Demokracja, demagogia, dekadencja, czyli jak UE walczy z nauką


Andrzej Koraszewski 2015-09-18

Owca Dolly (1996-2003) pierwsze sklonowane zwierzę, z jej pierwszym jagnięciem, któremu nadano imię Bonnie.
Owca Dolly (1996-2003) pierwsze sklonowane zwierzę, z jej pierwszym jagnięciem, któremu nadano imię Bonnie.

Unia Europejska jest przeciwna uprawom GMO, Unia Europejska jest przeciwna szczelinowaniu, Unia Europejska wypowiedziała się właśnie za całkowitym zakazem klonowania, Unia Europejska popiera homeopatię. Czy jest jakieś wyjaśnienie dlaczego organizacja, która przyniosła krajom europejskim tyle dobra, zmieniła się w ociężałą machinę biurokratyczną, hamującą postęp i propagującą absurdalne przesądy? Już w latach siedemdziesiątych pisano o „eurosklerozie”, zabawne, bo popularność tego terminu była największa w prasie brytyjskiej w okresie poprzedzającym przystąpienie Brytyjczyków do Unii.

Pojęcie „eurosklerozy” występowało wówczas najczęściej w kontekście Wspólnej Polityki Rolnej. Brytyjczycy, którzy subwencjonowali swoje rolnictwo na tym samym lub wyższym poziomie jak Unia, byli głęboko przekonani, że wspieranie swojego rolnictwa jest dobre, ale wspieranie cudzego wskazuje wyraźnie na chorobę psychiczną. Przekonywanie ich, że jest to najlepszy sposób wyrównania poziomu cywilizacyjnego, przełamania tradycji urbanizacji przez pauperyzację wsi i tworzenia prawdziwie partnerskiego rynku, budziło wyłącznie niebotyczne zdumienie mieszkańców kraju, który stworzył swoją potęgę na mniej partnerskiej idei handlu.

 

Kiedy w 1951 roku powstawała Wspólnota Węgla i Stali, Brytyjczycy byli przekonani, że jest to wspierany przez Amerykanów spisek niemiecko-francuski przeciw ich interesom ekonomicznym. Kiedy wcześniej zaproszono Wielką Brytanię do tej wspólnoty, Churchill odpowiedział, że bardzo lubi Francuzów i Belgów, ale nie będzie się do nich zniżał. Kiedy w 1962 roku Unia (wtedy EWG) wprowadziła Wspólną Politykę Rolną, na wyspach zacierano ręce, w głębokim przekonaniu, że ci wariaci na kontynencie wykopali sobie grób. Nieco ponad dziesięć lat później Brytyjczycy zastukali do drzwi Unii z prośbą o przyjęcie ich do tego klubu. Szwedzi, Finowie i Austriacy, czekali jeszcze 22 lata, żeby w końcu oświadczyć, że nie stać ich na pozostawanie poza strukturami Unii Europejskiej.

 

Tymczasem jednak faktyczna euroskleroza coraz częściej dawała o sobie znać. Przedmiotem stosunkowo najczęstszych krytyk były fantastyczne regulacje dotyczące dopuszczalnego zakrzywienia ogórków, kształtu bananów, zakaz sprzedaży jaj na tuziny i dziesiątków innych, bardzo podobnych. W Brukseli setki sklonowanych w biurowcach urzędników w pocie czoła wydalają z siebie coraz to nowe pomysły.

 

Po okresie skokowego rozwoju, w znacznym stopniu zawdzięczanemu wspólnemu rynkowi, starzenie się tej organizacji ujawnia coraz częściej biurokratyczną demencję. Najbardziej przerażające jest to, że w kluczowych dla rozwoju dziedzinach unijni biurokraci zaczynają zastępować Kościół w roli głównego hamulcowego postępu.

 

Unia ze strachu przed oskarżeniem o federalizm nie ma swojej konstytucji i nikt nie określił wyraźnie, gdzie kończą się unijne kompetencje. W efekcie unijny parlament i unijni urzędnicy mają stałą tendencję do regulowania wszystkiego, włącznie z absurdalnymi zakazami w rodzaju zakazu informowania na butelkach z wodą, że picie wody zapobiega odwodnieniu. 

