Zapiski człowieka kontrowersyjnego


Andrzej Koraszewski 2015-05-10


Od czasu do czasu różni ludzie odczuwają głęboką potrzebę przyklejenia etykietki. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że nasza strona jest „żenująco islamofobiczna”. Strasznie zdenerwowaliśmy czytelniczkę, która nie mogła się w żaden sposób pogodzić ze stwierdzeniem, że ateiści w krajach muzułmańskich są prześladowani. Ta niesłychanie kontrowersyjna teza pojawiła się w moim streszczeniu liczącego kilkanaście stron tekstu marokańskiego dziennikarza, Ahmeda Benchemsi, który pisał o zjawisku „niewidzialnych ateistów” w muzułmańskim świecie oraz, oczywiście, o przyczynach, dla których są oni niewidzialni.

Nie trzeba bardzo głębokich studiów, żeby dowiedzieć się w ilu krajach ateizm spotyka się z prawnymi represjami, jakie formy przybierają te represje, jak wyglądają naciski pozaprawne. Te opisy znajdowały się w moim streszczeniu, a sprawdzenie przywoływanych w artykule faktów wymagało zaledwie kilku kliknięć.

 

Czytelniczka pisała: „Znam irackich ateistów, jeden z nich nawet kandydował na prezydenta w ostatnich wyborach, pochodzi z szanowanej ateistycznej rodziny bagdadzkiej, jest aktywnym działaczem partii socjaldemokratycznej. Nikt ich za ateizm nie prześladuje.”

 

Ten wpis przypomniał mi Juliana Hochfelda znakomitego socjologa, człowieka o niesamowitym uroku, który bezpośrednio po zakończeniu wojny, bardzo skutecznie przekonywał Brytyjczyków w Londynie, że w opanowanej przez komunistów Polsce nikt nikogo nie prześladuje. Zetknąłem się z nim w 1957 roku, kiedy był już niemal dysydentem, gwiazdą na firmamencie orędowników socjalistycznej demokracji. O jego pracy w Londynie bezpośrednio po wojnie dowiedziałem się wiele lat później, już po jego śmierci i, ku własnemu zdumieniu, nigdy nie straciłem do niego sympatii, pamiętałem ciepłego, mądrego człowieka, o którym wiedziałem, że przyklejał łatki kontrowersyjności ludziom ujawniającym zbrodnie nowego, komunistycznego reżimu. Był wspaniałym człowiekiem, miał jedną wadę – nie był uczciwy ani wobec samego siebie, ani wobec innych. Miał jednak dobre intencje i zdolność oszukiwania samego siebie. Ta zdolność pozwalała mu być zastępcą członka KC PZPR i posłem na Sejm w najgorszym stalinowskim okresie.

 

Właśnie przeczytałem w Washington Post  artykuł pod ciekawym tytułem: „Organizatorzy  wydarzenia nie przeprosili po udaremnionym zamachu w Teksasie”. Przetarłem oczy, ludzi chciano zabić, a oni mają przeprosić? Dziennikarka „Washington Post”, Sandhya Somashekhar, nie ma w tej sprawie wątpliwości. Pamela Geller organizując wystawę  karykatur Mahometa jest winna zbrodni sprowokowania morderców. Pamela Geller jest zatem ekstremistką i islamofobką! Koniec kropka, nie ma o czym rozmawiać. To bardzo kontrowersyjna postać! Dopiero co zorganizowała akcję publicznego  pokazywania na autobusach pełnego nienawiści cytatu działacza Hamasu, który mówił, że „Zabijanie Żydów jest modlitwą przybliżającą nas do Allaha”. Oskarżono ją o mowę nienawiści. Nie, nie o ujawnianie mowy nienawiści, to Pamela Geller oskarżona jest o mowę nienawiści i Pamela Geller oskarżona jest o spowodowanie zamachu na nią. Za zamach na organizatorów wystawy odpowiedzialność przyjęło Państwo Islamskie, ale organizatorzy tej kontrowersyjnej wystawy rysunków powinni przeprosić za prowokowanie Państwa Islamskiego! Na marginesie tej publikacji inny amerykański dziennikarz, Rich Lowry zastanawia się w magazynie „Politico”, czy należy również oczekiwać przeprosin od Malali Yousafzai, która wzburzyła Talibów swoim chodzeniem do szkoły i bezczelnym publicznym upominaniem się o prawo muzułmańskich dziewczynek do nauki?  A co z Koptami, którym obcięto głowy? Czyż nie byli winni zbrodni modlenia się do niewłaściwego Boga? Sympatie wielkich tego świata do zbrodniarzy wyrażane są ostrożnie, przy pomocy tak niewinnych zabiegów jak właśnie stempelek „kontrowersyjności” przyklejany ich krytykom. Kontrowersyjna jest Ayaan Hirsi Ali, Sam Harris, kontrowersyjni są muzułmańscy liberałowie. „Nie drażnić zwierząt”. To wyrażane innymi słowami hasło ukrywa pomieszanie strachu i rasizmu. Nienawiści do każdego, kto odważa się mówić głośno, że zbrodnia jest zbrodnią, starannie zamaskowanej pogardy dla zbrodniarzy, którzy przecież nie ponoszą winy za to co robią i ubieranie się w szaty moralistów broniących sprawiedliwości i społecznego ładu. To wszystko zanurzone w kłamstwie, żeby ukryć wyciągnięte na światło dzienne fakty.

