Nie tak postępowa sprawa palestyńska


Petra Marquardt-Bigman 2015-07-03


Wydaje się, że większość ludzi, którzy popierają “propalestyński” aktywizm na kampusach, uważa się za politycznie postępowych. Niewątpliwie jednak wiele jest w „sprawie palestyńskiej” rzeczy zupełnie nie postępowych. Pierwszym problemem jest, że większość „propalestyńskiego” aktywizmu może być słuszniej opisana jako antyizraelski aktywizm, który aż nazbyt często potępia jedyne żydowskie państwo świata słowami odbijającymi echem hasło nazistów: „Żydzi są naszym nieszczęściem”. Ponadto, ci postępowi ludzie, którzy głoszą „sprawę palestyńską” są albo obojętni, albo ignorują dobrze udokumentowane reakcyjne i ekstremistyczne poglądy, stanowiące główny nurt wśród Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu i w Gazie.

Palestyńska opinia publiczna od dawna jest monitorowana przez instytuty takie jak  Palestinian Center for Policy and Survey Research (PSR), Palestinian Center for Public Opinion (PCPO) i Jerusalem Media and Communication Center (JMCC). Badania prowadzone przez te instytuty często obejmują aktualne kwestie, istotne tylko dla wewnętrznej polityki palestyńskiej, ale wiele sondaży oferuje fascynujące obrazy postaw Palestyńczyków, które media informujące o konflikcie izraelsko-palestyńskim całkowicie ignorują, mimo że stanowią one w znacznej mierze wyjaśnienie, dlaczego tak trudno rozwiązać ten konflikt.   


Weźmy na przykład relacjonowanie wojny latem zeszłego roku: podczas gdy media skupiały się wyłącznie na cierpieniach mieszkańców i dewastacji Gazy, przeważająca większość Palestyńczyków czuła się zwycięzcami i przypisywała Hamasowi zasługę za to „zwycięstwo”. Bezpośrednio po wojnie gigantyczne 79% Palestyńczyków uważała Hamas za zwycięzcę, a chociaż nie zostało spełnione żadne z żądań Hamasu, 59% wierzyło, że „osiągnięcia” uzasadniały „straty ludzkie i materialne poniesione przez Strefę Gazy”. Równocześnie 80% popierało „wystrzeliwanie rakiet ze Strefy Gazy na Izrael” – rzekomo jako środek zakończenia „oblężenia i blokady”, tj. ograniczeń narzuconych wyłącznie z powodu wystrzeliwania rakiet i ataków terrorystycznych z Gazy. Najbardziej chyba szokujące jest to, że wyraźna większość 57% popierała „odpalanie rakiet z zamieszkałych obszarów Strefy Gazy”, akceptując tym samym, że mieszkańcy Gazy będą zagrożeni uderzeniami izraelskimi w wyrzutnie rakietowe Hamasu.

 

To prawda, że te liczby wkrótce zmieniły się, odzwierciedlając nieco zmniejszony entuzjazm i wyniki sondaży ujawniły interesujące różnice między Gazą a Zachodnim Brzegiem. Niemniej Hamas, który używa dzielnic cywilnych do wystrzeliwania rakiet i poświęcił olbrzymie zasoby na wybudowanie wyrafinowanej sieci tuneli, która uczyniła, że wojna była właściwie nieunikniona, wygrałby z łatwością wybory palestyńskie po wojnie, która przyniosła Gazie tyle śmierci i zniszczenia. Faktycznie, kiedy Hamas wiosną tego roku wygrał wybory do rady studenckiej na Zachodnim Brzegu, wielu twierdziło, że ten wynik odzwierciedla szersze trendy polityczne, a jeden z funkcjonariuszy Hamasu oznajmił natychmiast, że było to zwycięstwo „rakiet Brygad Al-Kassam”.

 

Jak najdalsi od krytykowania tego militarystycznego i nacjonalistycznego ferworu wiodący aktywiści antyizraelscy, tacy jak Ali Abunimah i Max Blumenthal powtarzają go i usprawiedliwiają. Abunimah posunął się nawet do sprzeciwu wobec krytyki doraźnych egzekucji publicznych ludzi oskarżonych podczas wojny przez Hamas o kolaborację. Podobnie faszystowska i ludobójcza Karta Hamasu, która przedstawia wizję społeczeństwa poświęconego “dżihadowi” i sankcjonowanemu religijnie zabiciu wszystkich Żydów, jest na ogół z grzecznością ignorowana przez aktywistów.  

  

W rzeczywistości, obecnie dość powszechnie uważa się za niesmaczne i “prawicowe” zauważanie dobrze udokumentowanego codziennego podżegania do nienawiści w mediach palestyńskich i w życiu publicznym. Kilka lat temu w artykule  w “New York Times” przyznano otwarcie, że ta szanowana gazeta woli ignorować ten temat. Opłakane rezultaty tego podżegania widać jednak w sondażach opinii muzułmańskiej prowadzonych przez Pew Research Center.

