Sens życia


James A. Haught 2015-11-20

Odcisk stopy naszego przodka sprzed 1.5 miliona lat.
Odcisk stopy naszego przodka sprzed 1.5 miliona lat.


Młodzi poszukiwacze prawdy przechodzą przez etap zastanawiania się, czy życie ma jakikolwiek zauważalny sens. Dlaczego tu jesteśmy? Dlaczego istnieje Wszechświat? Jaki jest cel tego wszystkiego? Są to ostateczne pytania, nadrzędne wobec wszystkich innych.Poszukiwacze zazwyczaj pogrążają się w filozofii i spędzają lata pocąc się nad „bytem" i „istotą" oraz spierając się o to, jak umysł zdobywa wiedzę, jak określamy rzeczywistość i jak język kształtuje nasze zrozumienie.

W końcu większość z nich wyłania się (tak jak ja to zrobiłem) bez lepszej odpowiedzi, niż kiedy zaczynali — ale z poczuciem, że zmarnowali mnóstwo czasu i wysiłku. 900 lat temu Omar Chajjam miał te same odczucia:


W mojej młodości lubiłem odwiedzać
Doktorów i świętych, ważyć argumenty
O tym, o tamtym, i zawsze wychodzić
przez te same dźwierza, któremi przyszło mi przychodzić


Mimo tej bezowocności sądzę jednak, że inteligentni ludzie mogą w sensowny sposób zająć się pytaniem o sens życia, bez zagrzebywania się w filozoficzny bigos i rozdzielanie włosa na czworo. To właśnie chciałbym teraz zrobić: po prostu powiedzieć, co jest poznawalne, tak jak ja to widzę. Poniżej przedstawiam mój osobisty, amatorski pogląd.


Przede wszystkim 90 procent ludzkości — ludzie religijni — nie muszą pytać o sens życia. Kościół już im podał odpowiedź. Kapłani i święte księgi powiadają, że magiczny, niewidzialny bóg stworzył wszechświat i umieścił na nim ludzi, żeby ich wypróbować. Ustanowił dla nich reguły zachowania i stworzył niebo jako nagrodę dla tych, którzy przestrzegają reguł, oraz piekło do torturowania tych, którzy je łamią, itd. To nadprzyrodzone wyjaśnienie czy jakąś inną wersję mistyczną akceptuje przeważająca większość ludzkiego gatunku.


Niektórzy z nas jednak nie mogą tego przełknąć, ponieważ nie ma na to żadnych dowodów. Nikt nie pokazał, że ludzie żyją po śmierci. Nikt nie dowiódł, że ludzie są nagradzani czy torturowani w życiu pozagrobowym — ani też że istnieją jakiekolwiek niewidzialne duchy dokonujące nagradzania i torturowania.


Dlatego też my, niepewni ludzie, skazani jesteśmy na ciągłe poszukiwanie sensu życia, ale nigdy go właściwie nie znajdujemy. Przechodziłem przez to już od pół wieku. Teraz mogę oznajmić, że istnieją dwie jasne odpowiedzi: (1) Życie nie ma sensu. (2) Życie ma tysiąc sensów.


Najpierw o braku sensu: Jeśli chodzi o ostateczny cel czy transcendentny porządek moralny, to nie udało się ich znaleźć żadnemu z wielkich myślicieli od czasów starożytnej Grecji. Istnieje niezmierna liczba teorii, ale żadnej jasnej odpowiedzi.


Martin Heidegger stwierdził, że jesteśmy skazani na przeżycie całego życia i na śmierć bez dowiedzenia się, dlaczego tu jesteśmy. To jest egzystencjalizm: wszystko, co naprawdę możemy wiedzieć, to że istniejemy zarówno my, jak i świat materialny.


Wszechświat zawiera budzącą grozę przemoc. Taka sama jest natura na Ziemi. Wydają się całkowicie obojętne na ludzkość i ani trochę nie dbają o to, czy żyjemy czy umieramy. Trzęsień ziemi, huraganów i wulkanów nie obchodzi czy w nas uderzą, czy pominą.


