Wyleczy raka i powiększy biust, czyli Zięba na uniwersytecie
Zwracamy się z prośbą o wycofanie zgody na organizację tego wydarzenia na terenie Uniwersytetu Gdańskiego. Rozumiemy, że wynajmowanie pomieszczeń uniwersyteckich jest skutkiem strategicznego niedofinansowania nauki w Polsce, jednak cele komercyjne nie mogą przesłaniać misji Uniwersytetu, którą jest promocja wiedzy. Nie możemy dopuścić, żeby prestiż i renoma państwowej uczelni były wykorzystywane do szkodliwej antynaukowej propagandy, która może stanowić zagrożenie zdrowia i życia ciężko chorych osób.
O planowanym wykładzie – via facebook – dowiedziałam się i ja, znalazłam się też w gronie osób, które rzeczone pismo sygnowały. Złożenie pod nim podpisu było dla mnie ruchem absolutnie oczywistym, automatycznym niejako – uczelnia wyższa jako placówka zajmująca się nauką i edukacją nie powinna udostępniać swych murów (nawet w celach czysto komercyjnych, bo tak też tłumaczy rzecz UG) osobom głoszącym “tezy” jawnie z wiedzą naukową sprzeczne. I nie chodzi o rzekomą kontrowersyjność tych konceptów, nie chodzi o podważanie współczesnej wiedzy naukowej czy (zarzucaną autorom tekstu) chęć blokowania wolności debaty naukowej.
Nauka – pozwolę sobie na personifikację w ramach skrótu myślowego – nie obraża się o podważanie tez naukowych, bo też i tym właśnie na co dzień się zajmuje – nie tylko poszukiwaniem “nowego”, ale też weryfikowaniem już znanego – tyle że, dbając o rzetelność wyników, przeprowadza swoje dociekania skrupulatnie obserwując i notując, drobiazgowo pilnując prawidłowości stosowanej metodologii, analizując rzecz statystycznie, by uniknąć złudnych wyników prawdopodobnych tylko na pierwszy rzut oka. Nie chodzi o to, by wszystko to ładnie brzmiało, ale by wyeliminować najrozmaitsze możliwe błędy poznawcze. Lekarze nie zawracają sobie głowy podczas badań klinicznych technikami w rodzaju podwójnie ślepej próby (gdy ani pacjent, ani badacz/lekarz nie mają dostępu do danych pozwalających ocenić kluczowe dla eksperymentu kwestie – np. czy choremu podawany jest preparat, którego skuteczność oceniamy, czy placebo) tylko dlatego, że ładnie to brzmi. Robią to, by uniknąć zamazujących wyniki zakłóceń takich jak efekt placebo. Dbałość o wszystkie te szczegóły metodologiczne służy temu, by uzyskana dzięki badaniom wiedza była możliwe najbliższa rzeczywistości. Tymczasem sale uniwersyteckie bez zahamowań udostępniamy człowiekowi, który podczas swych wykładów (miałam wątpliwą przyjemność z licznymi jego prelekcjami się zapoznać) ze śmiechem na ustach stwierdza “a co mnie obchodzą badania kliniczne?”. Cóż, Zięby nie muszą obchodzić, kogoś kto dba (przynajmniej formalnie) o poziom naszej edukacji – powinny.
Wypowiedzi Zięby niekiedy określane są mianem “kontrowersyjnych”. Otóż w znacznej mierze są one nie tyle kontrowersyjne, ile po prostu fałszywe, ewentualnie stanowią osobliwą mieszankę danych rzeczywistych (nielicznych), danych i hipotez nieaktualnych bądź dawno przez naukę zdyskredytowanych oraz danych zwyczajnie nieprawdziwych. Wszystko to okraszone niezliczonymi anegdotami, “świadectwami” i historiami cudownych uzdrowień. Całość trudna do podsumowania w sposób nieobraźliwy – bo jak niby podsumować opowieści o pacjentce z rozsianym nowotworem sutka wyleczonej dzięki trzymiesięcznemu spożywaniu wody z solą, o wyleczeniu twardziny układowej (ciężka choroba autoimmunologiczna) dzięki ćwiczeniom oddechowym czy o leczeniu raka prostaty pestkami moreli? W jednym ze swych wykładów inżynier Zięba spointował którąś spośród swych opowiastek o rzekomych sposobach prowadzenia badań naukowych – “my wiemy, że to jest bzdura”. I to w istocie może być odpowiednią pointą – “bzdury” to doskonałe określenie dla sporej części Ziębowych historii. Profesor Jassem, gdański onkolog, skomentował rzecz dosadniej – To są pseudonaukowe brednie, stwarzające poważne zagrożenie dla tych, którzy dadzą się na nie nabrać. Gdybym chciała być złośliwa, na następnego gościa gdańskiej uczelni wytypowałabym księdza Bashoborę. Też leczy nowotwory. I śmierć. Śmierć podobno leczy również.