 

Po zamachach 9/11, Pew przez dziesięć lat monitorował muzułmańską opinię publiczną, badając stosunek do Al-Kaidy i Osamy bin Ladena i wyniki sondaży dokumentują, że przez te dziesięć lat Palestyńczycy pozostawali najżarliwszymi wielbicielami bin Ladena.



Te wyniki są tym bardziej szokujące, że uczestników badań pytano, czy mają “zaufanie”, że bin Laden “dokona słusznych rzeczy w sprawach światowych”. W 2003 r. bin Laden inspirował w Palestyńczykach więcej “zaufania” niż ich idol, Jaser Arafat.  



Jak wskazuje palestyński entuzjazm dla przywódcy Al-Kaidy, poparcie dla terroryzmu wśród Palestyńczyków jest bardzo szerokie, także, kiedy celem nie jest Izrael. Wśród badanej przez Pew populacji muzułmańskiej Palestyńczycy od dawna najsilniej popierają zamachy samobójcze wycelowane w cywilów „żeby bronić islamu od jego wrogów”.   



Choć najnowsze wyniki Pew pokazują dość radykalny spadek poparcia palestyńskiego dla zamachów samobójczych między 2013 a 2014 rokiem, Al-Kaida nadal otrzymuje od Palestyńczyków najwyższe miejsce w ocenach “przychylnych”, choć Pew notuje, że palestyńskie „poparcie spadło o dziewięć punktów procentowych od 2013 r.”. 



Teraz więc “tylko” jeden spośród każdej czwórki Palestyńczyków ma “przychylny” pogląd na Al-Kaidę.

 

Warto zauważyć, że ostatnie dwie tabele pokazują wyraźną różnicę poglądów muzułmanów izraelskich i muzułmanów w Gazie i na Zachodnim Brzegu, mimo że Palestyńczycy zazwyczaj twierdzą, iż wszyscy Arabowie izraelscy są Palestyńczykami.

 

Biorąc pod uwagę skłonność do ekstremizmu na terytoriach palestyńskich, nie dziwi, że większość Palestyńczyków twierdzi uparcie, iż “prawa i potrzeby ludu palestyńskiego nie mogą być zaspokojone, jak długo istnieje państwo Izrael”. Jest to jednak pogląd szeroko podzielany na Bliskim Wschodzie.

 

Ponieważ przez “prawa i potrzeby ludu palestyńskiego” rozumie się zazwyczaj posiadanie własnego państwa, jest zdumiewające, jak rzadko dyskutuje się, jakie właściwie państwo wyobrażają sobie Palestyńczycy. Pierwszym być może, wartym zauważenia punktem palestyńskiej proponowanej konstytucji jest to, że podważa ona palestyńskie twierdzenia o odrębnej tożsamości: Artykuł 2 definiuje Palestynę jako “część ojczyzny arabskiej” i identyfikuje „lud palestyński” jako „część narodu arabskiego i islamskiego”. Artykuł 7 określa, że “zasady islamskiego szariatu są głównym źródłem ustawodawstwa”, podczas gdy “wyznawcy religii monoteistycznych” otrzymują jedynie prawo do “organizowania statusu osobistego i spraw religijnych według własnego szariatu i wyznań religijnych w ramach prawa [stanowionego], zachowując jedność i niezależność ludu palestyńskiego”.

 

Przeważająca większość Palestyńczyków jest muzułmanami; według obecnych szacunków, chrześcijanie stanowią tylko 1-2% populacji Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy. Jak podaje sondaż Pew z 2013 r., który obejmował niemal 40 tysięcy muzułmanów z 39 krajów, Palestyńczycy z Gazy i Zachodniego Brzegu należeli do populacji muzułmańskich o najbardziej ekstremistycznych poglądach na rolę islamu w społeczeństwie: 89% Palestyńczyków chce prawa szariatu; 66% popiera karę śmierci dla muzułmanów nawracających się na inną religię; 76% popiera okaleczenie jako karę za kradzież i szokujące 84% chce kamieniowania cudzołożników.

 

 “Sprawiedliwość” może być jednym z centralnych haseł rzekomo postępowego ruchu BDS, ale „sprawiedliwości” średniowiecznego szariatu, jakiej chcą Palestyńczycy, jest żądaniem skupionym wyłącznie na Izraelu. „Równość” jest innym celem, do jakiego, według własnych oświadczeń” dąży BDS, ale także tutaj jest problem z bardzo wybiórczą interpretacją, ponieważ Palestyńczycy nie są specjalnie chętni do przyznania równości kobietom, nie mówiąc już o gejach. Podobnie jak olbrzymia większość populacji muzułmańskich na całym świecie, 89% muzułmanów palestyńskich uważa homoseksualizm za zło moralne; tylko 1% jest gotowy widzieć to jako moralnie akceptowalne. Jeśli chodzi o tak zwane „morderstwa honorowe”, mniej niż połowa (około 45%) muzułmanów palestyńskich odrzuca te morderstwa jako nigdy nie uzasadnione. I, podobnie jak w większości społeczeństw muzułmańskich, olbrzymia większość Palestyńczyków – 87% - twierdzi, że żona musi zawsze być posłuszna mężowi. Tylko 33% muzułmanów palestyńskich wierzy, że żona powinna mieć prawo do rozwodu ze swoim mężem, a tylko 43% myśli, że synowie i córki powinni mieć równe prawa dziedziczenia. Wreszcie, inne centralne hasło BDS – wolność – także wydaje się być czymś, co niekoniecznie ma być zastosowane w państwie palestyńskim, którego podobno pragną: zapytani czy wolą demokrację, czy silnego przywódcę, 55% muzułmanów palestyńskich wybrało demokrację, a 40% wolało silnego przywódcę; zapytani jaki wpływ polityczny powinni mieć przywódcy religijni, 29% chciało silnego wpływu politycznego przywódców religijnych, a kolejne 45% przynajmniej jakiegoś wpływu politycznego przywódców religijnych.