Jeśli chodzi o moralność, to nie sądzę, by istniała niezależnie od ludzi. Są to tylko reguły, które wyewoluowały w kulturach, żeby spróbować uczynić życie znośniejszym.


Konserwatyści mówią o „prawie naturalnym", ale w rzeczywistości nie ma niczego takiego. Kiedy członkowie Ku Klux Klanu wieszają czarnego człowieka na gałęzi drzewa, drzewa to nie obchodzi. Ani wiewiórek, ani ptaków siedzących na gałęziach. Ani Słońca, ani Księżyca. Natura o to nie dba. Tylko ludzie się przejmują.


Weźmy prawa człowieka. Thomas Jefferson powiedział, że wszyscy ludzie „są obdarzeni przez Stwórcę pewnymi niezbywalnymi prawami". Sądzę jednak, że Jefferson nie miał racji. Nie ma żadnego dowodu na to, że Bóg obdarzył kogokolwiek jakimiś od Boga danymi prawami. Jakie niezbywalne prawa mieli Afrykańczycy sprzedani w niewolę — włącznie z tymi, którzy pracowali na plantacji Monticello Jeffersona?


Jakie Boże prawa zapewniono sześciu milionom Żydów wysłanych do nazistowskich obozów śmierci? Czy milionowi Kambodżan z klas średnich, zamordowanych przez chłopską armię Pol Pota? Czy milionowi wysokich Tutsi zabitych przez niskich Hutu? Czy dzieciom z Ulsteru, zabitym przez katolickie i protestanckie bomby? Czy mieszkańcom Hiroszimy w 1945 roku? Czy około milionowi kobiet spalonych na stosach przez Inkwizycję?


Jaki jest sens życia dla milionów umierających na AIDS, czy milionów zmarłych podczas epidemii grypy w 1918 roku, albo podczas czarnej zarazy, dla 900, którzy podali cyjanek swoim dzieciom w Jonestown, czy dla 90, którzy spłonęli wraz ze swoimi dziećmi w obozie Davida Koresha? Jaki sens istniał dla tysięcy mieszkańców Hondurasu, którzy utonęli kilka lat temu podczas powodzi spowodowanych huraganem? Albo dla tych 16 szkockich przedszkolaków zmasakrowanych przez psychola z rewolwerem? Czy dla dwóch tysięcy amerykańskich kobiet, zabijanych co roku przez ich mężów i kochanków? Czy dla 20 tysięcy corocznych ofiar poświęcanych przez Azteków niewidzialnemu latającemu wężowi? czy dla 20 tysięcy uduszonych dla bogini Kali?


Bezsensowne, bezcelowe, głupie — wszystkie te koszmary mają w sobie groteskową absurdalność. Słowa takie jak cel, prawo i moralność, po prostu do nich się nie stosują.


Sądzę, że z tego katalogu zła wynika logicznie, że nie ma kochającego, miłosiernego, współczującego boga ojca. Jak mógłby dobry ojciec bezczynnie patrzeć na śmierć tysięcy dzieci na białaczkę, ignorując rozpaczliwe modły ich rodzin? Dlaczego dobry stwórca zaplanował świat tak, że lwy rozszarpują antylopy, pytony miażdżą świnie, rekiny rozszarpują foki, a kobiety umierają na raka piersi? Tylko potwór mógłby urządzić takie potworności, a potem nie zrobić nic, żeby uratować ofiary. Dlatego też zdrowy rozsądek dowodzi, że dobrotliwy współczesny bóg jest fantazją, która nie istnieje.


W książce Konsiliencja wielki socjobiolog z Harvardu E. O. Wilson podkreślił, że istnieją dwa podstawowe sposoby patrzenia na rzeczywistość: empiryzm, wiara tylko w to, co pokazują dowody, i transcendentalizm, wiara w istnienie boskiego czy kosmicznego porządku moralnego, niezależnego od ludzkości. Jeśli znajdzie się jakikolwiek dowód na to drugie, powiedział, „byłoby to najbardziej doniosłe odkrycie w historii ludzkości".


