Zuchwałość oszustwa: porozumienie z Iranem


Noru Tsalic 2015-05-06

Czy czytaliście przypadkiem porozumienie ramowe podpisane przez Iran i sześć mocarstw światowych? Nie? Oczywiście, że nie czytaliście – żadne porozumienie nie zostało podpisane. To prawda, po niedotrzymaniu ostatecznego terminu negocjatorzy pokazali się ze zmęczonym ale triumfalnym wyrazem twarzy i poklepywali się wzajemnie po plecach jak gracze NBA, którym właśnie udało się wrzucić kosza. Ale tutaj nie było żadnego kosza: negocjacje przyniosły wyłącznie porozumienie… o przyszłym porozumieniu.


Spędzono całe lata i małą fortunę – nie, duuużą fortunę, jak dla ciebie i jak dla mnie; ministrowie zaniedbywali swoje inne obowiązki; i wszystko, co mogli pokazać, to… słowne porozumienie??? Takie, które strony już „pamiętają” na co najmniej trzy sprzeczne sposoby? Zastanówcie się: kiedy ostatnim razem poważny spór międzynarodowy został rozwiązany przez słowne porozumienie? Traktaty międzynarodowe są długimi, starannie sformułowanymi dokumentami prawnymi, podpisywanymi z ceremonią przez przywódców i ratyfikowanymi przez parlamenty. Słowne porozumienie? Poważnie???


Ludzie, wykołowano nas; traktują nas jak idiotów, a “zestawy faktów” mają tylko na celu ukrycie rażącego nieistnienia “porozumienia”; wytworu oszukańczych umysłów. W rzeczywistości, po miesiącach i latach negocjacji – nie ma żadnego porozumienia; niczego poza luźnym, niewyraźnym, odwracalnym, ustnym „porozumieniem” o jakichś nagich „zasadach”. To jest prawda i politycy uznali, że najlepiej nie wtajemniczać w nią nas, zwykłych ludzi. Co za bezczelna mistyfikacja! Co za niewiarygodna hucpa! Co za szyderstwo z naszej uczciwości i autentycznego zaufania!

I nie są to tylko ci upaprani politycy, te mięczaki, które zarabiają na życie (i to dobre życie!) kłamstwem i oszustwem; jest to także cały regiment „dziennikarzy, intelektualnych prostytutek polityków; ci, którzy szybko zmobilizowali się, by wesprzeć oszustwo. Weźmy, na przykład, Joe Kleina z „Time Magazine”: już wyprodukował przynajmniej dwa „artykuły” – dwa bezwstydne kawałki propagandy w stylu sowieckim – wychwalające słowne „ramy” (które, oczywiście, nazywa „porozumieniem” lub „układem”) jako najlepszą rzecz od czasu pokrojonego chleba. Na wypadek, gdyby ktoś powątpiewał w jego „ekspertyzę” w sprawach Bliskiego Wschodu, Klein zaczyna od wymachiwania swoimi „żydowskimi” kwalifikacjami, informując czytelników, że właśnie obchodził Seder ze swoim przyjacielem Raminem, „irańskim krasnalem, jeśli taka rzecz jest możliwa – urodzonym jako muzułmanin, ale nawróconym na judaizm…”

 

Nie trzeba dodawać, że osobista opinia tego zauroczonego „irańskiego krasnala” (który, jak zostajemy poinformowani, „jest za zmianą reżimu, ale środkami pokojowymi”) zaprzęgnięta jest w służbę „argumentu” Kleina – a raczej użyta zamiast argumentu. W końcu, jako najemny pisarczyk, Klein przedstawia „wnioski”, które są z góry ustalone przez ideologiczną fiksację. Po co więc kłopotać się prowadzeniem dociekań lub robić wywiad z autentycznym autorytetem? Znacznie łatwiej napisać artykuł w oparciu o pogawędkę z przyjacielem przy rosole i knedlach z macy! 


Joe Klein, “zaangażowany w charakterze Żyda”, odpowiedzialnego za propagandę
Joe Klein, “zaangażowany w charakterze Żyda”, odpowiedzialnego za propagandę

Mimo entuzjazmu a priori dla “umowy” Klein wspomina mimochodem niejakiego Mohammada Rezę Nakdiego; który, kiedy negocjatorzy nadal poklepywali się po plecach, oznajmił, że dla Islamskiej Republiki Iranu “wymazanie Izraela z mapy” jest “niepodlegające dyskusji”.  Nakdi nie jest ani krasnalem, ani jednym z przyjaciół Kleina z artystycznej bohemy; jest znacznie bardziej prozaicznym (ale znacznie, znacznie, znacznie bardziej wpływowym) generałem i dowódcą potężnej irańskiej Gwardii Rewolucyjnej – żywotnym zapleczem politycznym reżimu ajatollahów. Nie spodziewam się jednak, by Klein przypisywał jakiekolwiek znaczenie ludobójczej groźbie Nakdiego. W rzeczywistości, wspomniał jedynie Nakdiego, by móc wymierzyć kolejny cios Benjaminowi Netanjahu; niewątpliwie dlatego, że Netanjahu zdecydował się zareagować na splunięcie irańskiego generała – i to nie udawaniem, że to pada deszcz. Oczywiście, Netanjahu nie musi mieć racji; chodzi jednak o to, że ma do tego prawo: jego rodzina jest na linii ognia, w zasięgu uderzenia balistycznymi (i potencjalnie nuklearnymi) pociskami rakietowymi Gwardii Rewolucyjnej. Jeśli to Klein myli się, jedyny osobisty ból, jak odczuje, będzie spowodowany jego hemoroidami ostrożnie usadowionymi w miękkim fotelu na Manhattanie.


