Za ile, panieOsborne?


Noru Tsalic 2015-10-12


Wyobraź sobie, że Izrael gromadzi armię na przedmieściach Ramallah. Samolot wiozący kierownictwo palestyńskie rozbija się, niestety, w drodze na negocjacje w Izraelu. By uniknąć kolejnego nieszczęśliwego wypadku, kilku przywódców palestyńskich „godzi się” na „zlanie Palestyny z Izraelem”. Następnego dnia parlament izraelski (Knesset) ogłasza, że Zachodni Brzeg jest „Autonomicznym Regionem Palestyńskim”, integralną częścią Izraela.

Zostaje mianowany rząd regionalny, składający się z Żydów izraelskich i „przyjaznych muzułmanów”. Urzędnicy państwowi zostają wyrzuceni z pracy, jeśli „wyglądają muzułmańsko” (tj. noszą brody lub w przypadku kobiet, zasłony, jeśli poszczą w ramadan itd.). Setki tysięcy Żydów izraelskich, skuszonych dobrze płatnymi pracami rządowymi, osiedla się w regionie, podczas gdy muzułmanie są „zachęcani” do przeniesienia się gdzie indziej i do „lepszej asymilacji” w społeczeństwie izraelskim. Następuje szybka i brutalna rozprawa z jakimkolwiek sprzeciwem, przywódcy albo są traceni, albo starannie „reedukowani” w specjalnych obozach.


Jeśli sądzisz, że taki scenariusz spowodowałby globalne oburzenie, jakiego nigdy przedtem nie widziano – to z pewnością masz rację. Ale co tam – nie martw się! Daj temu tylko trochę czasu, a przyzwyczają się do tego. Oczekuj wizyty brytyjskiego ministra skarbu, Wielce Szanownego Jakiekolwiekbędziejegoimię, który będzie uśmiechał się uprzejmie i oferował znaczne kompetencje i ducha przedsiębiorczości swojego kraju, żeby pomóc rozwinąć się Autonomicznemu Regionowi Palestyńskiemu do pełnego potencjału.


Co – uważasz, że to całkowicie niemożliwe? Możesz znowu mieć rację. Ale właśnie zdarzyło się to w innym miejscu na świecie.


Leżące na północ od Tybetu terytorium Sinciang zamieszkuje od wielu stuleci populacja muzułmańska mówiąca językiem ujgurskim, który jest językiem turkijskim. Podobnie jak wiele innych terytoriów Sinciang ma burzliwą historię – był pod władzą mongolską, chińską i tybetańską; czasami Ujgurom udawało się zarządzać własnymi sprawami – w pewnym momencie nawet ustanowili kaganat ujgurski.  Najnowsza taka próba miała miejsce dwukrotnie w XX wieku, kiedy Ujgurzy ogłosili niepodległość swojego terytorium pod nazwą Republiki Wschodniego Turkiestanu. W sierpniu 1949 r., gdy zbliżała się armia Chin komunistycznych, pięciu przywódców ujgurskich wsiadło do radzieckiego samolotu, by uczestniczyć w konferencji w Pekinie; wszyscy zginęli w tajemniczym wypadku. Pozostałym trzem przywódcom – którzy mądrze wybrali podróż pociągiem! – pozostało tylko zgodzić się na dołączenie do Ludowej Republiki Chin. Komunistyczne Chiny włączyły Sinciang jako Ujgurski Region Autonomiczny Xinjiang. Kilka ujgurskich grup zbrojnych nadal opierało się przejęciu przez Chiny, ale zostali w końcu pokonani, ich przywódcy albo uciekli, albo zostali złapani i straceni.


Miliony Chińczyków Han, skuszonych dobrą płacą, osiedliło się w “Regionie Autonomicznym” – powodując, że odsetek Ujgurów w populacji Regionu spadł z 73% w 1955 r. do około 45% w 2000 r.


Podobnie jak wszyscy inni obywatele chińscy Ujgurzy muszą nauczyć się języka mandaryńskiego i używać go w kontaktach z władzami. Jawne okazywanie nacjonalizmu ujgurskiego – niezależnie od tego, jak pokojowe – jest zdecydowanie dławione jako “separatyzm”.  Muzułmańskie praktyki religijne są „delikatnie” lub nie tak bardzo delikatnie odradzane.


