Odwaga i handel – co zrobiło więcej dla wzbogacenia ludzkości


Matt Ridley 2015-06-29


W tym tygodniu rocznicy Waterloo przyznaję, że jestem łasy na opowieści o chwale militarnej. Nie mogę się naczytać o zamknięciu bramy w Hougoumont, o szarży Szkotów Królewskich, użyciu zbocza przez Wellingtona, o momencie załamania się Starej Gwardii marszałka Neya lub o utracie nogi przez Lorda Uxbridge. Nie tylko Waterloo, ale wiele opowieści o brawurowych czynach często leży na moim stoliku nocnym: właśnie skończyłem czytanie książek o wspinaczce na K2 i o ofensywie w Ardenach; jestem na bieżąco z serakiem i z czołgami panzer.

Ale nie pochwalam tych moich upodobań. Odważny galop przeciwko wrogowi, niezależnie od tego, w jak dobrej sprawie, nie jest głównym sposobem ulepszania i wzbogacania świata. Wielbienie odwagi jako wybitnej cnoty, co Hollywood podziela z Homerem, jest dziwnie niewłaściwe dzisiaj – jest odległym echem czasu, kiedy najlepszym gwarantem twojego bezpieczeństwa były zemsta i siła, nie zaś sprawiedliwość i handel. Achilles, Lancelot i Bonaparte byli zbirami.


Bardziej podziwiamy osiągnięcia w wojnie, grze o sumie negatywnej, w której ludzie doznają szkód po obu stronach, niż osiągnięcia w handlu, na którym wygrywają obie strony.


Sprawność Rothschilda w handlu przynajmniej w takim samym stopniu przyczyniła się do obalenia Napoleona, jak sprawność Wellesleya w taktyce. Przez całą wojnę Nathan Rothschild wysyłał Wellingtonowi sztaby złota, gdziekolwiek Wellington znajdował się, finansując w ten sposób nie tylko wysiłek wojenny Wielkiej Brytanii, ale także jej sojuszników, niemal całkowicie samodzielnie. Niewiele się będzie o nim mówiło w tym tygodniu.


Powinienem woleć książki o biznesie, nie zaś o odwadze, bo nudna, burżuazyjna rozwaga dała nam pokój, obfitość i zamożność. Ludzie, którzy kupowali tanio i sprzedawali drogo, którzy ryzykowali kapitał, zakładali sklepy i warsztaty, oszczędzali na inwestycje, dobijali targów, ulepszali gadżety i tworzyli miejsca pracy – to oni w dwa stulecia podnieśli standard życia dziesięcio- lub dwudziestokrotnie, zahamowali śmiertelność dzieci i głód. Chociaż nie ryzykowali życiem, oni także są bohaterami, niemniej zawsze traktowaliśmy ich z góry. Kiedy ostatni raz godny podziwu biznesman był bohaterem filmu?


Wymiana jest zawsze lepsza niż kradzież, nawet wymiana z wrogiem. Jest lepsza niż modlitwy i głoszenie kazań, cnoty duchownych, które nie napełniają żołądków. Lepsza jest niż samowystarczalność, cnota chłopów, która jest innym słowem na biedę. Deirdre McCloskey, historyczka napisała w swoje książce The Bourgeois Virtues: „Cnoty arystokratyczne uwznioślają Ja. Cnoty chrześcijańskie/chłopskie uwznioślają Ty. Cnoty księżowskie uwznioślają To. Cnoty burżuazyjne mówią zamiast tego My”.


Nie wiemy niemal niczego o kupcach, którzy wzbogacili starożytną Grecję w wystarczającym stopniu, by wydała bezprecedensową kulturę, ale wiemy bardzo wiele o czynach tych, którzy roztrwonili to bogactwo na wojnach. „Historia starożytności rozbrzmiewa krwawymi wyczynami aryjskich elit wojowników – pisał historyk starożytności Thomas Carney. – Ale to pogardzani Lewantyńczycy, Aramejczycy, Syryjczycy i Grecy, są ekonomicznymi bohaterami starożytności”.