 

Wszystko to są drobiazgi w porównaniu z tym, że zarówno urzędnicy, jak i wybrani do Europejskiego Parlamentu posłowie wydają się być pod głębokim wrażeniem antynaukowego środowiskowego lobby. Trudno o wątpliwości że XXI wiek będzie w dużym stopniu stuleciem rewolucji w biotechnologii. Unijni politycy i unijni biurokraci przyjęli z religijną czcią „zasadę ostrożności”, która zagwarantuje, że każde dziecko będzie miało od urodzenia do końca życia pełne bezpieczeństwo. Groteskowe domaganie się dowodów na 100 procentowy brak ryzyka daje pełną gwarancję zastoju. Najwyraźniej widać to na polu upraw GMO, gdzie przesadne restrykcje spowodowały, że Europa jest o dwa dziesięciolecia za Ameryką i o 10 lat za Chinami. Firmy biotechnologiczne uciekają z Europy, młodzi ludzie nie chcą się kształcić w najbardziej atrakcyjnych dziś zawodach, wiedząc, że te zawody nie mają w Europie przyszłości. Kampania ustawicznego straszenia jest całkowitą kpiną z nauki, a w naszej Polsce nie tylko jeden z poprzednich ministrów rolnictwa przekonywał, że „kukurydzy wszczepia się bakterię”, ale za górę pieniędzy urządził akcję dezinformacji w sprawie GMO w każdej gminie. Kolejne rządy wydają się być całkowicie przekonane, że Polsce najlepiej służy powtarzanie z ministerialnym autorytetem kompletnych nonsensów wyczytanych w brukowcach. Politycy ani nie umieją, ani nie mają zamiaru słuchać naukowców, ale również media w dużym stopniu przykładają się do popularyzowania antynaukowych przesądów.

 

Podobnie jak z GMO i rozwojem biotechnologii wygląda sprawa szczelinowania. Ekolodzy z bożej łaski opowiadają bajki z tysiąca i jednej nocy, ale nikt ani we władzach krajowych, ani unijnych nie zadaje sobie trudu aby konfrontować opowieści z tabloidów i zielonych broszurek z rzetelnie zbadanymi faktami. Efekt jest taki, że Europa dysponująca ogromnymi złożami gazu pozostaje nadal uzależniona od węgla i rosyjskiej oraz arabskiej ropy, a wysiłki, żeby zredukować emisje CO2 przy pomocy wiatru i słońca kosztują bajońskie sumy i przynoszą zerowe efekty. Tymczasem Stany Zjednoczone osiągnęły jak dotąd największą skokową redukcję tych emisji i zamiast importować ropę i gaz sprzedają te produkty. Europa wybiera pozorowaną walkę ze zmianami klimatycznymi i dalsze finansowanie putinowskiej Rosji oraz politycznego islamu przez import astronomicznych ilości ropy i gazu.

 

Pomińmy tu tysięczne opowieści o silnej obecności rosyjskich agentów wpływu w europejskich ruchach środowiskowych, gdyż takie opowieści są trudne do udowodnienia, a policja tych dowodów nawet nie szuka. Wystarczy jednak stwierdzić, że od polityków powinniśmy oczekiwać znajomości raportów naukowych oraz prowadzenia kalkulacji ekonomicznych. Nie robią tego, bo są zajęci „zasadą ostrożności” i dyskusjami jak innowacji zakazać, a przynajmniej utrudnić lub uczynić nieekonomicznymi. Potencjalni inwestorzy rezygnują, a czas ucieka.

 

Najnowszy wyczyn Parlamentu Europejskiego to głosowanie za stałym zakazem klonowania zwierząt na terenie Unii Europejskiej i zakazem importowania nie tylko klonów, ale ich potomków (ciekawe, czy tylko do czwartego pokolenia, czy do ósmego, w tej kabale ósemka byłaby bardziej stosowna, a jeszcze lepiej do 777 pokolenia).                                                                     

 

Po emocjonalnej debacie Parlament Europejski zagłosował za szerokim i stałym zakazem klonowania zwierząt na terenie UE w celu produkcji żywności oraz za zakazem importu nie tylko klonów i ich potomków, ale także wszelkich produktów pochodzących od klonowanych zwierząt i ich potomków.