 

Inny szacowny dziennik amerykański, „New York Daily News”  opublikował artykuł pod tytułem: „Wyczyn Pameli Geller z karykaturami Proroka Mahometa w Teksasie pokazuje jak nienawiść znowu podnosi swój ohydny łeb”. Oczywiście nienawiść dotyczy organizatorów wystawy, a nie tych, którzy próbowali ich zabić. Autorka artykułu bez zażenowania porównuje Geller do ISIS i Al-Kaidy, pisząc że podobnie „tarzają się w nienawiści”.

 

Do akcji włączył się również „New York Times” pisząc:  

 

Charlie Hebdo to pismo, które zawsze charakteryzowała satyra na polityków i religie, czy to katolicką, żydowską, czy islam. Natomiast za wystawą w Teksasie kryje się Pamela Geller, antyislamska aktywistka, z długą historią deklaracji i działań motywowanych czystą nienawiścią do islamu.

 

Po takim wywodzie czytelnik powinien być całkowicie przekonany. Nie jestem jednak przekonany z tego prostego powodu, że NYT obywa się bez faktów. Jako największą zbrodnię nienawiści przytacza niechęć Pameli Geller wobec budowy meczetu w pobliżu Ground Zero, miejsca, gdzie muzułmańscy ekstremiści zamordowali ponad trzy tysiące ludzi. (Osobiście nie sądzę, aby był to najlepszy sposób odcięcia się społeczności muzułmańskiej od tej zbrodni i wiem o muzułmanach, którzy mają bardzo podobne wątpliwości.) Tak, Pamela Geller publicznie krytykuje islam, tak, pokazuje rozmiary nienawiści sączącej się z przenikającej na Zachód propagandy politycznego islamu, tak, nagłaśnia wypowiedzi, które są przemilczane przez amerykańską administrację i amerykańskie media głównego nurtu. Czy jest to jej bigoteria i jej mowa nienawiści, czy wręcz odwrotnie, pokazywanie bigoterii i mowy nienawiści, które wywołuje nienawiść do człowieka, który odważa się pokazywać to, o czym inni wolą milczeć?  


Daniel Greenfield w artykule pod tytułem  Cartoonists are Controversial and Murderers are Moderate zwraca uwagę na fakt, że etykietki takie  jak “kontrowersyjny”, czy “prowokacyjny” w najmniejszym stopniu nie służą dziennikarzom jako wstęp do prezentacji faktów, rzeczywistych opinii i powodów, dla których autor ma opinie odmienne. Te etykiety sygnalizują po prostu niechęć i są informacją, że czytelnik powinien tę niechęć podzielać.


