Zakładać się nie warto, warto być przyzwoitym


Andrzej Koraszewski 2015-10-26

Aleksiej Akindinow:  Śniadanie Gagarina

Aleksiej Akindinow:  Śniadanie Gagarina



„Patrzyłem i patrzyłem, ale nigdzie Boga nie widziałem.” Dziennikarze uporczywie  twierdzili, że to słowa Jurija Gagarina z pokładu Wostoka 1. Do dziś jednak nie wiadomo jak to było z tym cytatem. Podobno Gagarin był wierzący i nigdy niczego takiego nie powiedział.  Według innych informacji, to Nikita Chruszczow miał powiedzieć, że Gagarin był w niebie, ale Boga nie widział, a dziennikarze potem przekręcili.

Spotykam młodych ludzi, którzy nie mają pojęcia ani kto to taki ten Gagarin, ani kto to był Chruszczow. Z tego całego towarzystwa tylko Bóg w pamięci został.

 

12 kwietnia 1961 Związek Radziecki spłatał paskudnego figla Ameryce i wysłał pierwszego człowieka w kosmos. Wydarzenie było doniosłe ze względów militarnych, prestiżowych i propagandowych. Bez wątpienia przyspieszyło amerykański program badań kosmicznych, propagandowe straty nadrobiono dopiero, kiedy pierwszy człowiek wylądował na księżycu. Tym człowiekiem był Neil Alden Armstrong. Ateiście twierdzili, że Armstrong był ateistą, chrześcijanie, że był chrześcijaninem, ale najfajniejsi byli muzułmanie twierdzący uporczywie, że stojąc na księżycu usłyszał muzułmańskie wezwanie do modlitwy i nawrócił się na islam. Armstrog na pytanie urzędników Departamentu Stanu, co mają na te opowieści odpowiadać, polecił mówienie, że są nie całkiem ścisłe. 

 

Komunistyczny ateizm był w tym wyścigu sprawą całkowicie marginalną, ale do dziś trwa spór, czy Gagarin coś o Bogu powiedział, czy wręcz przeciwnie. Po latach, inny radziecki kosmonauta, Aleksiej Leonow, opowiadał podobno, że wszystko było zupełnie inaczej. Na przyjęciu na cześć Gagarina, Chruszczow odciągnął go na bok i pyta:

- Jurij, a ty Boga widziałeś?

-Widziałem, towarzyszu sekretarzu.

- To nigdy o tym nikomu nie mów.

 W chwile później moskiewski patriarcha odciągnął Gagarina na stronę i pyta.

- Powiedz synu, a Boga widziałeś?

- Nie, nigdzie Boga nie widziałem, towarzyszu Patriarcho.

- To nigdy nikomu o tym nie mów.

Ładnie zmyślone, ludzkie i teologicznie poprawne. A Boga jak nie było, tak nie ma. Uczeni w religii zapewniają, że loty kosmiczne niczego rozstrzygnąć w żaden sposób nie mogły, że na nic przeglądanie zdjęć NASA, chociaż niektórym zdjęciom mocno wierzący przyglądali się długo i namiętnie, jak jakiejś dziwnie wypieczonej grzance. Może się Matka Boska pokazać na brudnej szybie, to dlaczego Bóg Ojciec nie miałby się nagle wyłonić z kosmicznej mgławicy i mignąć na zdjęciu? Taka jest natura Boga, że wszystko może.



Wiadomo jednak, że Bóg jest niepoznawalny i skazani jesteśmy na domysły, albo jest, albo go nie ma. Jak przekonywał francuski filozof i matematyk, Blaise Pascal, lepiej nie ryzykować i na wszelki wypadek udawać, że się wierzy. Tego słowa „udawać” nie dodawał i udawał, że nie jest potrzebne. Pozostaje jednak niezbitym faktem, że taka wiara „na wszelki wypadek”, przy pełnej świadomości braku jakichkolwiek dowodów, potrzebuje udawania jak matematyka zera.

 

Rozumowanie francuskiego intelektualisty było absolutnie boskie

 

Wierzysz w boga, i okazuje się, że bóg jest – wieczna wyżerka i inne rozkosze w niebie.

       

Wierzysz w boga, a boga nie ma – nic nie tracisz.

 

Schody zaczynają się przy niewierze, odrzucasz boga, a po śmierci łapią cię za ucho i do piekła na całą wieczność.

