Wyznania kulturowego katolika


Andrzej Koraszewski 2015-08-27

Profesor Stanisław Obirek
Profesor Stanisław Obirek

Nie wiem, czy mi się to uda, ale spróbuję opowiedzieć o książce, o której w kilku zdaniach opowiedzieć nie sposób. Książka Stanisława Obirka, to kilka książek upchniętych w jeden tom. Mam wrażenie, że jest to obowiązkowa lektura dla każdego, kto próbuje rozeznać się w gąszczu powiązań między religią a kulturą, współczesnością i tradycją, kto próbuje zrozumieć napięcia między instytucjonalnym Kościołem, a wiernymi mówiącymi „my jesteśmy Kościołem”. Nie należy jednak oczekiwać gotowych odpowiedzi, Autor zmaga się bowiem z formułowaniem odpowiedzi na pytanie, gdzie jest i jakie jest jego stanowisko w najważniejszych dla niego sprawach, po przejściu długiej i dość niezwykłej drogi.

Jest to książka niesłychanie osobista, w której autobiograficzne elementy odgrywają istotną rolę w próbie zrozumienia relacji między jednostką ukształtowaną przez konkretne indywidualne doświadczenia i wybory oraz światem w konkretnym okresie historycznym.        

 

Profesora Obirka znaliśmy jako jezuitę, kapłana dyscyplinowanego przez hierarchię za mówienie rzeczy hierarchii niemiłych, przez ostatnie dziesięć lat znaliśmy go jako kapłana, który rozstał się z sutanną i który, jak sam pisze, postrzegany był głównie jako „były jezuita”. W tej książce spotykamy Stanisława Obirka raczej jako antropologa, jako myśliciela, który opowiada nam o swoich doświadczeniach analizowanych przez pryzmat ogromnej wiedzy w zakresie teologii, historii Kościoła katolickiego, antropologii, socjologii religii, psychologii.          

 



Książka nosi tytuł Polak katolik? Traktuje jednak o świecie i miejscu religii w życiu społecznym. Krytyczny, czy wręcz bardzo krytyczny, ogląd polskiego katolicyzmu stanowi tylko część rozważań Autora.

 

Gdzieś na początku książki Autor przedstawia się jako „kulturowy katolik”. Nie po raz pierwszy spotkałem się z tego rodzaju określeniem i ciekaw byłem, czy po przeczytaniu książki będę rozumiał, co ono w tym przypadku oznacza. Obirek nie daje nam jednoznacznej definicji, zapewne celowo, zdając sobie sprawę z tego, że w każdym konkretnym przypadku tego rodzaju określenie może być nieco inaczej interpretowane. Mam wrażenie, że dla Stanisława Obirka jest to krytyczna akceptacja dziedzictwa (otrzymanego z racji urodzenia, wychowania, obcowania w określonym środowisku, języka, narodu, religii, instytucji) traktowanego jako punkt wyjścia do prób zrozumienia i akceptowania innych.

 

Tego dziedzictwa nie możemy się wyrzec, jest częścią nas, ale możemy je wziąć pod mikroskop, poddać drobiazgowemu badaniu, jedne rzeczy objąć, jako niezbywalny fundament naszego systemu wartości, inne odrzucić, uznać za coś dla tego systemu wartości wrogiego, a nawet niszczącego.                      

 

Kulturowe dziedzictwo nie jest darem, który musimy przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza, jest wyzwaniem i Autor zdaje nam sprawę jak sobie z tym wyzwaniem radził na różnych etapach swojego życia. Stanisław Obirek pisze, że miał epizod ateizmu w szkole średniej, wiąże go z fascynacją Gombrowiczem. Potem, już na studiach, powrót do religii przez teatr i spotkania z ciekawymi ludźmi. Był to zatem powrót już nie do ludowego katolicyzmu, w którym wyrastał, ale do wiary szukającej zrozumienia. Końcowy efekt tego długiego procesu to wiara niezdefiniowana, jakaś forma agnostycyzmu z opowiedzeniem się po stronie niesłychanie szeroko pojętej religijności. Jest to religijność otwarta na inne wyznania i aprobująca, ale rozumiejąca również brak wiary religijnej. Obcowanie z Bogiem jest przez obcowanie z innymi w ich całym zróżnicowaniu dróg prowadzących do humanizmu.  Religijność dzieląca i wykluczająca jest dla Obirka nie tylko czymś obcym, ale jest wręcz barierą utrudniającą pogodzenie humanizmu i wiary. 

