Syria składa się z wielu narodowości i ma skomplikowaną i pełną przemocy historię


Geoffrey Clarfield i Salim Mansur 2015-10-05

Muzaffar Salman/ Associated Press Syryjczycy trzymają portrety prezydenta Baszara al-Assada i prezydenta Rosji Władimira Putina podczas demonstracji w Damaszku w 2012 r.
Muzaffar Salman/ Associated Press Syryjczycy trzymają portrety prezydenta Baszara al-Assada i prezydenta Rosji Władimira Putina podczas demonstracji w Damaszku w 2012 r.

Kanadyjczycy szykują się do nadchodzących wyborów federalnych i kryzys uchodźców syryjskich zajmuje dużo miejsca w platformach wyborczych trzech głównych partii. Niemniej żadna z tych partii nie zatrzymała się na moment, żeby zadać fundamentalne i historyczne pytanie, odpowiedź na które powinna naświetlać wszelką politykę wobec Syrii i eksplozji uchodźców starających się dostać do naszych brzegów: czym jest Syria i kim jest Syryjczyk?

Do roku 1917 nigdy nie było państwa syryjskiego, ani nie było grupy etnicznej, która nazywałaby siebie Syryjczykami. Niemniej studenci historii zawsze byli w usprawiedliwiony sposób zdezorientowani, kiedy czytali o „starożytnej” Syrii, „średniowiecznej” Syrii lub „nowoczesnej” Syrii, jak gdyby miała wyraźną tożsamość historyczną i etniczną. Jest tak, ponieważ te akademickie i polityczne etykietki wynaleźli akademicy i politycy, a następnie przerzucili je na minione czasy. Syria jednak zawsze oznaczała terytorium, nie naród, a już z pewnością nie naród muzułmański.


Do końca I wojny światowej tylko nieznaczna liczba arabskojęzycznych ludzi we wschodnim basenie Morza Śródziemnego nazywała siebie Syryjczykami. To była zupełnie nowa rzecz i w owym czasie większość z nich była chrześcijanami.


W hebrajskim Starym Testamencie słowo “Siryon” jest nazwą góry Hermon, śnieżnego szczytu na Wzgórzach Golan. Syria jest słowem greckim. Po raz pierwszy pojawiło się w sztuce starożytnego dramaturga Ajschylosa. W 440 r. p.n.e. grecki pisarz Herodot (i pierwszy antropolog) użył tego słowa do opisania tego, co obecnie jest Turcją środkową. Mówiący po grecku Seleucydzi, którzy rządzili wschodem po podbojach Aleksandra Wielkiego, używali tego słowa na określenie swoich terytoriów w południowo zachodniej Azji.


Rzymianie używali tego słowa na określenie terytoriów między Azją Mniejszą (dzisiejsza Turcja) a rzymskim Egiptem. Chrześcijańscy Bizantyjczycy przyjęli rzymskie użycie słowa. Muzułmańscy Arabowie, ze swoim zafiksowaniem na Mekce i Medynie, nazywali ten sam obszar „Bilad as Szam”, Kraj na Północ (na północ od Mekki),


Dopiero europejscy i amerykańscy misjonarze protestanccy w XIX wieku wprowadzili to słowo jako określenie obszaru, który tak się obecnie nazywa. Najpierw przyjęli je arabskojęzyczni chrześcijanie,  a dopiero potem miejscowi muzułmanie zaczęli używać tej nazwy w pismach. Stamtąd weszło do miejscowego leksykonu historycznego w książce pod tytułem Historia Syrii napisanej przez Jurdżia Dżanniego w 1881 r. W owym czasie jednak to, co później stało się państwem nazwanym Syrią, było grupą odrębnych i oddzielnie administrowanych prowincji pod władzą sułtanów osmańskich, którzy rządzili tym obszarem ze Stambułu.