Ale, ale, wróćmy do wspomnianych pestek moreli. Zastosowanie terapeutyczne pestek moreli (brzoskwini, etc) bazuje na bardzo modnej w kręgach altmedowych (jak to czasem pieszczotliwie określamy medycynę alternatywną) koncepcji postulującej rzekomo lecznicze właściwości zawartej w tychże pestkach amygdaliny (znanej w handlu jako Laetrile, a przez fanów altmedu nazywanej niekiedy witaminą B17 – nie mylić z Latającą Fortecą), substancji, o której dzięki licznym badaniom wiemy już, że nie tylko nie jest w terapii nowotworów skuteczna, ale bywa wręcz niebezpieczna (udokumentowane przypadki zatrucia cyjankiem, zwłaszcza gdy używana będzie kombinacji z witaminą C). Podobnie jest z EDTA. Pierwsze słyszcie? Jako metodę pomocniczą w leczeniu nowotworów otóż promuje Zięba chelatację, ściślej mówiąc – podawanie EDTA. Chelatacja, owszem, jest techniką stosowaną w medycynie. W zatruciach metalami ciężkimi. Takich prawdziwych zatruciach, nie wtedy, kiedy pan Zięba czy inny znachor mówi, że “ten nowotwór to może od metali ciężkich”. Nie ma żadnych danych, które potwierdzałyby jej skuteczność w leczeniu nowotworów, a nawet w jej właściwych zastosowaniach wszystkie instytucje naukowe zalecają dużą ostrożność ze względu na ryzyko powikłań (także poważnych – notowano zgony).
Podobnie zresztą nie ma danych, które potwierdzałyby kliniczną skuteczność witaminy C w leczeniu nowotworów. Tu może należą się wam bardziej szczegółowe wyjaśnienia, bo też i witamina C jest w altmedzie (zwłaszcza tym spod znaku Zięby) niezwykle popularna. Wbrew temu, co lubią twierdzić różnicy altmedowi magicy, nie jest prawdą, jakoby ich cudownych środków na wszystko się nie badało. Badało się nie tylko Latającą Fortecę altmedu, ale też potencjał diagnostyczny irydologii (dobrze zgadujecie, nie polecam) chociażby, czy skuteczność tak ekscentrycznych metod jak akupunktura łączona z moksybucją w położnictwie. Badano też więc i witaminę C.
Ale, ale, zakrzyknie ktoś! Tu mam badanie, ha, szach mat, medycyno akademicko. I co? I nic. I kupa, by nie powiedzieć brzydziej.
Owszem, wiem, co wyciągniecie. Świeżutko, ledwie parę tygodni temu, w piśmie Science ukazała się bardzo interesująca publikacja, za którą natychmiast z dziką pasją chwycili ziębofani, by “udowadniać” tezy swojego guru (inżynier Zięba dorobił się w trakcie swej działalności wcale obfitego stadka gorliwych wyznawców).
Że Zięba to właściwie chodzący leksykon altmedu, zapewne domyśliliście się po pierwszych akapitach. Ale nie musicie się domyślać :) Wystarczy wspomnieć bezmyślnie przez fanów terapii alternatywnych powielany mit o skuteczności chemioterapii rzędu niecałych 2,5% li i jedynie. Tak, słusznie kombinujecie, nasz inżynier także nim macha, tak nierozumnie, jak i entuzjastycznie – “chemia” nie działa, leczcie się witaminami! Leczcie się wodą z solą! Cóż, prawdopodobne źródło tego akurat mitu próbowaliśmy kiedyś nawet z przyjaciółmi wyśledzić. Dotarliśmy do publikacji z roku 2004, która próbowała skuteczność chemioterapii oceniać sumarycznie, dla zgrupowanych łącznie 22 typów nowotworów. Tyle że leczenia onkologicznego nie da się merytorycznie w ten sposób oceniać – ma to sens tylko w dość szczególnych kontekstach (tu akurat autorzy próbowali poddawać w wątpliwość opłacalność finansowania chemioterapii), a i wtedy jest to sens dyskusyjny.
