Jak powiększyć kapitał naturalny


Matt Ridley 2015-05-30


Najprostszym sposobem wywołania burzy oklasków na konferencji ekologów jest opowiedzenie nieprzyzwoitego dowcipu o ekonomistach. Badający naturę uważają badających pieniądze za bezdusznych wandali, którzy żądają gwałcenia Matki Natury w pogoni za budowaniem gór aktywów finansowych kosztem aktywów naturalnych. Dieter Helm, profesor z Oksfordu, jest zawodowym ekonomistą, ale odważnie przekracza granicę do ekologii i chce pokazać, jak zbudować „kapitał naturalny”.

Skrajnie zieloni – ci, którzy orędują za rezygnacją z cywilizacji i ponownym oddaniem planety naturze – nie będą tego lubili. Jako człowiek, który nie owija rzeczy w bawełnę, Helm uważa, że wzrost ekonomiczny jest dobry dla ubogich ludzi, że zwolennicy Malthusa „nigdy nie docenili pełnego wpływu technologii na radzenie sobie z niedostatkiem zasobów” i że „rodzaj totalitaryzmu nieprzyjemnie i skrycie czai się w niektórych manifestach co bardziej skrajnych grup zielonych”.


Niemniej Helm, który jest wiodącym znawcą ekonomii energetyki w Wielkiej Brytanii i znajduje posłuch u rządu, zupełnie nie jest antyzielony, w rzeczywistości jest od tego jak najdalszy. Chce tylko, byśmy skupili się na właściwych sprawach. Dla niego kluczową kwestią jest to, że zasoby odnawialne były i są uszczuplane bardziej niż te nieodnawialne, że trzeba je hołubić i przywrócić do poprzedniego stanu. Ryby, lasy, ptaki na terenach uprawnych – nie zaś paliwa kopalne – to sprawy, o które powinniśmy się martwić. Żaden nieodnawialny zasób nie jest bliski wyczerpania się; nie jest to jednak prawdą o mamutach, dodo lub morskich krowach.


Helm argumentuje, że polityka powinna mieć na celu budowanie “łącznego kapitału naturalnego”. W poszukiwaniu tego, jak to zrobić, analizuje wszystkie rozmaite strategie środowiskowe, jakie istnieją, mówiąc czytelnikowi, co sądzi o każdej z nich: opodatkowanie zanieczyszczeń może być lepsze niż zakazywanie ich; rekompensata za szkody może być lepsza niż upieranie się, że nie ma szkód; ochrona wspólnych dóbr poprzez kluby i stowarzyszenia wolontariuszy działa lepiej niż robienie tego za pomocą kontroli rządowej.


Weźmy jeden z ulubionych przykładów Helma: wyobraźmy sobie rzekę, która płynie przez piękną dolinę i pełna jest pstrągów i łososi. Ryby i czysta woda, w której żyją ma – lub powinna mieć – przypisaną wartość i powinno być możliwe nagradzanie ludzi za podnoszenie tej wartości. Jeśli nawóz azotowy farmera zanieczyszcza rzekę, powinno się go poprosić lub zmusić do zapłacenia odszkodowania lub zlikwidowania szkód. Najlepszym adwokatem ryb i najlepszym nadzorcą zagrożenia zanieczyszczeniem jest prawdopodobnie klub wędkarski, nie zaś odległy biurokrata.


Wszystko to jest rozsądne, ale bardzo odległe od tego, co dzieje się dzisiaj. Rekomendacje Helma poprawienia polityki środowiskowej dotyczą raczej marginalnych korekt niż jakiegoś rewolucyjnego podejścia. Wiele jego przykładów pochodzi głównie z zarządzania brytyjskimi terenami wiejskimi.


Nie mogłem się jednak opędzić od myśli, że koncepcja kapitału naturalnego podnosi wiele niewygodnych pytań. Na przykład, weźmy farmera, który używa azotu na swoich polach. Azoty, mówi Helm, „mają niszczący wpływ na florę i, ściekając do rzek, w znaczny sposób obniżają jakość wody i bioróżnorodność”. W niektórych miejscach jest to prawdą.


Istnieje jednak druga strona tej historii. Azoty podniosły plony na farmach. Są największą pojedynczą przyczyną tego, że świat potrzebuje teraz jedną trzecią obszaru, jakiego dla tej samej ilości żywności, potrzebował w 1960 r. A teraz wyobraźmy sobie świat, w którym nie używalibyśmy gazu do produkcji syntetycznego azotu: żeby wykarmić siedem miliardów ludzi, potrzebowalibyśmy dodatkowej Australii i musielibyśmy ją zdobyć przez uprawianie tego, co pozostało z lasów deszczowych, moczarów i wyżyn.


Chodzi mi o to, że najlepszą rzeczą, jaką robimy, by ocalić planetę, jest intensyfikacja sposobu uprawiania tych akrów, które używamy obecnie, żebyśmy potrzebowali mniej akrów. Nazywa się to „zrównoważoną intensyfikacją”, “decoupling” lub “oszczędzaniem ziemi” i jest wielką, nową ideą w ekologii – punktem centralnym niedawno opublikowanego “eko-modernistycznego manifestu”. Nie dotyczy to tylko produkcji żywności, ale także produkcji tekstyliów i energii; przejście na paliwa kopalne niewątpliwie uratowało lasy Europy, które inaczej zostałyby dawno temu zrąbane na paliwo.


