie wolą uciekać do krajów Zachodu. Podczas gdy żydowscy uchodźcy z lat 1930. i 1940. nie mieli żadnego państwa żydowskiego, do którego mogliby uciec, dzisiejsi muzułmańscy uchodźcy mogą szukać schronienia w wielu krajach muzułmańskich. W rzeczywistości, kraje muzułmańskie, które są członkami Organizacji Współpracy Islamskiej (OIC), chwalą się, że stworzyły “drugą największą organizację międzynarodową po Narodach Zjednoczonych” z “członkostwem  57 państw z czterech kontynentów”. OIC ma być “kolektywnym głosem świata muzułmańskiego” i jest poświęcony “zapewnieniu obrony i ochrony interesów świata muzułmańskiego w duchu promowania pokoju międzynarodowego i harmonii między rozmaitymi ludami świata”.   


Oczywiście, w Jordanii i w Libanie jest wielu uchodźców syryjskich, ale są tam trzymani w warunkach, które według doniesień powodują, że wielu zastanawia się nad powrotem w strefy walk, z których uciekli. Dziwnie jakoś nie mamy jednak debaty o tym, dlaczego bogate kraje arabsko-muzułmańskie nie robią więcej dla arabsko-muzułmańskich uchodźców.


Zamiast tego omawiamy bez końca zachodnią bigoterię i  wskazujemy na los uchodźców żydowskich, którzy nie mogli uciec przed nazistowskim ludobójstwem, bo dostarczają aż nazbyt wygodnej „lekcji” historii. Co prawda Tharoor notuje w jednym ze swoich artykułów, że “istnieją olbrzymie różnice historyczne i kontekstowe między wtedy a teraz”, ale rzeczywiste pokazanie niektórych z tych “olbrzymich” różnic, pokazałoby, że skupianie się na domniemanej bigoterii zachodniej przeciwko muzułmanom, jest mocno problematyczne. Nie jest tak, że nie istnieje, ale nie jest to żaden powód do ignorowania niewygodnego faktu, że Żydzi europejscy raz jeszcze muszą rozważać porzucenie swoich domów, ponieważ toksyczne zlanie się odwiecznego chrześcijańskiego i współczesnego europejskiego antysemityzmu z muzułmańską nienawiścią do Żydów czyni, że sytuacja jest zbyt niebezpieczna, by pozostać. Jak napisał Jeffrey Goldberg w ważnym eseju w Atlantic opublikowanym w tym roku:

“tym, co różni tę nową erę antysemickiej przemocy w Europie od poprzednich, jest zlanie się tradycyjnych zachodnich wzorów myśli antysemickiej z silnym szczepem muzułmańskiej juedeofobii. Przemoc przeciwko Żydom w dzisiejszej Europie Zachodniej, według tych, którzy ją śledzą, wydaje się wychodzić głównie od muzułmanów, którzy we Francji, tym epicentrum żydowskiego kryzysu Europy, przewyższają liczebnie Żydów 10 do 1”.

Każdy, kto chce pokazywać jako przykład uchodźców żydowskich, uciekających przed nazizmem, nie powinien pomijać faktu, że żyjemy w czasach, kiedy Żydzi raz jeszcze uciekają z Europy. Goldberg pisze:

“Ostatnio sprawy w Europie poszły w bardzo złym kierunku dla Żydów, ale porównywanie 2015 r. do 1933 r., roku dojścia Hitlera do władzy, jest nieodpowiedzialne. Choć sytuacja dla Żydów europejskich dzisiaj jest bardzo poważna, warunki różnią się od tych przed 80 laty pod przynajmniej dwoma ważnymi  względami.


Pierwszym jest to, że istnieje Izrael i powodem jego istnienia jest zgromadzenie rozproszonych po świecie Żydów. Tragedią syjonizmu, ruchu politycznego na rzecz stworzenia państwa dla Żydów w kraju ich przodków, jest to, że odnieśli sukces zbyt późno. Gdyby Izrael powstał w 1938 r. zamiast w 1948 r., nieznana, ale prawdopodobnie bardzo duża liczba Żydów europejskich, którym schronienia odmówiły narody cywilizowane, włącznie ze Stanami Zjednoczonymi, zostałaby uratowana przed rzezią.  Oczywiście, dzisiaj Żydzi z Tuluzy i Malmö wiedzą, że Izrael przyjmie ich bez wątpienia i wiele tysięcy Żydów europejskich – głównie, choć nie wyłącznie, z Francji – przeniosło się w ostatnich latach do Izraela”.

I nie zapominajmy w tej debacie, że podczas gdy Żydzi od ponad sześćdziesięciu lat znajdują schronienie w Izraelu przed dyskryminacją i prześladowaniami gdzie indziej, przez cały ten czas prawu Izraela do istnienia jako państwu żydowskiemu, zaprzeczały te same grupy, siły i ideologie, które stworzyły obecną falę muzułmańskich uchodźców.


Jewish refugees have never been as popular as now

20 listopada 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Petra Marquardt-Bigman

jest - jak o sobie pisze -politycznie bezdomnym byłym człowiekiem lewicy i nie może przyzwyczaić się do życia w czasach, kiedy slogan nazistowski “Żydzi są naszym nieszczęściem” uważany jest za całkowicie do przyjęcia w jego wersji XXI wieku: “Państwo żydowskie jest naszym nieszczęściem”. Dlatego też pisze głównie o antysemityzmie, działalności antyizraelskiej i BDS tj. Bigoted Double Standards [Bigoteryjne Podwójne Standardy]. Mieszka w Izraelu, wychowała się w Niemczech, pochodzi z rodziny niemieckich uchodźców z terenów dzisiejszej Polski, studiowała w USA, gdzie obroniła pracę doktorską o amerykańskim wywiadzie w nazistowskich Niemczech, prowadzi blog "The Warped Mirror".