Skuteczność danej terapii ocenia się osobno dla każdego typu nowotworu (a są ich setki), z uwzględnieniem jego poziomu złośliwości histologicznej (to tzw. grading – dany typ nowotworu złośliwego, np. rak gruczołowy jelita grubego może być bardziej lub mniej agresywny, co oceniamy m.in. po stopniu w jakim przypomina pierwotne tkanki, z których się wywodzi, znów – skale są różne dla różnych typów nowotworów, w najczęstszej odmianie raka piersi chociażby oceniamy dodatkowo także m.in. ilość figur podziału, czyli to jak intensywnie komórki guza się dzielą; różny poziom złośliwości – różne rokowanie) i stopnia zaawansowania. Próba oceny en masse, bez uwzględnienia tych danych da obraz niechybnie zafałszowany.
Takie rozważania powinniśmy zresztą zacząć od tego, że przede wszystkim chemioterapia nie jest stosowana wcale we wszystkich nowotworach (bo i nie we wszystkich jest w leczeniu przydatna, podobnie jak przy radioterapii – nie wszystkie nowotwory są promieniowrażliwe) – w tych, w których nie działa, zwyczajnie się jej nie stosuje. Nic dziwnego, że nieszczególnie przyczynia się wtedy do wydłużenia życia pacjentów. W części guzów bywa stosowana jako element leczenia łączonego (w towarzystwie chirurgii i/lub radioterapii), w innych – jest stosowana w bardzo zaawansowanych stadiach wyłącznie w celach paliatywnych. Jeszcze kolejne za to nowotwory leczy się przede wszystkim chemioterapią i to z ogromnymi niekiedy sukcesami. Dość wspomnieć białaczki i chłoniaki, w których osiągamy obecnie dzięki chemioterapii i nowym formom leczenia celowanego skuteczność terapeutyczną rzędu 90% w niektórych jednostkach chorobowych. Chemioterapia jest obok chirurgii kluczowym elementem terapii nowotworów złośliwych jąder i tu – wbrew twierdzeniom nie tylko Zięby, ale i wielu jego altmedowych kolegów czy koleżanek o znikomych możliwościach współczesnej onkologii – osiągnęliśmy w ostatnich dekadach olbrzymi postęp. Ładnie podsumowała to zeszłoroczna publikacja w New England Journal of Medicine, aż zacytuję –
W dziedzinie leczenia nowotworów złośliwych jądra zaszły w ostatnim czasie znaczące postępy. Jeszcze pięćdziesiąt lat temu rozpoznanie nowotworu przerzutowego oznaczało 90% pewności zgonu w przeciągu roku. Obecnie pacjenci z diagnozą złośliwego nowotworu jądra mają 95% szans na wyleczenie, 80% jeśli pojawiły się już przerzuty.
Podobnie Zięba śmieje się z terapii celowanych, nazywając je w swych wykładach “celującymi”, tymczasem w pewnych nowotworach – tu doskonałym przykładem są GISTy, czyli nowotwory podścieliskowe przewodu pokarmowego – blokując konkretne enzymy specjalnie wytypowanymi, dopasowanymi do charakterystycznych dla danego typu guza mutacji lekami, potrafimy również osiągnąć skuteczność terapeutyczną do niedawna jeszcze niemożliwą.
Ech, badania naukowe po prostu też trzeba umieć czytać.