Jeśli więc rozsiewający azot rolnik ma płacić za szkody wyrządzone rybom, czy nie należy mu się czek za wkład w ocalenie lasów deszczowych? Nawozy zapobiegają także erozji gleby (amerykańska “Dust Bowl” w latach 1930. zdarzyła się, ponieważ ziemia była wysuszona i wyczerpano substancje odżywcze) oraz wzbogacają dzikie ekosystemy. Jedno z badań ryb i ptaków na północnowschodnim wybrzeżu pokazało, że byłoby znacznie mniej ptaków i ryb bez składników odżywczych spływających rzekami Tweed i Tyne.


Przypomnienie Tyne prowadzi mnie do kolejnej pretensji, jaką mam do książki Helma. Jest on jednolicie negatywny w kwestii stanu środowiska, recytując znaną litanię o dewastacji atmosfery, oceanów, lasów i fauny i flory. Z pewnością wiele jest złego. A jednak, kiedy byłem chłopcem, rzeka Tyne nie miała łososi, niewiele wydr, nie było rybołowów ani kani rdzawych. Dzisiaj wszystkie one są z powrotem dzięki oczyszczeniu ujścia, usunięciu DDT i ochronie lub ponownym wprowadzeniu dzikiego ptactwa.


Czy są to tylko pomniejsze szlaki boczne na drodze do zagłady? Nie sądzę. Wiele krajów, włącznie w Wielką Brytanią, ale także Bangladeszem i Chinami, doświadcza teraz wzrostu pokrywy leśnej, dziesięciolecie za dziesięcioleciem. Wielkość populacji fauny w Europie skoczyła w górę w ostatnich latach według wyników niedawnego badania, Wildlife Comeback in Europe, przeprowadzonego przez różne grupy ochrony przyrody, takie jak Zoological Society of London. Populacja humbaków wzrosła spektakularnie, jak również niedźwiedzi polarnych, morsów, fok i wielu gatunków pingwinów. Dlaczego? Ponieważ zastąpiliśmy zasoby, które dawniej uzyskiwaliśmy z tych stworzeń, produktami fabrycznymi. Uniezależniliśmy się od natury, intensyfikowaliśmy w sposób zrównoważony – i podnieśliśmy kapitał naturalny.


A w miejscach, gdzie kapitał  naturalny jest w rosnących kłopotach, tam ludzkość jeszcze nie uniezależniła się od natury i nadal zależy od dzikich ekosystemów, by zdobyć drewno na opał, mięso z buszu i dochód. Wszystko to jest dobrze znane i spodziewałbym się, że Helm to omówi. Nie tylko jednak argument o oszczędzaniu ziemi/decoupling jest w tej książce w zasadzie nieobecny, ale nieobecne są także nazwiska ekonomistów i autorów, którzy tak elokwentnie pisali o tym przez lata, takich jak Julian Simon, Bjørn Lomborg, Vaclav Smil, Jesse Ausubel, Indur Goklany i Robert Bryce.


Stwierdzenie, jak to robi Helm, że musimy posłużyć się technologią, żeby ulepszyć planetę, jest słuszne; jest całkowicie trafne. Ale dodanie, co mógł zrobić (ale nie zrobił): „nie rozpaczajcie – już mamy wspaniałe rezultaty w kilku dziedzinach w ostatnich dziesięcioleciach” byłoby znacznie mocniejszym przekazem.

 

Stworzenia, które powróciły


W XIX wieku wielorybnicy i poławiacze fok polowali na wieloryby, foki i pingwiny głównie dla ich tłuszczu. Wszystkie trzy typy tych stworzeń były bogate w tłuszcz, który można stopić i używać do oświetlenia, do produkcji mydła lub margaryny. Polowano na wiele gatunków tak, że doszły do krawędzi wyginięcia. Wszystkie teraz powracają. Na przykład, pingwin królewski na wyspie Macquire był w roku 1930 zredukowany do około 3400 par. Dzisiaj liczą 500 tysięcy. Słonie morskie północne były w 1890 r. zredukowane do około 100 osobników; obecnie jest ich 130 tysięcy.


W latach 1950. humbaki były wielką rzadkością. Obecnie niemal powróciły do poziomów sprzed eksploatacji i liczą 75 tysięcy osobników. Uchatki antarktyczne (cenione głównie ze względu na futro) były właściwie wytępione w 1900 roku poza maleńka populacją w Georgii Południowej. Dzisiaj jest ich cztery miliony wokół Antarktyki. Morsy były wytępione w wielu częściach Arktyki. Dzisiaj ponownie skolonizowały wiele obszarów i tylko na Morzu Beringa i przyległych obszarach jest ich 130 tysięcy. Ten olbrzymi wzrost kapitału naturalnego jest wynikiem „zrównoważonej intensyfikacji” – zastąpieniem produktów zwierzęcych ropą naftową – w co najmniej równie wielkim stopniu, jak jakąkolwiek inną przyczyną. Świat używa znacznie więcej energii; ale bierze jej znacznie mniej z tłuszczu zwierzęcego.


Pierwsza publikacja w The Times

How to increase natural capital

Rational Optimist, 19 maja 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley

Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.