Setki, a może tysiące ludzi zginęło
 w częstych w tym Regionie wybuchach przemocy, kiedy rebelianci ujgurscy ścierają się z osadnikami Han, jak również z chińską policją i armią. Nikt nie wie dokładnie, ilu uwięziono i stracono.  


W maju 2014 r., “postępowy” “New York Times” informował, że przywódca Chin, Xi Jinping,


domagał się ściślejszej kontroli państwowej nad religią i lepszej asymilacji Ujgurów w społeczeństwie chińskim, włącznie z przeniesieniem większej liczby Ujgurów z Siancingu do innych części Chin, gdzie żyliby wśród Chińczyków Han, dominującej grupy etnicznej w kraju.


Gazeta poinformowała następnie, że pan Xi ogłosił także, iż Chiny użyją “specjalnych środków” w Sincing, do “uporania się ze specjalnymi sprawami”.  Nie podano żadnych konkretów.


Także Amnesty International – która na ogół stąpa niezmiernie ostrożnie, jeśli chodzi o krytykowanie dyktatur – donosiła:


28 lipca 
[2014], media państwowe doniosły, że 37 cywilów zostało zabitych, kiedy “wymachująca nożami tłuszcza” przypuściła szturm na biura w powiecie Yarkand (po chińsku: Shache) i że siły bezpieczeństwa zastrzeliły 59 atakujących. Grupy ujgurskie kwestionowały tę informacje, podając znacznie wyższą liczbę ofiar i mówiąc, że to policja otworzyła ogień do setek ludzi, którzy protestowali przeciwko ostrym ograniczeniom narzuconym muzułmanom podczas ramadanu. Ujgurzy spotykają się z rozpowszechnioną dyskryminacją przy zatrudnieniu, edukacji, przydziale mieszkań oraz z ograniczaniem wolności religijnej, jak również z marginalizacją polityczną.


Wszystko to nie powstrzymało jednak Wielce Szanownego George’a Osborne’a, ministra skarbu Zjednoczonego Królestwa, od wizyty w Chinach na czele dużej delegacji brytyjskiej, chętnego do rozszerzenia współpracy gospodarczej między tymi dwoma krajami. Pan Osborne odwiedził także Sinciang – przypuszczalnie, żeby zobaczyć, jak firmy brytyjskie mogą skorzystać na inwestycjach Chin w infrastrukturę Regionu – infrastrukturę, która (tak twierdzą Ujgurzy) jest zaprojektowana do służenia osadnikom Han.


Nawiasem mówiąc, słowa takie jak “osiedle” lub “osadnik” nigdy nie zostały wymówione w licznych mowach i wywiadach, udzielonych z tej okazji przez Wielce Szanownego Gościa. Ani też nie można ich znaleźć w żadnym oficjalnym oświadczeniu Wielkiej Brytanii w kontekście Chin. Musi istnieć duża różnica (choć także niezmiernie subtelna, bo ja jej nie widzę) między osiedlaniem się Chińczyków Han w Sinciangu, a Żydami izraelskimi osiedlającymi się na Zachodnim Brzegu. Jeśli bowiem chodzi o tych ostatnich, rząd Jej Królewskiej Mości nie przebiera w słowach:


Nasze stanowisko wobec osiedli jest jasne: są one nielegalne według prawa międzynarodowego….


Nie trzeba dodawać, że żaden ze zdyscyplinowanych i „postępowych” dziennikarzy głównego nurtu, którzy prowadzili wywiady z panem Osbornem, nie był wystarczająco źle wychowany, by zapytać, dlaczego wzniosłe Prawo Międzynarodowe stosuje się w jednym przypadku, ale nie w drugim. Ani też Opozycja Jej Królewskiej Mości – która stała się jeszcze bardziej „postępowa” z powodu nowego przywódcy, Jeremy’ego Corbyna – nie zgłosiła żadnych zastrzeżeń moralnych to idei bliższych stosunków z Chińską Okupacją („okupacja” z lub bez dużego „O” także była krzycząco nieobecna w całej konwersacji Wielka Brytania-Chiny).


