Arabia Saudyjska i jej pięć minut w mediach


Andrzej Koraszewski 2015-10-02

Warszawski meczet ufundowany za pieniądze nieznanego sponsora z Arabii Saudyjskiej. Dociekanie jaki właściwie islam będzie promowany w tym meczecie wydaje się być nietaktem. Czy będzie to może sufizm? Wątpliwe. A czy może to być wahabizm?
Warszawski meczet ufundowany za pieniądze nieznanego sponsora z Arabii Saudyjskiej. Dociekanie jaki właściwie islam będzie promowany w tym meczecie wydaje się być nietaktem. Czy będzie to może sufizm? Wątpliwe. A czy może to być wahabizm?

Zadeptanie pond 700 osób podczas pielgrzymki do Mekki stało się wiadomością niemal równie głośną jak aresztowanie w Jerozolimie chłopca rzucającego kamieniami w żołnierzy, a pochodzącego ze znanej rodziny palestyńskiej gwałtownych protestantów.


Ponad 700 zadeptanych wiernych przytłumiło wiadomość o uzyskaniu przez Arabię Saudyjską ważnej pozycji w Radzie Praw Człowieka ONZ oraz wiadomość o terminie egzekucji przez ścięcie i ukrzyżowanie zwłok Muhammeda al-Nimra, który źle się wyrażał o królu i którego aresztowano w 2012 roku, kiedy nie miał jeszcze 17 lat.


Podobno egzekucję odroczono, ale podczas codziennego briefingu w amerykańskim Departamencie Stanu, we wtorek 22 września, zastępca rzecznika prasowego, Mark C. Toner powiedział, że nic nie wie ani o rozprawie, ani o wyroku, dodał jednak, że Departament jest zaniepokojony wyrokami śmierci w Arabii Saudyjskiej.


Nie rozwijał tego niebezpiecznego tematu, gdyż ostatnio z różnych stron pojawiały się twierdzenia, że Arabia Saudyjska ścina więcej głów niż Państwo Islamskie.


Protest Saudyjczyków przeciwko egzekucjom przez ścięcie.
Protest Saudyjczyków przeciwko egzekucjom przez ścięcie.

Zaniepokojenie zastępcy rzecznika prasowego Departamentu Stanu wydawało się wynikać z faktu, że dziennikarz łączył swoje pytanie z faktem przyznania Arabii Saudyjskiej wysokiej pozycji w Radzie Praw Człowieka ONZ, dziennikarz pytał jaka jest reakcja Departamentu Stanu na tę nominację?    

„No cóż - odpowiedział rzecznik – nie mam tu żadnego komentarza, nie mam żadnej reakcji na to. To znaczy, uczciwie, to jest... jesteśmy zadowoleni. Jesteśmy bliskimi sojusznikami. Jeśli...”

Rozmowa była dłuższa i ze wszech miar interesująca, ale cała sprawa Arabii Saudyjskiej jako strażnika przestrzegania praw człowieka na świecie zajęła w mediach drugorzędną pozycję i nie zagrzała miejsca w świetle dziennikarskich reflektorów.


Można powiedzieć – a jednak, bo na przykład informacja znacznie ważniejsza, o saudyjskim prezencie dla Yale University w wysokości 10 milionów dolarów, jak się wydaje przeszła całkiem niezauważona. W wewnętrznym pisemku informował o tym rektor Yale, wspomniał Fox News i zainteresowało się tym kilku blogerów. Dar saudyjskiego miliardera dla wydziału prawa słynnego amerykańskiego uniwersytetu ma sfinansować utworzenie Centrum Studiów Islamskiego Prawa i Cywilizacji, czyli mówiąc po naszemu: nauki o wahabizmie i pięknie szariatu. Jest to suma drobna, najwyraźniej niewarta wspomnienia, Harvard i Georgetown University dostały po 20 milionów dolarów, również na ten sam cel.


Propagowanie wahabizmu na uniwersytetach zachodnich kosztuje, ale nie można się ograniczać tylko do tego, dziesiątki milionów dolarów trafia do różnych organizacji pozarządowych takich jak Prince Alaweed bin Talal Center for Muslim-Christian Understanding, która promuje „dialog międzyreligijny”, popularyzując przede wszystkim zwalczanie wrogów islamu i „przemysłu islamofobii”. Na pierwszy ogień trafiają tu muzułmanie krytykujący polityczny islam i islamski terroryzm. Przedmiotem ataków owego centrum dialogu jest także świeckie państwo. Kolejną ścieżką promowania wahabizmu są fundowane przez Arabię Saudyjską meczety i stypendia dla imamów (zarówno na naukę w samej Arabii Saudyjskiej, jak i jako zachęta do odpowiednich studiów na miejscu).


Jak donosił brytyjski „Independent” Arabia Saudyjska na propagowanie wahabizmu w innych krajach muzułmańskich wydała ponad 100 miliardów dolarów. Od 2011 roku wysłano również około 25 tysięcy imamów do Indii, wspierając tę akcję dodatkowo sumą ćwierć miliarda dolarów.  


Trudno oprzeć sie wrażeniu, że w całym zachodnim świecie nie ma żadnych reakcji na ten nieprawdopodobnie suto finansowany wahabicki prozelityzm. W świecie muzułmańskim (oczywiście poza krajami zdominowanymi przez islam szyicki) saudyjskie pieniądze również są przyjmowane z wdzięcznością. Jedynym wyjątkiem może się okazać Egipt, gdzie rozpoczęła się wielka akcja zwalczania religijnego ekstremizmu. Zamknięto 27 tysięcy nieautoryzowanych meczetów, w meczetach podlegających ministerstwu religijnego dziedzictwa założono kamery i wszystkie kazania są monitorowane, z bibliotek przy meczetach usunięto wszystkie materiały Bractwa Muzułmańskiego. Duchowni muszą mieć licencję ministerstwa religii zarówno na wygłaszanie kazań w meczetach, jak i na nauczanie religii dzieci. Wygląda to na szeroko zakrojoną wojnę z religijnym ekstremizmem.



Oczywiście reakcje nie kazały na siebie długo czekać. Ze wszech stron posypały się krytyki egipskiego rządu za tłamszenie wolności religijnej. Organizacje broniące praw człowieka licytują się w obronie religijnego fanatyzmu.


Prezydent Sisi nie zamierza ograniczać się do ścigania terroryzmu, zapowiada długą i trudną walkę z jego źródłem. Wygląda na to, że Egipt jest dziś pod tym względem oazą. Setki milionów łożone na propagowanie wahabizmu nie wywołują niepokoju rządów, zaś próby pokazania, co się dzieje, traktowane są jako oczywisty przykład islamofobii.


No cóż, trochę fobii wobec nauczania nienawiści byłoby wskazane, a saudyjskie pieniądze płyną szerokim strumieniem również nad Wisłę.