Co ciekawe, ci, którzy wprowadzili to słowo do powszechnego użytku pod koniec XIX w., określali nim to, co obecnie jest Izraelem, Jordanią, Syrią i Libanem, powtarzając greckie użycie po rozpadzie imperium Aleksandra. Niektórzy entuzjaści, zarówno miejscowi, jak zagraniczni, twierdzili, że „Wielka Syria” obejmowała także terytoria rozciągnięte na zachód do nadbrzeżnego miast El Arisz na brzegu Morza Śródziemnego na pustyni Synaj w Egipcie. Krótko mówiąc, nigdy nie było zgody co do geograficznej natury Syrii ani jej granic.


Nie jest więc zaskakujące, że w 1976 r. nieżyjący już prezydent Syrii, Hafiz Al-Assad (ojciec obecnego dyktatora) powiedział delegacji Organizacji Wyzwolenia Palestyny: „Nie reprezentujecie Palestyny w takim stopniu, jak my to robimy. Nie zapominajcie o jednej rzeczy: nie ma narodu palestyńskiego, żadnego bytu palestyńskiego, istnieje tylko Syria! Jesteście integralną częścią narodu syryjskiego i Palestyna jest integralną częścią Syrii. Dlatego to my, władze syryjskie, jesteśmy rzeczywistymi przedstawicielami ludności palestyńskiej”.


W 1921 r. część wschodniego basenu Morza Śródziemnego, która nie była częścią Mandatu Palestyńskiego (który to Mandat stał się Izraelem i Transjordanią) została Mandatem Ligi Narodów dla Syrii & Libanu pod protektoratem francuskim. W 1946 r. Francja uznała niepodległą Syryjską Republikę Arabską. Dwa lata później to nowoutworzone państwo syryjskie najechało na nowo ustanowione państwo Izrael, bo uważali, że nie jest to Palestyna, ale część Syrii i, ich zdaniem, to oni powinni tam rządzić.


Kim są ludzie, którzy żyli w Syrii od lat 1920.? Najbardziej starożytni byli Żydzi, którzy żyli w Damaszku, Aleppo i wsiach syryjskich od czasów poprzedzających Imperium Rzymskie. W 1948 r. wielu uciekło z kraju, kiedy armia syryjska zaatakowała Izrael z północy. Ci Żydzi, którzy pozostali, byli często aresztowani, torturowani i traceni przez reżim za wyimaginowane przestępstwo „syjonizmu”. Z czasem większość Żydów uciekła z kraju i przeniosła się do Izraela i demokracji zachodnich. Nie ma już żadnych Żydów w nowoczesnej Syrii.


Następni są Ormianie (chrześcijanie), którym udało się uciec przed ludobójstwem Ormian dokonanym przez muzułmanów osmańskich przed i po I wojnie światowej. Żyli głównie w dużych miastach, takich jak Damaszek i Aleppo. Wraz z nimi żyła tam rozmaitość drobnych społeczności chrześcijańskich, z których wiele wywodzi się z czasów Imperium Bizantyjskiego, a niektórzy mogą być potomkami wczesnych wyznawców Jezusa z Nazaretu i św. Pawła.


Ci wschodni chrześcijanie prawosławni dzielą się na jakobitów i grekoprawosławnych. Katolicy obejmują melchitów, Chaldejczyków, Ormian, nestorian i maronitów, jak również wyznawców obrządku łacińskiego. Są ponadto Asyryjczycy (nestorianie), którzy nie są w związku z Rzymem, i rozmaite małe grupy protestantów, których skutecznie nawrócili XIX- wieczni Europejczycy i którzy przynieśli pojęcie „Syrii” tym i innym odrębnym ludom. I są muzułmanie, którzy stanowią większość demograficzną.


Podziały wśród muzułmanów także są skomplikowane. Rządzący i tajemniczy alawici stanowią heterodoksyjną mniejszość muzułmańską, która twierdzi, że jest szyicka, ale nie jest w pełni akceptowana przez inne grupy szyickie. Prezydent Syrii jest alawitą, jak również większość jego urzędników rządowych i oficerów syryjskiej armii. Można więc patrzeć na trwającą wojnę domową w Syrii jako na wojnę alawitów przeciwko reszcie. Komplikują to nieco Druzowie, tajemnicza sekta ludzi, którzy nie całkiem są muzułmanami i zawsze popierają tego, kto jest przy władzy. W Libanie popierają rząd i to samo robią w Izraelu. W Syrii jednak w ostatnich kilku miesiącach wygląda na to, że odłączyli się od alawitów. Może się to zmienić teraz, kiedy Rosjanie weszli do Syrii.