Tyle o bezsensie. A teraz o wielu sensach:


Rzeczywistość fizyki, chemii, biologii, atomów, komórek, promieniowania i całej reszty natury narzuca nam porządek fizyczny. Nie możemy uciec od praw natury, które rządzą zwierzętami na obracającej się planecie. Także nieuniknioność śmierci jest silniejsza niż my. Nie możemy jej zapobiec. Dlatego też każdy sens musi odnosić się do czasu, w którym żyjemy.


Wyraźnie istnieje fizyczny i psychologiczny cel życia. Nasze ciała potrzebują pokarmu, odzieży, schronienia, zdrowia, uczuć, bezpieczeństwa przed przemocą i kradzieżą i tak dalej. Potrzebujemy także kontaktów społecznych z ludźmi wokół nas. I potrzebujemy wolności demokratycznych, abyśmy mogli mówić uczciwie bez obawy kary; i sprawiedliwości, by nie traktowano nas z okrucieństwem. To są humanistyczne cele życia: dostarczyć lepszego wyżywienia, opieki zdrowotnej, warunków mieszkalnych, transportu, wykształcenia, bezpieczeństwa, praw człowieka i wszystkich innych potrzeb ludzi.


Aby osiągnąć to „dobre życie" humanisty, gatunek ludzki ma silną potrzebę wychowywania inteligentnych, zdrowych, serdecznych, odpowiedzialnych dzieci. Czasami myślę, że największym pojedynczym celem życia jest wychowywanie dobrych dzieciaków.


Sądzę, że wszyscy podpisujemy się pod takim biologiczno-psychologicznym sensem życia. Wierzymy w zapobieganie wojnie, leczenie chorób, likwidację głodu, alfabetyzację, redukcję przestępczości, zapobieganie klęskom głodowym i przedsiębranie wszystkich innych kroków, które czynią życie przyjemnym — aż śmierć nas zabierze.


Niezależnie jednak od tych przyziemnych typów celów, czy istnieje głębszy sens, który wykracza poza ludzkie potrzeby?


Nie sądzę, a przynajmniej nigdy nie byłem w stanie znaleźć na to żadnego dowodu. Po prostu musimy starać się uczynić życie tak dobrym, jak to możliwe, zapobiegać grozom, dbać o ludzi i bawić się, mimo że wiemy o nadchodzącej nicości.


Zajmij się sianokosami póki słońce świeci — bo nadchodzi ciemność. Carpe diem — chwytaj każdy dzień, żyj pełnią, póki możesz. Omar Chajjam widział głupotę dodawania sobie splendoru, ponieważ zły los, choroba lub śmierć wkrótce go wymaże. A modlenie się o niebo po śmierci jest jeszcze większą głupotą: „Głupcy, nie ma dla was nagrody ani tu, ani tam". Rozwiązaniem Omara było szukanie pociechy w wierszach, winie i kochance „śpiewającej koło mnie na odludziu — a odludzie jest wystarczającym rajem". Wielki grecki sceptyk Epikur czuł tak samo na 1400 lat przed nim.


Tak więc to wygląda: my, którzy nie jesteśmy wyznawcami ortodoksyjnej religii, nie możemy znaleźć fundamentalnej przyczyny istnienia. A wiemy, że czeka nas śmierć. Póki tu jesteśmy, musimy uczynić ten pobyt tak przyjemny, jak to możliwe. Ten cel życia podsumował kilka lat temu temat naszego seminarium: „Taniec nad ciemną przepaścią". A Grek Zorba powiedział: „Czym jest życie, jeśli nie tańcem?"


The Meaning of Life

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



James A. Haught

Urodzony w 1932 roku jeden z najbardziej znanych ateistów amerykańskich, były redaktor Charleston Gazette, autor tłumaczonej na polski książki „Święty koszmar” oraz kilku innych książek o religii i tysięcy artykułów.