Nie podejmuję się oceniać czy Zięba to wszystko wie i świadomie wprowadza pacjentów w błąd, czy też zwyczajnie nieszczególnie orientuje się w tematyce, którą porusza. Sądząc po jego publicznych wypowiedziach, niewiele po prostu wie o współczesnej onkologii czy o patologii nowotworów, tymczasem każdy nowotwór to trochę inna choroba wymagająca nieco odmiennego podejścia. Innym schorzeniem jest rak płaskonabłonkowy płuca, innym – gruczołowy, jeszcze innym – rak drobnokomórkowy. I nadal upraszczam, bo pośród raków gruczołowych chociażby wyróżnia się dodatkowe podtypy różnie reagujące na leczenie, obarczone różnym ryzykiem wznowy, wymagające odmiennego podejścia terapeutycznego. A co wie o tym nasz inżynier? Gdy Zięba widzi badanie na liniach komórkowych wywodzących się z nowotworów płuc, wydaje mu się, że można je przełożyć na rzeczywiste występujące u pacjentów nowotwory. Jak pisze – “witamina K2 działa na wszystkie typy nowotworu płuc”. Halo, dottore, tfu, ingegnere, o czym my mówimy? W tym konkretnym badaniu prowadzonym in vitro i na liniach komórkowych witamina ni cholery nie działała na “wszystkie typy nowotworu płuc”. Ona wpływała na siedem bardzo konkretnych linii komórkowych. I nie, one nie są tożsame z typami i podtypami nowotworów wyróżnianych u człowieka. Ot, linie wybrane jako “przedstawicielki” raka gruczołowego – PC-14 i CCL-185. Wiecie co to za komórki? CCL-185 na przykład to komórki wyizolowane w roku 1972 z nowotworu pewnego 58-letniego pacjenta. A PC-14? Rok 1989, rak podobno dobrze zróżnicowany. Jaki dokładniej? Kto go tam wie. Owszem, linie wykazują zapewne cechy różnicowania gruczołowego, ale co wiemy o konkretnym typie nowotworu? Co wiemy o sposobie, w jaki reagowałyby klinicznie na jakiekolwiek czynniki, gdyby znajdowały się wewnątrz pacjenta? Doprawdy niewiele. Badania na liniach komórkowych to badania wstępne, nie pozwalają mówić o żadnych konkretach terapeutycznych. A jak daleko od nich do badań na pacjentach i wniosków klinicznych, pisałam już przy witaminie C. I nie będę nawet wklejać rzeczywiście “wszystkich typów nowotworu płuc”, a nawet wszystkich typów samych tylko nowotworów złośliwych. Poprzestanę na tabelce z samymi tylko podtypami raka gruczołowego. Niech już może inżynier Zięba nie edukuje tych nieszczęsnych onkologów, bo jeszcze się gorzej poczują, jak zaczną słuchać. Mnie irytuje, gdy ktoś plecie farmazony w tematach, na których się nie zna.
Recepty Zięby są zatem proste niczym jego rozumienie chorób nowotworowych. Istnieją, i owszem, jakieś guzy, ale błędem “medycyny akademickiej” jest myślenie, że skoro guz rośnie w nerce, to nerka jest chora – rak w nerce to tylko objaw tego, że organizmowi brakuje czegoś ważnego (tu wkracza ulubiona witamina C chociażby) albo organizm jest zatruty toksynami, co do istnienia w ogóle czegoś takiego jak choroby nowotworowe, inżynier nie jest tak naprawdę przekonany; w końcu jest tylko wywołane niedoborami bądź toksynami upośledzenie układu odpornościowego, w związku z którym to upośledzeniem w różnych okolicach człowieka rosną sobie jakieś guzki. Organizm trzeba odtruć (na przykład chelatacją) i dostarczyć mu mitycznego brakującego czegoś – próbując do skutku, jeśli nie zadziała – albo witaminy C, albo B17, albo jakichś mikroelementów. Chemioterapia ma sens, ale raczej w bezpośrednim zagrożeniu życia, np. gdy trzeba zmniejszyć guz, bo przykładowo zmiana uciska jakiś nerw. A tymczasem w ten sielankowy świat wkracza patolog i zadaje pytania, na które w uniwersum Zięby nie ma miejsca, indaguje o sprawy, które w ziębowersum nie istnieją. Pyta – jaki to właściwie rak – nerkowokomórkowy (a jeśli tak, to jasnokomórkowy, brodawkowaty, chromofobowy, jakiś inny?)? A może to rak urotelialny wywodzący się z wyściółki miedniczki nerkowej? A może to wcale nie rak tylko jakiś inny rzadszy nowotwór złośliwy? Hmmm… A może wcale nie jest to zmiana złośliwa? Może to onkocytoma? Nowotwór łagodny, choć niekiedy możliwy do pomylenia pod mikroskopem z guzem złośliwym – potrafi nawet naciekać drobne naczynia krwionośne (jeden z wykładowców na naszych kursach specjalizacyjnych zwykł mawiać, że najczęstszą przyczyną cudownych ozdrowień są błędy diagnostyczne). Jak duży jest guz? Czy nacieka naczynia nerkowe? Czy przekracza torebkę narządu? I tak dalej. A od odpowiedzi na każde z tych pytań będzie zależało dalsze postępowanie z chorym.