 

Wobec tego silnego poparcia wpływów politycznych dla przywódców religijnych – i wobec celu BDS, którym jest zastąpienie Izraela państwem o większości muzułmanów palestyńskich – jest niewątpliwie ważna świadomość, jakiego rodzaju wpływ polityczny wywierali palestyńscy przywódcy religijni w ostatnich latach. Niestety, palestyńscy przywódcy religijni mają długą historię zaprzeczania związków Żydów z Jerozolimą; w tym jest oczywiście negowanie istnienia Świątyni. W niedawno opublikowanym doniesieniu Reutersa Wielki Mufti Jerozolimy twierdził, że Wzgórze Świątynne w całości ma być uważane za teren Al-Aksy (meczetu) i że “żydowskie modlitwy w Al-Aksie [tj. wszędzie na Wzgórzu Świątynnym, które jest najświętszym miejscem judaizmu] są nie tyle obrazą, ile agresją”. Tego samego Wielkiego Muftiego można zobaczyć w tym wideo z 2012 r., gdzie zapowiadają go jako mówcę, którego słowa “są konieczne z powodu naszej wojny z potomkami małp i świń” (tj. z Żydami); Wielki Mufti spełnia oczekiwania i recytuje osławione islamskie sankcjonowanie zabicia wszystkich Żydów, które cytowane jest także w karcie Hamasu.



Inny bardzo niedawny incydent miał miejsce z udziałem szejka Chaleda al-Mughrabiego, nauczyciela religijnego, który na jednym z regularnych wykładów w meczecie Al-Aksa uczył swoich studentów wszystkich kalumnii antysemickich, jakie mógł sobie przypomnieć i wymyślić, włącznie z oszczerstwem o mordzie rytualnym – które przedstawił jako uzasadnienie Holocaustu – jak również twierdzeń takich jak „Żydzi oddają cześć szatanowi, zorganizowali zamachy 9/11 i panują nad wolnomularzami, którzy składają w ofierze swoje żony i dzieci w tajnych ceremoniach”. Kiedy Centrum Simona Wiesenthala wysłało list protestacyjny do króla Jordanii Abdullaha i do prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmouda Abbasa, szejk potwierdził swoje stanowisko i bronił swojej antysemickiej tyrady na następnym wykładzie. Być może nie całkiem przypadkowo powtórzył skargę popularną wśród antyizraelskich aktywistów, że ich „krytyka” Izraela i syjonizmu niesłusznie zostaje potępiona jako antysemityzm: „Jeśli dajesz radę Żydowi, natychmiast mówi: ‘Podżegasz do rasizmu, jesteś antysemitą’. Natychmiast. To stało się dla nich chwytem, stale powtarzanym zdaniem, […] jakie rzucają każdemu człowiekowi, który daje im radę”.

 

Jedynie bigoci zaprzeczyliby, że gromy al-Mughrabiego były antysemickie, ale wszystko, co on naprawdę zrobił, to mówił o Żydach w taki sam sposób, w jaki antyizraelscy aktywiści mówią o państwie żydowskim: tak jak al-Mughrabi kojarzył Żydów z każdym złem, jakie mógł wymyślić, aktywiści antyizraelscy kojarzą Izrael z każdym złem, jakie mogą wymyślić. Jeśli chodzi o aktywistów antyizraelskich, jest bardzo niewiele, czego nie mogą powiedzieć, jeśli tylko zastąpią słowo „Żydzi” słowem „syjoniści”.  W sposób nieunikniony cel demonizowania jedynego państwa żydowskiego na świecie jako czystego zła, któremu trzeba stawiać opór i wyeliminować, wymaga uproszczonej, czarno-białej narracji, która przedstawia Palestyńczyków tylko jako ofiary zasługujące na bezkrytyczne poparcie w ich heroicznej walce przeciwko niecnym siłom syjonizmu.

 

The not so progressive Palestinian cause

Jerusalem Post, 21 czerwca 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Petra Marquardt-Bigman

Mieszka w Izraelu, wychowała się w Niemczech, pochodzi z rodziny niemieckich uchodźców z terenów dzisiejszej Polski, studiowała w USA, gdzie obroniła pracę doktorską o amerykańskim wywiadzie w nazistowskich Niemczech, prowadzi blog "The Warped Mirror".