Świętoszkowata świętość Stolicy Apostolskiej


Sarah Honig 2015-06-01

W 1964 roku w Meggido w 1964 r. papież Paweł VI bardzo uważał, by słowo Izrael nigdy nie padło z jego ust. Po prawej stoi prezydent Zalman Szazar.

W 1964 roku w Meggido w 1964 r. papież Paweł VI bardzo uważał, by słowo Izrael nigdy nie padło z jego ust. Po prawej stoi prezydent Zalman Szazar.



Uznanie przez Watykan państwa palestyńskiego (które mimo popularności za granicą faktycznie nie istnieje) pokazuje, że Stolica Apostolska potrafi być czasami bardzo szybka – wręcz rzucać się z uznaniem na łeb na szyję.


Bardzo odbiega to od naszego, żydowskiego doświadczenia z hierarchią katolicką. Poza kilkoma wyjątkami Żydzi systematycznie napotykali się na dobrze okopaną srogość, wręcz zatwardziałość serca – a to już mówiąc bardzo delikatnie.


Z impulsywnym pośpiechem Watykan popędził, by uznać państwo, które jak dotąd składa się tylko z radykalnych grup muzułmańskich, odróżniających się wyłącznie różnymi rodzajami fanatyzmu. Stanowi to ostry kontrast z koszmarną opieszałością, a właściwie nieukrywaną niechęcią tego samego Kościoła do uznania Izraela.


Niechęć Watykanu utrzymywała się przez dziesięciolecia po narodzinach państwa żydowskiego, po tym, jak przetrwało ono ludobójcze ataki siedmiu armii arabskich zaledwie w trzy lata po Holocauście, po tym, jak z powodzeniem zabsorbowało miliony żydowskich uchodźców i po tym, jak stworzyło działającą demokrację, która nie ma sobie równych, wraz z wszystkimi instytucjami społeczeństwa obywatelskiego.


Mimo przykładowych wręcz atrybutów suwerenności Izraela, Watykan pozostał kwaśny, bardzo niechętny i lodowato odpychający – i to wszystko także jest delikatnie powiedziane.


Podczas więc gdy państwo palestyńskie zostało uznane przedwcześnie – przed rzeczywistym samostanowieniem – Watykanowi zabrało 45 i pół roku, by zmusić się do oficjalnego uznania żydowskiego samostanowienia. Egipt – przez dziesięciolecia zaciekły wróg Izraela – pobił Watykan o 14 lat.


Dopiero pod koniec grudnia 1993 r. Watykan wreszcie raczył uznać Izrael, który narodził się w połowie maja 1948 roku. Co więcej, to spóźnione uznanie Watykanu naznaczone było  niepewnością, jak gdyby wszystkie instynkty kościelnej biurokracji przeszkadzały Stolicy Apostolskiej w przełknięciu koncepcji suwerenności żydowskiej. 


Ta różnica krzyczy pod niebiosa i każdy, kto zaprzecza bezwstydnemu podwójnemu standardowi, po prostu odmawia uznania prawdy, która gapi się nam wszystkim w oczy.


Przymiotnikiem, który natychmiast przychodzi na myśl, by opisać tę rażącą stronniczość Watykanu, jest „świętoszkowaty”. Jego definicja słownikowa brzmi: „manifestujący pobożność, cnotliwość, skromność, często fałszywą; oznaczający się hipokryzją”. Wszystko to pasuje jak ulał do Stolicy Apostolskiej.


Irytujące predyspozycje lub uprzedzenia papieskie były także aż nazbyt widoczne podczas wizyty w ubiegłym roku tego podobno miłego faceta, papieża Franciszka.


Zadał sobie trud publicznego zaprzeczenia niewinnemu stwierdzeniu premiera Benjamina Netanjahu, że historyczny Jezus mówił po hebrajsku i zrobił to w niemal zrzędliwy sposób. Franciszek nie wykazał jednak cienia sprzeciwu wobec widoku dzieciątka Jezusa spowitego w kefię Fatahu i przedstawianego jako Arab palestyński.


Najwyraźniej pedanteria historyczna nie zawsze jest stosowana. Przypuszczalnie dlatego ten sam Chrystusowy Namiestnik mógł pochylić głowę przed barierą antyterrorystyczną z graffiti, które zrównywało ją (po angielsku) do murów Getta Warszawskiego. Nie tylko nie słychać było choćby szeptu potępienia oszczerczej nikczemności tego porównania, ale wyglądało na to, że została ona uświęcona papieską sympatią.


Jest szczególnie rażące, że przychodzi to od papieża, którego poprzednik w latach 1940. powinien był przynajmniej zaprotestować wobec masowego mordowania w kraju katolickim rzesz żydowskich uwięzionych, torturowanych i głodzonych na śmierć w rzeczywistym Getcie Warszawskim. Niemniej Piusowi XII udało się nie poinstruować swoich wyznawców, że zaplanowane unicestwienie narodu żydowskiego może nie być całkiem „chrześcijańskie”.