Syria jest także domem sunnickich muzułmanów, Kurdów – których etniczna lojalność wydaje się być silniejsza niż religijna, a w najmniejszym stopniu czują się Syryjczykami – którzy woleliby niepodległe państwo zjednoczone z Kurdami z wschodniej Turcji i północnego Iraku. Wreszcie, największą grupą etniczną w kraju są Arabowie sunniccy, którzy kiedyś marzyli o zjednoczonym świecie arabskim od Maroko do Iraku, ale teraz są zredukowani do wojujących milicji klanowych, z których wielu jest fundamentalistami i chce opartego na szariacie państwa (z niewolnictwem, obcinaniem głów i tym podobne) wraz z podobnie myślącymi zwolennikami Państwa Islamskiego Iraku i Lewantu (ISIL). A są jeszcze grupy, które nie popierają nikogo poza samymi sobą i są w zasadzie plemiennymi rozbójnikami.


Jak te różne grupy współżyły ze sobą w ubiegłym stuleciu? Niezbyt dobrze! W 1912 r. K.T. Khairallah napisał:

 “W przeszłości nie istniało społeczeństwo syryjskie. Nie było niczego poza zasadniczo odmiennymi i wrogimi grupami. Był to zestaw zupełnie odmiennych elementów zestawionych razem przez podbój i trzymanych razem pod jedną władzą terrorem i tyranią. Każdy element zazdrośnie pilnował swoich tradycji, zwyczajów i środków utrzymania, ignorując zupełnie sąsiadów… Społeczeństwo opierało się na despotyzmie nagiej siły, odwzorowanej przez władcę”.


Nie ma czego zazdrościć w tej wersji multikulturowości z 1912 r. I, niestety, niewiele zmieniło się od tego czasu. W rzeczywistości sprawy się jeszcze pogorszyły. Teraz jest duża liczba Syryjczyków (zarówno sprawców, jak ofiar wieloletniej przemocy i międzyetnicznych prześladowań, jakie charakteryzują nowoczesną historię tego kraju) którzy pragną przybyć do nas. Jak powinien zareagować nasz rząd?


Przede wszystkim rząd kanadyjski i wszystkie główne partie polityczne muszą uznać, że eksplozja uchodźców syryjskich jest problemem arabskim. Kraje Ligi Arabskiej mają pieniądze, przestrzeń i zasoby, by zaabsorbować czasowo lub na stałe każdą arabskojęzyczną osobę, która nie czuje się bezpiecznie w rozdzieranym wojną kraju. Z pewnością kraj taki jak Arabię Saudyjską z rocznym budżetem 229 miliardów dolarów stać na zaopiekowanie się swoimi arabskimi i muzułmańskimi „braćmi” z Syrii. Byłoby to w duchu Artykuły Drugiego Karty Założycielskiej Ligi Arabskiej, który mówi wyraźnie:

“Celem Ligi jest zacieśnienie stosunków między państwami członkowskimi i koordynacja ich działalności politycznej w celu zrealizowania bliskiej współpracy między nimi, zabezpieczenia ich niepodległości i suwerenności, i ogólnie brania pod uwagę spraw i interesów krajów arabskich”.

