Ekomodernizm i zrównoważona intensyfikacja


Matt Ridley 2015-06-17


Na wypadek (nieprawdopodobny), że głowy państw G7 czytają “Timesa” do śniadania w Schloss Elmau w Bawarii, czy mogę coś pokornie zasugerować? W programie, obok Ukrainy, Grecji, eboli i FIFA, jest nacisk Angeli Merkel na dyskutowanie o sprawie „zrównoważenia”. Słowo to jest zazwyczaj skrótem na subsydiowanie rzeczy, które nie są rynkowo zrównoważone, ale jeśli zechcieliby nadać temu sens, mają dostęp do gotowego komunikatu. Jest to Ecomodernist Manifesto, krótki, ale znakomity esej opublikowany niedawno on line przez 18 znanych zielonych. Autorzy eseju wreszcie zrozumieli zrównoważenie.

Do teraz zgodnie z zielonym myśleniem mieliśmy powrócić do natury: odrzucić innowacje takie jak genetycznie modyfikowana żywność, zrezygnować z handlu i konsumpcji, energii i materiałów, i żyć prostszym życiem, żeby nie na naruszać natury i nie psuć klimatu. Ekomoderniści, wśród których jest kalifornijski pionier zielonych Steward Brand i prowadzący zielone kampanie Brytyjczyk Mark Lynas, mówią, że jest to błąd. „Bez olbrzymiego wymierania ludzi każda próba ponownego połączenia na dużą skalę ludzkich społeczeństw z naturą przy użyciu technologii przodków spowoduje totalną katastrofę ekologiczną i ludzką”.


Siedem miliardów łowców-zbieraczy lub rolników produkujących tylko na własne potrzeby zdewastowałoby planetę. Siedem miliardów ludzi żyjących głównie w miastach i używających plastiku, szkła, metalu i kurczaków z ferm zamiast drewna, skór, futer i mięsa z buszu, w rzeczywistości stać by było na pozostawienie olbrzymich rezerwatów natury. Ekomoderniści mówią, że ludzkość musi zaakceptować technologię i wzrost ekonomiczny, żeby „zmniejszyć wpływ na środowisko i zrobić więcej miejsca dla natury”.


Rozejrzyj się po świecie. Miejsca, gdzie są najczystsze rzeki, najczystsze powietrze, największe tempo ponownego zalesiania, najobfitsze i rosnące dzikie populacje fauny, są w bogatych krajach. Wilki, bobry, sarny i ptaki drapieżne powracają do znacznych części Europy i Ameryki Północnej, mimo że populacja ludzka rośnie i prosperuje.


W Vancouver obserwowałem w zeszłym roku wydry śmigające między biegaczami w parku miejskim – w kraju, gdzie kiedyś polowano na nie niemal do całkowitego wytępienia, żeby zrobić płaszcze i czapki. Na wyspach wokół Antarktyki foki, pingwiny i wieloryby, kiedyś doprowadzone do skraju wymarcia z powodu ich tłuszczu (tak, polowano także na pingwiny królewskie, żeby ich tłuszcz można było przetopić na paliwo) znowu rozmnażają się w olbrzymich ilościach – bo paliwo otrzymujemy zamiast tego z dziury w ziemi.


Zamiast starać się żyć w harmonii z naturą, powinniśmy odłączyć się od natury. Ekomoderniści argumentują, że „intensyfikacja działalności ludzkiej – szczególnie rolnictwa, energii, wydobycia, leśnictwa i osiedli – żeby używały mniej ziemi i mniej ingerowały w świat naturalny, jest kluczem do odłączenia rozwoju ludzkiego od wpływu środowiskowego”.


Jest to anatema dla tradycyjnych zielonych, którzy widzą wzrost ekonomiczny jako wroga i którzy wolą zasoby odnawialne od nieodnawialnych. W rzeczywistości kończą się zasoby odnawialne, nie zaś nieodnawialne. Kiedy wymyślono naftę, odpuszczono kaszalotom, ich tłuszcz do lamp został zastąpiony przez zasób nieodnawialny, ale znacznie bardziej trwały.