W 1815 r. nowożytny Agamemnon wylądował z Elby i obiecał Grande Armée drugą szansę na chwałę. Gdyby mu się udało, znaczyłoby to więcej przemocy, więcej rabunku i mniej handlu, przynajmniej na pewien czas. Pokonanie go wymagało zmarnowania olbrzymich ilości krwi i pieniędzy, kończyn i metalu. W wyniku, wszystkim było gorzej. Trzeba było to zrobić, ale byłoby lepiej, gdyby nie było trzeba.


Niemniej w tym samym roku, 1815, George Stephenson, skromny samouk z niezrozumiałym akcentem z Northumberland (który prawdopodobnie nazwano od jego imienia) zestawił wszystkie kluczowe wynalazki, które – nareszcie – uczyniły lokomocję parową czymś praktycznym: gładkie koła, które, wbrew intuicji, mniej ślizgają się, kiedy są bardzo obciążone; parę idącą do komina, co zwiększało przewiew nad węglem; pionowe cylindry łączące się bezpośrednio z kołami; łączące pręty między kołami. Rok później przeprojektował same tory, a później skonstruował kocioł płomieniówkowy.


Jak napisał jego biograf, Samuel Smiles: „Tak więc w roku 1815 panu Stephensonowi, dzięki cierpliwej i wytrwałej pracy… udało się wyprodukować silnik, który… jako urządzenie mechaniczne, zawierał zalążek wszystkiego, co od tego czasu osiągnięto. W rzeczywistości może być uważany za typ obecnie używanego silnika lokomotywy”.


Nagle po raz pierwszy możliwe było transportowanie towarów i ludzi szybko i tanio na duże odległości.


Nie zadowoliwszy się tym w 1815 r. Stephenson wynalazł także lampę górniczą (chociaż snobistyczni wielmoże londyńscy, niezdolni pojąć, że taki skromny człowiek mógł to zrobić, oddali honor – i nadal to robią – Sir Humphreyowi Davy’emu). Rok Waterloo był annus mirabilis rewolucji przemysłowej, ustawiając Wielką Brytanię na drodze do zdominowania i przekształcenia świata, niezależnie od tego, czy pobilibyśmy Bonapartego, czy nie. Para, po której przyszło jej potomstwo: silnik spalinowy wewnętrznego spalania i elektryczność, pchnęły ludzkość w kierunku zamożności.


Nawiasem mówiąc, istnieje luźny związek między Napoleonem a Stephensonem. Gdyby podboje Bonapartego i prawa zbożowe nie wywindowały cen zboża, konie byłyby znacznie tańsze i właściciele węgla, którzy zatrudniali Stephensona, nie ryzykowaliby tak znacznych sum pieniędzy, pozwalając mu na zbudowanie maszyny, by spróbować znaleźć tańszy sposób na przeciągnięcie wagonów z węglem z nadszybia w Killingworth do nabrzeży Tyne.


Ale kiedy wielcy i dobrzy zgromadzą się w tym tygodniu w Waterloo, żeby obchodzić 200 rocznicę bitwy, niewielu z nich pojedzie w tym roku do Killingworth. Nie ma w Londynie stacji Killingworth, nie ma butów Stephensona. (W 1814 r. Stephenson nazwał swoją wcześniejszą wersję „podróżującego silnika” Blucher. Jego rzeźba stoi w Killingworth.)


Nie jest moim zamiarem obrażać księcia Wellingtona i byłoby błędem wznoszenie Stephensona do roli mitycznego bohatera. Mimo całej jego błyskotliwości, jego osiągnięcia były stopniowym i kolektywnym ulepszeniem pracy innych: „my”, a nie „ja”. Niemniej sposób Wellingtona zmieniania historii przez zabijanie ludzi – choć czasami, niestety, konieczny – jest stary jak Troja, podczas gdy nowy sposób Stephensona przez pozwolenie ludziom by produktywnie pracowali wzajem dla siebie, w ostatecznym rachunku był znacznie bardziej doniosły.


Handlowa rozwaga jest z pewnością wspaniałą cnotą i dostarczyła przynajmniej równie wiele dobra, jak duch wojenny, sielska samowystarczalność lub szczera pobożność. Szkoda, że nie nadaje się na lepsze książki i filmy.


Pierwsza publikacja w Times.


Waterloo or railways

Rational Optimist, 18 czerwca 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.