Bo medycyna jest tak naprawdę skomplikowana i wymaga brania pod uwagę setek różnych szczegółów, które przekładają się potem na rokowanie pacjenta i na szanse, że jego organizm odpowie na leczenie. Wszystkie te dane determinują technikę chirurgiczną, dobór dawki promieniowania przez radioterapeutę, dobór chemioterapii (wbrew wizjom medycyny alternatywnej nie ma jednej demonicznej “chemii” zabijającej pacjenta, są różne leki stosowane w różnych kombinacjach i dawkach). Tymczasem w wizji inżyniera Zięby rzecz jest prosta niczym przysłowiowa konstrukcja cepa. Proste są przyczyny i proste czynniki zapobiegawcze, prosta sama natura choroby i proste są recepty. A ludzie lubią proste rzeczy, które łatwo zrozumieć. Nie każdy będzie miał ochotę wgryzać się w szczegóły, dopytywać, douczać.
Oczywiście inżynier Zięba jest ostrożny i nie chce wejść w konflikt z prawem – wyraźnie podkreśla – “nie twierdzę, żeby nie stosować chemioterapii“, ale jednocześnie ostrzega – “jeśli ktoś został poddany chemioterapii czy radioterapii, to leczenie alternatywne jest dużo mniej skuteczne“. Reakcja wierzących będzie oczywista. Chemia nie działa, chemia okalecza, a w dodatku po chemii to już nawet recepty Zięby mi nie pomogą. Co wybierze? Wolałabym, by pacjenci nie słyszeli podobnych ostrzeżeń wcale, ale skoro już muszą, na pewno aula uczelni wyższej jest jednym z najmniej do czegoś takiego odpowiednich miejsc. Uniwersytet tłumaczy, że sali tylko użycza za odpowiednią gratyfikacją finansową, ale nie oszukujmy się. Wybór uniwersytetu (czy innej uczelni wyższej – część przykładów, które przytaczam, pochodzi z wystąpienia Zięby na Politechnice Rzeszowskiej) pociąga za sobą nieuchronną dalszą legitymizację poglądów Zięby w przestrzeni publicznej – wykładowca niejako podczepia się pod autorytet uczelni, a uczelnia – czy tego chce, czy nie – dodaje jego wystąpieniu powagi. Daje siłę autorytetu.
A Uniwersytet Gdański? Podejście gdańskiej placówki doczekało się już odpowiedniego podsumowania, więc daruję sobie wymyślanie nowego:
Taki na przykład Uniwersytet Gdański jest strasznie fajny, ma ładny budynek, z bieżącą wodą, kanalizacją, ogrzewaniem i w środku mnóstwo sal, które w godzinach wolnych od studentów można sobie wynająć w dowolnym w zasadzie celu. Można na prezentację garnków, można na pokazy majtek, można na wykłady o tym, że chemioterapia nie leczy, tylko obniża przeżywalność pacjentom oraz wywołuje nowotwory. Generalnie da się w murach Uniwersytetu robić cokolwiek, co nie łamie zasad prawnych, jak mówi prorektor ds rozwoju i finansów UG. Macie zapewnienie z samej góry, że Uniwersytet nie ma żadnych wymagań merytorycznych czy jakościowych dotyczących swojej marki: możecie handlować odpustami, odprawiać rytuały czy tresować pchły, powaga uczelni nie jest zagrożona przez wykorzystanie jej wizerunku do legitymizowania pseudonaukowego hochsztaplera i jego publikacji.
(Przypominam tylko, że patologów możecie śledzić też na fejsbuku – warto tam zaglądać)
Literatura:
Laetrile treatment for cancer. S Milazzo, M Horneber; The Cochrane Database of Systematic Reviews; 2015;4:CD005476. doi: 10.1002/14651858.CD005476.pub4.