Greenfield pisze o ludziach przekonanych, że karykaturzyści są bardziej kontrowersyjni niż mordercy, którzy sądzą, że były muzułmanin rysujący Mahometa jest bigotem, zaś usprawiedliwianie fizycznych ataków na Żydów jest objawem umiarkowania, że spiski zmierzające do unicestwienia Stanów Zjednoczonych i zastąpienia ich muzułmańską teokracją są akceptowalne dla organizacji obrońców praw człowieka, ale konkurs na karykatury powinien wywoływać wściekłość ludzi współpracujących z umiarkowanymi organizacjami muzułmańskimi, które tylko okazjonalnie popierają terroryzm.


Te postawy stały się na Zachodzie powszechne właśnie dlatego, że satyra pokazuje w ostrym świetle socjopatów i patologiczne idee i ci „kontrowersyjni” i prowokujący” autorzy odbierani są jako zagrożenie, że będziemy zmuszeni do spojrzenia prawdzie w oczy.            


Bractwo Muzułmańskie, organizacja mającą swoją sieć w dziesiątkach krajów, organizacja mająca udokumentowane powiązania z nazizmem od lat trzydziestych ubiegłego wieku do dnia dzisiejszego, jest w opinii zachodnich środków masowego przekazu umiarkowana, ktoś kto publicznie prezentuje dokumenty, tłumaczenia publicznych wypowiedzi, filmy z publicznymi przemówieniami zawierającymi oczywistą mowę nienawiści przywódców tej umiarkowanej organizacji, jest „kontrowersyjny” i oskarżany jest o mowę nienawiści właśnie.


Greenfield zwraca uwagę dlaczego karykatury Mahometa są szczególnie ważne, pokazują bowiem, że islamistyczny terroryzm, wbrew wszelkim zapewnieniom, ma religijny charakter i jest napędzany islamistyczną ideologią. To właśnie mówi również prezydent Egiptu, Abdel Fattah Sisi, i wielu muzułmanów nawołujących do reformy islamu. Jednak prezydent Egiptu, podobnie jak islamscy liberałowie, uważany jest często na Zachodzie za postać kontrowersyjną, a przez piewców politycznego islamu wręcz za prowokatora.


Stempelek kontrowersyjności może być przedmiotem dumy.  Wiele razy czytałem o kontrowersyjnym Władysławie Bartoszewskim, kontrowersyjnym Miłoszu czy kontrowersyjnym Giedroyciu. Wielu polskich publicystów doskonale przyswoiło sobie sposób użycia tego pojęcia. Ostatnio byliśmy kontrowersyjni dla pani S., którą zdenerwowało, że jej znajomy przeniósł od nas artykuł irańskiej dysydentki, Mariny Nemat. Artykuł otwierało zdjęcie z publicznej egzekucji w Teheranie. W Iranie na przestrzeni ostatnich 18 miesięcy powieszono ponad tysiąc osób. Wątpliwe, czy pani S. przeczytała sam artykuł, komentowała tylko zdjęcie:                    

                    

„Cały czas świat poszukuje rozwiązań... Tacy ludzie jak Koraszewscy takimi obrazkami lobbują na rzecz wojny. :(„    

    

Marina Nemat pisała o tym, że irański reżim i ISIS to dwie strony medalu tej samej średniowiecznej mentalności, pisała o masowych mordach i prześladowaniach dotykających zarówno muzułmanów, jak i mniejszości religijne, krytyków reżimu i ludzi podejrzanych o homoseksualizm, pisała o prześladowaniach kobiet i religijnym terrorze. Marina Nemat ma nie tylko informacje z drugiej ręki, w wieku szesnastu lat została aresztowana za udział w demonstracji, była torturowana, przez dwa lata była systematycznie gwałcona. Informacje o zbrodniach są dla pani S. „lobowaniem na rzecz wojny”. Głęboka niechęć tej pani może być wyłącznie powodem satysfakcji, świadectwem, że jesteśmy kontrowersyjni dla ludzi, których akceptacja byłaby dowodem całkowitego moralnego zagubienia.

 

Niekontrowersyjne dziennikarstwo nie jest żadną nowością, jest na nie również inna nazwa, ale ta jest niecenzuralna.  

 

P.S. Już po napisaniu tego tekstu przeczytałem artykuł pod intrygującym tytułem: I’m more hateful than Pamela Geller.