 

Stanowisko to poparło 529 europosłów, 57 wstrzymało się, a 120 zagłosowało przeciw raportowi, który przygotowały wspólnie dwie komisje parlamentarne: rolna oraz zdrowia i ochrony środowiska. Od obydwu tych komisji oczekiwalibyśmy znajomości stanu wiedzy o tym, o czym sporządzano raport.

 

Komisje nie odwoływały się jednak do naukowych debat, orzekły, że „proponowane zaostrzenie jest zgodne z wolą mieszkańców UE, którzy w znakomitej większości sprzeciwiają się stosowaniu tej techniki produkcji żywności”. Demagogia to schlebianie woli ludu, nawet jeśli wiemy, że ta wola oparta jest na ignorancji, braku informacji i manipulacji postawami społecznymi.   

 

Parlamentarna sprawozdawczyni, Giulia Moi z rozwianym włosem mówiła” „Chcemy zakazu klonowania zwierząt w Unii, dopóki nie pojawi się dowód naukowy, że ta technika jest w stu procentach bezpieczna”.

 

Najwyraźniej nikt w szkole nie poinformował tej biednej kobiety, że nauka nie dostarcza takich dowodów, że przeprowadza się długie serie testów, po których dochodzimy do wniosku, że dana metoda jest wystarczająco bezpieczna, aby zacząć ją stosować na masową skalę, że życie polega na ustawicznym podejmowaniu ryzyka, a rozsądek wymaga ciągłej kalkulacji, na ile warto dane ryzyko podjąć. 529 posłów do Parlamentu Europejskiego to najwyraźniej mentalne klony z tego samego chowu.         

 

W doniesieniach prasowych nie dowiadujemy się, do jakich badań odwoływały się komisje, z czyich porad korzystały. Najdłuższe doświadczenia mają na tym polu Stany Zjednoczone, gdzie metoda jest stosowana od 2007 roku, była wcześniej testowana i jest bardzo starannie monitorowana. Klonowanie to kolejny (wielki) krok po sztucznej inseminacji, która dziś jest praktyką powszechną, ale początkowo również wywoływała ogromne opory. W obecnej debacie Parlamentu Europejskiego brał udział Janusz Wojciechowski był członek PSL i były prezes NIK. Poseł Wojciechowski dał do zrozumienia, że on tak lubi jak zwierzątka to robią naturalnie i on by się tego trzymał.

 

Oczekiwania, że żywność pochodząca z potomków zwierząt klonowanych ma być oznakowana, byłaby operacją kosztującą między 40 a 100 milionów euro rocznie. Dla biurokratów z Brukseli to nie jest problem, ostatecznie to nie ich pieniądze.

 

Zważywszy, że metoda klonowania zwierząt jest coraz szerzej stosowana w USA, Brazylii , Argentynie, Nowej Zelandii, możemy być pewni, że nasz europejski skansen będzie po prostu trochę bardziej zapyziały.

 

Oczywiście w tej samobójczej polityce jest jeszcze jeden element - ponieważ Europa jest z własnej woli coraz bardziej cywilizacyjnie zacofana, polityczna decyzja, że nie będziemy pozwalać na import zwierząt sklonowanych ani ich potomków spowoduje, że im bardziej masowo ta technika będzie stosowana w innych krajach, tym bardziej zakaz oznaczać będzie bariery handlowe i osłonę własnych, coraz bardziej zacofanych producentów.

 

Jest to tylko jeden przykład z ogromnego wachlarza działań powodujących systematyczne odpadanie od czołówki peletonu. Polityka oparta na demagogii i biurokratycznej demencji przynosi już dziś katastrofalne skutki.    



P.S. w 2002 roku ukazał się polski przekład książki trzech brytyjskich biologów pod niepokojącym tytułem Ponowny akt stworzenia. Ian Wilmut, Keith Campbell i Colin Tudge z Roslin Institute w Edynburgu sklonowali pierwsze zwierzę, owcę Dolly. Literatura o rozwoju technik klonowania i ich zastosowaniu w hodowli liczy tysiące pozycji.

 

*Ian Wilmut, Keith Campbell, Colin Tudge "Ponowny akt stworzenia. Dolly i era panowania nad biologią", przekład Małgorzata Koraszewska, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań, 2002