Powojenne złe uczynki Piusa (jak również odmowa oddania ukrytych dzieci żydowskich i pomoc w ucieczce zbrodniarzom nazistowskim), kiedy był już wolny od zastraszania przez faszystów i Trzecią Rzeszę, świadczą o jego najgłębszych sympatiach i antypatiach. Nic dziwnego, że był tym papieżem, który pierwszy odmówił uznania Izraela po jego narodzeniu.


Jego gazeta “L’Osservatore Romano”, oznajmiła z tej okazji w artykule redakcyjnym, że „współczesny Izrael nie jest prawdziwym dziedzicem biblijnego Izraela, ale państwem świeckim… Dlatego Ziemia Święta i jej miejsca uświecone należą do chrześcijaństwa, Prawdziwego Izraela”.


Ponieważ w annałach całej ludzkości nigdy nie istniało żadne państwo Palestyna, przypuszczalnie Watykan nie ma powodu wydawania podobnych oświadczeń w sprawie groteskowych twierdzeń Mahmouda Abbasa, że Ziemia Święta i jej wszystkie miejsca święte od 9 tysięcy (!) lat należą wyłącznie do arabskiej Palestyny.


Być może taka swoboda interpretacji wyjaśnia dziwaczne odwołanie się papieża Franciszka to terminologii „anioła pokoju” wobec niepohamowanego siewcy nienawiści, Abbasa.


Watykan, co znamienne, był jednym z pierwszych, którzy uznali OWP po jej oficjalnym założeniu. Jednak tego samego roku, 1964, Watykan ostentacyjnie powstrzymał się przed uznaniem Izraela – 15 i pół roku po ogłoszeniu przez ten kraj niepodległości. Stalica Apostolska pokazała to podczas wizyty w Izraelu papieża Pawła VI, gdzie wykazano niezmierną troskę o to, by nie dać najmniejszego wrażenia uznawania państwa żydowskiego.


Papież wjechał do Izraela przez Meggido, co jest ogromnie dziwnym wyborem trasy, i spędził tutaj 11 godzin w dniu 5 stycznia. Nazwa „Izrael” nigdy nie wymknęła mu się z ust. Wspomniał tylko nie wprost jakieś nienazwane „władze” bez uznania choćby faktycznego istnienia Izraela. Starannie nazywał prezydenta Izraela „pan Szazar”.


Jego notka z podziękowaniem także była adresowana do “Pana Zalmana Szazara” (nie do, niech Bóg broni, Prezydenta Szazara) w Tel Awiwie (nie w, niech Bóg broni, stolicy Izraela, Jerozolimie). 


Niektórzy apologeci papiescy utrzymywali, że Watykan musi chronić malejące szeregi katolików w Ziemi Świętej i ich miejsca święte.


W regionie jako całości chrześcijanie stanowią dzisiaj około 2% populacji wobec 20%, jakie stanowili 100 lat temu. Chrześcijanie libańscy są na łasce szyickiego Hezbollahu, podczas gdy chrześcijanie syryjscy są prześladowani przez fanatyków dżihadu. W Iraku dostają wycisk od wszystkich. Także w Autonomii Palestyńskiej ich liczba ostro spada, co widać między innymi po muzułmańskiej większości chrześcijańskiego kiedyś Betlejem. Chrześcijanie z Gazy uciekają, ratując życie.


Jedyna stale rosnąca społeczność chrześcijańska na Bliskim Wschodzie znajduje się w bardzo oczernianym, małym Izraelu. Tylko pod suwerennością żydowską chrześcijanie są bezpieczni i wolni od terroru i prześladowań. Ale to jedno światło przewodnie autentycznego liberalizmu w nieprzyjaznym i bezlitośnie nietolerancyjnym regionie nie ma szans na zdobycie ciepłego słowa od Biskupa Rzymu.


Zakorzeniona nieszczerość najwyraźniej przeszkadza Kościołowi przyznać, że Izrael nie stanowi niebezpieczeństwa dla chrześcijan lub miejsc chrześcijańskich w tym regionie. Nie odważa się również przyznać, że antychrześcijański zapał, który ogarnął znękany Bliski Wschód (szczególnie od powstania niewłaściwie nazwanej Wiosny Arabskiej) nie pominął obszaru rządzonego przez Abbasa.


Wydaje się, że radar papieski w niewiarygodny sposób nie namierzył antychrześcijańskich represji w tak zwanym pańskie palestyńskim, które Watykan uznał z taką skwapliwością. Ta przyprawiająca o zawrót głowy wybiórczość oburzenia może znaczyć tylko, że istnieje zdecydowana niechęć do relacjonowania i reagowania. Najwyraźniej pewne cierpienia nie są warte papieskiej uwagi.


Oczywiście, wielu miejscowych chrześcijan w żaden sposób nie jest przyjazna wobec Izraela – w niemałym stopniu czując się zobowiązani do przypochlebiania się większości muzułmańskiej i nacjonalistyczno arabskiej, które im grożą. Objawy podprogowe syndromu sztokholmskiego – lub cyniczne kalkulacje, że nie trzeba podlizywać się tolerancyjnym Żydom – ośmiela niektórych znajdujących się pod obstrzałem chrześcijan regionu do nieustraszonego rzucania inwektyw na Izrael. To samo dotyczy Stolicy Apostolskiej.