Najbardziej uderzającym przykładem tej “zrównoważonej intensyfikacji” jest nowoczesne rolnictwo. Dzięki o niebo lepszym plonom używamy dzisiaj niemal o 70 procent mniej ziemi, żeby wyprodukować tę samą ilość żywności, jaką produkowaliśmy pół wieku temu. Przy panujących obecnie trendach będziemy potrzebowali coraz mniej ziemi, by wyżywić coraz więcej ludzi w tym stuleciu. Oczywiście przy założeniu, że przestaniemy zamieniać 5 procent plonów zbóż na paliwo w przekonaniu, że w jakiś sposób jest to dobre dla planety, podczas gdy powoduje to wzrost cen żywności i zachęca do niszczenia lasów deszczowych.


W niektórych częściach świata już uwalniamy ziemię od rolnictwa:  na przykład, wiele ze szkockich wyżyn nie produkuje już żywności. Hrabstwa otaczające Londyn zdominowane są przez konie i tereny golfowe. Nowa Anglia była kiedyś głównie ziemią uprawną; obecnie jest tam las.


Energia przyjemnie kurczyła swój odcisk stopy dzięki przejściu od drewna, wody, wiatru i wielorybów do paliw kopalnych i jądrowych, aż pojawił się ruch zielonych i powiedział nam, że mamy znowu używać środowiska naturalnego do wytwarzania energii. Wróciliśmy więc do wycinania drewna z lasów i zaśmiecania wzgórz wiatrakami. Większość odnawialnych źródeł energii, mówią ekomoderniści, jest błędem, bo ich odcisk stopy jest zbyt duży.


(Ekomoderniści słusznie faworyzują energię jądrową, ale częściowo dlatego, że sądzą, iż obniżenie emisji CO2 jest sprawą pilną. Nie zgadzam się z tym. Według obecnych trendów – tempo ocieplania przez ostatnie pół stulecia wynosi około 0,12C na dziesięciolecie – potrwa jeszcze jedno stulecie zanim świat dotrze do bardzo okrzyczanego progu dwóch stopni powyżej temperatur preindustrialnych, kiedy zmiana klimatu może zacząć przynosić szkody.)


Wyobraźmy sobie miasto na pustyni nadbrzeżnej w XXI wieku. Jego głównym przemysłem jest software. Jego energia pochodzi z nowoczesnych postaci energii jądrowej. Żywności dostarczają wielopiętrowe, hydroponiczne fabryki na pustyni, które zostawiają szkodniki za drzwiami i używają światła słonecznego, LED, odsolonej wody morskiej i nawozów produkowanych z powietrza. Metal tego miasta pochodzi z rudy; szkło z piasku; plastik z ropy naftowej. Jego popyt na dziką przyrodę, wolno płynące rzeki i żyzną glebę reszty planety jest dosłownie zerowy. A wszystko to jest niemal realne już dzisiaj.


Pogodzenie ochrony środowiska z kapitalizmem kolesiów przyjmuje często ponurą formę chciwych inwestorów po stronie ogromnych subsydiów dla szalonych projektów. Ekomodernizm obiecuje coś lepszego: pogodzenie ochrony środowiska z innowacją i handlem.


“Ecomodernist Manifesto” zapowiada bardzo potrzebną reformację w ruchu zielonych. Jego 95 tez powinno zostać przybitych do drzwi Watykanu, gdzie ukazała się zabarwiona na zielono encyklika papieska, ponieważ ten manifest w odróżnieniu od typowych eko-jojczeń, zawiera dobre nowiny dla ubogich. Mówi: nie, nie zamierzamy przeszkadzać wam we wzbogaceniu się i przyjęciu nowych technologii, i pozostawieniu za sobą nieszczęścia gotowania na ogniskach z drewna w zadymionych chatach bez światła sztucznego. Nie, nie chcemy, byście pozostali chłopami produkującymi tylko na własne potrzeby. W rzeczywistości, im szybciej przeniesiecie się do mieszkania w mieście, z samochodem, telefonem, lodówką i laptopem, tym lepiej. Bo wtedy nie będziecie brać drewna i mięsa z lasu.


Gospodyni G7, Angela Merkel, mówi, że powinno być możliwe osiągnięcie stałego wzrostu globalnego bez niebezpiecznej zmiany klimatu i pokazuje, że Niemcom udało się „odłączyć” wzrost ekonomiczny od emisji gazów cieplarnianych. Ona już jest ekomodernistką.


Pierwsza publikacja w Times.


Eco-modernism and sustainable intensification

Rational Optimist, 13 czerwca 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska