Ekumeniczny amoralny symbolizm


Andrzej Koraszewski 2015-10-04

Sklep z ekwipunkiem dla uciekinierów do Europy w mieście Izmir w Turcji .  Zdjęcie: Tyler Hicks/The New York Times
Sklep z ekwipunkiem dla uciekinierów do Europy w mieście Izmir w Turcji .  

Zdjęcie: Tyler Hicks/The New York Times



Mity wspierają się na symbolach, a na symbole ludzie reagują jak pies Pawłowa. Miliony kojarzą dziś problem uchodźców ze zdjęciem zwłok małego dziecka wyrzuconych na brzeg morza. To zdjęcie symbolizuje dramat uciekinierów ze strefy wojny. Nie, nie tych, którzy od lat gdzieś w Syrii, Turcji czy Jordanii śpią pod gołym niebem, głodni i pozbawieni wszelkiej pomocy, ale tych, których stać było na zapłacenie bajońskich sum szmuglerom, żeby dotrzeć do wybrzeży Europy.

Sumienie obudziło się nagle i niespodziewanie, kiedy setki tysięcy ludzi pojawiły się  na granicach Unii Europejskiej, i zostało natychmiast potrząśnięte zdjęciem martwego dziecka. Dopiero teraz Europa wyciągnęła rękę do potrzebujących, kierując się swoim amoralnym symbolizmem.


Bez cienia ironii możemy powiedzieć, że najbardziej ludzcy okazali się Niemcy. Otworzono granice, zapewniono przybywającym dach nad głową i zaczęto się zastanawiać co dalej.


Niektórym powoli zaczęło świtać w głowach, że u naszych bram pojawili się niekoniecznie ci, którzy potrzebowali pomocy najbardziej, a gdyby reporterzy się pofatygowali, mogliby dostarczyć każdego dnia nowych zdjęć martwych dzieci, bo w obozach dla uchodźców w samej Syrii, w Turcji, Jordanii, Iraku, dzieci z braku jedzenia, opieki medycznej, z zimna i w wyniku przemocy umierają setkami przez cały czas.


Europa nie chce jednak nowych zdjęć, wystarcza jej to jedno zdjęcie, które pełni urzędową rolę fotografii wszystkich cierpiących. Europie nie przeszkadza, że w obozach dla uchodźców są nieustanne gwałty, bijatyki i znęcanie się jednych uciekinierów nad drugimi. Chrześcijanie i Jazydzi są regularnie prześladowani. Przemysł szmuglerów nie segregował ofiar, więc bywało, że już podczas podróży chrześcijanie byli topieni w morzu przez muzułmańskich współtowarzyszy podróży, zaś w obozie krzyżyk na szyi może być zagrożeniem życia, powodem gwałtu, czy tylko kopnięcia dziecka z rodziny niewiernych. Muzułmanin, który jest nie dość pobożny lub niewłaściwego rytu, obrywa również. Nawet jeśli większość to prawdziwe ofiary i dobrzy ludzie, agresywna mniejszość terroryzuje wszystkich. Również prawdziwe ofiary nie zawsze muszą być dobrymi ludźmi. Różnie z tym bywa.


Niemiecka policja raz za razem nalega na rozdzielenie grup religijnych (również z różnych odłamów islamu i z różnych grup etnicznych), ale dobrzy ludzie ze sfer rządowych odpowiadali dotychczas, że oznaczałoby to naruszenie niemieckich wartości wielokulturowego społeczeństwa. Lepiej przymknąć oczy na mord, gwałt, przemoc niż rozważać jakieś bezduszne rozwiązania praktyczne. Wśród uciekinierów, którzy dotarli do naszych granic są również wyznawcy islamofaszyzmu. Denazyfikacji jednak nie będzie, ani w Niemczech, ani gdzie indziej.   


Zdjęcia uciekinierów pobitych przez innych uciekinierów nie nadają się na wstrząsający sumienie symbol, nie należy ich pokazywać, nie należy o nich mówić. Przecież to mogłaby być woda na młyn rasistów. Rasistów mamy moc i są to ludzie równie bezmyślni jak dobrzy ludzie ze sfer rządowych.


Ciekawy przypadek amoralnego symbolizmu opisał Natan Levy, żydowski rabin z Londynu. Rabin, jak to ludzie głęboko religijni, jest sam człowiekiem wrażliwym na symboliczne gesty. W ubiegłym roku, w geście solidarności podczas Ramadanu, pościł razem z muzułmanami, a jego akcja wywołała żywe zainteresowanie prasy, bo prasa bezgranicznie kocha symboliczne gesty.


Dziś od zaprzyjaźnionej londyńskiej kwakierki dostałem link do jego nowego artykułu o amoralnym symbolizmie kwakrów.


Kwakrzy, podobnie jak Amnesty International, mają piękną historię i mniej piękną teraźniejszość. Najwyraźniej mają dziś pewne kłopoty ze zrozumieniem różnicy między miłością i nienawiścią, co ludziom religijnym niejeden raz już się zdarzało (chociaż kwakrzy do bardzo religijnych nie należą). Wszystkie religie wiele mówią o miłości i te kazania o miłości aż nazbyt często podszyte są jadem nienawiści. Kwakrzy byli inni, bezkompromisowi pacyfiści, ale bohaterscy w oddziałach medycznych, pierwsi chrześcijańscy przeciwnicy niewolnictwa, ryzykujący wiele, kiedy pomagali zbiegłym niewolnikom, autentycznie walczący z biedą i wspomagający rodziny więźniów.


To wszystko było jednak dawno. Rabin Levy opisuje spotkanie organizacji brytyjskich Żydów z kierownictwem brytyjskich kwakrów, które miało miejsce trzy lata temu. Dzień wcześniej w Syrii armia Asada użyła broni chemicznej przeciw plemieniu Khal Al-Asal i ludzie z ONZ próbowali zorganizować pomoc dla sierot.


Przewodniczący Zarządu Brytyjskich Żydów, Vivian Wineman rzucił propozycję w duchu kwakierskiej tradycji – zabierzmy te dzieci do Wielkiej Brytanii.


Reakcja była natychmiastowa: „Sytuacja w Syrii jest tak skomplikowana, że my, brytyjscy kwakrzy podjęliśmy już decyzję, że nie będziemy się wtrącać, poza ogólnym wezwaniem do pokoju.” Potem – jak pisze rabin Levy, jeden z kwakrów bez żadnej ironii wskazał na porządek dzienny i powiedział, że „pora wrócić do pierwszego punktu tego porządku, czyli do sprawy bojkotu izraelskich towarów z Zachodniego Brzegu”. 


Natan Levy pisze:

„Na przestrzeni ostatnich pięciu lat 230 tysięcy cywilów zostało zabitych w Syrii. W Izraelu i Palestynie (w tym w Gazie) zginęło około 3000 cywilów. Podczas tych pięciu lat kwakrzy poświęcili ponad 600 godzin na zebrania, wykłady i zajęcia w 420 kościołach, salach publicznych meczetach i szkołach wyłącznie na sprawie zakończenia izraelskiej okupacji.

Ile wykładów poświęcono sytuacji w Syrii? [...] jedną godzinę”

Londyński rabin zastanawia się nad pytaniem, dlaczego kwakrzy rok po roku organizują „ekumeniczne kampanie” z wycieczkami do Palestyny, ale nikt nie pojechał, żeby obejrzeć syryjski koszmar? Dlaczego brytyjski kościół metodystów wydaje 30 tysięcy funtów rocznie na swoje biuro w Jerozolimie (którego dyrektor wezwał do bojkotu Dnia Pamięci Holocaustu), nie dając grosza na pomoc dla syryjskich uchodźców?    


Skąd ta obsesja brytyjskich kościołów chrześcijańskich na temat Izraela i dlaczego właśnie kwakrzy, którzy nigdy nie mieli antysemickiej tradycji, włączyli się tak dziarsko do antyizraelskiej kampanii, kiedy zaledwie kilka kilometrów dalej miliony syryjskich uchodźców rozpaczliwie potrzebują pomocy?


Londyński rabin nie znajduje odpowiedzi na te pytania. Kiedy zadałem te same pytania szwedzkiej luterance odpowiedziała, że gdzieś trzeba zacząć, a nie da się pomóc wszystkim. Krótko mówiąc, walka z Żydami symbolizuje tradycyjną, chrześcijańską walkę z wszelkim złem.


Pierwszego października na Zachodnim Brzegu terroryści zabili  małżeństwo na oczach ich czwórki dzieci. Z dumą przyznał się do tej zbrodni Fatah, organizacja kierowana przez Mahmouda Abbasa, którego papież katolickiego Kościoła nazwał „aniołem pokoju”.  


                                       

 

 


Naama i Eitam Henkin, kiedy towarzysze Abbasa ich mordowali, ich czwórka dzieci (4 miesiące, 4 lata, 7 lat, 9 lat) siedziała obok w samochodzie.
Naama i Eitam Henkin, kiedy towarzysze Abbasa ich mordowali, ich czwórka dzieci (4 miesiące, 4 lata, 7 lat, 9 lat) siedziała obok w samochodzie.

Zdjęcie zamordowanej pary żydowskich rodziców nie nadaje się na jakikolwiek symbol, ani dla katolików, ani dla protestantów, ani dla kwakrów, ani dla ateistów z czołowych europejskich gazet. Jeśli idzie o kwakrów, to ich piękna tradycja wrażliwości na los sierot najwyraźniej zmieniła się w sympatię dla morderców rodziców osieroconych dzieci. Amoralny symbolizm walki ze złem zbiera obfite żniwo i to nie tylko wśród wierzących. Czy zdołamy się obudzić i zaczniemy tworzyć inną wrażliwość, czy też prędzej ta symboliczna wrażliwość na zło i krzywdę doprowadzi do tragicznych zmian w naszych społeczeństwach?