Obecnie katusze chrześcijan w ziemiach arabskich są tragicznym przypomnieniem czystki etnicznej Żydów, którzy kiedyś żyli w tych samych krajach, na długo zanim pierwsi Arabowie pojawili się z Półwyspu Arabskiego. Kiedy jednak Arabowie czynili swoje królestwo Judenrein, Watykan był zadziwiająco milczący. Cierpienie żydowskie nie było wymienione na liście zainteresowań Watykanu.


Ani też żydowskie miejsca święte. Watykan nie wyraził nawet cichutkiego niezadowolenia wobec nielegalnej okupacji wschodniej połowy Jerozolimy przez Legion Arabski w 1948 r. W tym czasie miasto było domem dla około 100 tysięcy Żydów i 35680 muzułmanów i miało solidną większość żydowską od czasu, kiedy przeprowadzono pierwszy spis powszechny na początku XIX wieku.


Nic z tego nie miało znaczenia dla Rzymu, nawet brutalne wygnanie starożytnej społeczności żydowskiej ze Starego Miasta Jerozolimy. Ani też 19-letnia okupacja arabska wschodniej Jerozolimy, podczas której Arabowie zniszczyli 58 synagog, sadystycznie zbezcześcili groby na liczącym trzy tysiące lat cmentarzu żydowskim na Górze Oliwnej i zabronili Żydom modlenia się przy ścianie Zachodniej.


Nie było papieskiego oburzenia aż do Wojny Sześciodniowej 1967 r., kiedy Izrael wyparł nielegalną arabską okupację (dopiero po skrajnej wojennej prowokacji). Natychmiast 19 lat nielegalnej wojskowej obecności arabskiej zostało uznane za legalną, i taką, którą trzeba przywrócić.


Takie podwójne standardy na długo wyprzedzały narodziny Izraela. Także ideologiczno/polityczne początki syjonizmu, narodowego ruchu wyzwolenia narodu żydowskiego, były złośliwie odrzucane.


Próbując znaleźć poparcie dla sprawy odrodzonego nacjonalizmu żydowskiego, największy orędownik syjonizmu, Theodor Herzl, postarał się o audiencję u papieża Piusa X 25 stycznia 1904 r. Papieskie odrzucenie nie mogło być bardziej dogmatyczne ani kategoryczne: „Żydzi nie uznali Naszego Pana, dlatego nie możemy uznać narodu żydowskiego… Religia żydowska była podstawą naszej; ale zastąpiło ją nauczanie Chrystusa i nie możemy przyznać religii żydowskiej żadnej dalszej zasadności”.


Papież powiedział także Herzlowi, że jeśli Żydzi osiądą w Palestynie, “Kościół zapewni, że będą tam kościoły i księża, by ich ochrzcić”. Również Kardynał Sekretarz Stanu papieża uprzednio podkreślił w rozmowie z Herzlem, że „po to, byśmy wystąpili na rzecz narodu żydowskiego w sposób, w jaki pan pragnie, musieliby się najpierw nawrócić”.


Antypatia do Żydów rozciągała się także na fizyczne przetrwanie żydowskie podczas II wojny światowej. Podsekretarz Stanu Piusa XII w czasie wojny, Domenico Tardini, z całej mocy sprzeciwiał się  przyznaniu azylu Żydom w ich, przyznanej przez społeczność międzynarodową,  Żydowskiej Siedzibie Narodowej. „Stolica Apostolska nigdy nie zaaprobowała projektu uczynienia Palestyny domem żydowskim – wyjaśnił. – Palestyna jest obecnie świętsza dla katolików niż dla Żydów”.


Kardynał Luigi Maglione, Sekretarz Stanu Piusa, także twierdził, że ojczyzna żydowska jest bezpośrednio nieprzyjazna dla katolików, których „uczucia religijne byłyby zranione i słusznie obawialiby się o swoje prawa, gdyby Palestyna należała wyłącznie do Żydów”.


Jest to ten sam Sekretarz Stanu, którego przedstawiciel Stanów Zjednoczonych w Watykanie, Myron Taylor, informował we wrześniu 1942 r., że Żydzi są deportowani masowo na wschód i są tam systematycznie zabijani. Maglione pozostał nieporuszony i całkowicie zignorował informacje amerykańskiego dyplomaty.


Każdy papież przynosi ze sobą własny styl osobisty i własne skłonności. Choć jednak zewnętrzne oznaki i słownictwo mogą zmieniać się, zeitgeist Watykanu jako organizacji, wbudowana stronniczość jego funkcjonariuszy, pozostają niezmienione. Nieświęta  świętoszkowatość minionych lat nadal trwa.


The Holy See’s Unholy Sanctimony

Another Tack, 28 maja 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska




Sarah Honig


Izraelska publicystka, pracuje w redakcji "Jerusalem Post" od 1968 roku.