Laetrile: the cult of cyanide. Promoting poison for profit. V Herbert; The American Journal of Clinical Nutrition 1979;32(5):1121-58
Severe cyanide poisoning from an alternative medicine treatment with amygdalin and apricot kernels in a 4-year-old child. H Sauer, C Wollny, I Oster, E Tutdibi, L Gortner, S Gottschling, S Meyer; Wiener Medizinische Wochenschrift 2015;165(9-10):185-8
Life-threatening interaction between complementary medicines: cyanide toxicity following ingestion of amygdalin and vitamin C. J Bromley, BG Hughes, DC Leong, NA Buckley; The Annals of pharmacotherapy 2005;39(9):1566-9
Severe cyanide toxicity from ‘vitamin supplements’. B O’Brien, C Quigg, T Leong; Europaean Journal of Emergency Medicine 2005;12(5):257-8
Pediatric fatality secondary to EDTA chelation. AJ Baxter, ER Krenzelok; Clinical Toxicology 2008;46(10):1083-4
Deaths resulting from hypocalcemia after administration of edetate disodium: 2003-2005. MJ Brown, T Willis, B Omalu, R Leiker; Pediatrics 2006;118(2):e534-6
Deaths associated with hypocalcemia from chelation therapy–Texas, Pennsylvania, and Oregon, 2003-2005. Centers for Disease Control and Prevention (CDC); MMWR. Morbidity and Mortality Weekly Report 2006;55(8):204-7
Looking for gall bladder disease in the patient’s iris. P Knipschild; British Medical Journal 1988;297(6663):1578-81
[Looking for colorectal cancer in the patients iris?]. S Herber, M Rehbein, T Tepas, C Pohl, P Esser; Ophtalmologe 2008;105(6):570-4
Iridology: not useful and potentially harmful. E Ernst; Archives of Ophtalmology 2000;118(1):120-1
Can iridology detect susceptibility to cancer? A prospective case-controlled study. K Münstedt, S El-Safadi, F Brück, M Zygmunt, A Hackethal, HR Tinneberg; Journal of Alternative and Complementary Medicine 2005;11(3):515-9
Version of Breech Fetuses by Moxibustion With Acupuncture: A Randomized Controlled Trial. C Coulon, M Poleszczuk, M-H Paty-Montaigne, C Gascard, C Gay, V Houfflin-Debarge, D Subtil; Obstetrics & Gynecology 2014;124(1):32-39
Testicular Cancer — Discoveries and Updates. HH Nasser, LH Einhorn; New England Journal of Medicine 2014; 371:2005-2016
Diagnosis of Lung Adenocarcinoma in Resected Specimens: Implications of the 2011 International Association for the Study of Lung Cancer/American Thoracic Society/European Respiratory Society Classification. WD Travis, E Brambilla, M Noguchi, AG Nicholson, K Geisinger, Y Yatabe, Y Ishikawa, I Wistuba, DB Flieder, W Franklin, A Gazdar, PS Hasleton, DW Henderson, KM Kerr, Y Nakatani, I Petersen, V Roggli, E Thunnissen, M Tsao; Archives of Pathology & Laboratory Medicine 2013;137(5):685-705
Long-term Effectiveness of Varicella Vaccine: A 14-Year, Prospective Cohort Study. R Baxter, P Ray, TN Tran, S Black, HR Shinefield, PM Coplan, E Lewis, B Fireman, P Saddier; Pediatrics 2013;131(5):e1389-96
Vaccines are not associated with autism: An evidence-based meta-analysis of case-control and cohort studies. LE Taylor, AL Swerdfeger, GD Eslick; Vaccine 2014;32(29):3623–3629
Autoimmune, neurological, and venous thromboembolic adverse events after immunisation of adolescent girls with quadrivalent human papillomavirus vaccine in Denmark and Sweden: cohort study. L Arnheim-Dahlström, B Pasternak, H Svanström, P Sparén, A; Hviid; British Medical Journal 2013;347:f5906
Paulina Łopatniuk
Lekarka ze specjalizacją z patomorfologii, pasjonatka popularyzacji nauki, współtwórczyni strony poświęconej nowinkom naukowym Nauka głupcze, ateistka, feministka. Prowadzi blog naukowy Patolodzy na klatce.