Państwa NATO, takie jak Kanada, powinny wezwać państwa Ligi Arabskiej, szczególnie bogate w ropę naftową państwa Zatoki i Arabię Saudyjską, by wzięły na swoje barki to, co najwyraźniej jest kryzysem arabskim spowodowanym przez Arabów. (Na przykład, tylko Katar dał rebeliantom syryjskim 3 miliardy dolarów.) Gdyby kraje arabskie to zrobiły i przyjęły na siebie ten ciężar, uchodźcy nie musieliby uczyć się nowego języka. Jako muzułmanie żyliby i pracowali w kulturze, w której ich religia jest religią państwową i gdzie mogliby z powodzeniem komunikować się i pracować. Być może któregoś dnia będą w stanie powrócić do Syrii. Nikt nie wie, dlaczego to się nie dzieje. Niemniej z pewnością mamy prawo jako Kanadyjczycy żądać tego minimalnego gestu humanitarnego od Ligi Arabskiej.


Po drugie, Kanada i państwa NATO powinny otworzyć drzwi dla rozmaitych mniejszości z Syrii, które nie mają dokąd pójść i nie są mile widziane w państwach arabskich, i które boją się, że i tak ich sytuacja tam nie byłaby inna niż w Syrii, gdzie byli obywatelami drugiej kategorii. Jako chrześcijanie bowiem nigdy nie mieli równych praw w kraju swojego urodzenia, praw, które my przyznajemy wszystkim obywatelom i uchodźcom przybywającym do nas.


Po trzecie, Kanada powinna odrzucić każdego, kto był wysokim rangą członkiem armii syryjskiej, kto ma krew na rękach i kto walczył w jakiejkolwiek milicji lub grupie terrorystycznej, takiej jak ISIL lub Hezbollah, które masakrowały cywilów i są oficjalnie uznane przez Kanadę za organizacje terrorystyczne.


Wreszcie, rząd kanadyjski powinien dać drugie tyle – dolar za każdego dolara od grup kanadyjskich, które będą sponsorowały niewinne rodziny i osoby z każdej grupy etnicznej lub religii – muzułmanów, chrześcijan, Druzów lub alawitów – którzy chcą uciec od tej koszmarnej wojny domowej i nie są oddani skrytemu dżihadowi przez żądanie wprowadzenia szariatu po tym, jak już osiedlą się w Kanadzie.


Kanada powinna także żądać stanowczo, by bogate kraje Arabii i Zatoki dostarczyły naszemu rządowi funduszy na pomoc tego rodzaju uchodźcom, niezależnie czy będą oni muzułmanami, czy chrześcijanami. Syryjską wojnę domową podsycały państwa Zatoki, Saudyjczycy, Irańczycy, a teraz Rosjanie. Jest tylko słuszne i sprawiedliwe, by zapłaciły za cierpienie ludzkie, które stworzyły i które wygnało tych uchodźców z ich ojczyzny. Niedawna oferta rządu saudyjskiego wybudowania setek meczetów dla uchodźców syryjskich w Europie jest śmiechu warta. Dlaczego koszt absorbowania uchodźców stworzonych przez ISIL, które jest finansowane przez Saudyjczyków, ma spaść na barki zwykłego podatnika kanadyjskiego?


Mówiąc wprost: wieloetniczny kraj, taki jak Kanada, potrzebuje wieloetnicznej polityki wobec uchodźców, która zajmuje się każdą społecznością w Syrii zgodnie z własną definicją tej społeczności, nie zaś z naszą definicją. Nie ma narodu syryjskiego i nigdy nie było – są tylko różne społeczności etniczne, podzielone i skłócone ze sobą. Jeśli nie zrozumiemy tego nagiego faktu etnograficznego, to wyrządzimy wielką krzywdę tym uchodźcom, którzy przybywają z tego, co kiedyś było państwem syryjskim. Zasługują oni na coś lepszego.

 

Syria is made up of many nationalities with a complex and violent history

National Post, 23 września 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

Geoffrey Clarfield

Kanadyjski antropolog. Przez dwadzieścia lat badał społeczenstwa Afryki i bliskiego Wschodu.

Salim Mansur

Kanadyjczyk urodzony w Kalkucie. Wykłada politologię na University of Western Ontario Zajmuje się badaniami muzułmańskiego świata, Południowej Azji i Bliskiego Wschodu. Muzułmańscy duchowni wydali dwie fatwy wzywające do zabicia go.