Na wypadek, gdybyście zastanawiali się, pozwólcie, że was uspokoję, iż nie ma żadnych planów na odrębne oznakowywanie produktów wykonanych przez osadników Han ani w Sinciangu, ani w Tybecie – mimo że brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych chce „przyspieszyć” wprowadzenie w życie takiego oznakowania dla produktów z osiedli izraelskich.  


Niemniej niektórzy ludzie i organizacje krytykowali wizytę pana Osborne’a i jego zapał do współpracy z Chinami, wskazując, że reżim komunistyczny w Pekinie, jest jednym z najgorszych sprawców na świecie, jeśli chodzi o łamanie praw człowieka. Ale także ta krytyka była spokojna, opanowana i uprzejma; nie było wezwań do „Bojkotu, Dywestycji i Sankcji” wobec Chin – ta szczególna kara wydaje się zarezerwowana wyłącznie dla państwa żydowskiego.


Pan Osborne odrzucił nawet tę łagodną i uprzejmą krytykę, wyjaśniając, że:


Poruszyłem niepokoje o prawa człowieka, jakie mamy wobec władz chińskich, jako część szerszej konwersacji.  


Konwersacja musiała być istotnie bardzo szeroka – a może była prowadzona przez chiński telefon. Bowiem gospodarze chińscy w ogóle tej części nie pamiętają. Przeciwnie, kontrolowane przez rząd chiński media chwaliły pana ministra za… nieporuszanie kwestii praw człowieka. Jedna gazeta chińska nazwała go


pierwszym przedstawicielem Zachodu w ostatnich latach, który skupiał się na potencjale biznesowym zamiast przykładać szkło powiększające do “kwestii praw człowieka”.  


Gazeta wyraziła następnie opinię, że zachowanie pana Osborne’a powinno być naśladowane:


Powinno należeć do etykiety dyplomatycznej przywódców zagranicznych powstrzymanie się od konfrontacji z Chinami przez podnoszenie kwestii praw człowieka. Skromne zachowanie jest właściwą postawą dla ministra spraw zagranicznych, który odwiedza Chiny w poszukiwaniu możliwości biznesowych.


Pan Osborne może nie jest “ministrem spraw zagranicznych”, ale wydaje się rozumieć, że wymaga się od niego “skromnego zachowania”:

Oczywiście, mamy dwa całkowicie różne systemy polityczne i podnosimy kwestię praw człowieka, ale nie sądzę, by było niespójne z chęcią dokonywania większej wymiany handlowej z jedną piątą populacji świata.


I tu zawarty jest – oczywisty dla wszystkich poza rozmyślnie ślepymi – podwójny standard: Chiny są olbrzymim krajem – jak również mocarstwem ekonomicznym, politycznym i militarnym. Izrael jest niemal dokładnie wielkości Walii i ma gospodarkę równoważną tej w Singapurze i Hong Kongu.


Rząd Jej królewskiej Mości nie chce niepokoić Chin; nie obchodzi go jednak, jeśli zdenerwuje Izrael – w rzeczywistości może wręcz zarobić kilka punktów u dyktatorów arabskich, którzy rządzą ponad miliardem ludzi i posiadają większość światowych rezerw ropy naftowej i gazu.


Co jednak nie czyni tego moralnym. Przypomina mi to historię jak kilka lat temu szedłem ulicą Amsterdamu z moim żydowskim przyjacielem. Nagle mój przyjaciel, który jest szczęśliwy w swoim małżeństwie i moralny do granic obsesji – zastukał w okno i zapytał kobietę wewnątrz: „Za ile?” Prostytutka odpowiedziała: „Osiemdziesiąt euro. Chcesz wejść?” Nie - odpowiedział mój przyjaciel. – Chciałem tylko wiedzieć.


A więc, ponieważ dobrotliwa interpretacja Prawa Międzynarodowego wydaje się być na sprzedaż – tak samo jak to ciało kobiety w Amsterdamie – czy mogę z szacunkiem zadać pytanie panu Osborne, za ile? Ja tylko chcę wiedzieć…


How much, Mr. Osborne

Politically-incorrect Politics, 26 września 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Noru Tsalic

Brytyjski bloger, obecnie mieszka i pracuje w Wielkiej Brytanii.