 

Jeszcze w pierwszym rozdziale Autor rzuca mimochodem słowo postsekularyzm. Dla mnie sekularyzm to państwo świeckie, to rozdział Kościoła i państwa, oddzielenie religii od polityki i gwarancja pokoju religijnego. Miałem wrażenie, że coś mi zgrzyta i dalsza lektura potwierdzała to na każdej stronie. Sympatia Autora do Braci Polskich, do Konfederacji Warszawskiej, niechęć do religii sprzężonej z władzą i stanowiącej instrument gry politycznej, druzgocząca krytyka religijnego fundamentalizmu.

 

To pojęcie postsekularyzmu powraca dopiero na stronie 306, gdzie Autor referuje poglądy niemieckiego socjologa Ulricha Becka i jego książkę o prywatnym (czy może spersonalizowanym) Bogu. Ten „postsekularyzm”, to nie wyjście poza państwo neutralne światopoglądowo, ale społeczeństwo sceptyczne i otwarte na głosy religii. Własny Bóg przekracza instytucjonalne formy kultu, otwierając drogę do tolerancji dla innych religii i stanowiąc remedium na narastający fundamentalizm religijny.

 

Czytając te rozważania, zastanawiałem się czy dobrze rozumiem. Stanisław Obirek pisze, że „takie otwarcie może sprawić, że wyznawcy religii przestaną obawiać się sekularyzacji, a humaniści i racjonaliści będą mogli dostrzec w powrocie religii do sfery publicznej (postsekularyzm) sojusznika”.

Nie mogę wykluczyć, że się zgadzam, ale mam wrażenie, że obcujemy z pojęciowym bałaganem, który jest wykorzystywany przez fundamentalistów. Chętnie bym, zastrzegł pojęcie sekularyzmu dla ładu społecznego i prawnego. Laicyzacja jest procesem odchodzenia od religii instytucjonalnej, procesem, w którym częściej obserwujemy prywatyzowanie Boga niż całkowite przejście do ateizmu. Tak rozumiany sekularyzm nie jest wymysłem ateistów, bo kiedy się wykluwał, nawet jeśli istnieli wówczas jacyś ateiści, to z pewnością nie w przestrzeni publicznej. Sekularyzm to wymysł wierzących humanistów, dążących do pokoju religijnego, gwarantowanego przez neutralne światopoglądowo państwo. Zapisy Konfederacji Warszawskiej pokazują (chyba) pierwszy w Europie projekt zsekularyzowanego państwa.

 

Bałagan pojęciowy utrudnia zrozumienie, że na tym polu istniał sojusz wierzących i niewierzących od stuleci i tu linie podziału biegną między fundamentalistami i zwolennikami pluralizmu. 

 

Jaki jest poziom akceptacji idei zsekularyzowanego państwa jako gwaranta swobody wyznania w Polsce i w społeczeństwach zachodnich? Nie znam dobrych badań, które odpowiadałyby na to pytanie. Takie badania byłyby trudne właśnie ze względu na pomieszanie pojęć.

 

Czytałem niedawno w „Gazecie Wyborczej” fascynujący list  anonimowego magistra prawa kanonicznego do polskich biskupów. „Czy jesteście gotowi na prawdę?” – pyta autor tego listu i  pisze:

„Nie mówcie, że ten list to: "atak na Kościół", że "nas prześladują", że "nadchodzi lewacka zaraza", że "cierpicie za wiarę, Chrystusa i za Ewangelię". Przecież Wy nie wiecie, co to cierpienie, nie jesteście prześladowani, nie musicie się o nic martwić, o nikogo troszczyć. Wam jest po prostu dobrze - oderwanym od rzeczywistości, zamkniętym za murem pychy, obłudy, nieomylności.

Podzieliliście Polaków na dobrych i złych, na ludzi sumienia i tych, którzy go nie mają, na patriotów i zdrajców, na tych, co są za życiem, i na tych, co się opowiadają po stronie śmierci, na tych, co nie zgadzają się na in vitro, i na tych, którzy tę metodę akceptują, na tych, co mogą przyjmować Komunię świętą, i na tych, którym tego zabraniacie.”

Dalej anonimowy autor listu opublikowanego w „Gazecie Wyborczej” przypomina, że w Polsce około 70 procent osób dopuszcza stosowanie in vitro, że tym samym Kościół i duchowni utrzymywani są z pieniędzy ludzi zbrzydzonych nauczaniem tego Kościoła, opowiadają się za „holokaustem nienarodzonych, genetyczną manipulacją, filozofią gender, stosują antykoncepcję...”. Innymi słowy autor artykułu, pokazuje, że Bóg polskich katolików już został sprywatyzowany, duchowni i hierarchowie doskonale o tym wiedzą, a walka toczy się nie o poglądy wiernych, a o państwo i dlatego to parlamentarzyści są straszeni zablokowaniem dostępu do sakramentów.   

