Problem zielonych strachów


Matt Ridley 2015-08-25

Z zielonej propagandy straszącej rakiem i innymi grozami.

Z zielonej propagandy straszącej rakiem i innymi grozami.



“Słyszeliśmy już wcześniej te same, oklepane argument” – powiedział prezydent Obama w przemówieniu o zmianie klimatycznej w zeszłym tygodniu, mówiąc o tych, którzy niepokoją się, że plan redukcji węgla przedstawiony przez Environmental Protection Agency może uczynić więcej szkód niż pożytku. Problem polega na tym, że my także słyszeliśmy już wcześniej jego oklepany argument: że jesteśmy skazani, jeśli nie zrobimy tak, jak żądają grupy nacisku środowiskowców i uratowani, jeśli tak zrobimy. A często okazywała się to naprawdę zła rada.

Złowieszcze przepowiednie są towarem, ze sprzedaży którego żyją grupy środowiskowców, a jest to rynek konkurencyjny, więc przesadzają. Praktycznie każde zagrożenie dla środowiska w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat było w jakimś punkcie niezmiernie przesadzone. Pestycydy, nie spowodowały epidemii raka, jak twierdziła Rachel Carson w książce z 1962 r.  Milcząca wiosna; kwaśny deszcz nie zniszczył lasów w Niemczech, jak mówiła partia Zielonych w tym kraju w latach 1980; dziura ozonowa nie spowodowała ślepoty królików i łososi, jak ostrzegał Al Gorew latach 1990. Niemniej działania zapobiegawcze przeciwko pestycydom, kwaśnemu deszczowi i malejącej warstwie ozonowej były w granicach rozsądku, więc może nie dokonały tak wiele szkód.


Zmiana klimatu jest inna. Plan prezydenta Obamy obcięcia emisji z elektrowni o 32% (z poziomów 2005 r.) do roku 2030 obciąłby emisje globalne o 2%. Do tego czasu, według danych Energy Information Administration zanalizowanych przez statystyka Kevina Dayaratnę z Heritage Foundation, plan ten kosztowałby USA około 1 tryliona dolarów w straconym PKB. Środki potrzebne do dekarbonizacji energii światowej będą znacznie wyższe. Bądźmy lepiej pewni, że nie przesadziliśmy z lekarstwem.


Nie tylko jednak zagrożenia środowiska mają obyczaj okazywania się mniej groźnymi niż się obawiano; także środki zaradcze okazują się czasami gorsze niż choroba.


Przykładem są genetycznie modyfikowane organizmy (GMO). Po 20 latach i miliardach posiłków nadal nie ma żadnych dowodów, że są szkodliwe dla zdrowia ludzkiego, ale jest obfitość dowodów o ich korzyściach dla środowiska i dla ludzi. „Złoty ryż”, z dodatkiem beta karotenu (prekursora witaminy A), jest gotowy od lat i mógłby ratować życie ludzkie, ale na każdym kroku natyka się na zaciekły opór Greenpeace. Hodowcy bakłażanów w Bangladeszu opryskują swoje uprawy pestycydami do 140 razy w sezonie, ryzykując własne zdrowie, ponieważ oporna na owady genetycznie modyfikowana wersja tej rośliny spotyka się z zaciekłym oporem środowiskowców. Sprzeciwianie się GMO z pewnością już kosztowało wiele istnień ludzkich.  


Poza tym, w miejsce czego wchodzi GMO? Zanim wynaleziono ulepszenia transgeniczne roślin głównym sposobem tworzenia nowych odmian było tworzenie mutacji: losowe pomieszanie DNA rośliny przy pomocy promieni gamma lub mutagenów chemicznych w nadziei, że niektóre z potworków wyprodukowanych w ten sposób dadzą lepsze plony lub nowe cechy. Na przykład, jęczmień Golden Promise, ulubiony przez piwowarów organicznych, został wyprodukowany w ten sposób. Nadal nie ma żadnych specjalnych przepisów i regulacji do tej metody, podczas gdy transfer jednego, dobrze znanego genu w ściśle określone miejsce, które w żaden sposób nie może być mniej bezpieczne, jest obwarowane przepisami. 