 

Być może twoje niewiara ujdzie ci na sucho, jeśli boga nie ma.

 

Ten francuski filozof to wszystko mówił śmiertelnie poważnie, a żeby było śmieszniej, to wielu do dziś traktuje go ze śmiertelną powagą, z obawy, że po śmierci żarty się skończą. Oczywiście ów Pascal nie miał wątpliwości, że bogiem, o którym mowa, jest nasz poczciwy chrześcijański bóg, a dokładniej, jego wersja katolicka, z katolickim piekłem i katolickim niebem, do którego nie tylko żaden ateista, ale i hindus, muzułmanin, buddysta, czy inna łachudra dostępu nie ma. Możemy się również założyć, że i protestanci na żadne wieczne chóry anielskie się nie załapią. Zero szans.

 

Zakłada zatem francuski filozof, że bóg nikomu nie popuści, albo  ortodoksja jak papież przykazał, albo figa z makiem. Filozof nie wyszczególnia, czy pełna niewiara pociąga za sobą wzrost dolegliwości kar piekielnych, czy piekło to piekło, jeden czort. Ponieważ paskudny charakter boga jest udowodniony ponad wszelką wątpliwość, lepiej nie ryzykować, nawet jeśli go nie ma.

 

Jesteśmy zmuszeni rozważyć ryzyko i Pascal wyliczył, że polisa na wieczną szczęśliwość jest uczciwa, zapewniając kłamliwie, że wiara nie przynosi żadnych strat. Czy mógł się francuski intelektualista domyślać, że nie jest to takie oczywiste? Żył w czasach, w których krew w wojnach religijnych płynęła szeroką rzeką, a wzajemne okrucieństwa ówczesnych chrześcijan nie bardzo się różniły od wyczynów współczesnych muzułmanów. Tak więc wiara niesie ze sobą ryzyko uwierzenia, że zbrodnia jest cnotą miłą bogu.    

 

Zakładał filozof, jak sądzę wadliwie, że po stronie boga jest prawda i dobro, a na szali ryzyka jest nasz rozum i wiedza. Powiada ów filozof tak: „Skoro trzeba wybierać, zobaczmy, w czym mniej ryzykujesz. Masz dwie rzeczy do stracenia: prawdę i dobro; i dwie do stawienia na kartę: swój rozum i swoją wolę.” i konkluduje: „Zważmy zysk i stratę, zakładając się, że Bóg jest. Rozpatrzmy te dwa wypadki: jeśli wygrasz, zyskujesz wszystko, jeśli przegrasz, nie tracisz nic.”

 

Mówi filozof, że nie wiemy czy ów bóg jest, ale przyjmuje za dobrą monetę atrybuty przypisywane owemu bogu przez ludzi, którzy też nie wiedzą czy jest. Proponuje nam zatem sumienie z lektorem. Jest to absurdalna zabawa w niewidomego na filmie w obcym i nieznanym nam języku, na którym słyszymy głos lektora, ale my nie widzimy samego filmu ani nie rozumiemy oryginalnych dialogów, ale zakładamy się, że lektor je rozumie i poprawnie nam objaśnia co się dzieje. Założenie jest bezpodstawne, a ryzyko,  jakie pociąga za sobą ta rezygnacja z samodzielnego osądu, wręcz katastrofalne.

 

Nie trzeba się nawet zakładać, że  niezależnie czy jakiś bóg jest, czy go nie ma, to warto być przyzwoitym. Zabawne, bo tej filozofii mogliśmy się nauczyć również od tych bardziej sympatycznych wierzących, którzy sądzą, że religia może być moralna, ale musi opierać się na szacunku i życzliwości dla drugiego człowieka, a nie na bujdach pasterzy. Bóg do tego by być przyzwoitym jest całkowicie zbędny. Nie ma powodów do żadnych zakładów. Zyskujemy nie tylko życie bez lęku przed paranoicznymi wizjami okrutnego boga i wiecznego piekielnego ognia, ale i cieplejsze relacje z innymi,  które są nagrodą większą niż pascalowskie gruszki na wierzbie.                    

 

Jurij Gagarin Boga z Sojuza nie widział. Jako  pierwszy człowiek patrzył z zapartym tchem, na błękitną kropkę z kosmosu i mówił nam o swoim bezmiernym zachwycie.