 

Krytyka polskiego Kościoła katolickiego w książce Stanisława Obirka idzie dalej i głębiej. Jest tu również krzyk oburzenia i protestu przeciwko zbitce Polak-katolik, która zdaniem Autora jest gwałtem na Jego idei religijności i instrumentalnym traktowaniem wiary.

 

Krytyka naszego, polskiego katolicyzmu jest ukazana na tle historii Kościoła i porwania chrześcijaństwa dla celów sprzecznych z ideami jej założyciela. Tu pojawia się tak niebywale ważna kwestia chrześcijańskiego antyjudaizmu jako głównego elementu religijności wykluczającej.

 

Religijność wykluczająca powoduje, że zamiast otwarcia jest mur, zamiast życzliwości nienawiść, zamiast ciekawości tego, co inni mogą nam powiedzieć, pycha i pogarda. Antyjudaizm (tak chrześcijański, jak i muzułmański) jest wehikułem tego odwrócenia.

 

Stanisław Obirek jest orędownikiem międzyreligijnego (i nie tylko międzyreligijnego) dialogu. Może się to wydawać utopijnym marzycielstwem. Równocześnie wydaje się upatrywać szans na taki dialog w procesach laicyzacji społeczeństwa i prywatyzacji Boga. Puszczają łańcuchy bezwzględnej lojalności i totalitarnej zgoła kontroli instytucji religijnych nad życiem jednostki, a to może otwierać drogę do uczciwego dialogu.

         

Czy zasadna jest nadzieja Autora pokładana w pontyfikacie papieża Franciszka? Nie wiem, ja jej akurat nie podzielam, z sympatią patrzę na niektóre gesty, z niepokojem na wiarę w egzorcyzmy i nie tylko na to. Ten papież, tak jak i poprzedni papieże, jest przede wszystkim głową instytucji politycznej.

 

W tej książce jest również niesłychanie silny wątek związany z zakonem jezuitów. Autor nie próbuje chować mrocznych kart tego zakonu pod dywan, ale i nie ukrywa swojej sympatii i związków emocjonalnych z zakonem, w którym spędził 30 lat swojego życia. Nie zostałem do końca przekonany. Patrzę na ten zakon głównie przez pryzmat roli, jaką odegrał w polskiej kontrreformacji i przez pryzmat oświaty, jaką fundował polskiej szlachcie do czasu jego rozwiązania i powstania Komisji Edukacji Narodowej. Jeśli skorygowałem mój pogląd, to raczej nie w odniesieniu do działań tego zakonu w najtragiczniejszym dla Polski okresie.

 

Każdy antyklerykał znajdzie tu mnóstwo smakowitych kąsków, tym ciekawszych, że prezentowanych przez Autora, który obserwował instytucję Kościoła od środka, patrzył z rozpaczą na likwidowanie pozytywnych skutków Soboru Watykańskiego II przez polskiego papieża i przyglądał się z przerażeniem jak upadek komunizmu dał wiatr w żagle najgorszej tradycji narodowo-katolickiej. 

 

Dla mnie jednak najciekawsze było spotkanie z myślicielem szukającym swojego prywatnego Boga, który nie byłby skłócony ani z innymi, ani z moralnością naszych czasów. Boga życzliwego seksualności, antykoncepcji, in vitro, feminizmowi, nauce i niechętnego religijnemu absolutyzmowi. Czy jest popyt na takiego Boga? Moim zdaniem jest.

 

Do kogo ta książka trafi (poza poszukiwaczami smacznych kąsków)? Jak ta propozycja będzie przekazywana dalej? Nie jest to lektura do poduszki i nie należy oczekiwać, że trafi pod strzechy. Czy sięgną po nią księża? Ilu? Co do mnie zachęcam do lektury każdego, kogo problem religii w społeczeństwie interesuje.

 

Kończąc tę książkę, w której tak ważny jest konflikt między Kościołem a współczesnością, między Kościołem a demokracją i społeczeństwem otwartym, Stanisław Obirek pisze:                         

„Niestety czas wojny i okupacji i okres po drugiej wojnie światowej nie przyniosły radykalnej odmiany tej formacji religijnej, a nawet gdy stało się to możliwe, dzięki zmianom w katolicyzmie na Soborze Watykańskim II, polscy duchowni robili wszystko , by zminimalizować zakres odnowy polskiego katolicyzmu. Po roku 1989 do religijnego konserwatyzmu doszło upolitycznienie Kościoła, który wyrósł na głównego hamulcowego demokratycznych przemian.

 

Konsekwencje tego stanu ciągle nie są do końca jasne.”    

 

*Stanisław Obirek Polak katolik? CIS 2015.