Środowiskowcy przeciwstawiają się obecnie neonikotynoidowym pestycydom, powołując się na to, że mogą zaszkodzić populacjom pszczół, mimo że Unia Europejska notuje wzrost liczby  pszczół miodnych przez ostatnich 20 lat, od kiedy wprowadzono te pestycydy. W rezultacie w Europie farmerzy musieli powrócić do znacznie bardziej szkodliwych pestycydów, którymi opryskuje się rośliny zamiast używać jako powłoki nasion, co uderza w nieszkodliwe inne owady. Jeśli zaś Europejczykom wolno byłoby uprawiać GMO, to potrzeba byłoby mniej pestycydów. Raz jeszcze zielona ostrożność zwiększa zagrożenia.


Lobby środowiskowców od dziesięcioleci energicznie sprzeciwia się energii jądrowej z powodu niebezpieczeństwa, jakie, jego zdaniem, stanowi. Niemniej energia jądrowa powoduje mniej zgonów na wyprodukowaną jednostkę energii niż nawet energia wiatrowa i słoneczna. W porównaniu z paliwami kopalnymi energia jądrowa zapobiegła 1,84 milionowi zgonów więcej niż spowodowała, według badania dwóch naukowców z NASA. Sprzeciw wobec energii nuklearnej kosztował życie ludzkie.


Także sprzeciw wobec szczelinowania dla wydobycia gazu łupkowego oparty jest niemal wyłącznie na mitach i kłamstwach, jak pisze Ronald Bailey w magazynie “Reason”. Ten sprzeciw znacząco opóźnił rozwój produkcji gazu na lądzie w Europie i w częściach USA. Oznacza to większe poleganie na gazie wydobywanym na morzu, gazie rosyjskim i węglu – które wszystkie powodują większe problemy bezpieczeństwa i zagrożenia środowiska. Sprzeciw wobec szczelinowania zaszkodził środowisku.


Krótko mówiąc, ruch środowiskowców raz za razem odmawiał ludziom dostępu do bezpieczniejszych technologii i zmuszał ich do używania, brudniejszych, bardziej niebezpiecznych i bardziej szkodliwych technologii. Po mistrzowsku wykorzystuje podejrzliwość ludzi do wszystkiego co nowe.


Obalono obecnie wiele przesadzonych, wczesnych obaw w sprawie zmiany klimatycznej. Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu porzucił explicite swoje uprzednie twierdzenia, że pogorszy się problem malarii, że Golfsztrom przestanie płynąć, że zniknie lód Grenlandii i Zachodniej Antarktydy, że prawdopodobne jest nagłe uwolnienie metanu w Arktyce, że monsun załamie się, lub że bardziej prawdopodobne będą długotrwałe susze. 


Tymczasem na drugiej szali, w odróżnieniu od naszych doświadczeń z kwaśnym deszczem i warstwą ozonową, cena finansowa, humanitarna i środowiskowa dekarbonizacji energii okazuje się znacznie bardziej wygórowana niż spodziewano się. Mimo malejących kosztów paneli słonecznych, koszty energii słonecznej, wliczając ziemię, przesyłkę, utrzymanie i systemy rezerwowe na noce, pozostają wysokie. Wpływ energii wiatrowej na środowisko – deforestacja, zabijanie ptaków drapieżnych, kopalnictwo rzadkich metali – jest gorszy niż oczekiwany. Według BP Statistical Review of World Energy, te dwa źródła energii dostarczyły razem tylko 1,35% energii światowej w roku 2014, obcinając emisje o jeszcze mniejszy procent.


Zanieczyszczenie powietrza w domach spowodowane głównie gotowanie na ogniu z drewna w pomieszczeniach, jest największym na świecie powodem śmierci spowodowanej przez środowisko. Zabija około cztery miliony ludzi rocznie, jak pisze witryna naukowa nonprofit, SciDev.Net., dostarczenie im gazu i elektryczności wytwarzanej z paliw kopalnych jest najtańszym i najszybszym sposobem uratowania im życia. Argument, że niewielkie ryzyko niebezpiecznej zmiany klimatu za wiele dziesięcioleci jest czymś, o co powinniśmy troszczyć się bardziej, jest zdecydowanie obsceniczny.


Pierwsza publikacja w Wall Street Journal.

 

The green scare problem

Rational Optimist, 16 sierpnia 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.