Co więc zdarzy się teraz? No cóż, niewiele: będą kontynuować negocjacje w sprawie „szczegółów” nieistniejącego jak dotąd porozumienia. Nowym nieprzekraczalnym terminem jest 30 czerwca. Nie martwcie się jednak, oczywiście będzie przedłużony. W końcu, stary nieprzekraczalny termin (31 marca, „nieprzekraczalny termin” dla „ram” upichconych 2 kwietnia) sam był przedłużeniem przedłużenia… Z czasem może wyłonić się jakiś rodzaj porozumienia; albo cała rzecz może po prostu wygasnąć, kiedy uwaga świata zwróci się ku nowym kryzysom. Może Ukraina albo Jemen; albo Morze Południowochińskie…

Prawdę mówiąc, nie ma różnicy czy porozumienie zostanie podpisane, czy nie; wszystko jedno, czy uważasz to za dobrą umowę, czy za złą; nie ma znaczenia czy, jak Klein, jesteś wystarczająco głupi, by ufać, że reżim ajatollahów zastosuje się do jakiegokolwiek porozumienia. Ogólnie, nie czyni absolutnie żadnej różnicy, co ty lub ja myślimy; albo co myśli Klein lub co myśli pan Barack Obama. Tym, co naprawdę liczy się – jedyną rzeczą, która się liczy – jest, co myślą ludzie na Bliskim Wschodzie: ani jeden z nich nie ufa ajatollahom; ani jeden z nich nie pokłada wiary w takim Obamie, Johnie Kerrym i François Hollande. I dlaczego mieliby? Czy nie są to ci głupawi ludzie Zachodu, słabeusze, którzy chcą „przewodzić od tyłu”?  Czy to nie tacy jak oni już pozwolili Korei Północnej na zdobycie Bomby?


Mówi książę Turki Al-Faisal, główny rzecznik polityki zagranicznej Arabii Saudyjskiej:

"Zawsze powtarzam, że cokolwiek wyniknie z tych rozmów, my chcemy tego samego. Jeśli więc Iran ma możliwość wzbogacania uranu do jakiegokolwiek poziomu, nie tylko Arabia Saudyjska tego zażąda. Cały świat będzie stanowił otwarte drzwi do pójścia tą drogą bez żadnych zahamowań, a to jest moje główne zastrzeżenie do tego…”


Obama uspokajający (zmarłego obecnie i pogrzebanego)<br /> króla Abdullaha z Arabii Saudyjskiej
Obama uspokajający (zmarłego obecnie i pogrzebanego)
króla Abdullaha z Arabii Saudyjskiej


Saudyjski program nuklearny będzie, oczywiście, całkowicie pokojowy. Tak samo jak Iran (czwarte największe na świecie zasoby ropy naftowej) Arabia Saudyjska (drugie największe na świecie) po prostu chce produkować trochę energii atomowej. Właśnie dlatego w marcu, kiedy negocjatorzy wykuwali te wychwalane przez Kleina irańskie „ramy”, Saudyjczycy cichutko podpisali porozumienie (pisemne porozumienie!) zakupu dwóch południowo koreańskich reaktorów jądrowych. W sumie to zalane ropą królestwo pustynne planuje budowę nie mniej niż 16 reaktorów jądrowych. Wszystkie z nich całkowicie pokojowe, oczywiście! Wojskowi władcy Egiptu chcą równie pokojowego programu nuklearnego; i dlatego w lutym generał zamieniony w prezydenta Abdel-Fattah el-Sissi spotkał prezydenta zamienionego w premiera zamienionego w prezydenta Władimira Putina. Ci dwaj triumfalnie ogłosili porozumienie o zbudowaniu reaktora jądrowego w Egipcie. Nie ulega wątpliwości, że kilku innych królów, szejków i dożywotnich prezydentów bliskowschodnich podąży ich śladem, używając bogactwa naftowego, by kupić sobie nieco nuklearnej ikry.  


Inny dobry przyjaciel: były dyktator egipski Hosni Mubarak
Inny dobry przyjaciel: były dyktator egipski Hosni Mubarak

Jeśli chodzi o resztę z nas, obudzimy się któregoś dnia do Bliskiego Wschodu (tak, tego Bliskiego Wschodu sekciarskiego obcinania głów i bombowych zamachów samobójczych!) zdolnego do prowadzenia nuklearnego dżihadu. Perspektywa, która powinna wywoływać jakieś potężne ciarki na plecach przywódców zachodnich. To znaczy, gdyby byli przywódcami; albo mieli kręgosłupy.   


The Audacity of  Hoax

23 kwietnia 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska




Noru Tsalic

Izraelski bloger, obecnie pracuje w Wielkiej Brytanii.