Dlaczego dynie i kabaczki nie wymarły


Ed Yong 2015-11-25


Dynie nie powinny istnieć. Ani kabaczki, tykwy czy cukinie. Te powszechne na naszych stołach warzywa są częścią grupy roślin zwanych Cucurbita, których przodkowie byli bardzo gorzcy i chronieni twardą skórą. Polegały na dużych zwierzętach, takich jak mamuty, by rozbijały je i rozprzestrzeniały ich nasiona. Kiedy zaś te wielkie zwierzęta wymarły, kabaczki powinny były pójść w ich ślady.

Logan Kistlerz Pennsylvania State University uważa, że były tego bardzo bliskie. Populacja zaczęła maleć i dzielić się. Uniknęły wymarcia tylko przez stworzenie nowego związku partnerskiego z jedynym zwierzęciem o właściwych cechach, by pomagać szerzyć się ich nasionom – z nami.


Kiedy ludzie udomowili dynie, nieumyślnie hodowaliśmy je, by były większe, łatwiejsze do otwarcia i znacznie smaczniejsze. Ich dzikie odpowiedniki bardzo się różnią od nich, mówi Kistler. „Są około jednej piątej ich wielkości i mają bardzo twardą skórkę. Rozcięcie ich jest całkiem trudnym zadaniem. I są potwornie gorzkie. Obrzydliwe i niejadalne. Jeśli kiedykolwiek miałeś ogród i wyrósł ci nieco dziwny ogórek, który był niewiarygodnie gorzki, to było to z powodu związków znajdujących się w jego dzikim odpowiedniku”.


Smak pochodzi od obronnych składników chemicznych zwanych kukurbitacynami, zabójczych dla małych ssaków, które próbują skusić się ich zjedzeniem. Są wystarczająco mocne, by spowodować chorobę lub zabić owcę a nawet krowę, która w rozpaczliwej sytuacji zabiera się za ich jedzenie. Z niewieloma wyjątkami tylko największe ssaki mogą jeść te rośliny, bo ich duże ciała mają większą zdolność tolerowania lub rozkładania tych trucizn. Dzisiaj robią to słonie. I wiemy, że robiły to również mastodonty, bo znaleziono nasiona dyni w skamieniałym łajnie mastodonta, liczącym 30 tysięcy lat.


Wszystko to jest związane z popularną tezą, zaproponowaną w 1981 r. przez Daniela Janzena i Paula Martina, że nasiona wielu owoców Nowego Świata były roznoszone przez wymarłe już megabestie. Te rośliny, włącznie z awokado i czekoladą, są “anachronizmami ewolucyjnymi”, trzymającymi się istnienia w świecie pozbawionym ich starodawnych partnerów.  


Kiedy Kistler usłyszał o nasionach dyni w łajnie mastodonta, zaczął zastanawiać się, czy te rośliny także są widmami ewolucji. Żeby to sprawdzić, zebrał próbki dyń z wykopalisk archeologicznych i porównał ich DNA z DNA współczesnych roślin, zarówno dzikich, jak udomowionych.


Odkrył, że ludzie udomowili różne linie dyń przy co najmniej trzech okazjach w obu Amerykach, zaczynając około 10 tysięcy lat temu. Wydaje się, że niektóre grupy, włącznie z podgatunkiem pepo, który obejmuje cukinie i dynie, w stanie dzikim wymarły. Inne, takie jak podgatunek fraterna, nadal istnieją w stanie dzikim, ale tylko w ograniczonych regionach. A jeszcze inne, włącznie z trzema dzikimi gatunkami, są tak do siebie podobne, że prawdopodobnie reprezentują jedną populację, która rozdzieliła się niedawno.


Wszystkie te wzory sugerują, że rodzaje dzikich dyń skurczyły się, podzieliły i czasami zniknęły w ciągu ostatnich dziesięciu tysięcy lat, od kiedy ostatnie gigantyczne ssaki wyciągnęły kopyta. Częściowo dlatego, że te zwierzęta pasły się, skubały, deptały, wykorzeniały i przekształcały otaczającą roślinność, tworząc zróżnicowana mozaikę nisz, gdzie dobrze czuły się rośliny takie jak dynie. Kiedy zniknęły megabestie, Ameryki stały się bardziej jednolite i dynie zostały wyparte.


Trudniej im było również rozprzestrzeniać swoje nasiona. Starzy roznosiciele zniknęli i najbardziej prawdopodobnymi następcami były małe gryzonie o urozmaiconej diecie, które mogłyby przegryźć się przez twardy owoc i przenieść nasiona na nowe miejsca. Kistler odkrył jednak, że te właśnie zwierzęta najbardziej odpycha gorzki smak dyń. W porównaniu do większych zwierząt, takich jak słonie i nosorożce, mniejsze, takie jak myszy i ryjówki mają znacznie więcej genów TAS2R, które pozwalają im na wyczuwanie smaku gorzkich związków.


Ma to sens: małe, niewybredne zjadacze natkną się na szeroki wachlarz toksycznych chemikaliów w swoim pokarmie i będą na nie bardziej podatne. Opłaca się im więc wykrywać tak wiele takich substancji, jak to możliwe. Ale to zła wiadomość dla nękanych kłopotami dyń.


Także ludzie nie mogą znieść kukurbitacyn. Pechowcy, którzy połknęli wysokie ilości tych chemikaliów zachorowali na poważną chorobę biegunkową nazwaną Toxic Squash Syndrome. Być może jednak jacyś pradawni łowcy-zbieracze umieli znajdować pojedyncze dynie, które dawały niższe lub dające się tolerować poziomy. Po zjedzeniu takiej rośliny, wypluwali pestki, niechcący rozsiewając szczepy bardziej nadające się do konsumpcji.  


Szczegóły tego procesu nie są znane, ale wyniki są wyraźne: dynie znalazły zbawienie poprzez udomowienie. „Stworzyły symbiotyczny związek z ludźmi, którzy działali jako rozsiewacze i dostarczali środowiska do wzrostu – mówi Kistler. – Stały się także bardziej jadalne, a ich skórka stała się miększa”. Według tego poglądu, udomowienie nie było czymś, co zdarzyło się dyniom, ale było procesem, którego były aktywną częścią. Nie jest to sytuacja, w której ludzie rozszerzali swoje panowanie nad naturą, ale natury, która nas wykorzystała.


Why pumpkins and squashes arent extinct

Not Exactly Rocket Science, 16 listopada 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Ed Yong 


Mieszka w Londynie i pracuje w Cancer Research UK. Jego blog „Not Exactly Rocket Science” jest próbą zainteresowania nauką szerszej rzeszy czytelników poprzez unikanie żargonu i przystępną prezentację.
Strona www autora